|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Państwo i polityka Jednomandatowe okręgi w świetle doświadczeń demokracji szlacheckiej [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Każdy system społeczny powinien być rozwijany ewolucyjnie, od najprostszych funkcjonalności ku coraz bardziej złożonym. W dużej mierze możemy utożsamić
budowę systemu (państwa) z debatą publiczną, gdyż wbrew wszelkim pozorom to właśnie debata publiczna w sposób kluczowy determinuje politykę. Jest ona
bowiem tzw. rządem dusz.
Czy każdy kraj ma takie władze na jakie zasługuje?
Panuje u nas pogląd głoszący, że polska polityka oderwana jest od społeczeństwa, politycy żyją we własnym świecie, rozgrywając jedynie własne interesy.
Inna opinia głosi coś zgoła przeciwnego: nasza patologiczna polityka jest jedynie odbiciem patologicznego społeczeństwa, gdyż każdy kraj ma takie władze na
jakie zasługuje. Opinie te opierają się na niezrozumieniu charakteru władzy demokratycznej, a w szczególności na niezrozumieniu władzy demokratycznej w
społeczeństwie informacyjnym.
Frazes głoszący, że każdy kraj ma władzę na jaką zasługuje nie miał żadnego związku z demokracją ani jakimiś obserwacjami. Wywodzi się to z Biblii, która
traktuje władzę jako dopust Boży zsyłany dla karania lub nagradzania społeczeństw za ich grzechy lub cnoty. Bóg daje ludziom takich władców na jakich
zasługują — moralnie. Zabawnym jest, że pogląd ten został zdesakralizowany i stał się formą społecznej pseudomądrości.
Równie błędny jest pogląd o wyizolowaniu polityki od otoczenia społecznego. Coś takiego byłoby możliwe tylko w sytuacji, gdyby wybory powszechne były
nieustannie fałszowane. Nawet i wówczas niezadowolenie prędzej czy później rozsadziłoby taki system.
Najbardziej umiarkowane poglądy próbują wyjaśnić oderwanie polityki od potrzeb społecznych za pomocą wadliwego systemu wyborczego. Ordynacja ma być tutaj
winna temu, że nie udaje się wybrać władzy wrażliwej na kluczowe potrzeby społeczeństwa. Wyrazem tego jest ruch społeczny na rzecz jednomandatowych okręgów
wyborczych, który aktualnie w Polsce jest najpopularniejszą próbą naprawienia naszej demokracji (konkurencyjne nurty antysystemowe akceptują system
partyjny utożsamiając naprawę sytuacji z koniecznością wymiany personalnej parlamentu). Pozostałe nurty antysystemowe kontestują głównie treść obecnego
systemu; np. Korwin nie tyle odrzuca partyjny system władzy, co idzie po władzę z koncepcją „partia to ja" (teoretycznie nie musi zatem dążyć do obalenia
formy systemu, by padła jej demokratyczna treść). Ruch Narodowy również koncentruje się na zmianie treści a nie formy systemu.
Całkowicie inny charakter ma ruch JOW — jedyny, który głosi, że źródłem problemu jest partyjna forma władzy. Paweł Kukiz będzie prawdopodobnie jedynym
kandydatem na prezydenta bez zaplecza partyjnego. Zebranie przezeń 100 tys. podpisów wskazje na jakąś zdumiewającą siłę tego ruchu, co zapewne doskonale
rozumieją ci, którzy mają realne doświadczenie w działalności społecznej i wiedzą, że spontanicznie i bez zaplecza organizacyjnego wychodzi mało co.
Ciekawe jest, że jest to tak popularny społecznie ruch antysystemow biorąc pod uwagę fakt, że krytycy JOW przestrzegają, że nie tylko nie obali to
partiokracji, to na dodatek doprowadzi do modelowej dwupartyjności PO-PiS. Mimo tego straszak POPiS nie działa.
JOW to najmocniejsze nawiązanie do demokracji szlacheckiej
Propozycja JOW nie jest jakimś współczesnym wynalazkiem, lecz odwołaniem się do doświadczeń historycznych.
Zauważmy, że obecnie przechodzimy chorobę młodej demokracji na niewydolność decyzyjno-organizacyjną. Państwo nie radzi sobie z rozwiązywaniem podstawowych
problemów, a co gorsza stało się klasycznym molochem, który dławi energię społeczną. JOW stawia podobną diagnozę choroby jak w międzywojniu — winny jest
system partyjny. Piłsudski nazywał to problemem partyjniactwa i jako lekarstwo zaordynował silną władzę centralną o charakterze autorytarnym. Trudno jednak
uznać ten eksperyment za udany, co ujawniło się zwłaszcza, gdy zabrakło Piłsudskiego.
Ruch JOW stawia tę samą diagnozę, co Piłsudski: winny jest system partyjny. Trzeba zatem zlikwidować partiokrację. Zamiast centralizacji władzy
zaproponowano jednak lekarstwo zgoła przeciwne: decentralizacja władzy. Uważam, że jest to bardzo ciekawy postęp wobec II RP, który odwołuje się do
doświadczeń demokracji szlacheckiej.
II RP zaproponowała naprawę demokracji poprzez rządy silnej ręki. Oznaczało to zerwanie z tradycją polityczną demokracji szlacheckiej. Uznano, że był to
brakujący element dawnej demokracji, który doprowadził do jej upadku.
Wprowadzenie JOW byłoby bezpośrednim nawiązaniem do demokracji Rzeczypospolitej XVI wieku, czyli do bardzo udanego okresu polskiego ustroju. Izbę poselską
tworzyli wówczas przedstawiciele poszczególnych okręgów ziemskich, związani odpowiedzialnością przed swoimi wyborcami. Wiązało się to z bardzo konkretną
odpowiedzialnością i związaniem przedstawiciela z wyborcami, w przeciwieństwie do dzisiejszego modelu w którym uznaje się każdego posła za przedstawiciela
nie jego wyborców, lecz całego narodu. W efekcie posłowie nie są dziś przedstawicielami okręgów, lecz partii. W tym sensie władza jest silnie
scentralizowana a odpowiedzialność rozmyta.
Atuty demokracji szlacheckiej: konsensualny tryb pracy
Najwyższym jednak atutem dawnej polskiej demokracji (w okresie w którym byliśmy awangardą demokratyczną w Europie) wobec form późniejszych z II RP oraz III
RP było oparcie jej na jednomyślności i poszukiwaniu konsensusów, w przeciwieństwie do zasady zwykłej większości, która prowadzi do klinczów i
partyjniackich wojen. We współczesnych demokracjach dąży się jedynie do zdobycia większości głosów, co pozwala na niemal całkowite wykluczenie wpływu
przedstawicieli, którzy mają choćby niewiele mniej niż połowę. W efekcie dąży się tylko do zdobycia większości i do pokonania konkurencji. Zasada ta
paraliżowała parlamentaryzm II RP jak i III RP — sprowadzała jego istotę do walki z konkurencją i w efekcie jałowości w osiąganiu celów ogólnospołecznych.
Demokracja szlachecka oparta była na diametralnie odmiennej filozofii. Zasada jednomyślności wymuszała od posłów poszukiwanie konsensusów, porozumień,
kompromisów, przekonywania. Nie było więc sensu wiązania się w partie, gdyż potrzeba było wypracowywania takich decyzji, które nie będą naruszały interesów
jakichś części państwa dla dobra silniejszych. Wpływało to na zrównoważony rozwój i umiejętność poszukiwania interesów ogólnych. Naturalnie parlament
zajmował się przede wszystkim sprawami ogólnymi a nie partykularnymi. Te ostatnie były w gestii sejmików.
Idea jednomyślności była realistyczna. Rozumiano ją jako zgodę powszechną, której wyrazem był brak sprzeciwu. Jeśli jednak zdarzały się pojedyncze
sprzeciwy pomimo racjonalnej argumentacji, przyjmowano fikcję jednomyślności i ignorowano trwających w oślim uporze. Na wszystkich wymuszało to sztukę
mocnej argumentacji swoich racji.
Zauważmy, że związanie posła ze swoimi wyborcami jest podstawą dla koncepcji konsensualnej: otóż współczesny poseł uważa się za reprezentanta całego narodu, czyli swoje racje uważa za racje ogólnonarodowe, nawet jeśli jest całkowicie partykularny to uważa, że jego partykularyzm jest interesem narodu; w demokracji szlacheckiej każdy z założenia był przedstawicielem racji cząstkowej, partykularnej, co prowadziło do konieczności wypracowywania racji narodowej poprzez konsensusy racji partykularnych. I w taki sposób organizowano prace sejmu.
Liberum veto było reakcją na korupcję sejmowych większości
Racjonalny konsensualizm działał w XVI i do połowy XVII w. Kiedy jednak po wielu wojnach polski parlamentaryzm centralny zaczął się degenerować i bywało
tak, że to większość zaczęła nieraz obstawać po stronie decyzji irracjonalnych, zrezygnowano z fikcji zgody powszechnej. Tak narodziło się liberum veto, w
przekonaniu szlachty, że czasami to jednostka bywa ostoją rozumu. Uważano wówczas, że wiązało się to nade wszystko z olbrzymim wzrostem praktyk
korupcyjnych ze strony króla, jak i obcych mocarstw. Nie brano jednak pod uwagę wpływu Kościoła.
Liberum veto stało się więc reakcją na wielką korupcję centralnego sejmu, która — jak wierzono — zmierzała ku temu, by przekupić praktycznie wszystkich.
Tylko liberum veto mogło zaradzić temu, gdyż uważano, że nawet w najgorszym otoczeniu znajdzie się ktoś na tyle szalony, by być uczciwym wtedy, gdy
nieuczciwość staje się normą.
Wraca powoli zainteresowanie kulturą sarmacką, która przedziera się do naszej popkultury
Liberum veto nie sparaliżowało państwa, a jedynie jego najbardziej zdegenerowane instytucje centralne. W istocie bowiem doszło do powrotu do stanu z okresu
panowania Kazimierza Jagiellończyka — ten najlepszy z Jagiellonów XV stulecia przestawił system rządów z modelu oligarchicznego na model
wprowadzony przez Kazimierza Wielkiego, czyli oparcie władzy królewskiej na klasie średniej. Zamiast więc odwoływać się do centralnego senatu, który
tworzyli magnaci, począł odwoływać się do sejmików ziemskich, gdzie dominowali średni.
I to właśnie stało się w drugiej połowie XVII w. dzięki liberum veto. Naczelna władza powróciła do sejmików ziemskich, które niemal zupełnie uniezależniły
się od króla. Zawdzięczamy temu uwolnienie Polski od dynastii Wazów, którzy zrozumieli, że nic już w Polsce nie zwojują. Dzięki temu w drugiej połowie XVII
wieku pojawili się dwaj królowie, których uznano za „Piastów": Michał Korybut Wiśniowiecki oraz Jan III Sobieski.
Liberum veto wyzwoliło dwie pozytywne zmiany ustrojowe: poza decentralizacją władzy, którą przejęły sejmiki, zaczęła rosnąć demokracja bezpośrednia.
Odbywało się to w postaci pospolitego ruszenia szlachty przekształcanego następnie w tzw. sejm konny. Tam więc gdzie nie wystarczały rządy sejmikowe, tam
centralną władzą stawały się sejmy oparte na demokracji bezpośredniej.
Dziś deformuje się znaczenie liberum veto podnosząc, że miały z tego korzystać ościenne państwa dla paraliżowania obrony kraju. Główną jednak zaletą
liberum veto było zablokowanie uchwalania złych praw centralnych. Uchwalanie dobrych nie potrzebowało sejmu, gdyż przejęły je sejmiki, gdzie rządziła
zasada większości. Sejmiki nie tylko podejmowały swe zwykłe decyzje, ale i przejęły sprawy podatków i wojska. Właśnie dlatego doszło do zamachu na rządy
sejmikowe.
1 2 3 Dalej..
« Państwo i polityka (Publikacja: 25-03-2015 Ostatnia zmiana: 02-05-2015)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9817 |
|