Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.446.683 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Polski katolicyzm jest neurotyczny, antyinteligencki. Festyniarski i ciemny. Gdyby Jezus powrócił, musiałby się poddać terapii".
 Państwo i polityka » Doktryny polityczne i prawne

Głos na rzecz JOW [2]
Autor tekstu:

W tej sytuacji większość posłów chce się przypodobać swoim władzom partyjnym. Nie krytykują partii, nie proponują wyboru nowych przywódców partyjnych nawet wtedy, gdy wyborcy tego chcą, nawet wtedy, gdy w gruncie rzeczy interes partii tego wymaga.

Tym sposobem w systemie proporcjonalnym władza, zamiast być w rękach demokratycznie wybranych posłów, jest w rękach szefów partii. Posłowie są uzależnieni od władz swoich partii, a powinno być odwrotnie.

System proporcjonalny doprowadził do zniszczenia demokracji w wielu państwach

Proporcjonalny system wyborczy prowadzi do rozdrobnienia parlamentu, co bardzo utrudnia utworzenie rządu i podejmowanie jakichkolwiek decyzji. Najsłynniejszym w historii przykładem katastrofy wywołanej przez ten mechanizm było dojście do władzy Adolfa Hitlera w Niemczech w roku 1933. Nastąpiło to po ponaddwuletnim okresie, w którym demokracja w Niemczech nie funkcjonowała: prezydent rządził dekretami, a Reichstag (parlament) nie był w stanie podejmować niemal żadnych decyzji. W listopadzie 1932 NSDAP, partia Hitlera, uzyskała 33% głosów w wyborach do Reichstagu — zdecydowanie za mało, aby mieć niepodważalne prawo do utworzenia rządu. NSDAP doszła jednak do władzy, gdyż nie-nazistowscy politycy, w tym prezydent Hindenburg, zgodzili się jej władzę oddać. Zgodzili się na to pomimo tego, że Hitler wyraźnie zapowiadał, iż zamierza zlikwidować demokrację.

Tak więc demokracja niemiecka upadła w roku 1933, gdyż mało kto w nią wierzył. Nie wierzyła w nią połowa wyborców: w sumie połowę wszystkich głosów w wyborach w listopadzie 1932 oddano na partie antydemokratyczne, NSDAP i komunistów. Nie wierzyli też w demokrację czołowi niemieccy politycy, a w każdym razie ci politycy, którzy zgodzili się oddać władzę Hitlerowi.

Podobny mechanizm zadziałał w Polsce w roku 1926, w czasie zamachu majowego: gdy Józef Piłsudski doprowadził do przelania polskiej krwi na niemałą skalę po to, aby obalić legalny rząd Rzeczypospolitej, jego działania cieszyły się dużym poparciem społecznym. Poparcie społeczne, m.in. wśród Warszawian i wśród kolejarzy, walnie przyczyniło się do sukcesu zamachu stanu. Józefowi Piłsudskiemu udało się obalić demokrację, gdyż miał do tego poparcie społeczne, a to poparcie było wywołane fatalnym funkcjonowaniem demokracji proporcjonalnej. W Europie podobne mechanizmy doprowadziły do kilkunastu zamachów stanu w okresie międzywojennym. Kilka demokracji w Ameryce Łacińskiej w podobny sposób załamało się już po drugiej wojnie światowej. We wszystkich tych przypadkach obalone demokracje oparte były na proporcjonalnym systemie wyborczym, a zamachowcy, którzy te demokracje niszczyli, cieszyli się sporym poparciem społecznym.

Więcej na ten temat w mini-wykładach Bernarda Owena.

Proporcjonalność jest ideą złudną (decyzje proporcjonalne nie istnieją)

Wiele osób myśli, że zasada proporcjonalności wyborów jest słuszna przynajmniej w teorii, gdyż poszczególnym partiom daje wpływ na państwo proporcjonalny do ich poparcia. Ale jest to myśl złudna: w każdym systemie politycznym decyzje podejmowane są przez większość. Nie ma „decyzji proporcjonalnych".

W szczególności: niezależnie od systemu wyborczego rząd z reguły dysponuje poparciem większości, ale nie wszystkich posłów. Oznacza to, że zdanie części posłów, którzy reprezentują część społeczeństwa, nie jest brane pod uwagę przy wyborze rządu. Podobnie jest z ustawami, które parlament uchwala — ustawy też wyrażają wolę większości, nie są żadnym „proporcjonalnym" wyrazem woli całego parlamentu czy całego społeczeństwa.

Pod rządami systemu proporcjonalnego koalicję rządzącą tworzy się przy udziale różnych sił politycznych. Jest to konieczne, ponieważ z reguły żadna siła, żadna partia nie ma sama większości w parlamencie. Można tę różnorodność uznać za plus, za element pluralizmu. Tyle, że różnorodność istnieje też w systemie większościowym (opartym na JOW). Jest tylko jedna zasadnicza różnica: w systemie proporcjonalnym różnorodność objawia się przede wszystkim po wyborach, podczas międzypartyjnych negocjacji prowadzących do utworzenia rządu, a w systemie opartym na JOW różnorodność występuje przede wszystkim przed wyborami, w fazie układania partyjnych programów i doboru kandydatów. Gdy funkcjonują JOW, każda z partii dąży do takiego programu i takiego wachlarza kandydatów, który zadowoli większość wyborców, a więc będzie się podobał ludziom reprezentującym różne podejścia do polityki.

Szerokie porozumienia polityczne tworzą się w systemie jednomandatowym co najmniej tak samo często, jak w systemie proporcjonalnym. Oto przykłady.

Gdy w roku 2008 amerykańska Partia Republikańska uczyniła kandydatem na prezydenta Stanów Zjednoczonych Johna McCaina, człowieka niezwiązanego z ruchami religijnymi, kandydatką na wiceprezydenta mianowano panią Sarah Palin, jedną z czołowych reprezentantek religijnej prawicy (czyli amerykańskiego moheru). A więc kandydatura McCain-Palin, chociaż w teorii jednopartyjna, w rzeczywistości była kandydaturą koalicyjną dwóch bardzo różnych tendencji politycznych.

Prezydent Francji Sarkozy przyciągnął do swojego rządu w roku 2007 kilku znanych działaczy wrogiej mu Partii Socjalistycznej (najsłynniejszym z nich był minister spraw zagranicznych Bernard Kouchner). Tym sposobem zwiększył poparcie dla rządu, a jednocześnie zwiększył wachlarz poglądów politycznych reprezentowanych w rządzie. Nie był do tego potrzebny system proporcjonalny.

François Hollande, socjalista wybrany na prezydenta Francji w roku 2012, także stara się korzystać z jak najszerszej bazy politycznej dla swoich rządów. Rządzi tak, by zadowolić francuskich Zielonych (w tym celu np. zabrania wydobycia gazu łupkowego), homoseksualistów (zamierza wprowadzić śluby homoseksualne), komunistów (wprowadza drakońskie opodatkowanie ludzi bogatych). Hollande kontynuuje jednocześnie nieprzyjazną wobec imigrantów politykę swego poprzednika Sarkozy’ego i tym sposobem zyskuje poparcie, choćby częściowe, skrajnej prawicy (Front National).

Hollande robi to wszystko pomimo tego, że w parlamencie jego partia (Partia Socjalistyczna) dysponuje samodzielną większością, a więc Hollande mógłby teoretycznie rządzić bez oglądania się na Zielonych, komunistów czy skrajną prawicę. W polityce prezydenta Hollande niekoniecznie można doszukać się sensu, ale ta polityka niewątpliwie stanowi przykład na to, że efekt przypisywany systemowi proporcjonalnemu, a mianowicie to, że władza bierze pod uwagę poglądy najróżniejszych sił politycznych, działa bardzo silnie również w systemie politycznym opartym na JOW-ach (właśnie taki system ma Francja).

System proporcjonalny osłabia opozycję

Podstawowym elementem demokracji jest istnienie opozycji, czyli grupy polityków, którzy konkurują o zaufanie wyborców z partią aktualnie rządzącą i zdolni są do przejęcia władzy.

Aby demokracja działała dobrze, opozycja musi być silna, czyli rzeczywiście zdolna do przejęcia władzy. Zarówno jej przywódcy, jak jej program muszą mieć sporą szansę na uzyskanie poparcia większości w najbliższych wyborach.

W Polsce nie ma dziś opozycji z prawdziwego zdarzenia: zarówno PiS, jak SLD czy Ruch Palikota mają duży elektorat negatywny i zachowują się w sposób, który bynajmniej negatywnego elektoratu nie zmniejsza, nie daje im niemal żadnych szans na pozyskanie większości wyborców. Dlaczego taka sytuacja może trwać? Otóż w systemie proporcjonalnym nawet partie odrzucane przez zdecydowaną większość wyborców uzyskują dla swoich ludzi sporą liczbę mandatów w Sejmie i w sejmikach wojewódzkich. Do tych mandatów dochodzą stanowiska dla działaczy, np. w biurach poselskich i w rozmaitych spółkach samorządowych. Skutkiem tego wielu działaczy PiS i SLD nie ma osobistych powodów do niezadowolenia, ma za to coś do stracenia. Tym sposobem presja na wewnętrzną reformę w każdej z tych partii jest słaba, marna opozycja może trwać.

Być może ta właśnie sytuacja jest kluczem do zrozumienia, dlaczego Platforma Obywatelska, która w latach 2004-2005 silnie popierała reformę systemu wyborczego, przestała być w tej sprawie aktywna. Przy obecnym systemie wyborczym dla Platformy nie ma realnej alternatywy, jest słaba opozycja z ogromnym elektoratem negatywnym. Kto krytykuje rząd, ten często słyszy od znajomych „a co, chcesz, żeby Kaczyński do władzy wrócił?". Dla partii rządzącej jest to sytuacja bardzo komfortowa. Dla demokracji jest to sytuacja fatalna.

Przy okręgach jednomandatowych partie marne, nielubiane przez większość wyborców, uzyskują bardzo mało mandatów, a czasem nawet nie mają ich wcale (francusy nacjonaliści, Front National, mają około 18% poparcia w skali kraju, a mają tylko dwoje deputowanych; w kilku poprzednich kadencjach nie mieli w ogóle deputowanych). Innymi słowy: w systemie opartym na okręgach jednomandatowych słabe poparcie dla danej partii skutkuje ostrym niedoborem mandatów i stanowisk, na których zależy działaczom. Dzięki temu w partiach marnych jest wielka presja na wewnętrzną reformę, na usunięcie nieskutecznych przywódców. A gdy uzdrowienie partii się nie udaje, w ostateczności karierowicze (czyli większość działaczy) opuszczają szeregi, co prowadzi do powstania innej partii opozycyjnej.

Przy systemie wyborczym opartym na okręgach jednomandatowych będziemy zawsze mieć alternatywę dla rządu w postaci sensownej opozycji. Aby odnieść to do dzisiejszej sytuacji politycznej w Polsce: jeśli wprowadzimy JOW-y, to albo PiS się zreformuje (choćby za cenę usunięcia Jarosława Kaczyńskiego) i nauczy się proponować rzeczy strawne dla dużej części polskich wyborców, albo zniknie ze sceny politycznej i zostanie zastąpiony przez inną siłę. To samo dotyczy lewicy. Tym sposobem będziemy mieli opozycję zdolną do przejęcia władzy. A to jest niezbędny element demokracji.

System proporcjonalny daje malutkim partiom dużą władzę


1 2 3 Dalej..


« Doktryny polityczne i prawne   (Publikacja: 05-04-2015 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Marcin Skubiszewski
Dr, ukończył matematykę i informatykę w École Normale Supérieure w Paryżu. Mieszka w Warszawie
 Strona www autora
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 9828 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365