|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
| |
Złota myśl Racjonalisty: "Istota ludzka powinna umieć zmieniać pieluchy, zaplanować inwazję, ubić wieprza, zbudować statek, zaprojektować dom, napisać sonet, poprowadzić księgę rachunkową, zbudować mur, nastawić złamanie, pocieszać umierających, wydawać rozkazy, przyjmować rozkazy, działać w grupie, działać samemu, rozwiazywać równania, analizować nowe problemy, roztrzasać nawóz, zaprogramować komputer, ugotować smaczny.. | |
| |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Zapomniane dzieci – wywiad z Władysławem Grodeckim [3] Autor tekstu: Bartosz Bolesławski
W grudniu 1992 r. w Madrasie, w mieście
męczeńskiej śmierci św. Tomasza Apostoła, podjąłem dramatyczną decyzję: lecę
do Australii. Stamtąd do Europy jest jednakowa odległość przez Azję jak i
Amerykę. Jeśli się to uda, to zasadniczy cel — okrążenie kuli ziemskiej-
zostanie zrealizowany! I udało się! Na miesięczny pobyt w Indiach i przejazd z
północy na południe — z Delhi do Madrasu wydałem zaledwie 50 dolarów. Stało
się to możliwe głównie dzięki s. Walentynie — sybiraczce z Lonawli.
W czasie tygodniowego pobytu w tym mieście
nie tylko trochę odpocząłem, zbierałem ametysty w kraterze wulkanicznym, ale
też wysłuchałem zwierzeń siostry. Wstrząsające to były opowieści: o
uprowadzeniu jej ojca przez NKWD- stów, deportacji jej rodziny za koło
polarne 10 lutego 1940 r., katorżniczej pracy przy wyrębie lasu, pełnej
dramaturgii wyprawy na południe do Uzbekistanu, pozostaniu siostry gdzieś na
stacji w Uzbekistanie, śmierci mamy i szczęśliwego przyjazdu do Indii. W
trakcie tych zwierzeń czułem się jak spowiednik w konfesjonale, tym bardziej
że byłem drugą osobą, której siostra opowiedziała historię swego życia.
Siostra Walentyna była pierwszą osobę — pierwszym „zapomnianym dzieckiem" w
czasie moich podróży po świecie.
Kilka lat później znowu odwiedziłem Indie i
s. Walentynę. Przybyłem do tego kraju, by odwiedzić miejsca związane z
wojenną tułaczką polskich sierot. Gdy w trakcie posiłku w Konsulacie
Generalnym RP w Bombaju opowiadałem o celu swej wyprawy, pan Ireneusz
Makles, Konsul Generalny, ucieszony powiedział: „To świetnie! Za tydzień po
25 latach starań «Związku Indian» i Konsulatu RP oraz w 50-lecie rozwiązania
obozu Valivade odbędą się w Kolhapurze wielkie uroczystości i odsłonięcie
pomnika polskich dzieci. Powinien pan tam być!". Nie wahałem się ani chwili!
Pan Ireneusz wręczył mi program uroczystości i zapewnił, że umieści w nim
ceremonię pobrania ziemi spod pomnika na Kopiec J. Piłsudskiego.
Gdy 3 lutego 1998 r. stanąłem w bramie parku
Mahawiry, powitał mnie Maharadża H.H. Chhatrapati Shahu oraz Siam Daifart,
nauczyciel języka angielskiego w szkole obozowej. Ten ostatni uczynił to po
polsku! Uroczystość rozpoczęła się od odegrania przez orkiestrę wojskową
Mazurka Dąbrowskiego. Wśród gości było wielu ważnych dostojników państwowych
z Indii: Konsul RP I. Makles i Dębicki z Delhi, trzynastu dawnych
mieszkańców obozu Valivade z Wielkiej Brytanii, jeden z USA i ani jeden z
Polski. Zabrakło też ówczesnego Ambasadora RP Krzysztofa Mroziewicza! Warto
wspomnieć, że całość (a więc i ceremonie pobrania ziemi) transmitowała
centralna telewizja w Delhi.
Problem wojennej i powojennej tułaczki
Polaków, a szczególnie sybiraków, których udało mi się spotkać w swym życiu,
mógłby być tematem obszernego opracowania. Nie wątpię, że spotkanie ich na
swojej drodze życiowej wywarło na mnie ogromne wrażenie, dało poczucie, że
warto być Polakiem i katolikiem. Podróże dały mi możliwość zetknięcia się z
wielkimi Polakami: św. Janem Pawłem II, z ks. kard. Adamem Kozłowieckim i o.
Marianem Żelazkiem (z tymi ostatnimi przez wiele lat korespondowałem).
Poznałem także ks. Zdzisława Peszkowskiego, ks. Łucjana Królikowskiego, ks.
Januarego Liberskiego (pierwszego polskiego misjonarza — księdza
diecezjalnego). W Nowej Zelandii przez prawie dwa miesiące byłem goszczony
przez sybiraków „Dzieci Pahiatua", w Afryce i w Meksyku gościli mnie dawni
mieszkańcy tamtych obozów, a w USA, w Kanadzie i w Polsce — ci, którzy po
latach tułaczki do Polski powrócili. Niektórych zapraszałem na swe wystawy
fotograficzne czy spotkania na różnych imprezach w Krakowie i Warszawie.
Jest ich coraz mniej, niestety!
Podczas swoich podróży odwiedzał pan
też polskie cmentarze na całym świecie. Które są najważniejsze, jeśli chodzi
o pamięć o polskich dzieciach zesłanych na Wschód w latach 1939-1941 r.?
Moim podróżom po świecie przyświeca pewna
patriotyczna idea: z miejsc ważnych dokonań, pól bitewnych z udziałem
Polaków, z grobów słynnych rodaków, a zwłaszcza z polskich cmentarzy
rozsianych po całym globie przywożę ziemię, która w uroczysty sposób jest
składana na kopcu Józefa Piłsudskiego w Krakowie.
Od 1989 r. przywiozłem co najmniej 150 urn.
Wymienię te najważniejsze z obozów polskich dzieci, uchodźców z Rosji: z
Afryki Wschodniej: z Nairobi, Digllefold, Livingstone, Lusaka, Marandela
Morogoro, Koja i Ouodshorn; z Indii: Kolhapur-Valivade, z Nowej Zelandii — z
Pahiatua i z Meksyku — z Santa Rosa. 4 sierpnia 2017 r. przed wymarszem
XXXVII Marszu Szlakiem I Kompanii Kadrowej w 80 rocznicę zakończenia sypania
kopca Józefa Piłsudskiego składana była ziemia z cmentarzy irańskich w
Teheranie i Isfahanie oraz z obozów w Ahwaz i z Meszhedu.
Wspominał pan, że zainteresowanie
tematem „zapomnianych dzieci" nie było duże. Z czego wynika ta smutna
sytuacja?
Wyprawy podróżnicze, zwłaszcza samotne, mają
swoje plusy i minusy. W większej grupie jest bezpieczniej, ale za to
trudniej jest znaleźć gościnę, a tylko zatrzymując się w czyimś mieszkaniu,
korzystając z prywatnej gościnności, spożywając te same posiłki, co
gospodarz, można dobrze poznać kraj i jego mieszkańców. Gdy ja zaczynałem
swe wielkie wyprawy, byłem przyjmowany przez misjonarzy (nie tylko
polskich), w polskich placówkach dyplomatycznych i prywatnie. Gdzie te
czasy? Gdzie ci ludzie? Dziś zanikła tradycyjna gościnność, teraz żyje inne
zupełnie pokolenie. Wszechobecna komercja sprawiła, że w podróżowaniu zanikł
nie tylko wątek przygodowy, ale i edukacyjny. W czasie moich wypraw dużo
czasu spędzałem w muzeach, w bibliotekach, zwłaszcza polonijnych, poznałem
wielu ciekawych ludzi. Dużo czytałem, dużo pisałem, dużo rozmawiałem. Były
przypadki, kiedy czułem się jak kapłan w konfesjonale: ludzie „otwierali"
się przed mną. Czasem po raz pierwszy w życiu! Ich mrożące krew w żyłach
„syberyjskie opowieści" śnią mi się po nocach.
A jednak temat wojennej tułaczki polskich
dzieci nie budził i dalej nie budzi większego zainteresowania w Polsce. Było
to o tyle zrozumiałe w czasach PRL-u, że tragedia niewinnych dzieci musiała
stanowić okropne oskarżenie zbrodniczego systemu komunistycznego. Ludzie w
Polsce nie chcieli wspominać tamtych strasznych czasów. Ci, co przeżyli ten
koszmar, strach mieli zakodowany, bali się o tym mówić, pisać. W
podręcznikach historii ten rozdział był tematem tabu.
Tymczasem czas płynął, umierali świadkowie
tamtego dramatu. Rządzący w Europie komuniści i liberałowie robili wszystko,
by nie rozliczać sprawców tej tragedii. Na szczęście nie wszystko dało się
ukryć. Najpiękniejszą „biografię" polskich sierot napisał ks. Łucjan
Królikowski w książce Skradzione dzieciństwo. Miałem okazję poznać
wielu towarzyszy tułaczki tego niezwykłego człowieka i Jego również przed
laty na Targach Książki w Krakowie.
Na koniec chciałbym zapytać, czy
może planuje pan opisać losy „zapomnianych dzieci" w jakiejś publikacji
książkowej?
Wielką misję do spełnienia mają w tej
dziedzinie podróżnicy, świadkowie zmian, jakie zachodzą w świecie.
Szczególnie miło wspominam dwumiesięczny pobyt w Nowej Zelandii. Nakręcono
tam pierwszy film dokumentalny poświęcony wojennej tułaczce polskich dzieci
Dzieci Pahiatua (podobno byłem drugą osobą w Polsce, która
otrzymała jego kopię).
Na następny podobny czekałem prawie 10 lat.
Oto dwie młode panie -Aneta Naszyńska i Jagna Wright z Wielkiej Brytanii -
na zamówienie fundacji „Czego nigdy nie powinniśmy zapomnieć" zrealizowały
film dokumentalny A Forgotten Odyssey (Zapomniana Odyseja) o
tragicznych losach blisko dwóch milionów Polaków, którzy w bydlęcych
wagonach zostali wywiezieni w głąb Rosji. Tylko dlatego, że byli Polakami,
zostali skazani na katorżniczą pracę, bytowanie w potwornych warunkach, na
powolną zagładę.
Dzięki emisji tego filmu w czerwcu 2002 r.
mieszkańcy w Chicago po raz pierwszy dowiedzieli się, że po agresji
niemieckiej 1 września 1939 r. nastąpiło zdradzieckie uderzenie ze Wschodu
17 września 1939 r. Później były masowe deportacje ludności cywilnej na
Sybir i za koło polarne. Gdy Niemcy w czerwcu 1941 r. wkroczyli do Rosji,
Stalin zdążył już wymordować dziesiątki tysięcy polskich oficerów i
inteligencji. Niewielkiej części z ocalałych udało się opuścić „nieludzką
ziemię"! Od ich wyjścia minęło 70 lat, utracili ojczyznę, dobytek, bliskich,
doświadczyli niewyobrażalnych cierpień i upokorzeń, także po opuszczeniu
Rosji! A co tu mówić o tych, którzy pozostali za kołem polarnym, w
Kazachstanie, nad Kołymą...
Nieznany jest mi fakt, by w Polsce nawet w
czasach III RP, w myśl poprawności politycznej nakręcono podobny filmu do
tego z Nowej Zelandii. Co uczyniły władze PO-PSL, by przypomnieć Polakom o
70-leciu polskiego wychodźstwa z Rosji? Moją wystawą „Zapomniane dzieci…"
zainteresowała się ambasada Iranu, organizując różne imprezy okolicznościowe
i wystawy. Coś zaczyna się zmieniać, ale czy nie za późno?
Czy ja planuję opisać losy tych zapomnianych
dzieci? „Wszędzie i zawsze należy podnosić sprawy polskie" — te słowa św.
Jana Pawła II przyświecały każdej mojej wyprawie.
Cóż, prawdopodobnie jestem jedyną osobą w
Polsce, która odwiedziła niemal wszystkie miejsca, gdzie znajdowały się w
czasie wojny obozy. „Popełniłem" ogromną liczbę artykułów prasowych,
wywiadów, sporo wystaw fotograficznych o tematyce polonijnej, w tym ta
najbardziej poruszająca: „Zapomniane dzieci…". Warto wspomnieć także o
innych o podobnej tematyce: „Zostawili ślad — dzieje Polaków na świecie" czy
„Polskie cmentarze na Wołyniu". Nie przypadkowo przypisano mi przydomek -
Wędrowny ambasador Polski (praca magisterska Łukasz Olearczyk, AWF, Kraków
2008). To wszystko stanowi ogromny dorobek, który powinien być lepiej
wykorzystany dla dobra Polaków, dla dobra naszej młodzieży, dla
patriotycznej edukacji młodego pokolenia.
Nie mam pieniędzy nie tylko na wydanie mojej
książki, ale i realizację innych pomysłów. Nie interesuje się tymi tematami
MEN, IPN, MKiDN, nie ma zainteresowania nauczycieli, ministrów itd. O
patriotyzmie dużo się mówi, dużo pisze, ale tematem losu polskich dzieci nie
interesują się ci, którzy są za to odpowiedzialni. Ale może się to zmieni?
Dla informacji podaję: gotowy maszynopis czeka na wydawcę!
*
Tekst powstał dla Ośrodka Badań nad Totalitaryzmami im.
Witolda Pileckiego
1 2 3
« Historia (Publikacja: 12-10-2017 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10155 |
|