|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Idee i ideologie
Idee Społeczne Kooperatyzmu [6] Autor tekstu: Edward Abramowski
W młodości było inaczej. Każda idea nowa, która wtedy wchodziła do umysłu, stawała się oblubieńcem duszy całej; kładło się pod jej stopy wszystkie daty
życia, wszystkie korzyści, rozkosze i cierpienia. Była ona nie tylko postulatem rozumu, ale i sumienia, nie tylko widmem przyszłości, ale i prawdą żywą,
podług niej chciało się żyć i działać. Dzień życia był jej dniem.
Polityka jednak zrobiła swoje, stworzyła starość. Nadchodzi doba dojrzałości i owe piękne, tętniące krwią prawdziwą, wierzenia zamieniają się w skostniałe,
martwe pojęcia, które życiem osobistym człowieka nie rządzą i nic w nim nie tworzą. Zamknięte w sferze czysto umysłowej ożywają się wtedy tylko, gdy trzeba
dowodzić i mówić o polityce; w głębinach zaś duszy, w tym, co tworzy życie codzienne, w woli i sumieniu praktycznym stare, znienawidzone teoretycznie idee
zapanowują zupełnie, natrząsając się cicho ze swoich poprzedników, ze zbankrutowanych ideałów młodości. I oto człowiek staje się podobny do tych więzień
francuskich, na których wielkimi zgłoskami stoi napisane — „wolność, równość, braterstwo". Ten typ obłudy rozwija się zresztą w ludziach przez samo
wychowanie i trzeba wielkiej siły młodości, ażeby wpływy te umiała przezwyciężyć. Przypomina mi się widziany kiedyś w jednej z galerii obraz; Chrystus
przemawia do tłumu, z oczami pełnymi wizji swojego królestwa; a poza nim stoi małpa, która przedrzeźnia i komentuje jego słowa; w twarzach ludzi widać
budzące się pomieszanie, rozterkę, niepokój; widać, że małpa zaczyna działać, a niektórymi owładnęła już zupełnie.
Przez cały czas „wychowania" dzieję się to samo. Dochodzą ku nam legendowej piękności słowa, którymi nawet przeróbki katechizmowe nie mogą odjąć siły i
czaru, wersety nieśmiertelnego „kazania na górze" o oddawaniu bogactw, o sądach o potępianiu, o bezcelowych troskach dnia, o tych, co nie mają mieć swoich
książąt, o jedynym przykazaniu miłości i braterstwa, o jednym grzechu — krzywdzie. Lecz poza tym stoi zawsze małpa, stoją ludzie trzeźwi, praktyczni,
którzy komentują nam te słowa i starają się je pogodzić z wymogami życia, na ich modłę pojmowanego; komentują w taki sposób, że krzywda staje się
prawidłem, normalną atmosferą sumienia, a braterstwo — jałmużną.
Ta sama „małpa" wpływa także i później, a wpływa jeszcze skuteczniej. Kiedy jasna postać Nazarejczyka usuwa się sprzed oczu naszych, a na jej miejsce
zjawiają się wizje nowoczesnej sprawiedliwości, porywając za sobą wszystkie młode uczucia i pragnienia, kiedy zapatrzeni w ten umiłowany wzór Odrodzenia
postanawiamy urzeczywistnić jego piękno w życiu otaczającym, wtedy także zjawia się owa „małpa" praktyczna i rozumowo stara się nas przekonać, że
Odrodzenie nasze możliwe jest tylko w przyszłości, w innym ustroju społecznym, że tylko nieuk, utopista, nie znający materialistycznego pojmowania dziejów,
może myśleć o przeobrażeniu swojej moralności wtedy, gdy trwają społeczne i ekonomiczne podstawy starej, że na wet powinnyśmy, nie chcąc wejść na zgubną
drogę utopii, pozostać wyznawcami moralności tego ustroju, w jakim żyjemy, przystosować do niego swoje osobiste życie, aby mieć siłę głoszenia ideałów. I
„małpa" prawie zawsze zwycięża.
Tak się przedstawia owa smutna historia radosnego ideału. Chcąc w jednym obrazie scharakteryzować losy idei odrodzenia społecznego, można by powiedzieć, że
trzyma ją w niewoli Lewiatan Hobbesowski, Lewiatan stugłowy i sturamienny, gnieżdżący się wygodnie we wszystkich starczych nałogach życia, we wszystkich
plugastwach, jakie przemoc zrodziła w duszach ludzkich, we wszystkich nienawiściach, jakie poczęła niewola. Ma on wiele różnych imion i masek. Nazywał się
Cezarem rzymskim, Teokracją, Inkwizycją świętą, Jakobinizmem, Konwentem republikańskim, a dziś nazywa się dyktaturą proletariatu i ludowym państwem pracy.
Ten sam, nieśmiertelny, wielolicowy.
Ci, którzy to wszystko sami przeżyli w myślach i uczuciach swoich, nie zdziwią się zatem, że podnoszę sprawę wyzwolenia ideału. Trzeba go wyzwolić od
polityki, która go kastruje i przerabia na jakiś kancelaryjny ideał przyszłej biurokracji ludowej, od polityki, która jemu, dziecku wolności i braterstwa,
nakazuje głosić przemoc i nienawiść Apostołom obłudy, ich smutnej nauce o odrodzeniu świata przez policję, trzeba przeciwstawić „wiedzę radosną",
zaczerpniętą z młodzieńczej epoki ideału.
5. Wiedza radosna
Czym jest wiedza radosna? Oto przede wszystkim mówi ona tak: nie okłamujcie swojej duszy. Jeżeli potępiacie w swoich przekonaniach społecznych wyzysk i
przemoc, własność, która żyje kosztem głodnych, i kodeksy, którymi się ona posługuje, natenczas niechże i życie wasze osobiste to samo głosi. Niech was
poznają po waszym życiu. Wymaga tego nie tylko piękno i godność idei, którą wyznajecie, ale i umiejętność tworzenia historii świata.
Każda instytucja społeczna, zarówno zwyczajowa jak i prawna, żyje tylko w ludziach, w ich potrzebach, przyzwyczajeniach, wierzeniach i uczuciach; żyje
dopóty, dopóki siebie samą odnajduje w sumieniu człowieka. Gdy potrzeby zaczynają zanikać; a wierzenia i uczucia przeinaczać się, wtenczas instytucje,
które nimi żyły, umierają swoją naturalną, nieuniknioną śmiercią i żadne recepty ministerialne ani wysiłki reakcji rządzącej nie zdołają jej ocalić. Z tych
małych, drobnych przemian ludzkich, przemian wewnętrznych, psychologicznych, z zaczątków nowego sumienia, które w jakiś inny sposób zaczyna normować
codzienne postępowanie człowieka i jego stosunki z ludźmi, idzie potężny dech śmierci i odrodzenia społecznego. Instytucje, zwalczone politycznie tylko,
mogą odżyć i zapanować na nowo, lecz instytucje, zwalczone moralnie, których źródła potrzeb i uczuć wyschły, są umarłe naprawdę. I dlatego powinniście
tworzyć przede wszystkim nowego człowieka; prawdziwie nowego, to znaczy nie tylko z nowymi pojęciami, ale i z nowym sumieniem. Bo nie kancelaria ministrów
i prefektów, ale ono jest mocarzem świata; z niego rodzi się nowe życie, nowe formy i nowy ustrój. Dlatego też nie okłamujcie swej duszy — bo każąc jej
trzymać się starych wzorów życia, niszczycie przez to samo zarodek tego nowego świata społecznego, którego przyjście zwiastujecie — i głosicie kłamstwo.
Dalej mówi ona to jeszcze: Pozwólcie, aby dusze wasze przyjęły w sposób prosty i jasny ową pradawną idee „braterstwa ludzi", jeżeli chcecie odnaleźć cel i
piękno życia, jeżeli chcecie w sobie samych dojść do rzeczy wiekuistej. Idea ta nie znosi teorii i rozumowania, jest większa niż rozumowanie. Bierze się ją
bezpośrednio, jako dar niemający swej ceny ani nagrody. Właściwością jej wyłączną, której żadna inna nie posiada, jest to, że jednocześnie musi być życiem
i wejść do wszystkich najprostszych stosunków ludzkich, nie mając żadnych zastrzeżeń i pęt warunkowych, nie będąc służebnicą żadnych celów innych, korzyści
osobistych lub dążeń społecznych.
Musi być jak najzupełniej wolna i być wykonywana przez wolne tworzenie życia. Wtedy tylko jest ona sobą i daje poznać swoje prawdziwe oblicze, wyzwalając
człowieka od osobistych trosk, obaw i nędzy.
Zwracając jednostce utraconą godność twórcy życia, zmieniamy jednocześnie i dotychczasowe postulaty polityki społecznej. Zamiast oczekiwać, aż zjawi się
nowy Mesjasz — państwo ludowe — które w kadry swej biurokracji ujmie wszelkie zagadnienia i receptami będzie zaprowadzało równość i braterstwo, tępiąc, na
dawny sposób, nowego buntownika — reakcję, stawiamy tworzenie „świata przyszłości" jako zadanie dzisiejsze, aktualne, wolne, zadanie ludzi „dobrej woli". W
tym pojmowaniu życia jako wolnego aktu braterstwa ludzi zawiera się cała idea kooperatyzmu.
W istniejącym społeczeństwie kapitalistycznym są warunki, siły i formy, które umożliwiają budowanie nowego społeczeństwa, opartego na wspólności
ekonomicznej i demokracji pracujących. Są to przede wszystkim kooperatywy spożywców, które oddając w ręce zrzeszonego ludu rynek i kapitały kupieckie,
pozwalają mu stawać się stopniowo właścicielem warsztatów, fabryk, kopali, folwarków — jako kolektywnej własności stowarzyszonych. Kooperatywy te, otwarte
dla wszystkich, wymagające dla własnego interesu, nieograniczonego rozszerzania się, naturalne nieprzyjaciółki monopolu, urzeczywistniają ideał
„unarodowienia", zamieniają pracujących na współwłaścicieli wszystkich przedsiębiorstw, przystosowują produkcję do interesów ogółu spożywców, z
„nadwartości" czynią wspólną wartość stowarzyszonych, dają ludowi samorząd gospodarczy. To co je różni od tego „unarodowienia" państwowego, z którym zżyła
się myśl nasza, jest to jedno tylko, że nie odbywa się ono przymusowo, pod komendą biurokracji, lecz swobodnie, mocą naturalnego interesu ludzi i mocą
samej idei, że, urzeczywistniając wspólność ekonomiczną, nie zabija jednocześnie wolności, ducha inicjatywy, samopomocy, dzielności osobistej, lecz
przeciwnie, wymaga tego wszystkiego, rozszerza, wzmacnia, zaszczepia, tworzy nie tylko demokrację, ale i prawdziwych demokratów, to jest ludzi
samodzielnych. Są także kooperatywy rolne, włościańskie, które w połączeniu z kooperatywami kredytu dążą do naturalnego przeobrażenia samolubnych
gospodarstw chłopskich, borykających się nieustannie z nędzą — w gospodarstwa zrzeszone, kulturalne. Zaczynają one od wspólnego posiadania narzędzi rolnych
i przechodzą w dalszym swoim rozwoju do wspólnej produkcji mleczarskiej, owocowej, hodowlanej, podejmują wreszcie zadanie wspólnej sprzedaży zboża i
wspólnych młynów, a idąc po tej drodze, siłą naturalnych interesów drobnych posiadaczy, osiągają dla nich wyższą kulturę ekonomiczną i dobrobyt, złączonych
ściśle z coraz dalej rozszerzającym się zrzeszeniem różnych stron gospodarstwa wiejskiego. Czyli, że wchodzą w kolektywizm rolny, w kolektywizm, który nie
niszczy wprawdzie indywidualnych zagród włościańskich, nie przemienia ich gospodarstw w folwarki państwowe „kolonizowane", lecz pomimo to jest istotnym
kolektywizmem, w jego demokratycznym, wolnościowym znaczeniu, albowiem daje wszystkie korzyści techniki gospodarskiej wielkich folwarków, umożliwia masom
włościańskim osiągnięcia jak największej kultury rolnej i ekonomicznej, na zasadzie nie walki rynkowej, majoratów i parcelacji, lecz na zasadzie zrzeszenia
i solidarności.
Są takie syndykaty robotnicze, w których tworzyć się zaczyna ten nowy ustrój przyszłości. Wytworzyły one instytucję zbiorowego kontraktu najmu, która
gwarantuje nie tylko robotnikom zabezpieczenie od kapitalistycznego wyzysku, ale także daje im pewien udział w rządzeniu przemysłem i zmusza do
uwzględnienia, w sprawach przemysłowych, interesów specjalnie robotniczych. Syndykaty nie poprzestając na tym, dążą jeszcze do tego, aby się stać zupełnymi
gospodarzami swego fachu, ażeby przeobrazić się na spółki, które przyjmują od przedsiębiorcy całkowitą robotę na umówionych warunkach, lecz całe
zorganizowanie tej roboty, wewnętrzny podział płac i zajęć należy do syndykatu.
1 2 3 4 5 6 7 Dalej..
« Idee i ideologie (Publikacja: 23-10-2014 )
Edward AbramowskiUr. 1868, zm. 21 czerwca 1918. Polski myśliciel polityczny, filozof, psycholog i socjolog. Bliski przyjaciel Stefana Żeromskiego, pierwowzór Szymona Gajowca w powieści „Przedwiośnie”, wolnomularz. „Abramowszczyzna” zabarwiała nie tylko program ludowo-demokratycznej opozycji PSL przeciw ustrojowi komunistycznemu „demokracji ludowej”, ale także działaczy socjalizmu humanistycznego w PPS. Także Komitet Obrony Robotników, a nawet „Solidarność”, miały swoje korzenie w filozofii Edwarda Abramowskiego. Był (i jest) on uważany za „przywódcę duchowego” przez tworzone w Polsce organizacje anarchistyczne. Liczba tekstów na portalu: 2 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: Związki przyjaźni | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9749 |
|