|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Zapomniane dzieci – wywiad z Władysławem Grodeckim [1] Autor tekstu: Bartosz Bolesławski
O poszukiwaniu śladów losów dzieci,
które po podpisaniu układu Sikorski-Majski opuściły wraz z Armią Andersa
„nieludzką ziemię" ze znanym podróżnikiem Władysławem Grodeckim rozmawia
Bartosz Bolesławski.
Jeśli zapomnę o nich
Ty Boże na niebie
zapomnij o mnie
Adam Mickiewicz Bartosz Bolesławski: "Zapomniane
dzieci — Uchodźcy z Armii Andersa w przyjaznym Iranie" — tak brzmi
tytuł pańskiej wystawy fotograficznej z 2013 r. Kiedy i jak zrodził się
pomysł takiej wystawy?
Władysław Grodecki:
„Polacy, Polacy, znowu Polacy, było ich tu wielu w czasie wojny!" — tymi
słowy w listopadzie 1992 r. powitał uczestników mojej wyprawy dookoła świata
pewien staruszek na Wielkim Majdanie w starej stolicy Persji, Isfahanie! Po
chwili zaczął wspominać: „Były tu szkoły, gdzie uczyły się polskie dzieci,
tu obchodziło się polskie rocznice, pielęgnowało polskie obyczaje. Gdy
muezzin wyśpiewywał z minaretu kolejne wersety z Koranu, one śpiewały
polskie pieśni patriotyczne i kolędy". To spotkanie dało początek mojej
edukacji, nowej, prawdziwej, najnowszej historii Polski. Ze wstydem
przyznałem, że ja polski inżynier, podróżnik, przewodnik po królewskim
Krakowie i pasjonat historii ojczystej nie odrobiłem tej lekcji!
Od pobytu w starej stolicy Persji
najbardziej intrygującym problemem w czasie moich peregrynacji po świecie
stała się dla mnie tułaczka polskich sierot po opuszczeniu „nieludzkiej
ziemi". Już wcześniej zetknąłem się z tym problemem w czasie pobytu na
kontrakcie w Iraku. Przypominała mi o tym polska kwatera na cmentarzu w
Bagdadzie oraz tablica pamiątkowa na jednej ze świątyń. Upamiętniała ona
pobyt ks. biskupa Józefa Gawliny w czasie wizytacji polskich obozów w
połowie 1942 r. Jeszcze wtedy nie myślałem o wystawie, ale już robiłem do
niej zdjęcia!
Źródło: Gen. Leopold Okulicki u Polskich Sierot
Czy mógłby pan podać trochę liczb?
Jakie są szacunkowe dane, jeśli chodzi o liczbę dzieci zesłanych w głąb
Związku Sowieckiego w latach 1939-1941 r.? Ilu z nich udało się opuścić
„nieludzką ziemię" po podpisaniu układu Sikorski-Majski? Co stało się z
tymi, które tam zostały?
Trudno podać dokładne dane zarówno w
odniesieniu do strat materialnych, jak w ludziach, jakie poniosła Polska w
czasie II wojny światowej. Nikt nie dokonał żadnej inwentaryzacji szkód
spowodowanych przez Niemców, Rosjan czy Ukraińców. Były one gigantyczne.
Przed II wojną światową Polska miała 380 tys. km kw. i 35 mln ludności. Po
wojnie to się zmieniło: 312 km kw. i 24 mln mieszkańców.
Co do Rosji — według niezbyt ścisłych danych
- w czasie „wieczystej przyjaźni" między Stalinem a Hitlerem (1939-1941)
wywieziono w głąb Rosji około 1,7 mln Polaków. Z tego ok. 400 tys. stanowiły
dzieci. Gdyby w 1941 r. Niemcy nie dokonali inwazji na ZSRR, liczba
zesłańców byłaby o wiele większa. Sowieci — by wyeliminować wrogi im i obcy
religijnie i ideowo element — masowo wywozili ludność do wschodnich i
północnych regionów ZSRR.
W czasie pierwszej deportacji 10 lutego 1940
r. — może najstraszniejszej, bo niespodziewanej — w środku mroźnej zimy w
ciągu jednej nocy wywieziono 220 tys. ludzi. Ta i kolejne wywózki odbywały
się według podobnego scenariusza: grupa uzbrojonych NKWD-stów wspólnie z
miejscową milicją wyważała drzwi domów, budząc swe ofiary, informowała ich,
że mają kilkanaście minut na spakowanie się, po czym odwoziła ich na stację
kolejową, gdzie czekał na nich pociąg towarowy. Głodnych, zmarzniętych i
przerażonych ludzi wpychano po 50-70 osób w ciemne czeluści wagonu, który
zamykano i plombowano. Mały otwór w ścianie miał zastąpić okno, a dziura w
podłodze — toaletę. W środku był bagaż, a dookoła cztery prycze — legowisko
dla ludzi. Gdy pociąg ruszył łkaniom, płaczom i modlitwom dorosłych i dzieci
nie było końca. Rozpoczęła się szczególna, tragiczna przygoda, a dla dzieci
niezwykła lekcja geografii!
Dorośli i dzieci tylko dlatego, że byli
Polakami zostali skazani na wieczne zatracenie, na śmierć głodową, śmierć z
zimna, z wycieńczenia, z chorób. Stalin zapewne planował deportować całą
ludność ze wschodnich terenów Polski, aby w przyszłości żaden polski rząd
nie mógł rościć sobie praw do tych ziem. Wyjazd z Rosji to wybawienie i
każdy Polak o tym marzył, ale po wyjawieniu zbrodni katyńskiej zerwano
stosunki dyplomatyczne między Sowietami a rządem emigracyjnym RP i już nikt
nie mógł opuścić „nieludzkiej ziemi".
Tylko niewielki procent dzieci przekroczył
granice Iranu i Indii! Te, które nie zdążyły, znalazły się w sowieckich
szkołach i stały się komsomolcami. W większości ich tragiczny los jest
nieznany.
Jak wyglądała podróż do Iranu w 1942
r. W jaki sposób dzieci były transportowane. Co stanowiło największą
trudność?
Deportacje za koło polarne, na Syberię, a
szczególnie na Kołymę i pobyt tam były dla wszystkich jednym wielkim
koszmarem. Mało kto wierzył w ocalenie! I oto zdarzyła się rzecz
nieprawdopodobna, cud: 21 czerwca 1941 r. nastąpiła agresja Niemiec na Rosję
Sowiecką. Polacy i inne nacje gnębione przez zbrodniczy reżim Stalina
przyjęły tę wieść z niekłamaną satysfakcją.
Nieoczekiwanym efektem było wznowienie
stosunków dyplomatycznych ZSRR z rządem polskim na uchodźstwie 30 czerwca
1941 r. Różnice ustrojowe, kwestie graniczne, warunki bytowe żołnierzy i
ludności cywilnej, sposób użycia ewentualnej armii polskiej sformowanej w
ZSRR i sprawa zaginionych oficerów (Katyń) — sprawiły, że nie było możliwe
trwałe porozumienie. Jednak ogłoszona przez Stalina „amnestia" "wolnych
przesiedleńców" (Polaków) po agresji niemieckiej w czerwcu 1941 r. otwarła
drzwi do opuszczenia „nieludzkiej ziemi" dla ok. 37 tys. matek i dzieci,
którym udało się wraz z Armią Andersa wyjechać do Iranu.
Transporty miały odpływać z Krasnowodzka do
perskiego Pahlevi. Liczba statków i czas ewakuacji były bardzo ograniczone.
Władze sowieckie utrudniały wyjazd, rozdzielano rodziny, rodzeństwo. Jak
wspominała Iza Choroś: „Na Syberii było bardzo zimno, ciężka praca, brak
żywności, ale najgorzej było w Uzbekistanie. Tam żywiliśmy się pestkami
roślin i pili wodę z kałuży. Na posiłek wigilijny był placek — lepioszka,
którą podzielono na siedem części — siedem wigilijnych dań. Opowiadał mi ks.
January Liberski z Zimbabwe o tym, jak kiedyś zagadnął go dyrektor polskiej
szkoły w obozie polskich sierot w Digglefoldzie z pytaniem, dlaczego dzieci
po obfitej kolacji zabierają chleb do sypialni. Odpowiedź misjonarza była
krótka i jakże wymowna: «Te dzieci przybyły tu z Syberii»".
Sowieci w każdy możliwy sposób utrudniali
drogę do wolności. Nawet sam wyjazd do Iranu był przez to pełen przeszkód:
pociąg często się zatrzymywał, „psuła" się lokomotywa, podawano błędne
informacje na temat rozkładu jazdy itd. Siostra Walentyna z Lonavli
opowiadała mi, jak w trakcie jazdy w niewielkim miasteczku gdzieś w sercu
Azji pociąg się zatrzymał i wysiadł jej brat, by dokonać drobnych zakupów.
Wtedy nagle pociąg ruszył. Wysiadła więc siostra, by go odszukać. On jednak
wsiadł do odjeżdżającego pociągu, lecz ona nie zdążyła i… została. Została
na zawsze gdzieś na stepie Uzbekistanu!
Siostra Walentyna wspomina też, jak
wyglądało wejście na statek. Na wyjazd kwalifikowały się tylko osoby z tzw.
rodzin wojskowych (te, w których był ktoś przeznaczony do służby wojskowej)
zdrowi, sprawni fizycznie i w odpowiednim wieku. By wydostać się z tego
piekła, nieletni chłopcy fałszowali daty urodzenia w dokumentach, niscy
stawali na palcach, by w oczach NKWD-stów wyglądać jak dorosły itp.
Schorowaną i wyniszczoną fizycznie matkę Walentyny polscy żołnierze,
korzystając z nieuwagi NKWD-stów, wnieśli na pokład okrętu na rękach i tak
ocalała. Nic dziwnego, że ostatnia droga do wolności — wejście na zapchany
do granic przyzwoitości statek w Krasnowodzku — dla wycieńczonych dzieci
było wielkim przeżyciem.
Iza Choroś wspominała też o dziecięcych
marzeniach na Syberii: „Marzyliśmy, by jeszcze raz w życiu najeść się do
syta chleba, by jeszcze raz położyć się do czystej pościeli". Te dwa
pragnienia spełniły się prawie natychmiast, gdy na statku wkrótce po
odpłynięciu od brzegu pojawił się kapitan z całym workiem chleba, a po
wyjściu na irański brzeg otrzymały czystą odzież.
Cóż więc, gdy w 1943 r. w Waszyngtonie ks.
bp. J. Gawlinie zaprezentowano, jak dzieci amerykańskie, ucząc się religii i
misjologii, równocześnie studiują geografię, ten odpowiedział:
„Moje dzieci uczą się także geografii, tylko
nieco inną metodą. A mam tych dzieci blisko pół miliona. Jedno zostało w
zimie wywiezione ze Lwowa lub Wilna i poznało z nieopalanego wagonu Kijów,
jechało na Syberię lub do Kazachstanu, gdzie jest Syr Daria lub Jenisej.
Inne zna pustynię, wichurę śnieżną, umie rąbać drzewo, było pastuchem, nawet
traktorzystą. Zna na tyle geografię, by wiedzieć, gdzie pogrzebało swoją
mamusię!".
Jakie były losy dzieci w Iranie? Do
jakich ośrodków trafiły, kto się nimi opiekował? Jakie, poza tymi w Isfahan,
Pahlevi, były inne obozy polskich dzieci w Iranie?
Nim szczegółowo omówię, jaki był los
polskich dzieci w Iranie po wyjściu z Rosji, pragnę zwrócić uwagę na
historyczne związki Polski i Iranu. 27 lutego 2014 r. w czasie odsłonięcia
Tablicy Wdzięczności Narodowi Irańskiemu za pomoc Uchodźcom Armii gen.
Władysława Andersa w Warszawie przy Ogrodzie Krasińskich w obecności b.
ambasadora Iranu w Polsce, Samad Ali Lakizadeh Władysław Czapski powiedział:
„Ten Naród z Polskim Narodem ma setki lat stosunków dyplomatycznych. Nigdy
względem siebie te państwa nie podnosiły broni. Zawsze liczyli na
współdziałanie".
Uroczystości były związane z obchodami 540.
rocznicy nawiązania stosunków dyplomatycznych między obu krajami i 70.
rocznicy polskiego wychodźstwa z Rosji. Wdzięczni uratowani i ich potomkowie
umieścili napis na płycie pamiątkowej: „W 1942 r. Iran przyjął i ocalił
polskich tułaczy deportowanych w latach 1939-1941 r. Przez NKWD z kresów
wschodnich II Rzeczypospolitej w głąb Związku Sowieckiego. Irańska pomoc
uchroniła Polaków przed represjami, śmiercią z głodu i chorób".
Po opuszczeniu Rosji do Iranu w dwóch
transportach — w okresie: marzec-kwiecień i sierpień-wrzesień 1942 r.-
przybyło wiele tysięcy dzieci. W Pahlevi nad brzegiem Morza Kaspijskiego
palono zawszoną bieliznę, szczepiono dzieci, zeskrobywano z ciał brud,
przestrzegano odpowiedniej diety. Wyniszczone organizmy w nowych warunkach
nie zawsze potrafiły się oprzeć różnym chorobom: dezynterii, duru
brzusznego, tyfusu plamistego itp. Nie wszyscy więc przeżyli trudy
transportu, wysoką temperaturę i malaryczny klimat. Do końca 1943 r. zmarło
2119 osób...
1 2 3 Dalej..
« Historia (Publikacja: 12-10-2017 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10155 |
|