|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Sceptycyzm, agnostycyzm
Rozwój Osobisty. A co to? [2] Autor tekstu: Wojciech Terlecki
Pisząc poważnie, uważam, że warto przeczytać obie te książki. Jeżeli jesteście kulturalnymi i zrównoważonym osobami, to zobaczycie jak ludzie mogą
komplikować sobie życie i jak głupio zachowywać wobec innych. Jeżeli macie pewne problemy, to znajdziecie tam wskazówki jak do nich podejść. A co
najważniejsze, wyjdzie taniej niż usłyszeć to samo na kursach samodoskonalenia, a informacja pochodzi z pierwszej ręki.
Druga pozycja to metafizyczna biblia, która, mimo że pochodzi z Anglii odbiła się szerokim echem w USA. „Potęga Podświadomości" Josepha Murphy’ego, to
pozycja, która rozpoczęła modę na „Pozytywne Myślenie". W okresie, w którym powstała (1962) tworzył się ruch New Age.
„Potęga Podświadomości" skojarzyła mi się z filmem „Od zmierzchu do świtu" Quentina Tarantino. Zaczyna się normalnie, dość długo wygląda obiecującą, a
potem totalna rozpierducha. Dowiadujemy się, że człowiek ma świadomość i podświadomość. Jedna z części jego umysłu ma charakter analityczny, a druga
emocjonalny. Do jednej części mamy łatwy dostęp, a do podświadomości — już nie. Z tego powodu autor wysnuł wniosek, że ta tajemnicza podświadomość ma super
nadnaturalne moce i może spełniać życzenia. Ale tylko wtedy jak się odpowiednio poprosi. W drugiej części znajdziemy specjalne modlitwy do podświadomości.
Konstrukcja tego dzieła przypomina tak zwane „łańcuszki szczęścia". Pan Y ciężko chorował i stracił pracę. Następnie skorzystał z porad autora, nauczył się
komunikować ze swoją podświadomością i znalazł lepszą pracę i przypadkiem adres dobrego doktora, który pomógł mu wrócić do zdrowia.
Lektura ta trafiła do amerykańskiego czytelnika, użerającego się z kapitalistyczną rzeczywistością. Pozytywne myślenie wydało się atrakcyjnym sposobem na
rozwiązanie swoich problemów bytowych. Chociaż, dość łatwo da się przekonać, że to, ni cholery, nie działa. No cóż, albo wasza podświadomość nie została
wyposażona w super moce lub, co bardziej prawdopodobne, nie potraficie się z nią skomunikować. Ale nie ma co się załamywać — na pewno znajdziecie trenera
rozwoju osobistego, który się w tym specjalizuje.
Narobiło się tego w Polsce — wszyscy chcą nas rozwijać za nasze pieniądze.
Czy tak zwane miękkie umiejętności, są w stanie zapewnić sukces, tak jak obiecują ich trenerzy? No to zobaczmy jak to wyglądało w przypadku kilku
kluczowych dla pop-kultury osób, którzy zarobili wielkie pieniądze.
Steve Jobs miał miękkie umiejętności na poziomie takim jak dr House. Postać chamskiego doktora ma taką widownię, bo facet ma dar i unikalne umiejętności.
Jest zaprzeczeniem tego, czego mogą nauczyć miękcy Couchowie.
Z naszego podwórka. Do schematu ludzi sukcesu pasują Piastowie, lubujący się w gwałtach na ruskich księżniczkach i topieniu pod lodem księży. Na pewno
doszli do swoich pozycji za pomocą miękkich umiejętności. Oczywiście to było w czasach mroków średniowiecza. W takim razie postać z naszej bliższej
historii — Józef Piłsudzki i jego motto polityczne „Bić kurwy i złodziei".
Austriacki przywódca socjalistyczny, agent wojskowych służb informacyjnych, zdobył władzę również dzięki rozwiniętym miękkim umiejętnością, co przejawiało
się w szczególności w jego kwiecistych mowach. Naprawdę, nie przychodzi mi do głowy nikt, kto dzięki opanowaniu tej tajemnej wiedzy osiągnął sukces większy
niż dobre wyniki sprzedaży spinaczy. Raczej bardziej przydatne wydają się inne przymioty — zaradność, czasem cwaniactwo i wykształcenie.
Studia wyższe nie do końca służą zdobyciu umiejętności — te możemy uzyskać w inny sposób. Ich podstawową zaletą jest poznanie wielu innych młodych ludzi,
dzięki którym zbudujemy sieć kontaktów, które mogą zaowocować ciekawą karierą zawodową. W anglosaskim systemie możemy również poznać nauczycieli, którzy
poprzez swoją pracę pozadydaktyczną realizują zlecenia dla biznesu i mają kontakty pozwalające wypromować dobrego studenta dla biznesu.
No dobrze, ale jak to się stało, że obecnie RO święci takie sukcesy w Polsce. Na pewno jest to związane z nieznajomością procesów, które prowadzą do
rzeczywistego sukcesu w biznesie (kapitał, umiejętności, kontakty, szczęście). To trochę tak jak gra w lotto. Gracze nie wiedzą, że aby padła szóstka musi
zostać zawarta odpowiednia ilość unikalnych zakładów i nie ma to nic wspólnego z tym, co sobie wpiszą na kuponie.
W Polsce zawsze mieliśmy duży sentyment do psychologii. Na początku lat dziewięćdziesiątych, wraz z możliwością nieograniczoną cenzurą publikacji, pojawiło
się wiele książek o naturze człowieka i jego działaniu. Wśród autorów było wielu profesjonalistów o udokumentowanej pracy naukowej i doświadczeniu
klinicznym takich jak: Jacek Santorski, Wojciech Eichelberger, Janusz Czapliński, Andrzej Samson. Ludzie ci pojawiali się w mediach, które były trochę
bardziej wymagające od tych promujących „Odin, dwa, tri" Kaszpirowskiego, „Ręce, które leczą" Nowaka lub wizje na tematy różne Jackowskiego.
Tak nawiasem pisząc, ciekawe czy Policja, której jasnowidz wskaże miejsce porzucenia zwłok, bierze go na pierwszą pozycję listy podejrzanych?
Osoby z wykształceniem akademickim i często tytułami naukowymi, oprócz swojej działalności, przybliżały osobom postronnym wiedzę o człowieku, jego
motywacjach i wyborach. Wiele zmieniło się pod koniec lat dziewięćdziesiątych, gdzie apetyt na wiedzę jawiącą się jako tajemna, dająca niemal magiczne
możliwości sterowania bliźnimi, spowodował wysyp prywatnych uczelni o kierunkach psychologia i socjologia.
Niestety okazało się, że Polak prędzej rozpije się na śmierć, pobije żonę lub puści w trąbę męża, niż zasięgnie porady psychologa, by zmierzyć się ze
swoimi problemami. Więc cała masa magistrów socjologii i psychologii pozbawiona została możliwości praktykowania zawodu. Z pomocą przyszła im oczywiście
Ameryka, z ich swobodnym podejściem do weryfikowania metod terapeutycznych opartych na niefarmaceutycznych środkach. Farmacją rządzi FDA i tu nie ma
żartów.
Żarty zatem zaczynają się w przypadku wszelkiego rodzaju rzeczownio-terapii. Rzeczownik musi być angielsko lub grecko brzmiący. Hipoterapia, Dogo-terapia,
Scento-Terapia zamiennie Aromo-terapia lub, czemu nie, Uryno-terapia. Terapie sensoryczne, Terapie procesu, to wszystko wynalazki kreatywnych Amerykanów,
którzy tworzą, tak jak działo się to w przypadkach sztuk walki, szkoły, by rozprzestrzenić się po całym świecie. W końcu jest zajęcie dla magistrów
psychologii.
Ale zaraz, czy legitymizowanie się wiedzą akademicką, to nie zbyt wielkie ograniczenie dostępu do zawodu? Przecież, tak jak na początku teksu ustaliliśmy,
by zwiększyć poziom zadowolenia z życia wystarczy po prostu ogłada towarzyska i uprzejma osobowość. Do tego nie potrzeba magistra — Trzeba trenera. Tak
nawiasem pisząc, w powieści „Ręka Mistrza" Stevena Kinga, jej bohater nazywał swojego fizykoterapeutę — „treserem kalek". Zajebiste — zero miękkich
umiejętności, a skuteczność wymierna.
Być może, by pomagać bliźnim stać się bogatymi, wystarczy po prostu zwykły kurs. Trudno z tym polemizować. Zapewne wśród adeptów kursu kilka osób osiągnie
sukces. Zapewne tych o unikanych zdolnościach i odpowiednich kontaktach, a inni? O nich nie warto wspominać. Zwłaszcza o tych rozczarowanych.
Tymczasem, jako efekt uboczny, dla biznesu otworzyły się nowe możliwości, zwłaszcza w obszarze transferów finansowych, jak i generowaniu kosztów,
wpływających na podstawę opodatkowania.
No bo pomyślmy, ile może kosztować przeszkolenie pracowników z MU? 200 złotych na osobę, a może 5000 złotych? A co w przypadku, gdy szkolimy pracowników
zagranicznego banku, przez firmę zlokalizowaną w metropolii, nawet, jeżeli odbędzie się to siłami autochtonicznych specjalistów? Wtedy koszty mogą być
niebotyczne. A efekty? Jeżeli po szkoleniu wyjazdowym, w hotelu, dyrektor zarządzi: „Bar jest nasz" zaprawdę nikt nie będzie narzekał. Dla zagranicznej
korporacji, transfer finansowy pójdzie w odpowiednim kierunku, a wynik finansowy pozwoli zminimalizować koszty prowadzenia działalności w danym kraju.
Cudownie byłoby stworzyć społeczeństwo, w którym każdy mógłby zrealizować swoje potencjały, w którym nikt nie musiałby pracować poniżej swoich możliwości.
To takie wyzwanie dwudziestego pierwszego wieku. Ale raczej przybliżą nas do tego unikalne i bardzo twarde umiejętności.
1 2
« Sceptycyzm, agnostycyzm (Publikacja: 13-01-2016 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9962 |
|