Dziedziny :
· [1]
· [1]
· [1]
· [2]
· [7]
· [6]
· [1]
· [1]
· [4]
· [6]
· [6]
· [2]
· [3]
· [1]
· [1]
· [2]
· [14]
· [3]
· [3]
· [1]
· [3]
· [10]
Made in Slovenia Dziedzina: Powieści i powiastki Autor: Ales Čar Tłumacz: Tomasz Łukaszewicz Seria: Biblioteka BALKAN Miejsce i rok wydania: Toruń 2008 Wydawca: Graffiti BC Liczba stron: 172 Wymiary: 13x20 cm Okładka: Miękka Ilustracje: Nie Cena: 30,00 zł (bez rabatów)
[ Pozycja niedostępna ] Opis Made in Slovenia to zbiór pięćdziesięciu krótkich opowiadań, w których autor z dużą dawką wrażliwości rysuje współczesne życie w Słowenii. Opowiadania nie posiadają tytułów, każde z nich rozpoczyna natomiast cytat zaczerpnięty ze słoweńskich mediów. Po wcześniejszych powieściach (Igra angelov in netopirjev – 1997 r., Pasji tango – 1999 r.) Made in Slovenia jest drugim zbiorem opowiadań (w 2003 r. ukazał się zbiór V okvari, przetłumaczony na język polski i wydany w 2006 r. pod tytułem Awaria przez wydawnictwo Portret), którym Ales Čar ugruntował swoją pozycję pośród najzdolniejszych słoweńskich prozaików młodego pokolenia.
"Być może taka jest prawda naszych czasów"
Mladina
"Jak pokazują prozaiczne miniatury ze zbioru 'Made in Slovenia', podobne potaci i ich wzajemne stosunki faktyczne oferują prawie niewyczerpaną przestrzeń do ironicznych, parodystycznych, groteskowych, a także gorzko-śmiesznych zwrotów"
SodobnostFragment lub streszczenie (5) Dużo się mówi o zbiorowej winie mężczyzn i domaga się, żeby mężczyźni z powodu swojej gwałtownej natury płacili specjalny podatek.
Moja żona Anita już na samym początku powiedziała mi, że stopień ucywilizowania społeczeństwa mierzy się według jego stosunku do kobiet, i jednocześnie bardzo cierpliwie mi wytłumaczyła, że stoi przede mną praktycznie niewykonalne zadanie. Po pierwsze, z powodu źródłowego grzechu mojej płci, po drugie, gdyż nazywam się Mujić. „Gorszej kombinacji w Europie praktycznie nie ma" - pociągnęła mnie za brodę i czule mnie pocałowała - „ale ty będziesz mój. Cud boży, ale tak to jest."
Moja Anita powiedziała mi ładnie, że czyszczenie patriarchalnych wzorców, którymi jestem nasiąknięty jak gąbka wodą, będzie musiało się stać moim nowym sposobem życia i myślenia. „Ulepić porządnego człowieka z bałkańskiej masy - to jest po prostu praktycznie niemożliwe zadanie" - powiedziała Anita - „ale ja potrzebuję w życiu wyzwań, inaczej szybko staje się ono dla mnie nudne. Dwie rzeczy" - podniosła palec, a ja zesztywniałem. Powiedziała mi, że przyjmę jej nazwisko Horvat i że będę uważał na swoje przyrodzone deformacje patriarchalne w każdej chwili mojego życia. „Musimy uczynić wszystko, żeby nasze dzieci żyły w lepszym świecie" - powiedziała. „To wszystko."
Wówczas umarł Emil Mujić i narodziłem się ja, Emil Horvat. Plan był taki, że pójdziemy do pracy, uwijemy sobie gniazdko, potem pojawią się dzieci, zaczniemy długoterminowe odkładanie i w ten sposób wszystkim zapewnimy bezpieczną i szczęśliwą przyszłość. Gdy Anita obroniła dyplom z romanistyki i germanistyki, jej ciotka, która już od siedmiu lat była w brukselskiej dyplomacji, załatwiła jej pracę w administracji, a wkrótce moja żona awansowała na tłumacza przysięgłego. Ja od razu zapisałem się do szkoły wieczorowej i zacząłem szukać pracy. Również to załatwiła ciotka Anity - zostałem zmywaczem okien w budynku parlamentu. Wiele razy wisiałem na fasadzie i z dumą obserwowałem ją, jak siedzi w gabinecie ze słuchawkami na uszach albo przechadza się po szerokich korytarzach, razem z samymi ważnymi ludźmi.
Trzy lata wszystko było w najlepszym porządku. Pracowaliśmy, pilnie się uczyłem i z każdym rokiem coraz bardziej cieszyłem się na myśl o urlopie macierzyńskim. Z tym się oczywiście nie naprzykrzałem, przecież wiedziałem, że nie mam prawa zmuszać Anity. Sama musiała rozważyć, co oznacza dziecko dla jej kariery i oczywiście, który moment jest na to najlepszy.
Potem zaś nadszedł ten nieszczęsny 1 lutego. Anita wieczorem po pracy jak w każdą środę szła z koleżankami do sauny, tylko że tym razem, w ogóle pierwszy raz, odkąd pamiętam, zostawiła telefon w domu. Normalnie szedł z nią nawet do łazienki i do WC. Nigdy jej nie szpiegowałem, przysięgam. Oczywiście, wielokrotnie mnie świerzbiły palce, żeby poszperać w jej telefonie albo komputerze, jednak dochodziłem do wniosku, że chodzi o resztki chęci dominacji nad kobietą i że moją rolą jest przezwyciężenie i stłamszenie tych porywów. I udawało mi się to zawsze, aż do tej środy. Całą godzinę telefon leżał na stole, zanim go dotknąłem, później zaś ciekawość stała się zbyt silna. Powtarzam, ciekawość, Anita bowiem zawsze mówiła, że im lepiej poznasz człowieka, tym więcej możesz mu dać. I ja chciałem o mojej miłości, o mojej Anicie, dowiedzieć się jak najwięcej.
Nie wiem, co było napisane w niemieckich, francuskich i hiszpańskich SMS-ach, ale trochę angielskiego znam i tak się dowiedziałem, że romansuje z jakimś Gilbertem. Dobrze, wiadomo, katastrofa, ale po pierwsze, to się może zdarzyć każdemu, po drugie zaś, lepiej, żeby to ona zaczęła, a nie ja. Ale flirtowanie to jedna rzecz, a to, że Gilberto pisał mojej Anicie, jak zwiąże jej ręce na plecach, zawiąże oczy, jak będzie ją klepał po tyłku, dopóki nie stanie się czerwony jak pomidor, albo jak nie wiem z kim jeszcze razem zwiążą ją na łóżku, będą dawać jej klapsy, opluwać i podobne rzeczy.
Żeby było jasne: moja Anita jest prawdziwą damą. Tak na ulicy, jak i w sypialni. Możecie mi spokojnie wierzyć, że moja Anita nigdy by tego dobrowolnie nie zaczęła. Dlatego możliwe było tylko jedno rozwiązanie: ten Gilberto, który ma Anitę za swoją seksualną niewolnicę, trzyma ją jakoś w szachu i szantażuje.
Kiedy weszła do domu, spokojnie i ze zrozumieniem podjąłem problem z tym Gilbertem. Powiedziałem jej, żeby się nie tłumaczyła i żeby się nie krępowała, niech policja wykona swoją pracę, ona niech tylko powie, jak ją dostał w swoje brudne i zboczone ręce, żebym wiedział, jak jej pomóc. Niech się nie boi, nawet jeśli chodzi o tak krępującą sprawę. Ale w tym momencie stało się coś bardzo dziwnego: moja żona na zawsze zniknęła, na jej miejscu zaś stanęła najeżona z wściekłości kobieta, która piszczała w szale i wykrzykiwała trudno zrozumiałe i wręcz niedopuszczalne słowa. Wiedziała, że jestem „pierdoloną zniewieściałą fajtłapą” - wówczas po raz pierwszy usłyszałem z jej ust wyraz „pierdolona" - że nie mam w sobie ani krzty zwierzęcego instynktu i że ja jestem winien, że przez te wszystkie lata była całkowicie niewyżyta, poniewierana i niezrealizowana, i niech będę świadomy, że tylko ja jestem winny, gdyż nie rozwijała tej strony swojego życia, która jest wyjątkowo ważna, wręcz kluczowa dla całkowitego rozwoju osobowości. Pokrótce, wszystko to wiedziała, nie wiedziała zaś, że jestem też podstępną łasicą i że będę szperał w jej rzeczach, gdy mi się nadarzy pierwsza okazja...
Stałem jak wryty, przekonany, że chodzi o jakąś pomyłkę, która zaraz się wyjaśni i wszystko będzie po staremu. Byłem pewny, że chodzi o jakiś atak albo załamanie, zastanawiałem się, czy tak wyglądają napady epilepsji, które miała jako dziecko, u które potem cudownie zniknęły. Rozważałem, czy nie zagubiła się gdzieś z powodu nacisków tego Gilberta i czy nie powinienem trochę poczekać. Ale ona zaczęła mnie histerycznie tłuc i krzyczeć, żebym ją uderzył, jeśli jestem chłopem, czego oczywiście nie zrobiłem, ale posunęło się to tak daleko, że musiałem ją chwycić za ręce, co ją rzeczywiście do końca wyprowadziło z równowagi. Zaczęła histerycznie wymachiwać rękami i tak krzyczeć, że rozsadzało bębenki.
I to by było na tyle. W następnym kadrze w pokoju była policja. Nie wiem, kiedy i jak weszli do środka. Przypominam sobie policyjną cholewę, która wali mnie w brzuch, gumową pałkę, która spada na moją głowę, policjanta, który krzyczy, że u nich w Brukseli kobiet się nie bije... Ostatni kontakt z Anitą to garść włosów, które mi wyrwała. Wszystko pozostałe jest dla mnie tylko jedną wielką tajemnicą: Anita nie odpowiada na telefony i w żaden sposób nie mogę się dowiedzieć, gdzie tkwił błąd.Podziel się swoją opinią o tej książce..