|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Politologia
Jak polscy Amerykanie wyrastają na głównych rozgrywających [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Iwo Bender, absolwent Spraw
Międzynarodowych w Columbia University w Nowym Yorku, stwierdził, że „Po
raz pierwszy w historii Ameryki głosy Polaków w wyborach prezydenckich stały się
ważne". Być może stąd wzięło się to przekonanie, iż amerykańska dziennikarka
Rita Cosby powiedziała, że Donald Trump wie, iż to głosy Polaków przesądziły o jego zwycięstwie w kluczowych stanach. W tych stanach, gdzie Trump wygrał
niewielką przewagą: Wisconsin, Michigan oraz Pennsylwania — wszystkie trzy to
tzw. polskie stany. Gdyby nie głosy Polaków, to Trump przegrałby te trzy stany
oraz całe wybory.
Tajemna siłaNie jest jednak prawdą, że dopiero teraz głosy Polaków
stały się ważne. Były one ważne od dawna, tyle że być może Polacy nie
uświadamiali sobie tego. Na tyle ważne, że dość nieprzychylny Polsce publicysta
polityczny, George H. Eliason, na kilka miesięcy przed wyborami opublikował
tekst Inside The Secret Super Majority that Decide Election 2016 & War with
Russia, gdzie wywodził, że w Stanach istnieją tak wpływowe „kliki" emigrantów z Europy Środkowej i Wschodniej, że bez ich poparcia w kluczowych stanach nie
sposób wygrać wyborów.
Kluczowe znaczenie ma tutaj Polonia licząca 10 mln
mieszkańców. Choć stanowi ona 3,2% Amerykanów,
to jednak przez swe zaangażowanie wyborcze oraz amerykański system wyborczy, w 2012 szacowano, że kontroluje ona 10% elektorów. Jako że różnice między kandydatami
republikańskimi a demokratycznymi rzadko kiedy są większe, więc głosy Polonii
często mogą determinować całe wybory.
John Kromkowski, politolog z Catholic University, zauważył,
że amerykańska Polonia stanowi "niemal archetypowy głos rozstrzygający [swing
vote]".
"Najpierw cię
ignorują, potem śmieją się z ciebie..."
Na temat amerykańskiej Polonii w Polsce krąży wiele
bałamutnych opinii, kreślących ją w duchu „Polish jokes" — jako folklorystyczny
ciemnogród, ultrakonserwatywny i ultrakatolicki, związany z prawym skrzydłem
demokratów (jako że republikanie to protestanci). W istocie prawie wszystkie te
opinie są jedynie krzywym zwierciadłem, przedłużeniem antypolskiej propagandy, z którą Polonia się zmaga, odkąd rozstrzygnęła wybory na korzyść
antyestablishmentowego J.F. Kennedy’ego. [ 1 ]
Prawda jest natomiast taka, że amerykańska Polonia jest
najbardziej elastyczną grupą wyborców, w przeciwieństwie do innych wielkich
bloków, niezwiązaną z konkretną partią, lecz głosującą na konkretne osoby, raz z jednej, raz z drugiej partii. W ten sposób Polonia wyrosła na modelową grupę
„swing vote" i coraz bardziej umacnia swój decydujący charakter (w ostatnich
latach do tzw. polskich stanów doszedł kolejny swing state: Floryda).
"...a na końcu
wygrywasz"
USA to jest naród polityczny będący mieszanką różnych grup
etnicznych, które z różnych względów odpadły od swoich mateczników (Niemcy -
17%, Afrykańczycy — 14,6%, Irlandczycy — 11,6%, Meksykanie — 10,9%, Anglicy -
9%, Amerykanie — 6,7%, Włosi — 5,9%, Polacy — 3,3%, Francuzi — 2,9%, Szkoci -
1,9%). Większość wielkich bloków etnicznych czy religijnych związana jest twardo z konkretną partią, np. czarni, Meksykanie, Włosi, Irlandczycy i Żydzi zawsze
głosują na demokratów; z kolei protestanci zawsze głosują na republikanów.
Historia preferencji protestantów i katolików
Polacy głosują raz na jednych, raz na drugich. Mówiąc precyzyjniej: Polacy głosują na tych, którzy
wygrywają wybory. Albo inaczej: ci, na których głosują Polacy prawie zawsze
wygrywają wybory. Statystyka jest tutaj niezwykła: w ciągu ostatnich 100 lat
Amerykanie wybrali 26 prezydentów, w 24 przypadkach byli to ci kandydaci, na
których głosowała Polonia.
Tak głosowała Polonia w ciągu ostatnich stu lat. W 1980 też de facto głosowali w większości na republikanina — polskie głosy na opcję republikańską zostały bowiem podzielone pomiędzy Reaganem a Johnem B. Andersonem, który wystartował jako kandydat niezależny i zdobył aż 15% głosów Polonii. Więcej: Polish-American vote
By zilustrować ten fenomen, można porównać to do
wyników głosowania wśród amerykańskich Żydów o których uważa się, że rządzą
Ameryką: na 26 prezydentów, jedynie 14 było takich, na których głosowali Żydzi:
W innych grupach etniczno-religijnych wygląda to podobnie: jako że są one
związane z taką lub inną partią na ogół wskazują prezydenta nieco poniżej 50%
(jeśli jest to grupa związana z republikanami) lub nieco powyżej 50% (dla grup
związanych z demokratami). Wprawdzie nie tylko Polacy nie są twardo związani z jedną partią, ale tylko Polacy są tak mocno skoncentrowani w swing states, czyli w stanach decydujących. Otóż wszystkie główne „swing states" są zarazem „Polish
states".
Swing states: Florida (29), Pennsylvania (20), Ohio (18), Michigan (16), North Carolina (15), Virginia (13), Minnesota (10), Wisconsin (10), Colorado (9), Iowa (6), Nevada (6), New Hampshire (4)
Polish states: Wisconsin (ss), Illinois, Michigan (ss), Ohio (ss), Pennsylvania (ss), Connecticut, Indiana, Minnesota (ss), New York, New Jersey, Massachusetts, Maryland, Florida (ss)
W efekcie, by wygrać amerykańskie wybory prezydenckie,
trzeba coraz bardziej zabiegać o poparcie Polonii, która wyrasta na języczek u wagi — wzorzec swing vote.
Polacy pomylili się jedynie dwukrotnie: w 1968 chcieli na
prezydenta Huberta Humpfreya, podczas kiedy wygrał Nixon, w 1980 Polonia chciała
Cartera a nie Reagana. Poza tymi wypadkami od 1916 do 2016 prezydentami USA
zostawali kandydaci popierani przez Polonię — i żadna inna grupa nie ma takiej
skali zbieżności preferencji z wynikami końcowymi.
Polonijne
priorytety
W Polsce uważa się, że głównym pryzmatem wpływającym na
decyzje wyborcze Polonii jest katolicyzm oraz konserwatyzm obyczajowy. W istocie
jest to opinia nonsensowna. Religia oraz sprawy obyczajowe nigdy nie wysuwają
się na czołowe miejsce, lecz kwestie czysto pragmatyczne: poglądy gospodarcze
oraz stosunek do Polski.
W 1995 ok. 2/3 Polonii to tzw. niebieskie kołnierzyki,
czyli pracownicy związani z przemysłem. Wyjątkowo mocno uzwiązkowieni.
Ważniejszy dla Polonii był stosunek kandydata do kwestii deindustrializacji
Ameryki aniżeli wyznanie kandydata. To być może największy paradoks w świetle
polskich stereotypów o Polonii: w wyborach powszechnych w USA Żydzi częściej
głosowali na katolików aniżeli Polacy. W ostatnich 100 latach było trzech
kandydatów na prezydenta USA wyznania katolickiego: Al Smith w 1928, JF. Kennedy w 1960 oraz John Kerry w 2004. Żydzi przytłaczającą większością głosowali na
wszystkich trzech, Polacy — tylko na jednego (i tylko ten został prezydentem).
Innym paradoksem amerykańskim stanowiącym wyzwanie dla naszych stereotypów jest
fakt, że wśród mniejszości arabskiej w USA nie dominuje islam, jak w świecie
arabskim, lecz chrześcijaństwo, głównie katolicyzm.
Na marginesie ciekawostka: William McKinley, 25. prezydent USA, który u progu XX wieku ustanowił baze Guantanamo, wychował się w miejscowości Poland w stanie Ohio, i w 1901 roku został zastrzelony przez Polaka, Leona Czolgosza.
Polonia oczywiście preferuje kandydatów respektujących
światopogląd większości jej przedstawicieli, czyli katolicyzm, lecz tylko
wówczas, gdy nie koliduje to z kwestiami zasadniczymi branymi pod uwagę w polityce. Modelowo pokazały to wybory z 1976. Naturalnym kandydatem Polonii był
Gerald Ford, pełniący obowiązki prezydenta po ustąpieniu Nixona, polityk
związany z „polskim stanem" Michigan, umiarkowany republikanin. Jego konkurentem
był popierający aborcję Jimmy Carter. W czasie debaty prezydenckiej Ford
stwierdził jednak, że „nie ma sowieckiej dominacji w Europie Wschodniej" i nie
wierzy, by Polacy uważali, że ich kraj znajduje się pod sowiecką okupacją, że
Polska, Rumunia oraz Jugosławia to kraje „niepodległe i autonomiczne". Dla
amerykańskiej Polonii był to szok, jej przedstawiciel stwierdził, że zostali
pozbawieni wyboru, gdyż alternatywą Forda jest popierający aborcję Carter. Mając
jednak do wyboru pomiędzy wiernością katolicką oraz polską, wybrali tę ostatnią i stosunkiem 60 do 40 poparli aborcjonistę.
W późniejszych wyborach Polonia czterokrotnie głosowała na
liberalnych obyczajowo demokratów (dwa razy na Clintona i dwa razy na Obamę). Na
Clintona za NATO, na Obamę — w dużej mierze pewnie za to, że to był „swój
człowiek" — z Chicago. W 2012 Polonia miała podstawy, by głosować na
republikanina, gdyż Obama okazał się rozczarowaniem — po kilku latach jego
rządzenia Polonia była już znacznie bardziej krytyczna do polityki gospodarczej
Obamy niż reszta społeczeństwa. W polskich sprawach nie zrobił niczego, co
obiecał, a ogłoszony w 2009 reset relacji z Rosją wepchnął Polskę w dalsze
uzależnienie od Gazpromu. Kulminacją pokazującą rozeznanie Obamy w sprawach
polskich było niesławne wystąpienie w czasie wręczania medalu dla Jana
Karskiego, kiedy powielił propagandę o „polskich obozach". Jego przeciwnikiem był Mitt Romney, którego na prezydenta
poparł Lech Wałęsa. W ramach kampanii Romney przybył do Polski, gdzie
peregrynował po „świętych miejscach" Polaków. NSZZ Solidarność wydało wówczas
oświadczenie krytykujące Romneya za jego zapowiedź walki ze związkami zawodowymi i prawami pracowniczymi. Powołano się na rekomendację od przyjaciół
amerykańskich — największej centrali związkowej AFL-CIO, reprezentującej 12 mln
robotników (na jej czele od 2009 stoi Richard Trumpka mający polskie korzenie).
Ostatecznie Polonia ponownie poparła Obamę, choć już mniejszą większością niż
poprzednio. Romneyowi nie pomogło namaszczenie Wałęsy, które zresztą mogło już
być raczej „pocałunkiem śmierci".
O ile więc pierwszy przypadek pokazał, że mając do wyboru
kwestie obyczajowe oraz interes Polski — Polonia wybiera interes Polski (a
przynajmniej swoje rozumienie tegoż interesu). Drugi natomiast przypadek
pokazał, że Polonia nie jest próżna i nie wybiera kandydata, który bardziej
cukruje Polakom. Obama po pierwszej kadencji okazał się fałszywym przyjacielem
Polski i fałszywym przyjacielem robotników. Jego przeciwnik napracował się, by
cukrować Polakom, lecz był jawnym wrogiem robotników — a tego Polonia nie kupi.
Dlatego głosowała na tego od „polskich obozów", legalizacji marihuany i związków
partnerskich — dlatego, że spraw obyczajowych nigdy nie traktowała priorytetowo
(choć prawdą jest, że w 44% deklaruje się jako konserwatywna).
1 2 Dalej..
Przypisy: « Politologia (Publikacja: 29-11-2016 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10066 |
|