Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
W kwestii uchodźców bez emocji Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Temat uchodźców porwał opinię publiczną, przy czym nie ma w nim miejsca na racjonalną dyskusję. Obie strony spolaryzowały się i stawiają sobie za cel
głównie rozgrywanie emocji społecznych. Mamy więc wojnę obrazkowo-sytuacyjną: jedni epatują ekscesami dokonywanymi przez zdesperowanych imigrantów, inni -
ciałami potopionych dzieciąt.
Instalacja o uchodźcach
Obce są mi obie te retoryki, jak i stojące za nimi punkty widzenia.
Z jednej strony nie potrafię być antyimigracyjny, gdyż: a) Zachód ma ogromne winy wobec Bliskiego Wschodu i Afryki, b) cenię wielokulturowe tradycje
Rzeczypospolitej. Pisałem o tym w: Między młotem neokolonializmu a kowadłem multikulti
Z drugiej jednak strony jestem przeciwny hurraoptymizmowi proimigracyjnemu, gdyż: a) Polska nie kolonizowała i nie podbijała w swojej przeszłości, b)
Polska jest krajem skolonizowanym gospodarczo o wyniszczonych więziach społecznych, bliższa jest więc krajom podbijanym aniżeli podbijającym.
Oczywiście, nie upadniemy przez przyjęcie kilku tysięcy uchodźców, lecz nie jest to żaden argument.
Podobnie, jak nie jest nim retoryka odwołująca się do bycia przez innych w potrzebie.
Choć jestem pod wielkim urokiem samopoświęceń i wielowiekowej martyrologii Polski dla innych narodów, choć wiem, że ten międzynarodowy altruizm jest
niejako w naszej kulturze, mimo tego uważam, że jako kraj potrzebujemy jak kania dżdżu nieco więcej egoizmu narodowego, którego brak połączony z idealizmem
tak bardzo utrudnia nam budowę normalnego państwa.
To oczywiście niezwykle przykre, że w tych odległych krajach ludzie giną i stają na krawędzi. Jak pisałem, jestem emocjonalnie po ich stronie. Tyle że
Polska musi najpierw odbudować swoją więź społeczną, byśmy mogli pozwolić sobie na stawanie się domem dla innych. Polska ma obecnie problem, by być domem
dla swoich obywateli, z których tysiące emigruje, a kilka tysięcy każdego roku odbiera sobie życie. Przede wszystkim zaś Polska ma inny konflikt na głowie
za swoją wschodnią granicą, który też skutkuje rosnącą imigracją.
Zachód pomaga nawet nie dlatego, że może i powinien (bo to bezpośrednio jego wina), ile dlatego, że jest to w jego interesie.
Dlaczego dobrzy Amerykanie uwolnili Syryjczyków od złego Assada, lecz nie wysilają się, by uwolnić ich od jakby gorszego Państwa Islamskiego?
Obecnie jesteśmy świadkami wielkiej geopolitycznej zmiany energetycznej, w ramach której Bliski Wschód przejmuje od Rosji pałeczkę największego
światowego dilera gazu. Konkretnie Iran będzie nr 1. I stąd pewnie deal amerykańsko-irański.
Kolejne wielkie złoża gazu odnaleziono w 2011 na wodach przybrzeżnych Syrii, Libanu oraz Palestyny. Zaraz potem w Libanie rozpoczęły się masowe protesty na
rzecz sekularyzacji oraz kilkuletnia destabilizacja kraju. Podobnie w Syrii, zaraz po ujawnieniu zasobów gazu, rozpoczęło się obalanie złego reżimu. Dla
globalnych spekulantów energetycznych bardzo korzystne jest zdewastowanie Syrii i Libanu. Zdestabilizowane kraje nie będą w stanie zagospodarować swoich
bogactw lub będą potrzebowały zagranicznej pomocy. A udzielanie „pomocy" to jest to, co tłuste miśki lubią najbardziej.
Syria zczyszczona z Syryryjczyków, przynajmniej tych aktywniejszych, będzie łatwiejsza do energetycznego zagospodarowania. Zachód nie tyle chce więc pomóc
Syryjczykom, co zainteresowany jest syryjskim gazem. Syryjczycy, zamiast walczyć o swój kraj i swoje bogactwa naturalne, dostają od różnych struktur
mafijnych ofertę przeszmuglowania do bogatej Europy z której często chętnie korzystają. Przeciętnego Afrykanina nie stać na zapłacenie kilku tysięcy dolarów za przeszmuglowanie do Europy, więc powstaje pytanie, kim są ludzie, których na to stać, względnie: kto to finansuje? Gdyby to jeszcze były ucieczki tych słabszych: kobiet i dzieci,
podczas kiedy dominują młodzi mężczyźni. W ciężarówce znalezionej w Austrii z 71 ciałami syryjskich uchodźców: aż 59 to byli mężczyźni.
To jest zatem jeden aspekt sprawy. Zachód nie jest humanitarny, gdyż nigdy nie był. Gdyby nie było to w jego interesie zostawiłby miliony na śmierć, jak
już wielokrotnie bywało. Tyle że taki a nie inny scenariusz jest po prostu dla Zachodu korzystny.
Druga sprawa to „ratowanie chrześcijan syryjskich". Ks. Waldemar Wcisło, który zajmuje się bezpośrednią pomocą chrześcijanom na Bliskim Wschodzie w ramach organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie, twierdzi, że chrześcijanie ci chcą, by im udzielać aktywniejszej pomocy tam na miejscu. Polecam wysłuchać całej jego argumentacji, w której m.in. o udziale Francji w obaleniu Kaddafiego.
Trzecia sprawa, to skazanie Polski na konflikty społeczne.
Jest oczywiste, że w normalnych warunkach przyjęcie przez nasze społeczeństwo kilku tysięcy czy nawet kilkudziesięciu tysięcy nie stanowiłoby większego
problemu. Tyle że Polska nie posiada obecnie kontroli nad mediami działającymi w kraju. Są to w większości media zagraniczne w interesie których leży
eskalowanie konfliktów społecznych w Polsce. Media zatroszczą się o to, by każdy najdrobniejszy incydent w relacjach społeczeństwa z imigrantami został
rozdmuchany do gigantycznych rozmiarów, podobnie jak ma to miejsce nawet z dobrze zintegrowanymi mniejszościami Polski. W efekcie społeczeństwo nie tylko
nie stanie się bardziej tolerancyjne, lecz bardziej spolaryzowane. Zwykli ludzie, którzy muszą tyrać za groszowe stawki będą się łatwo radykalizowali przez
każdy najdrobniejszy incydent, czy nawet przez naświetlanie dobrej pozycji imigrantów, którzy mieliby dostać sporą pomoc finansową. W efekcie Polacy staną
się jeszcze bardziej islamofobiczni czy antyimigracyjni niż obecnie.
Z drugiej strony urośnie grupa obrońców imigrantów, zwłaszcza w gronie kawiarnianej lewicy wielkomiejskiej, która jeszcze bardziej będzie gardziła własnym
„nietolerancyjnym" społeczeństwem. Efekt może być więc taki, że za pomocą względnie niewielkiej grupy imigrantów Polska jeszcze bardziej się spolaryzuje i
podzieli, podczas kiedy wyjątkowo potrzebujemy konsolidacji.
Polskie środowiska lewicowo-liberalne potrzebują dziś przede wszystkim większej empatii z własnym społeczeństwem, zwłaszcza z tą jego częścią, której się
nie powiodło w transformacji i została wykluczona: przez upadające zakłady pracy, nienależenie do znajomych królika czy po prostu przez młody wiek. Jest z tą empatią w Polsce dziś olbrzymi problem,
stąd często jest ona przerzucana na alternatywne obiekty. Często ma się wrażenie, że więcej energii poświęca się wciąż nienajlepszemu losowi zwierząt,
aniżeli problemom naszego społeczeństwa. Głodujące dzieci w Polsce nawet w Sejmie wywołują śmiech i kpiny.
Wiem, że ten tekst jest w dużej mierze sprzeczny z całą polską kulturą i historią. W tym sensie jest kontrpolski. Choć jednak uważam polski altruizm
międzynarodowy za zjawisko o charakterze awangardy cywilizacyjnej, jestem zdania, że nasz kraj potrzebuje dziś odrobiny narodowego egoizmu. Choć przez
pewien czas. Gdy się wewnętrznie skonsolidujemy znów będziemy mogli się poświęcać i nieść pomoc całemu światu. Będziemy w tym zapewne
efektywniejsi aniżeli dziś.
Pomoc jest bowiem domeną siły. Jak pisał Nietzsche, to przejaw woli mocy, gdyż bezinteresownie daje ten, komu zbywa. Nam nie zbywa, jesteśmy dziś słabym
krajem i rozbitym społeczeństwem.
Stąd też popieram rząd i prezydenta w jego powściągliwości. Myślę, że w ogóle wielka debata wokół tej kwestii jest pokłosiem takiej a nie innej struktury
mediów, które nie reprezentują punktu widzenia społeczeństwa, lecz bardziej zachodnich podmiotów gospodarczych. Zauważmy bowiem, że w tej kwestii dość
podobny jest stosunek nie tylko przeciwnych sił politycznych w kraju (co świadczy o dużej zgodzie społecznej co do tej kwestii), ale i generalnie całej
Środkowej Europy, która jest przeświadczona, że o solidarność europejską zabiega się nie w tych sprawach co należy. Należy zwrócić uwagę, jak
dyplomatycznie oględne są nasze władze wobec nacisków niemieckich. Na Słowacji wobec nacisków francuskich, premier Fico odpowiedział bezpośrednio, że to
nie Słowacja zrzucała bomby na Syrię i Libię.
Osobiście nie chcę, by Polska się zfaszyzowała, nie chcę też — byśmy stali się jeszcze bardziej islamofobiczni, dlatego uważam, że nie może być mowy o
równej odpowiedzialności krajów, które bombardowały Syrię i tych, które w tym nie uczestniczyły, podobnie jak nie może być równej odpowiedzialności krajów,
które stać na wchłanianie milionów naszych emigrantów, jak i krajów neokolonialnych Środkowej Europy.
Jestem też demokratą: przypadłością polskiej pseudodemokracji jest to, że ludzie nie mają poczucia jakiegokolwiek wpływu na swoje władze. Media stale
podtrzymują model demokracji nie pytającej się o zdanie obywateli. Społeczeństwo w myśl naszych „demokratów" jest jedynie przedmiotem inżynierii
społecznej (głównie rozbijającej więzi), a nie podmiotem władzy. Chcemy demokracji — pytajmy ludzi o zdanie, nie ignorujmy głosu większości. W sprawie uchodźców nie można ignorować
głosu społeczeństwa do którego mają być sprowadzani.
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 31-08-2015 Ostatnia zmiana: 01-09-2015)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9902 |