|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Filozofia społeczna
Postprawda - opowieści ważniejsze od rzeczywistości [1] Autor tekstu: Piotr Jaskółka
Ponowoczesność z samotnością, „bezdomnością" doskonale skomunikowanych jednostek wytworzyła
idealne środowisko dla rozprzestrzeniania się nieprawdziwych informacji w skali
globalnej. Mówi się w Polsce, ale także na świecie o coraz bardziej uciążliwych
podziałach. Nasilają się niepokoje i poczucie zagrożenia. Pojawiają się
„prorocy", którzy mimo udzielania nieprawdziwych odpowiedzi zyskują zwolenników.
Czy to, co zdaje się wyglądać na zderzenie niepowstrzymanej siły z niewzruszonym
obiektem trwać będzie do momentu potężnego wybuchu? A może rzeczywistość jest
inna niż usiłuje się ją nam przedstawić? Może podział na „my" i „oni" jest także
elementem nieprawdziwej narracji? Spróbujmy znaleźć rozwiązanie. Zadaniem skutecznego
polityka jest objęcie władzy. Nie uda się to inaczej, niż przez właściwe
odczytanie potrzeb ludzi i już istniejących różnic. Dopiero zbudowanie wokół
tych różnic opowieści, która zostanie zaakceptowana przez nas i wydaje się nas
jednoczyć powoduje, że na obcych spoglądamy z wrogością. Poszukiwanie winnego
takiego stanu jest więc raczej wygodnym uproszczeniem pozwalającym zdjąć
odpowiedzialność z nas samych. Dopóki łakniemy i zadowalamy się mitami, nie
przybliżymy się do rozwiązania. Od wieków proces przebiega podobnie. Politycy
potrafią z tych zjawisk korzystać i je pielęgnować — sprzedają nam swoje
historie. Ale to właśnie my je kupujemy, my je akceptujemy. Trudno oczekiwać od
tych, którzy właściwie rozpoznali sytuację i mają przewagę wiedzy by z tej
przewagi rezygnowali — są, jakkolwiek to brzmi, zakładnikami aktualnej sytuacji. W ich interesie jest kierowanie uwagi jedynie na powierzchnię zjawiska,
wspieranie wspomnianej tendencji do obarczania winą jakiegoś mniej lub bardziej
konkretnego wroga. Dlatego uważam, że lepiej będzie poszukać źródeł, u których
rzeczywiście można skutecznie działać. Warto więc rozpocząć od nas samych. Jakże
niewielu z nas potrafi wznieść się ponad myślenie, że różnice między nami muszą z konieczności oznaczać podział i wzajemną wrogość.
Pieter Bruegel (starszy), Ślepcy, 1568
Dopóki pozostajemy
ślepi na fakt, że to każdy z nas może być przyczyną współczesnego zamieszania
nie ruszymy z miejsca. Nie zrobimy postępów także jeśli do zjawisk podejdziemy
zbyt ogólnie lub zbyt szczegółowo. Spróbujmy więc przyjrzeć się im omijając
szerokim łukiem frazesy w rodzaju „wybierzmy lepszych polityków" czy „oni są
wszystkiemu winni" i inne. To, co jest przedstawiane w przestrzeni publicznej
jako rozwiązanie jest zwykle wyjściem korzystnym dla jednej strony. A więc
rozwiązaniem nie jest. Tymczasem to, co wydaje się być skutkiem podziału
społeczeństwa może być skutkiem tego, co każdy z nas może zaobserwować wokół
siebie. A następnie zmienić.
Warto przyglądnąć się
temu, co jest tuż ponad pojedynczą osobą, a jeszcze przed społeczeństwem.
Pomiędzy biegunami indywidualizmu i kolektywizmu. Próby tego rodzaju podejmuje
filozofia dialogu, podejmuje też komunitaryzm. W tym i innych swoich tekstach
(np.
Czym jest wspólnota? ,
Czy istnieje potrzeba powrotu do wspólnot?) staram się przyjrzeć wspólnocie
jako takiej z różnych stron — realnym więziom, relacjom, które łączą nas z innymi ludźmi i które są jej istotą, potrzebom, ewentualnym korzyściom.
Rozważyć, co możemy zrobić, aby te więzi odbudować, co im szkodzi i jak
szkodliwym zjawiskom zapobiegać. Chciałbym zachęcić tych, którym przedstawiane
zagadnienia są bliskie do refleksji nad nimi i do działania, a także do
rozpowszechniania tych treści. Problematyka wydaje mi się ważna, zasługująca na
badania i popularyzację. Bez odbudowy więzi, wspólnot wokół siebie jedynym
jednoczącym nas czynnikiem pozostanie strach. Rzut oka na historię wystarczy,
abyśmy zobaczyli do czego może prowadzić nasza bezczynność.
Rozmowa
Warto zastanowić się
co takiego się stało, że straciliśmy tę jakże ludzką umiejętność najprostszej,
szczerej rozmowy (zob.
Dlaczego nie umiemy już rozmawiać?). Nawet, jeśli nie byliśmy świadomi
reguł, umieliśmy chyba rozmawiać? A jeśli nigdy nie umieliśmy, może warto się
tego nauczyć? Spory można próbować rozstrzygnąć albo w niej właśnie, albo siłą.
To drugie, często dramatyczne rozwiązanie jest bardzo prawdopodobne, jeśli to
pierwsze się nie powiedzie. To nie jest tak, że możemy bezkarnie ze sobą nie
rozmawiać, że możemy wiecznie trwać w wyczerpującym sporze.
Wygląda na to, że
powszechnym wzorem rozmowy stały się dla nas medialne polemiki. A jakże przecież
inna jest rola polityka w debacie od roli rozmówcy. Polemice bliżej do walki,
rozmowie do współpracy. Zamiast poszukiwać prawdy z drugim człowiekiem staramy
się jak najkorzystniej zaprezentować własne poglądy i zwalczyć poglądy
przeciwnika, bo już nie partnera w poszukiwaniach. Stajemy się często
nieświadomymi bojownikami w czyimś imieniu. W czyim? I jaką my mamy korzyści z polemizowania? Co każe nam walczyć, choćby tylko na słowa?
Jeśli nie robimy tego z powodu egoizmu, być może walczymy w obronie opowieści w którą wierzymy i w ramach której czujemy się bezpiecznie. Pół biedy, gdy opowieści dostarczali
filozofowie czy kapłani (choć i to okazywało się zgubne), ale dzisiaj to raczej
kuglarze, populiści igrający z emocjami. Ci, którzy w jaskini naszej mówią, że
widzimy tylko cienie burzą nam spokój i stają się niewygodni. Ale czy i oni nie
mają informacji od swoich kuglarzy? To, co jest różne od jednego fałszu może być
innym fałszem, nie musi być prawdą. Nasze polemiki mogą być często starciem
dwóch fałszywych światów czy ich wizji kosztem jakości realnego, świadomego
życia. Opowieści stały się ważniejsze od rzeczywistości.
Przeciążenie
informacyjne
Zamknęliśmy się w tych własnych wyobrażeniach o sobie i świecie, w czyjejś bajce. W niej to
„trzeba biec z całą szybkością [...] ażeby pozostać w tym samym miejscu".
Utrata tej opowieści nas przeraża. Bez niej jakże małe wydaje się nasze życie w porównaniu z całym światem! Jakże mało wiemy, jak mało jesteśmy w stanie
sprawdzić osobiście z tego, co do nas dociera! Jak przeraża nas ten ocean
faktów, ich interpretacji, wydarzeń, zjawisk! Ale czy kiedykolwiek było inaczej?
Czy to nasze „małe" życie nie jest wszystkim, co rzeczywiście mamy i z
czego tak chętnie rezygnujemy w zamian za opowieść?
„Od stuleci karmią nas gotową wiedzą nauczyciele, święci, autorytety i dzieła.
Prosimy: "Powiedz nam wszystko o tym, co znajduje się za górami, co znajduje się
poza ziemią?", a otrzymana odpowiedź i opisy zadowalają nas. Oznacza to, że
żyjemy słowami, a życie nasze jest jałowe i puste. Żyjemy jakby „z drugiej
ręki"; żyjemy tym, co nam ktoś powiedział; żyjemy, kierując się swymi
przekonaniami lub będąc pod przymusem sytuacji, jaką tworzy nasze środowisko.
Jesteśmy wynikiem wszelkiego rodzaju wpływów i nie ma w nas niczego nowego,
niczego oryginalnego, pierwotnego i jasnego." [ 1 ]
Byłoby pychą sądzić,
że staliśmy się znacznie lepiej uposażeni w zdolności fizyczne czy intelektualne
niż nasi praojcowie. Człowiek nie zmienił się, ale warunki w których żyje i możliwości którymi dysponuje zmieniają się tak szybko, że trudno się w nich
orientować. To rodzi niepewność, obawy. Szukamy przewodnika. Jeśli już wiemy, że
nam to potrzebne, to wybierzmy świadomie, odpowiedzialnie.
Jeszcze wiek czy dwa
wieki temu człowiek przepędzał życie w świecie dość ograniczonym, którego w dużej mierze doświadczał. Był on dla niego poznawalny, oswojony, przynajmniej w tym zakresie, w jakim było mu to potrzebne w jego codzienności. Całym światem
była pojedyncza wioska, pojedyncze miasto. Syn bednarza stawał się bednarzem,
syn kowala kowalem. Jeśli nie pojawiły się jakieś zawirowania historyczne, życie z pokolenia na pokolenie było przewidywalne. Do opisu tego świata, jego
wyjaśnienia wystarczały proste słowa, tradycja, religia.
Ci, którzy mieli ku
temu możliwość zapuszczali się w niepewne, skomplikowane obszary. Potrzebowali
jednak sporej wiedzy i odpowiednich umiejętności, aby się w nich nie pogubić.
Byli do tego przygotowywani. Polityk był politykiem, chłop był chłopem i jeden
drugiemu nie wchodził w kompetencje. Na ogół oczywiście i może trochę na wyrost
to piszę, bo trudno byłoby od historii międzyludzkich stosunków oczekiwać by coś
było zawsze takie, a nie inne. Nie szczegóły są tutaj istotne a to, że
pozwoliliśmy by świat w tej swojej części, która wymaga dużej wiedzy do jego
zrozumienia wtargnął w codzienność. Bycie „prostym człowiekiem" stało się
obelgą. Niewielu z nas ma odwagę powiedzieć „nie wiem". Koniecznością wręcz jest
posiadanie zdania na każdy temat. A to i niemożliwe, i niepotrzebne.
Jeśli więc chcemy
mieć coś do powiedzenia w sprawach trudniejszych, niż rozwiązywanie problemów
codzienności, a do takich przecież należy także polityka, konieczna wydaje się
pomoc filozofii i filozofów. Tych, którzy wyjaśnią
świat i będą działać ze względu na wartość, jaką jest prawda, a nie ukryty
interes takiej czy innej grupy. Bez odpowiedniej wiedzy, przygotowania, lektury
wielkich dzieł raczej naiwnością jest sądzić, że „nasze własne zdanie" jest
nasze i własne. A i po lekturze nie będzie, zobaczymy jednak skalę problemów i zyskamy szansę na wyrobienie sobie poglądów pod wpływem myśli tych, którzy na
przestrzeni wieków dowiedli swej wartości. Uświadomienie sobie jakości własnych
przekonań, tego, że wielokrotnie w naszej historii przerabialiśmy podobne
wydarzenia, może pomóc ostudzić emocje, ułatwić dyskusję.
Inżynieria zgody
Czy tylko to się
zmieniło? Czy tylko ilość informacji docierających do nas wzrosła ponad nasze
możliwości? Wydaje się, że staliśmy się o wiele bardziej samotni, a więc
pozbawiliśmy się kolejnego narzędzia do obróbki naszych poglądów. Funkcjonujemy w ponowoczesnym świecie postaci, odgrywanych ról. Otoczeni jesteśmy ludźmi, z którymi niemal nic poza interesami nas nie łączy. Naturalne wspólnoty powstające
na niewielkim obszarze zanikły ze względu na naszą mobilność. Przedstawiany nam w mediach obraz świata raczej nie napawa optymizmem. Dobrą wiadomością jest zła
wiadomość. Wrogi wszechświat i lęk przed nieznanym, niezrozumiałym popycha nas w różnych kierunkach. Jedni szukają wytrwale odpowiedzi, innym brakuje na to
czasu. Jakimże więc wybawieniem będzie ktoś, kto nam tych odpowiedzi dostarczy!
Jakimże utrapieniem ten, kto te odpowiedzi będzie kwestionował!
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Jiddu
Krishnamurti, Wolność od znanego, tłum. F. Urbańczyk, wyd. Zysk i S-ka,
Poznań 1994, s. 8. « Filozofia społeczna (Publikacja: 25-03-2017 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10097 |
|