Państwo i polityka » Doktryny polityczne i prawne
Głos na rzecz JOW [1] Autor tekstu: Marcin Skubiszewski
Proporcjonalny system wyborczy, który jest w Polsce stosowany w wyborach do Sejmu i do znacznej części ciał samorządu miejscowego, jest często krytykowany.
Popularny jest postulat, aby w jego miejsce wprowadzić jednomandatowe okręgi wyborcze (JOW)
Jednak nawet krytycy systemu proporcjonalnego często nie do końca zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo jest on szkodliwy i jak wiele argumentów przemawia
za reformą, która by nas od niego uwolniła. Oto najważniejsze z tych argumentów:
Polacy nie ufają własnej demokracji — zmieńmy demokrację tak, aby zaufali
Mamy w Polsce demokrację. Ale czy ta demokracja wzbudza zaufanie? Niestety, nie. Aby się o tym przekonać, spójrzmy na dwie statystyki: na poziom zaufania
do Sejmu i na frekwencję wyborczą.
Polacy od lat nie ufają Sejmowi, który sami wybierają w systemie proporcjonalnym
Sondaże pokazują, że od kilkunastu lat ogromna większość Polaków ma złe zdanie o Sejmie. Załączony wykres (pochodzący z publikacji CBOS) pokazuje, że w latach 1998-2011 Sejm miał dobrą opinię tylko u 10 do 30%
Polaków, a złą opinię u 60 do 80%.
Źródło: dokument CBOS Oceny Instytucji Publicznych, marzec 2011.
Na wykresie widać krótkie okresy, kiedy było nieco lepiej i Sejm miał dobrą opinię u ponad 30% Polaków (ale zawsze mniej niż 50%). Były to okresy tuż po
wyborach: po każdych wyborach pewna liczba ludzi sądziła, że nowo wybrany Sejm będzie lepszy. Ale to zwiększone zaufanie nigdy nie trwało długo.
Aby uzupełnić wykres, który kończy się w styczniu 2011, zacytujmy
badanie CBOS z kwietnia 2012
: według tego badania Sejm był dobrze oceniany przez 18% respondentów. A więc brak zaufania do Sejmu nadal trwa.
We wrześniu 2012 poparcie dla partii rządzącej (Platforma Obywatelska) wynosi między 28% (tak podaje TNS Polska) a 31% (tak podaje CBOS). Komentatorzy
twierdzą, że dla Platformy nie jest to zbyt dobry wynik. Co w takim razie powinniśmy myśleć o zaufaniu do Sejmu, wynoszącym 18%? Co powinniśmy myśleć o
tym, że Sejm, w którym ton nadaje PO, sytuuje się w poparciu społecznym o 10 punktów niżej, niż PO?
Ogromny brak zaufania do Sejmu trwa od kilkunastu lat (z małymi przerwami na okresy powyborcze). Trwa niezależnie od tego, która partia w danej
kadencji dominuje w Sejmie. Jest to więc problem strukturalny, który nie wynika z winy jakiejś jednej partii. Żadne wybory nie przyniosą poprawy, jeśli
odbędą się na takich samych zasadach, jak dotychczas. Możemy natomiast mieć nadzieję na poprawę sytuacji, jeśli Sejm będzie wybierany w zupełnie inny
sposób.
Frekwencja wyborcza jest w Polsce bardzo niska
Jak silny jest w Polsce brak wiary w demokrację? Ponieważ ci, którzy w demokrację nie wierzą, z reguły nie głosują, spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie
na podstawie frekwencji wyborczej. Przeanalizujmy najpierw frekwencję w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Z zestawienia opublikowanego przez UK Political Info wynika, że
w roku 2009 w wyborach do Parlamentu Europejskiego frekwencja w Polsce wyniosła 24,5%, podczas gdy średnia dla całej Unii wyniosła 46%. Nasza
frekwencja była trzecia od końca.
Poniżej Polski znalazły się tylko Słowacja (20%) i Litwa (21%). Polska frekwencja z roku 2009 i tak stanowi postęp w stosunku do tej z roku 2004, która
wyniosła 20,9% i była druga od końca (gorsza wówczas była tylko Słowacja, 17%).
Jeśli spojrzymy na wybory do parlamentów poszczególnych państw, to frekwencja w Polsce także wypada fatalnie. Polska, z frekwencją w ostatnich wyborach do Sejmu i Senatu wynoszącą 49%, sytuuje się na czwartym od końca miejscu w Unii Europejskiej (w
tym porównaniu dla każdego kraju bierzemy pod uwagę najnowsze wybory do parlamentu). Gorsze niż Polska są tylko Litwa (32%), Rumunia (39%) i Węgry (39%).
Jeszcze bardziej przygnębiające jest porównanie Polski z tymi krajami Unii, które nie zaznały komunizmu. Tam frekwencja wyniosła od 59% (Portugalia) do 87%
(Dania) (we wszystkich powyższych porównaniach nie bierzemy pod uwagę tych czterech państw Unii, w których głosowania jest obowiązkowe, co daje sztucznie
wysoką frekwencję; te państwa, to Belgia, Luksemburg, Grecja i Cypr). (Akapit napisany na podstawie danych zgromadzonych przez IDEA, International Institute for Democracy and Electoral Assistance
.)
Podsumowując: na tle innych narodów, Polacy bardzo słabo uczestniczą w demokracji, zarówno naszej polskiej, jak unijnej. Oznacza to, że Polacy
demokracji nie ufają. Musimy demokrację zreformować tak, aby stała się godna zaufania.
System proporcjonalny jest mało demokratyczny
Obywatele są odsunięci od władzy — przykład pierwszy: przystawki u władzy w latach 2005-2007
W polskich wyborach do Sejmu w roku 2005 frekwencja była wyjątkowo niska, wyniosła 41% (dla porównania: w takich samych wyborach w latach 2001, 2007 i 2011
frekwencja wyniosła odpowiednio 46%, 54% i 49%). Było tak, gdyż wynik wyborów roku 2005 uważano za przesądzony z góry: miał powstać rząd POPiS-u. Wybory
miały zadecydować tylko o tym, kto w POPiS-ie będzie ważniejszy: PO (Platforma Obywatelska) czy PiS (Prawo i Sprawiedliwość).
Ale po wyborach Jarosław Kaczyński zamiast POPiS-u stworzył rząd PiS-u z przystawkami, czyli z Ligą Polskich Rodzin Romana Giertycha i z Samoobroną
Andrzeja Leppera. Czy było to zgodne z wolą wyborców? Rząd ten różnił się tak bardzo od projektu proponowanego wyborcom, że właściwie nie było związku
między tym, na co ludzie głosowali, a tym, co powstało.
Oczywiście winę za utworzenie tego rządu ponosi Jarosław Kaczyński. To on zadziałał zupełnie inaczej, niż obiecywał przed wyborami. Ale czynnikiem, który
mu to umożliwił, który wodził Kaczyńskiego na pokuszenie, był proporcjonalny system wyborczy: właśnie ten system wydał rozdrobniony Sejm, a
rozdrobnienie z kolei powoduje, że skład rządu nie jest oczywistą konsekwencją wyborów, lecz wynika z negocjacji politycznych prowadzonych już po wyborach.
Taka jest natura systemu proporcjonalnego. Dopuszczając do władzy Andrzeja Leppera, PiS działał zgodnie z naturą demokracji proporcjonalnej, chociaż
jednocześnie działał wbrew zasadom demokracji (bezprzymiotnikowej).
Ten przykład pokazuje, iż demokracja proporcjonalna oddala proces tworzenia rządu od wyborców tak bardzo, że właściwie nie jest demokracją.
Obywatele są odsunięci od władzy — przykład drugi: wybór przewodniczącego Komisji Europejskiej w roku 2009
Frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego jest bardzo niska (tak w Polsce, jak i w całej Unii). Jeśli chodzi o Polskę, to różnica we frekwencji
wynosi około 20 punktów procentowych na niekorzyść wyborów europejskich (odpowiednie liczby są podane powyżej). W innych krajach sytuacja jest podobna.
Dlaczego tak jest? Oto jedna z ważniejszych przyczyn.
Najważniejszą decyzją nowowybranego Parlamentu Europejskiego jest zaaprobowanie nowej Komisji Europejskiej. Aprobując taki czy inny skład Komisji (a
szczególnie takiego czy innego jej przewodniczącego), parlament decyduje, jaką politykę Unia ma prowadzić. Ale wyborcy są od tej decyzji odsunięci. Dzieje
się to w następujący sposób.
Z powodu proporcjonalnego systemu wyborczego Parlament Europejski jest bardzo rozdrobniony. Jego poszczególne frakcje chcą zwiększyć swoje wpływy i coś
wynegocjować przy okazji aprobowania składu Komisji. Dlatego wiele frakcji podejmuje decyzje w tej sprawie jak najpóźniej, dopiero po wyborach. Na przykład
w roku 2009 europejscy socjaliści (w Polsce SLD należy do tej frakcji) do ostatniej chwili usiłowali negocjować z panem Barroso, udzielić mu poparcia w
zamian za wprowadzenie elementów lewicowych do polityki Komisji. Z kolei było wiadomo z góry, że takie lewicowe elementy wywołają wycofanie poparcia PiS i
brytyjskich konserwatystów dla Barroso — te dwie partie żądały polityki wyraźnie prawicowej.
Ostatecznie José Manuel Barroso uzyskał poparcie PiS i brytyjskich konserwatystów, a nie socjalistów. Został przewodniczącym Komisji Europejskiej na
podstawie programu prawicowego. Ale decyzje w tej sprawie zostały podjęte dopiero po wyborach.
Istnieje oczywiście jakiś związek między wynikami wyborów do Parlamentu Europejskiego, a składem i polityką Komisji. Ale ten związek jest niewyraźny i
skomplikowany, bardzo trudny do zrozumienia dla zwykłego wyborcy.
Europejski wyborca nie ma poczucia, że głosując popiera takiego czy innego kandydata na przewodniczącego Komisji Europejskiej, taką czy inną politykę
Komisji. Stąd mała frekwencja wyborcza i powszechne w Europie poczucie, że Unia Europejska nie jest do końca demokratyczna. Takie są skutki
rozdrobnienia Parlamentu Europejskiego, które wynika z proporcjonalnego systemu wyborczego.
System proporcjonalny czyni z posłów marionetki
Posłowie na Sejm wybierani są po to, aby sprawować władzę w imieniu obywateli. System wyborczy powinien więc być skonstruowany tak, aby skłaniać ich do
działania zgodnego z wolą obywateli. Tymczasem w systemie proporcjonalnym to, co dla posła jest często najważniejsze, czyli szanse na ponowny wybór, zależy
przede wszystkim od władz partyjnych. Zasadnicze znaczenie ma tu bowiem miejsce na liście wyborczej, a o tym decyduje partia. Partia może nawet posłowi
całkiem uniemożliwić kandydowanie na kolejną kadencję (obowiązujące w Polsce prawo wyborcze nie dopuszcza kandydatur indywidualnych).
1 2 3 Dalej..
« Doktryny polityczne i prawne (Publikacja: 05-04-2015 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9828 |