Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.447.057 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Argument, że wiara i religia czynią ludzi lepszymi albo też próbują ich ucywilizować, należy do tych, które ludzie wysuwają, kiedy już wyczerpali wszystko, co mieli w zanadrzu.
 Kultura » Historia

Zapomniane dzieci – wywiad z Władysławem Grodeckim [3]
Autor tekstu:

W grudniu 1992 r. w Madrasie, w mieście męczeńskiej śmierci św. Tomasza Apostoła, podjąłem dramatyczną decyzję: lecę do Australii. Stamtąd do Europy jest jednakowa odległość przez Azję jak i Amerykę. Jeśli się to uda, to zasadniczy cel — okrążenie kuli ziemskiej- zostanie zrealizowany! I udało się!

Na miesięczny pobyt w Indiach i przejazd z północy na południe — z Delhi do Madrasu wydałem zaledwie 50 dolarów. Stało się to możliwe głównie dzięki s. Walentynie — sybiraczce z Lonawli.

W czasie tygodniowego pobytu w tym mieście nie tylko trochę odpocząłem, zbierałem ametysty w kraterze wulkanicznym, ale też wysłuchałem zwierzeń siostry. Wstrząsające to były opowieści: o uprowadzeniu jej ojca przez NKWD- stów, deportacji jej rodziny za koło polarne 10 lutego 1940 r., katorżniczej pracy przy wyrębie lasu, pełnej dramaturgii wyprawy na południe do Uzbekistanu, pozostaniu siostry gdzieś na stacji w Uzbekistanie, śmierci mamy i szczęśliwego przyjazdu do Indii. W trakcie tych zwierzeń czułem się jak spowiednik w konfesjonale, tym bardziej że byłem drugą osobą, której siostra opowiedziała historię swego życia. Siostra Walentyna była pierwszą osobę — pierwszym „zapomnianym dzieckiem" w czasie moich podróży po świecie.

Kilka lat później znowu odwiedziłem Indie i s. Walentynę. Przybyłem do tego kraju, by odwiedzić miejsca związane z wojenną tułaczką polskich sierot. Gdy w trakcie posiłku w Konsulacie Generalnym RP w Bombaju opowiadałem o celu swej wyprawy, pan Ireneusz Makles, Konsul Generalny, ucieszony powiedział: „To świetnie! Za tydzień po 25 latach starań «Związku Indian» i Konsulatu RP oraz w 50-lecie rozwiązania obozu Valivade odbędą się w Kolhapurze wielkie uroczystości i odsłonięcie pomnika polskich dzieci. Powinien pan tam być!". Nie wahałem się ani chwili! Pan Ireneusz wręczył mi program uroczystości i zapewnił, że umieści w nim ceremonię pobrania ziemi spod pomnika na Kopiec J. Piłsudskiego.

Gdy 3 lutego 1998 r. stanąłem w bramie parku Mahawiry, powitał mnie Maharadża H.H. Chhatrapati Shahu oraz Siam Daifart, nauczyciel języka angielskiego w szkole obozowej. Ten ostatni uczynił to po polsku! Uroczystość rozpoczęła się od odegrania przez orkiestrę wojskową Mazurka Dąbrowskiego. Wśród gości było wielu ważnych dostojników państwowych z Indii: Konsul RP I. Makles i Dębicki z Delhi, trzynastu dawnych mieszkańców obozu Valivade z Wielkiej Brytanii, jeden z USA i ani jeden z Polski. Zabrakło też ówczesnego Ambasadora RP Krzysztofa Mroziewicza! Warto wspomnieć, że całość (a więc i ceremonie pobrania ziemi) transmitowała centralna telewizja w Delhi.

Problem wojennej i powojennej tułaczki Polaków, a szczególnie sybiraków, których udało mi się spotkać w swym życiu, mógłby być tematem obszernego opracowania. Nie wątpię, że spotkanie ich na swojej drodze życiowej wywarło na mnie ogromne wrażenie, dało poczucie, że warto być Polakiem i katolikiem. Podróże dały mi możliwość zetknięcia się z wielkimi Polakami: św. Janem Pawłem II, z ks. kard. Adamem Kozłowieckim i o. Marianem Żelazkiem (z tymi ostatnimi przez wiele lat korespondowałem). Poznałem także ks. Zdzisława Peszkowskiego, ks. Łucjana Królikowskiego, ks. Januarego Liberskiego (pierwszego polskiego misjonarza — księdza diecezjalnego). W Nowej Zelandii przez prawie dwa miesiące byłem goszczony przez sybiraków „Dzieci Pahiatua", w Afryce i w Meksyku gościli mnie dawni mieszkańcy tamtych obozów, a w USA, w Kanadzie i w Polsce — ci, którzy po latach tułaczki do Polski powrócili. Niektórych zapraszałem na swe wystawy fotograficzne czy spotkania na różnych imprezach w Krakowie i Warszawie. Jest ich coraz mniej, niestety!

Podczas swoich podróży odwiedzał pan też polskie cmentarze na całym świecie. Które są najważniejsze, jeśli chodzi o pamięć o polskich dzieciach zesłanych na Wschód w latach 1939-1941 r.?

Moim podróżom po świecie przyświeca pewna patriotyczna idea: z miejsc ważnych dokonań, pól bitewnych z udziałem Polaków, z grobów słynnych rodaków, a zwłaszcza z polskich cmentarzy rozsianych po całym globie przywożę ziemię, która w uroczysty sposób jest składana na kopcu Józefa Piłsudskiego w Krakowie.

Od 1989 r. przywiozłem co najmniej 150 urn. Wymienię te najważniejsze z obozów polskich dzieci, uchodźców z Rosji: z Afryki Wschodniej: z Nairobi, Digllefold, Livingstone, Lusaka, Marandela Morogoro, Koja i Ouodshorn; z Indii: Kolhapur-Valivade, z Nowej Zelandii — z Pahiatua i z Meksyku — z Santa Rosa. 4 sierpnia 2017 r. przed wymarszem XXXVII Marszu Szlakiem I Kompanii Kadrowej w 80 rocznicę zakończenia sypania kopca Józefa Piłsudskiego składana była ziemia z cmentarzy irańskich w Teheranie i Isfahanie oraz z obozów w Ahwaz i z Meszhedu.

Wspominał pan, że zainteresowanie tematem „zapomnianych dzieci" nie było duże. Z czego wynika ta smutna sytuacja?

Wyprawy podróżnicze, zwłaszcza samotne, mają swoje plusy i minusy. W większej grupie jest bezpieczniej, ale za to trudniej jest znaleźć gościnę, a tylko zatrzymując się w czyimś mieszkaniu, korzystając z prywatnej gościnności, spożywając te same posiłki, co gospodarz, można dobrze poznać kraj i jego mieszkańców. Gdy ja zaczynałem swe wielkie wyprawy, byłem przyjmowany przez misjonarzy (nie tylko polskich), w polskich placówkach dyplomatycznych i prywatnie. Gdzie te czasy? Gdzie ci ludzie? Dziś zanikła tradycyjna gościnność, teraz żyje inne zupełnie pokolenie. Wszechobecna komercja sprawiła, że w podróżowaniu zanikł nie tylko wątek przygodowy, ale i edukacyjny. W czasie moich wypraw dużo czasu spędzałem w muzeach, w bibliotekach, zwłaszcza polonijnych, poznałem wielu ciekawych ludzi. Dużo czytałem, dużo pisałem, dużo rozmawiałem. Były przypadki, kiedy czułem się jak kapłan w konfesjonale: ludzie „otwierali" się przed mną. Czasem po raz pierwszy w życiu! Ich mrożące krew w żyłach „syberyjskie opowieści" śnią mi się po nocach.

A jednak temat wojennej tułaczki polskich dzieci nie budził i dalej nie budzi większego zainteresowania w Polsce. Było to o tyle zrozumiałe w czasach PRL-u, że tragedia niewinnych dzieci musiała stanowić okropne oskarżenie zbrodniczego systemu komunistycznego. Ludzie w Polsce nie chcieli wspominać tamtych strasznych czasów. Ci, co przeżyli ten koszmar, strach mieli zakodowany, bali się o tym mówić, pisać. W podręcznikach historii ten rozdział był tematem tabu.

Tymczasem czas płynął, umierali świadkowie tamtego dramatu. Rządzący w Europie komuniści i liberałowie robili wszystko, by nie rozliczać sprawców tej tragedii. Na szczęście nie wszystko dało się ukryć. Najpiękniejszą „biografię" polskich sierot napisał ks. Łucjan Królikowski w książce Skradzione dzieciństwo. Miałem okazję poznać wielu towarzyszy tułaczki tego niezwykłego człowieka i Jego również przed laty na Targach Książki w Krakowie.

Na koniec chciałbym zapytać, czy może planuje pan opisać losy „zapomnianych dzieci" w jakiejś publikacji książkowej?

Wielką misję do spełnienia mają w tej dziedzinie podróżnicy, świadkowie zmian, jakie zachodzą w świecie. Szczególnie miło wspominam dwumiesięczny pobyt w Nowej Zelandii. Nakręcono tam pierwszy film dokumentalny poświęcony wojennej tułaczce polskich dzieci Dzieci Pahiatua (podobno byłem drugą osobą w Polsce, która otrzymała jego kopię).

Na następny podobny czekałem prawie 10 lat. Oto dwie młode panie -Aneta Naszyńska i Jagna Wright z Wielkiej Brytanii - na zamówienie fundacji „Czego nigdy nie powinniśmy zapomnieć" zrealizowały film dokumentalny A Forgotten Odyssey (Zapomniana Odyseja) o tragicznych losach blisko dwóch milionów Polaków, którzy w bydlęcych wagonach zostali wywiezieni w głąb Rosji. Tylko dlatego, że byli Polakami, zostali skazani na katorżniczą pracę, bytowanie w potwornych warunkach, na powolną zagładę.

Dzięki emisji tego filmu w czerwcu 2002 r. mieszkańcy w Chicago po raz pierwszy dowiedzieli się, że po agresji niemieckiej 1 września 1939 r. nastąpiło zdradzieckie uderzenie ze Wschodu 17 września 1939 r. Później były masowe deportacje ludności cywilnej na Sybir i za koło polarne. Gdy Niemcy w czerwcu 1941 r. wkroczyli do Rosji, Stalin zdążył już wymordować dziesiątki tysięcy polskich oficerów i inteligencji. Niewielkiej części z ocalałych udało się opuścić „nieludzką ziemię"! Od ich wyjścia minęło 70 lat, utracili ojczyznę, dobytek, bliskich, doświadczyli niewyobrażalnych cierpień i upokorzeń, także po opuszczeniu Rosji! A co tu mówić o tych, którzy pozostali za kołem polarnym, w Kazachstanie, nad Kołymą...

Nieznany jest mi fakt, by w Polsce nawet w czasach III RP, w myśl poprawności politycznej nakręcono podobny filmu do tego z Nowej Zelandii. Co uczyniły władze PO-PSL, by przypomnieć Polakom o 70-leciu polskiego wychodźstwa z Rosji? Moją wystawą „Zapomniane dzieci…" zainteresowała się ambasada Iranu, organizując różne imprezy okolicznościowe i wystawy. Coś zaczyna się zmieniać, ale czy nie za późno?

Czy ja planuję opisać losy tych zapomnianych dzieci? „Wszędzie i zawsze należy podnosić sprawy polskie" — te słowa św. Jana Pawła II przyświecały każdej mojej wyprawie.

Cóż, prawdopodobnie jestem jedyną osobą w Polsce, która odwiedziła niemal wszystkie miejsca, gdzie znajdowały się w czasie wojny obozy. „Popełniłem" ogromną liczbę artykułów prasowych, wywiadów, sporo wystaw fotograficznych o tematyce polonijnej, w tym ta najbardziej poruszająca: „Zapomniane dzieci…". Warto wspomnieć także o innych o podobnej tematyce: „Zostawili ślad — dzieje Polaków na świecie" czy „Polskie cmentarze na Wołyniu". Nie przypadkowo przypisano mi przydomek - Wędrowny ambasador Polski (praca magisterska Łukasz Olearczyk, AWF, Kraków 2008). To wszystko stanowi ogromny dorobek, który powinien być lepiej wykorzystany dla dobra Polaków, dla dobra naszej młodzieży, dla patriotycznej edukacji młodego pokolenia.

Nie mam pieniędzy nie tylko na wydanie mojej książki, ale i realizację innych pomysłów. Nie interesuje się tymi tematami MEN, IPN, MKiDN, nie ma zainteresowania nauczycieli, ministrów itd. O patriotyzmie dużo się mówi, dużo pisze, ale tematem losu polskich dzieci nie interesują się ci, którzy są za to odpowiedzialni. Ale może się to zmieni? Dla informacji podaję: gotowy maszynopis czeka na wydawcę!

*

Tekst powstał dla Ośrodka Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego


1 2 3 
 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (4)..   


« Historia   (Publikacja: 12-10-2017 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Bartosz Bolesławski
Pracownik Ośrodka Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego w Warszawie
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Tragedii września 1939 nie dało się uniknąć. Rozmowa z prof. Markiem Kornatem
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 10155 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365