|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Filozofia społeczna
Postprawda - opowieści ważniejsze od rzeczywistości [2] Autor tekstu: Piotr Jaskółka
Zauważył i z
powodzeniem wykorzystał tę przestrzeń Edward Bernays, bratanek Zygmunta Freuda.
Był on twórcą „inżynierii zgody" [ 2 ] i ojcem branży PR. W swojej książce pisał:
„Jesteśmy rządzeni, a nasze opinie, gusty i poglądy kształtowane są w znacznym
stopniu przez ludzi, o których nigdy nie słyszeliśmy." [ 3 ]
Uważał między innymi,
że jako ludzie wolni nie zaakceptujemy wprost autorytarnych rządów, tyranów. Ale
jednocześnie z demokratycznych wolności wyłania się możliwość przekonywania nas
do swoich racji. Na to się godzimy, a jeśli zostaniemy przekonani, podejmujemy
odpowiednie działania. Właśnie tym zajmują się inżynierowie zgody -
konstruowaniem, przy użyciu wszelkich nowoczesnych środków i wiedzy, publicznego
przyzwolenia dla konkretnych idei. Tworzeniem opowieści odpowiadającej na
zapotrzebowanie i ułatwiającej realizację czyichś celów. A dla nas gotowe
odpowiedzi są wybawieniem. Nie jest ważne, czy są prawdziwe — ważne, że w ogóle
są.
Samotna jednostka nie
ma możliwości konfrontacji swoich sądów (czy raczej dostarczonych jej
odpowiedzi) z sądami innych, niewielu jest takich, którym rzeczywiście ufa.
Postęp techniczny i idąca za nim zmiana warunków, w których żyjemy sprawia, że
tradycja, czy też doświadczenia poprzednich pokoleń, osób starszych nie mają
siły oddziaływania takiej, jaką miały wcześniej. Łatwo rozsypują się w takich
warunkach naturalne wspólnoty międzypokoleniowe, łatwo też rozsypują się te
rówieśnicze. Próbujemy je zastąpić, także przy użyciu nowoczesnych technologii
(tłumaczy to olbrzymi sukces np. Facebooka). Tutaj jednak także mamy do
czynienia z wykreowanymi, nieustannie chwalącymi się osiągnięciami postaciami.
To, zamiast dawać nam poczucie uczestnictwa może często jedynie wzmagać
niepokój, niepewność i dodatkowo naraża na nowe problemy (np. bańka filtrująca).
Boimy się, szukamy
więc w pierwszej kolejności zaspokojenia potrzeby bezpieczeństwa. By podział, a raczej atomizacja trwała taki stan musi się utrzymać. Zdają się wiedzieć o tym
dysponenci „prawd". Z wykorzystaniem nowoczesnych i tradycyjnych mediów dają nam
złudzenie uczestnictwa w wielkim, silnym plemieniu. Ponieważ motywacją do
uczestnictwa w nim są obawy, zagrożenie musi być nieustannie podsycane.
Jednostek w takiej grupie raczej nie łączą trwałe relacje, jednoczą się ze
strachu przed wspólnym wrogiem. Ile osób ze swojego plemienia zna osobiście jego
uczestnik? Gdyby zniknęło zagrożenie, plemię rozsypałoby się. Dzieląca nas
opowieść często wkracza w codzienność, staje się ważniejsza od uczciwych relacji
między nami, uniemożliwia ich nawiązywanie.
Światopogląd,
język
Nasz światopogląd
kształtuje się w oparciu o doświadczenia. Może łączyć ze sobą sądy sprzeczne,
[ 4 ] zapewne dlatego, że nie musi na nie jednocześnie padać światło naszej
świadomości. Światopogląd powstawał także w oparciu o rozmaite dziedziny kultury — naukę, filozofię, religię, sztukę. Ograniczając sobie dostęp do nich (choćby z powodu braku czasu), skazujemy się na łaskę (i niełaskę) inżynierów zgody. Kiedy
jednak dostrzegamy sprzeczność naszych sądów, czy sądów z rzeczywistością,
konieczne staje się złagodzenie dysonansu. Łatwiej jest odrzucić nową
informację, a osobę ją prezentującą obarczyć winą za powodowanie
nieprzyjemności, niż odrzucić opowieść dającą poczucie bezpieczeństwa. Łatwiej
odrzucić prawdę, rzeczywistość niż opowieść. Także dlatego bezpiecznie jest nie
rozmawiać.
Jeśli nie rozmawiamy,
nie możemy w rozmowie „wynegocjować" wspólnego języka. Rozejrzyjmy się i zobaczmy, jak wiele sporów odbywa się z tymi samymi sloganami na sztandarach -
demokracji, sprawiedliwości, prawdy. Jak różnie te pojęcia są rozumiane, jakże
inną treść ze sobą niosą. Współczesna Wieża Babel zdaje się dzielić los swojej
biblijnej odpowiedniczki — nie zostanie ukończona ze względu na pomieszanie
języków.
Kiedy o tym
zapominamy, łatwo nam zabsolutyzować własne stanowisko a to wyklucza uczciwą
rozmowę, uniemożliwia weryfikację własnych poglądów. Coś, co może się wydawać
celem — posiadanie albo raczej wrażenie posiadania absolutnej prawdy — jest
potężnym ograniczeniem. Posiadacz prawdy absolutnej może ją jedynie głosić, może
jedynie walczyć — oby tylko na słowa — w jej obronie. Szukamy tak spokoju, ale w ten sposób go nie odnajdziemy.
Czy to nie proste,
jeśli ma się dystans, rozpoznać „fałszywego proroka" i jego „wyznawcę"? Czy nie
dzieje się tak, że „prorok" nigdy nie ujawnia całej prawdy wprost? Czy nie
skupia się na wspólnych doświadczeniach (np. jakaś forma wykluczenia), budując
na tym prawdziwym fundamencie ramy opowieści i w ten sposób kreśli z pomocą
różnic linię nieistniejącego w rzeczywistości podziału? Czy nie wskazuje winnego
złego stanu rzeczy poza własnym plemieniem? Negatywne emocje żywione do
przeciwników i wyrażane w sposób jak najprostszy wydają się coraz częściej być
jedyną płaszczyzną porozumienia polityka z wyborcą, władzy z ludem, ale też
ludzi między sobą. Plemię ma własną prawdę, własne media. Szczegóły opowieści
muszą pozostawać w sferze domysłów tak, aby każdy z „wyznawców" dopowiedział
sobie, czy wywnioskował według własnych potrzeb i doświadczeń odpowiednie,
brakujące elementy historii. Im bardziej uniwersalna, mityczna będzie to
opowieść, tym większe będzie poparcie. Im większe poparcie, tym większe wsparcie w anonimowych, internetowych (póki co) aktach nienawiści i poczucie siły. Nie ma
rozmowy, nawet pomiędzy „współwyznawcami", bo nie ma dla niej żadnej wspólnej
płaszczyzny, żadnego wspólnego dobra — poza wspólną nienawiścią do wroga. Wydaje
się to tym prostsze, im uboższe są doświadczenia i wiedza ludzi, im mniej
wzajemnego zaufania i realnych więzi. Im mniej wiedzy, refleksji, rozmowy, tym
bardziej potrzebny jest taki narrator. Ale w mniejszym czy większym stopniu
ulegamy i ulegaliśmy temu wszyscy — dotychczas często były to jednak „wielkie
narracje". „Wyznawca" jest przekonany, że jego doświadczenia potwierdzają
opowieść, podczas gdy potwierdzają ją na ogół tylko w tym zakresie, w jakim sam
stworzył sobie poszczególne jej elementy. I tak, „wrogie siły" otrzymują twarz
sąsiada czy wuja, a „wyznawca" zyskuje empiryczny dowód prawdziwości słów
„proroka".
Jakakolwiek próba
burzenia takiej opowieści z zewnątrz byłaby odgrywaniem roli przewidzianej w niej na samym początku. I raczej, w oczach „wyznawcy", byłaby kolejnym dowodem
jej słuszności. Byłaby też sygnałem dla nas samych, że własną opowieść uważamy
za lepszą — a więc myślimy dokładnie w ten sam sposób, co opisany „wyznawca". A co jeśli to my jesteśmy w błędzie?
Rozwiązanie
Elementy które
pobieżnie tylko wskazałem są ze sobą powiązane, wpływają na siebie. Są też i inne, chciałem jednak zwrócić uwagę na te aspekty, które zdają się być kluczowe i wystarczające dla zasugerowania rozwiązania. To, co wygląda na pęknięcie
społeczeństwa jest w istocie jego atomizacją. Linia podziału przebiega między
ja a oni. Dominują raz takie, raz inne opowieści, które trafiają do
pojedynczych osób. To dopiero każdy z nas może przenieść podziały wynikające z tych opowieści do własnego życia. Ludzi po każdej ze stron, jakkolwiek
nakreślimy linię tego podziału, nie łączą rzeczywiste więzi, nie stanowią oni
grupy czy wspólnoty (w takim sensie nie stanowią jej też internauci, blondyni
czy zarabiający powyżej 3000zł — to sztucznie tworzone kategorie, zagrody do
których jesteśmy pędzeni). Zjawisko to, jeśli nie odrzucimy opowieści, będzie
trwało do momentu w którym jedna ze stron całkowicie przegra. W ten czy inny
sposób. Wówczas potrzebny będzie nowy wróg, nakreślenie nowej linii podziału i nowa narracja. Historia dowiodła że lęk, jako spoiwo i nieodłączny element
takiej gry jest niebezpiecznym narzędziem, a wykorzystywanie go często kończy
się tragicznie. Jest jednak kuszący, bo wzbudzić go można u każdego. Samotni i pełni obaw jesteśmy w stanie poświęcić nasze życie w zamian za bycie częścią
niszczycielskiej siły. Może więc czas, by po prostu przestać się bać?
A więc zastanówmy się
raz jeszcze: co wiemy i czego nie wiemy? Czy częściej nie jest tak, że
powtarzamy tylko fragmenty czyjejś opowieści? Czy zamiast rozmawiać nie staramy
się wyłącznie wykazać, że nasz przeciwnik nie ma racji? Czyjś sąd, opinia czy
zdanie często nie dotyka nas samych — może jedynie zburzyć opowieść, której
chcemy za wszelką cenę bronić. Po co jej bronić? Czy to aby na pewno jest „nasze
zdanie", czy raczej sprzedane nam przez inżynierów zgody? Czy karkołomne
konstrukcje uzasadniające obronę naszych poglądów nie przykrywają strachu, lęku,
obaw?
Egocentryzm i absolutyzacja własnego stanowiska odcina nas od innych, zmusza do walki a w konsekwencji do przyłączenia się do jednego z walczących obozów — stanie z boku czy poza opowieścią często stawia nas w jednym szeregu z wrogiem. Spoiwem
takich plemion jest lęk przed dowolnym zagrożeniem, celem obrona przed nim, a całość spinają wodzowie swoją opowieścią. Stajemy się uczestnikami teatru.
Publicznością, która dyktuje warunki do których dostosowują się aktorzy. Nawet,
jeśli nie czujemy się za to odpowiedzialni doświadczymy i doświadczamy
konsekwencji.
Możemy pozostać w takim stanie i być skazani na czyjąś opowieść, negatywne emocje i podziały -
skoro tak było, to może tak być musi? Możemy też zwrócić się w poszukiwaniu
wiedzy o świecie w innym kierunku — także w kierunku filozofii. „Filozofia jest
racjonalizacją rzeczywistości ze względu na wartość, jaką jest prawda" [ 5 ] i dla tych, dla których prawda jest ważną wartością będzie to wybór odpowiedni.
Ważne jest by przede wszystkim nie działać ze względu na nie-prawdę.
Możemy zacząć
rozmawiać rezygnując z pewności, że to my mamy rację. Zadać sobie pytanie o to,
jaki jest rzeczywisty cel wymiany poglądów — czy jest to zdobycie nowych
informacji, czy raczej przekonanie naszego oponenta do naszej wersji. Jakie są
warunki zmiany zdania na dany temat? Uczciwa rozmowa, także o polityce i sprawach trudnych, może poszerzać nasze horyzonty, szlifować nasze
światopoglądy. Dając sobie szansę, damy właściwy przykład a to może zmienić tę
część świata, w której żyjemy.
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 2 ] Edward
Bernays, Inżynieria zgody, tłum. P. Jaskółka [w:] Racjonalista.pl,
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10069 [dostęp: 27.01.2017] [ 3 ] Edward
Bernays, Propaganda, Horace Liveright, New York 1928, s. 9 [ 4 ] Andrzej
L. Zachariasz, Filozofia. Jej istota i funkcje, wyd. UMCS, Lublin 1994, s.
184-185 [ 5 ] Andrzej
L. Zachariasz, Filozofia. Jej istota i funkcje, wyd. UMCS, Lublin 1994, s.
30 « Filozofia społeczna (Publikacja: 25-03-2017 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10097 |
|