|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
Rozpoczynamy strategiczną współpracę z USA i Chinami [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Po szczycie NATO najpierw szczytowała opozycja. Jesssst, powiedział TO!!! Obama zaniepokojony polską demokracją! Wstyd na caaały świat!
Ambasada USA, zaniepokojona, że polskim komentatorom nie udało się wyjść poza pierwsze zdanie „trybunałowe" opublikowała całą polską wersję wystąpienia
Obamy i dziś szczytuje obóz rządowy. Ufff, Obama nie powiedział tego, co w Washington Poście imputował mu Birnbaum („Obama slammed Polish democracy on
Friday"). Przeciwnie, chwali stan polskiej demokracji i naciska na opozycję, by się opamiętała!
Każdy usłyszał to co chciał usłyszeć i na dodatek każdy ma rację. Podniósł kwestię TK, co samo w sobie jest sukcesem opozycji, bo gdyby respektował
narrację rządu, to nie grzałby tego tematu w czasie szczytu NATO. Ale faktycznie nie potępił ani rządu ani stanu polskiej demokracji: „Polska jest i nadal
będzie przykładem demokratycznych praktyk na całym świecie." Powiedział, że bez względu na Trybunał, USA nie zamierzają się od Polski odwracać: „Za sprawą
nowych zobowiązań, które dziś ogłaszam, naród polski i nasi sojusznicy w całym regionie mogą być w pełni przekonani, że NATO zawsze będzie przy nich stać,
ramię w ramię, bez względu na wszystko, tak dzisiaj jak i zawsze w przyszłości".
W istocie Obama ani nie potępił Polski ani jej nie pochwalił. Zaserwował narrację dla obu stron. Po szczycie NATO Polska wchodzi na wyższy poziom
partnerstwa strategicznego, w którym nie ma już miejsca na spory o wartości. To jest ten poziom na którym USA przymykają oczy na stan demokracji u
przyjaciół w Arabii Saudyjskiej. O TK powiedział nie dlatego, by obchodził go ten spór, lecz dlatego, by obstawić każdą potencjalną władzę w Polsce. Gdyby
nie było słowa o TK, to GW odnalazłaby setki słabości szczytu, osłabiając jego wymowę, a percepcja społeczna jest w demokrcji ważna. Nie mógł też potępić
stanu demokracji w Polsce, bo rząd polski przed szczytem dostał alternatywę startegicznego partnerstwa z Chinami w czasie historycznej wizyty prezydenta
Xi. Musiał obstawić liderów obu polskich światów politycznych i to właśnie zrobił.
Dla Polski to dobra wiadomość: USA realnie zależy na kooperacji z Polską, skoro obstawiają całą scenę polityczną. Robią to nawet nie tyle dlatego, że
kiedykolwiek po 89 była w Polsce władza, która nie była proamerykańska. Polska politycznie (ale już nie gospodarczo) była całkowicie proamerykańska.
Amerykanie mieli na tyle obstawioną polską scenę polityczną, że nawet gdy rządzili postkomuniści, amerykańskie służby mogły sobie zorganizować w Polsce
katownie dla terrorystów.
Obama mówi dziś dwunarracyjnie nie dlatego, by pozyskać Polskę, lecz by jej nie stracić, bo wie, że może. A może dlatego, że w Polsce pojawił się gracz,
który jest w stanie konkurować globalnie ze Stanami, może zapewnić Polsce realizację celów geopolitycznych co najmniej nie gorzej niż USA (potencjalnie
nawet lepiej), a na dodatek mamy z nim dość pozytywne dziedzictwo historyczne: Chiny Jinpinga.
Dyplomatyczna laska
Wcześniej na swoją stronę usiłowali Polskę przeciągnąć zarówno Rosjanie, jak i Niemcy — oba te kraje duszą w sobie mniej lub bardziej krytą chęć rebelii
przeciwko USA. Gdyby Polska dołączyła do niemiecko-rosyjskich zakusów politycznych, pomiędzy Rosją i Niemcami zniknęłaby geograficzna bariera dla
strategicznego sojuszu, i w efekcie taki układ mógłby realnie zagrozić pozycji USA. W takim układzie Stany mogłyby stracić co najmniej Europę. Szczęśliwie
jednak dla Stanów groźba taka nie była realna. I to nie dlatego, że Stany cokolwiek dawały Polsce dobrego. Wystarczyło tylko, że ich hegemonia nie jest dla
Polski tak niebezpieczna jak hegemonia rosyjsko-niemiecka czy też niemiecko-rosyjska. Koncept, by Polska wybiła do roli globalnego lidera Berlin i Moskwę,
czyli dwóch największych ludobójców Polaków i niszczycieli Polski to political fiction. Coś co nawet w formie kawiarnianego dowcipu o wstawaniu z kolan i
wycieraniu ust, kończy karierę polityczną żelaznego Radka (czyli polityka, która nie dał się „uspółdzielnić" w ramach PO).
Podkreślmy: nie dlatego, że USA muszą rozgrywać Polskę. Rzecz w tym, że za bardzo nie muszą. Dostają za darmo od Polski dokładnie taką geopolitykę, jakiej
od Polski potrzebują. USA mogą sobie być międzynarodowymi rozrabiakami, mogą przewracać rządy jakie im się podoba i wszczynać wojny, jakie pragną.
Obiektywnie rzecz biorąc dla Polski są i tak bezpieczniejszym liderem globalnym niż tandem Niemcy-Rosja. USA nigdy nie dokonały ludobójstwa w Polsce, nigdy
nie zdemolowały Polski, istnieją między nami pewne istotne więzy historyczne — i to wystarczy, by każda rozsądna siła polityczna w Polsce zawsze
preferowała taką geopolitykę w której to Stany a nie oś Berlin-Moskwa jest globalnym liderem. USA mają od Polski swoją geopolitykę całkowicie za darmo. Nie
muszą w ogóle się wysilać. Absolutnie nie muszą dawać Polsce tego, co dali Izraelowi, by grał amerykańską geopolitykę na Bliskim Wschodzie. Nie muszą nawet
dawać Polakom ruchu bezwizowego, co więcej, nie muszą być nawet przyjaciółmi Polski. W każdym układzie są bowiem dla Polski mniejszym złem niż hegemon
niemiecko-rosyjski.
W efekcie mamy rzecz pozornie niebywale kuriozalną. Większości Polaków wydaje się, że Amerykanie trzęsą polską polityką i polską gospodarką, tymczasem
Rosja i Niemcy dysponują w Polsce znacznie większymi wpływami zarówno gospodarczymi, jak i politycznymi. W efekcie mogą robić w Polsce bardzo wiele. W
szczególności mogą obstawiać rządy, które będą realizować korzystną dla nich politykę kosztem polskich interesów. Nie mogą tylko jednego: sprawić, by
Polska przestała realizować amerykańską geopolitykę, by pomogła im dokonać synergii i przejąć amerykańską władzę na świecie. Nie mogą tego dokonać, gdyż
pojednanie polsko-rosyjskie i polsko-niemieckie jest w najlepszym razie powierzchowne.
Teoretycznie, sojusz z Rosją i Niemcami mógłby w Polsce przynieść lepsze owoce niż stanie na amerykańskim posterunku, ale nie mamy żadnego powodu wierzyć
im na słowo, tym bardziej, że tych słów i deklaracji ze stony rosyjskiej i niemieckiej nie ma aż tak wiele. Nie mamy żadnego powodu wierzyć krajom, które w
XVIII wieku rozebrały państwo polskie i od tego czasu stoją na straży swojego panowania nad Polską, posuwając się aż do ludobójstw. Gdyby Niemcy i Rosja
naprawiły straty wojenne wobec Polski, które dla Niemiec szacowane są na 850 mld dol, zaś dla Rosji na 54 mld dol., czyli gdyby przekazały Polsce tę sumę
powiekszoną o stosowne odsetki — łącznie jakiś 1 bln dol., to Polska mogłaby dopiero rozważyć, czy zmiana geopolityki nie jest już zagrożeniem dla jej
bytu. Czy w ciągu jednego pokolenia możemy zaufać tym, którzy niedawno wymordowali polską elitę, zabijając łącznie kilka milionów Polaków?
Co gorsza nasze konflikty z Rosją czy Niemcami, które w XX w. przybrały rozmiar katastrofy narodowej nie są jakimś wypryskiem nowoczesności, lecz niemal
niezmiennym, permanentnym procesem historycznym towarzyszącym naszym dziejom. Wobec Austrii czasami byliśmy wielkimi wrogami, czasami byliśmy przyjaciółmi.
Z Węgrami byliśmy niemal zawsze przyjaciółmi, lecz bywało, że i wrogami. Z Czechami czasami byliśmy przyjaciółmi, czasami wrogami. Z Niemcami albo Rosją
jest zawsze tak samo: mówiąc eufemistycznie, nie mamy dziedzictwa partnerskiej przyjaźni.
Czy istnieje potencjalna możliwość, by Polska dogadała się z Rosją i Niemcami kosztem USA? Prawdopodobnie tak, lecz jest to niezwykle trudne, z pewnością
Polska musiałaby do takiego porozumienia przystępować jako równorzędny partner. Dziś tego brak. Swoimi zbrodniami wobec Polaków Niemcy i Rosjanie
wybudowali między nami mur, który szybko nie upadnie.
Poza tym, jeśli samemu nie może się aktualnie pretendować do pozycji mocarstwowej, a takiej możliwości obecnie nie posiadamy, lepiej wspierać hegemonię
globalną państwa położonego możliwie daleko naszych granic. W sposób naturalny więzy zależności z takim państwem są słabsze niż z państwem bliżej
położonym.
Ta racjonalna polityka często jest krytykowana za pomocą frazesu, że mamy zwyczaj wyszukiwać sobie przyjaciół daleko, a wrogów blisko. W polityce
międzynarodowej generalnie nie ma miejsca na żadne przyjaźnie a stosunki oparte są interesach i konfliktach. Polska nie szuka sobie w USA przyjaciół, lecz
stara się trzymać globalnych hegemonów możliwie daleko od swoich granic. Polska nie szuka sobie wrogów w Niemczech czy Rosji, lecz ma z nimi takie a nie
inne relacje przez swe newralgiczne położenie. Polska natomiast tradycyjnie szuka sojuszników najbliżej siebie, czyli we własnym regionie
ekonomiczno-geograficznym, czyli tzw. Międzymorzu bałtycko-czarnomorskim, którego zachodnia flanka opiera się o Odrę a wschodnia o Dniepr. Nasz region to
trójkąt środkowoeuropejski od Szczecina po Smoleńsk i Bałkany — i tutaj właśnie tradycyjnie mamy zwyczaj szukać sojuszników.
Wszystko to składa się na sytuację w której Berlin i Moskwa nie są żadną alternatywą dla USA. Stany wiedzą o tym, że w najbliższych dekadach Polska nie
zdradzi amerykańskich interesów na rzecz niemiecko-rosyjskich. I tak sytuacja wyglądała do tej pory.
Chiny demonopolizują polską geopolitykę
Kiedy do gry wkroczyły Chiny sytuacja zmieniła się diametralnie. Pod każdym względem Pekin jest realną alternatywą dla Waszyngtonu. Polska nie tylko nie ma
żadnych zaszłości historycznych z Pekinem, ale i na dodatek ma z Chinami jeszcze lepszą historię dobrych stosunków niż z USA. USA zawiodły Polskę w Jałcie.
Chiny raczej wspierały Polskę z relacjach z ZSRR. Na dodatek Polak Michał Boym był pierwszym agentem chińskich interesów na Zachodzie. Chiny rachują nie w
latach, lecz stuleciach i pamiętają, że kiedy chyliła się ich potęga, który to schyłek wykorzystały inne imperia, to Polak działał na rzecz ratowania
dynastii Ming. Mimo wszystko z USA też mamy nienajgorsze dzieje, więc można przyjąć, że państwa te mają u nas podobne szanse, ergo: Polska będzie skłonna
mocniej popierać te państwo, które zaoferuje nam więcej.
Wejście Chin do aktywnej gry w Europie Środkowej całkowicie zmienia polską sytuację, ponieważ USA nic już od Polski nie otrzymają (a przynajmniej nie
powinni) za darmo. Chcąc utrzymać swoje wpływy, muszą zacząć się wysilać, bo na horyzoncie są Chińczycy z co najmniej nie gorszą gwarancją bezpieczeństwa i
rozwoju.
1 2 Dalej..
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 11-07-2016 Ostatnia zmiana: 12-07-2016)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10021 |
|