Erdogan zaatakował: „Niemcy, wy nie macie pojęcia o demokracji i powinniście wiedzieć, że wasze obecne działania nie różnią sie od
tych z okresu nazistowskiego". W odpowiedzi polityk niemiecki określił Erdogana
„despotą znad Bosforu".
Niemcy usiłują przeciwdziałać zmianie konstytucji Turcji, która zastąpi ustrój
parlamentarny — ustrojem prezydenckim, czyli podobnym do tego w USA. Silne
państwa o ustrojach prezydenckich czy kanclerskich nie chcą, by inne państwa też
przyjmowały takie systemy.
Obecna narracja wobec Erdogana jest taka, że przy okazji walki z ISIS walczy z Kurdami. Jeszcze niedawno była narracja odmienna: „Kurdowie wykorzystali
ofensywę ISIL, by przejąć większość terytoriów o które spierali się z Bagdadem"
(GW,
2014). Wykorzystując zadymę Kurdowie przejęli pola naftowe należące formalnie
do Iraku, wspieranego przez USA, skąd zaczęto eksportować ropę, którą kupował
Izrael, w efekcie Obama pogniewał się na Izrael.
Od 2014 Niemcy zaczęli intensywnie zbroić Kurdów, co z kolei doprowadziło do
tego, że Erdogan pogniewał się na Niemcy, bo wśród Kurdów odżyły dążenia
separatystyczne.
Erdogan nie tylko nie zamierzał z Kurdami walczyć, lecz
chciał przejść do historii Turcji jako mąż stanu, który rozwiąże konflikt
turecko-kurdyjski, który został wzniecony po obaleniu państwa osmańskiego. Pokój z Kurdami jest bowiem warunkiem odbudowy dawnej potęgi osmańskiej. Erdogan
prowadził politykę
prokurdyjską: zezwolił na publiczne używanie języka kurdyjskiego, dał zgodę na
pierwszy 24-godzinny kurdyjski program telewizyjny, obniżył próg wyborczy dający
partiom dofinansowanie budżetowe (z
7% do 3%), zniósł zakaz używania kurdyjskich liter „w", "x" i "q" oraz zezwolił
na przywrócenie kurdyjskich nazw miejscowości, skrytykował też Trybunał
Konstytucyjny za delegalizację partii DTP reprezentującej kurdyjskie interesy w parlamencie.
Taka była jego polityka wobec Kurdów. Dopiero pobudzenie
wśród części Kurdów iluzji na własne państwo doprowadziło do walki Erdogana z Kurdami. I duży swój udział mieli w tym Niemcy.
Naturalnie Niemcy nie wspierają Kurdów z dobrego serca.
Konflikt turecko-niemiecki to konflikt między dwoma głównymi kandydatami do roli
hubów energetycznych Europy, czyli tym samym między przyszłymi głównymi
rozgrywającymi. Po wybudowaniu Nord Stream w jego poszerzonej wersji Niemcy
staną się głównym hubem gazowym Europy. Jeśli jednak uda się zbudować Turkish
Stream i gazociąg transanatolijski
to Turcja stanie się drugim głównym hubem gazowym Europy. Dziś na Bałkanach
rozgrywającymi są Niemcy. Gdy Turcja stanie się hubem gazowym Europy, rola ta
przypadnie Turcji.
Kurdowie nie tylko walczą z ISIS, ale i przy okazji
wysadzają gazociągi, które mają być częścią uznanego przez UE za priorytetowy
Południowego Korytarza, którym do Europy ma trafiać gaz azerski.
Polityka europejska jest nacjonalistyczna, choć wobec
niepopularności tego terminu, ubrana w szaty wzniosłe. Wyróżniamy dobrych i złych dyktatorów, dobrych i złych terrorystów. Źli terroryści i dyktatorzy to
ci, którzy naruszają nasze interesy. Dobrzy terroryści i dyktatorzy to ci,
którzy naruszają interesy naszych nieprzyjaciół. Terroryści islamscy, którzy
walczą o to, by zachód przestał ustawiać im politykę, to diabelscy mordercy
niewinnych Europejczyków. Kurdowie, którzy robią to samo wobec Turków, to dobrzy
terroryści walczący o prawa człowieka: „Terroryzm dla Kurdów był sposobem
pokazania swojej trudnej sytuacji i próbą wymuszenia na władzach poszczególnych
państw poszerzenia lub uzyskania praw podstawowych, których nie mogli osiągnąć w sposób pokojowy" (psz.pl). To nieistotne, że przy tym czyszczą Syrię z chrześcijan, na co kilka miesięcy temu
skarżył
się syryjsko-katolicki abp
Jacques Behnan Hindo.
Nawet szwedzki feminizm jest tylko maską dla polityki
nacjonalistycznej. Na początku lutego ministerka rozwoju Szwecji, by wykpić
Trumpa podpisującego prawa dotyczące kobiet w otoczeniu samych mężczyzn,
pokazała jak podpisuje prawa ekologiczne w otoczeniu samych kobiet. Dwa tygodnie
później całe grono szwedzkich ministerek pod przewodem premiera Löfvena
paradowało w Iranie zakutane w hidżaby, choć w tym samym czasie irańskie
feministki traktują hidżaby jako symbol zniewolenia. W mediach rozległy się
złośliwe komentarze i kpiny akcentujące „zdradę ideałów feministycznych", ale
zabrakło komentarzy, które by wskazały, że ministerki zachowały się jak porządne
szwedzkie nacjonalistki, które dla interesów swojego kraju gotowe były zawiesić
na kołku prawoczłowiekowe narracje. Pół rządu szwedzkiego pojechało do Iranu nie
po to, by walczyć o prawa człowieka, lecz by robić interesy i przywieźli szereg
umów, w tym gigantyczne zamówienie dla Scanii na 1450 autobusów. Nasz Solaris
też chciał zaistnieć na wielkim rynku irańskim, lecz Irańczycy wybrali Scanię i niewielkiego producenta czeskiego. Ministerki nie dlatego walą w Trumpa, bo im
zależy na prawach amerykańskich kobiet, lecz dlatego, że Trump stwarza ryzyko
odwrócenia proirańskiego zwrotu Zachodu. A przed nałożeniem sankcji na Iran,
kraj ten był kluczowym partnerem handlowym Szwecji. Dlatego właśnie na wizycie
irańskiej ministerka od handlu Szwecji
pojawiła
się nie tylko w hidżabie, ale i w stroju przypominającym czador. Nie piszę
tego, by wykpiwać szwedzkie ministerki. Wszak prowadzą one politykę obliczoną na
interesy szwedzkie.
Zjawisko unijnego nacjonalizmu nie jest złe samo w sobie.
Problem w tym, że interes Unii jest dziś za mocno zbieżny z interesem Niemiec.
To było główną przyczyną Brexitu: Brytyjczycy są głównymi orędownikami
dywersyfikacji energetycznej UE, bo to oni są głównymi operatorami azerskich
złóż; na skutek kunktatorskiej polityki Niemiec i Francji, gaz azerski, który
miał być dostarczany do Europy już w 2010, wciąż napotyka kolejne przeszkody,
zamiast tego wzmocnieniu uległa pozycja Gazpromu. Niemcy i Francuzi woleli
zagrać razem z Putinem niż wzmocnić Brytyjczyków i Europę Środkową. Dlaczego do
„pomagania Ukrainie" w jej konflikcie z Rosją Unia stworzyła kuriozalny format
normandzki, czyli format w ramach którego o Ukrainie decydują partnerzy od
projektu Nord Stream, ale wykluczone zostały te kraje, którym najbardziej może
zależeć na Ukrainie, czyli Brytyjczycy oraz Polacy? Niemcy, Francuzi wespół z Rosjanami wypchnęli Wielką Brytanię z Unii i teraz zapewne będą dążyli do
wypchnięcia także Polski, która realnie jest dziś jedynym krajem, który może
zawalczyć o równouprawnienie Europy Środkowej w ramach UE.
Równouprawnienie to nie dokona się, gdy Europa zostanie
zdominowana przez energetyczny sojusz niemiecko-rosyjski. Silnym Niemcom
potrzebna jest silna konkurencja w ramach Europy. Wtedy i tylko wtedy może im
zależeć na współpracy z Polską.
Zapewne wielu z zażenowaniem patrzy jak to „dyktator
Erdogan" poucza Merkel o demokracji i porównuje do nazizmu, ale w gruncie rzeczy
zagraniczna polityka Niemiec nie jest polityką demokracji, lecz polityką siły
(gospodarczej). Niemcy nie traktują równorzędnie krajów słabszych gospodarczo,
lecz jedynie tych, którzy są odpowiednio silni. Cechą demokracji jest równe
traktowanie podmiotów politycznych bez względu na ich zamożność. Cechą
demokracji krajowej jest równe traktowanie obywateli bez względu na ich
zasobność, cechą demokracji międzynarodowej jest równe traktowanie słabszych
krajów. Unia Europejska wielokrotnie krytykuje kraje ościenne za to, że usuwają
ograniczenia dwóch kadencji, lecz na czele najsilniejszego kraju Unii stoi
kanclerz, która panuje już trzy kadencje i przymierza się do czwartej. Co
więcej, Angela Merkel po zdobyciu władzy
postawiła
sobie na biurku portret carycy Katarzyny, którą uznała za swój wzór. Podobnie
jak i Katarzyna, Merkel też wywodzi się z zachodniej Polski o korzeniach
częściowo polskich (dziadek Kaźmierczak). Caryca Katarzyna to jak wiadomo znana
demokratka okresu Oświecenia, która za pośrednictwem swego ambasadora prowadziła
nader specyficzną i brzemienną w skutki politykę wobec Polski.
Niemieckie media w Polsce podają, że swoimi atakami na
Niemcy Turcja uderza w spójność NATO. Czy aby na pewno? Do nazistowskich praktyk
Erdogan porównał ograniczenie swobody ekspresji politycznej wśród obywateli
tureckich mieszkających w Niemczech. To tak jakby po Brexicie Wielka Brytania
zakazała Kukizowi organizować spotkania z Polonią w Wielkiej Brytanii przed
wyborami w 2019, uznając, że nie wpisuje się w politykę brytyjską. Takie
praktyki w Niemczech były ostatnio w okresie nazistowskim, stąd porównanie.
Turcja jako partner Zachodu w NATO ma prawo oczekiwać nieco lepszego traktowania
niż Rosja, natomiast dziś można odnieść wrażenie, że w Niemczech lepiej jest
traktowany Gazprom niż Erdogan. W istocie to Niemcy taką polityką naruszają
spójność NATO i wpisuje się to w całość ich polityki wobec NATO, by wspomnieć
opór wobec wzmocnienia wschodniej flanki, niechęć wymaganego przez NATO
finansowania wydatków zbrojeniowych czy pomysły na „armię europejską".
Erdogan jest dziś krytykowany za „przyjaźń z Putinem",
która polega jedynie na tym, że powstrzymał eskalację wojenną i dopuścił Turkish
Stream. W istocie jednak to Niemcy ciążą dziś na naturalnego partnera Rosji w kontroli Europy, natomiast Erdogan jest siłą rzeczy naturalnym przeciwnikiem
Rosji, ponieważ jako jedyny może dać Europie realną alternatywę wobec
rosyjskiego gazu dopuszczając do Europy gaz azerski, turkmeński, kazachski,
irański, iracki, egipski itd. Po odepchnięciu Erdogana Europa znajdzie się w objęciach Gazpromu i Niemiec.
Kiedy nasi wielcy sąsiedzi ze wschodu i zachodu poszukują
inspiracji w carycy Katarzynie, warto pamiętać, że w czasie realizacji jej
polityki, imperium osmańskie było jedynym krajem Europy, który nie uznał
rozbiorów Polski.
Dla jasności dodam, że nie wieszczę jakichś archaicznych
rozbiorów polskich ziem. Uważam natomiast, że mamy obecnie do czynienia z ostatnią falą postrozbiorowego i paternalistycznego myślenia u niektórych
naszych sąsiadów. W myśl tej logiki Polska nie jest partnerem, lecz strefą
wpływów. Dziś jesteśmy strefą wpływów niemiecko-rosyjsko-francuskich. W czwartek
natomiast UE będzie areną konfliktu polsko-polskiego, co będzie dość zabawnym
wydarzeniem biorąc pod uwagę fakt, że gra idzie o wybór, jak to ujął jeden z polskich polityków, sołtysa Europy.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.