Dziedziny :
· [1]
· [1]
· [1]
· [2]
· [7]
· [6]
· [1]
· [1]
· [4]
· [6]
· [6]
· [2]
· [3]
· [1]
· [1]
· [2]
· [14]
· [3]
· [3]
· [1]
· [3]
· [10]
Wódz. O Wałęsie – były rzecznik Dziedzina: Biografie, listy, pamiętniki Antykwariat (stan: 0 sztuk)Autor: Jarosław Kurski Miejsce i rok wydania: Warszawa 1991 Wydawca: Pomost Liczba stron: 125 Wymiary: 16x23 cm ISBN: 83-85219-04-8 Okładka: Miękka Ilustracje: Tak Cena: 13,00 zł (bez rabatów)
[ Pozycja niedostępna ] Opis "Wódz" jest pierwszym niehagiograficznym portretem Wałęsy - polityka, zarysowanym na tle wydarzeń roku 1990.
Okres, w którym pracowałem z Lechem w charakterze rzecznika prasowego (20 października 1989-9 lipca 1990), mieści jego tryumf i kryzys. Przynosi obraz najciekawszy. Zostając rzecznikiem, nie przestałem być dziennikarzem. Opatrzność dała mi możliwość przyjrzenia się z bliska człowiekowi, który przez najbliższe lata będzie wywierał ogromny wpływ na życie polskiego społeczeństwa. Żaden szanujący się dziennikarz takiej okazji zmarnować nie może. Polacy powinni mieć możliwość ujrzeć wielostronny portret swego prezydenta. Bez przemilczeń i retuszy. Stąd pomysł książki.
Notatki w większości czyniłem na bieżąco, ufam zatem, że to, co piszę, zachowało walor autentyzmu.
Nie sposób zdobyć się wobec szefa na taką pokorę, która miałaby unieważnić własne myślenie. A tego właśnie współpraca z Wałęsą wymagała. Przetrwać z nim może tylko ten, kto z góry założy wielkość i nieomylność wodza, albo pełnokrwisty polityk, który umie przystosować się do każdych warunków.
Jeżeli mimo wszystko pozostaje się wiernym własnemu rozumowi i poczuciu smaku, to dziwne rzeczy dzieją się wtedy z człowiekiem... Najpierw przychodzi okres silnych turbulencji, potem pożegnań, to znaczy w porę składa się dymisję, a jeśli się nie umie tego zrobić, dostaje się kopa w górę lub w bok.
By nie zostać odsądzonym od czci i wiary i nie być przez niektórych religijnych wyznawców Lecha nazwanym zdrajcą, zaprzańcem, zawistnikiem, mścicielem, frustratem, łgarzem i Bóg wie jeszcze kim, powinienem był tę książkę wydać w pięćdziesiąt lat po swojej śmierci. Pewnie bym tak zrobił, gdybym czuł, że choćby w najmniejszym stopniu sprzeniewierzyłem się zasadom gry fair. Gorący okres kampanii wyborczej nie sprzyjał wcześniejszej publikacji. Nie chciałem wpisywać się w polityczny spór wokół osoby przyszłego prezydenta. Wydanie książki przed wyborami byłoby oczywiście efektowne, ale mogłoby redukować ją do propagandowej pozycji.
O Wałęsie ukazało się wiele książek. Ale prawie wszystkie pisane były na klęczkach, z religijnym namaszczeniem, od czołobitności i pochwał geniuszu po hagiografię. Do dzisiaj najbardziej celny i błyskotliwy pozostał portret Wałęsy zawarty w szkicu Lecha Bądkowskiego Czlowiek z czego.
Fakt, że o Wałęsie zawsze pisano dobrze (pomijam komunistyczne plugastwa) tłumaczę sobie syndromem społecznego „głodu moralnego przywództwa”, o którym w roku 1981 pisał właśnie Lech Bądkowski: „Głód ten spowodował to niesłychane wyniesienie Wałęsy, i w tym wypadku nawet nie można działać na ludzi otrzeźwiająco, ponieważ pozbawi się ich tego, co z takim trudem uzyskali, co z taką radością przyjęli".
W latach stanu wojennego Wałęsa stał się narodową legendą. Był celem szalejącej, komunistycznej propagandy. Nie było nikogo, kto pomagałby wówczas komunistom, uprawiając krytykę przewodniczącego (pomijam anarchizujące grupy młodzieżowe). Zresztą wówczas Wałęsa zachowywał się generalnie bez zarzutu.
Krytycznie o Wałęsie zaczęto pisać dopiero w roku 1990, około trzech miesięcy po tryumfalnej wizycie w Stanach Zjednoczonych. Pękła wówczas zmowa milczenia na temat negatywów Lecha. Dziennikarze zabrali się do rozszarpywania narodowego tabu. Powodów dostarczał sam Wałęsa. Teksty o nim bywały tym bardziej interesujące, im bardziej sceptyczne.
Moja rola polegała na zabieganiu o pozytywny image szefa w mediach i społecznym odbiorze. Było to zajęcie równie łatwe i przyjemne, co jazda do tyłu rowerem na linie bez asekuracji z jednoczesną grą na skrzypcach.
Wódz jest próbą portretu Lecha w ruchu. Wałęsa to człowiek niezmiernie dynamiczny, dosłownie i w przenośni. Raz jest taki, za chwilę inny. Można uchwycić go na fotografii, postawić przed obiektywem i pstryknąć zdjęcie. Ale zawsze będzie to portret ukazujący tylko część prawdy. Można próbować „złożyć" go z serii takich zdjęć. Najlepiej jednak kręcić film: z przodu, z tyłu, z boku, z góry i z dołu, a potem po prostu go odtworzyć.
No, to możemy zaczynać. Proszę światło!
Ze WstępuPodziel się swoją opinią o tej książce..