Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.412 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Zawsze przebaczaj swoim wrogom : nic nie zdoła bardziej ich rozzłościć.
 Biblia » Nowy Testament » Jezus - człowiek i mit

Amoralność w zachowaniu Jezusa [1]

"W zachowaniu Jezusa jest więcej do skrytykowania,
niż chrześcijanie sądzą. Trudno jest wytłumaczyć zaślepienie,
które nie pozwala im widzieć tej jego mniej atrakcyjnej strony.
Jedynym wytłumaczeniem może być pranie mózgu w dzieciństwie.
Skoro Jezus jest Bogiem wcielonym, to jest samym dobrem,
wszystkowiedzącym i oczywiście poza wszelką krytyką.
Wszelka brzydota jest nie do pogodzenia z aryjskim blondynem,
miłym Jezusem z tysiąca hymnów. Szorstkość
Dies Irae
była o wiele bliższa ogólnemu tonowi jego nauczania.
Przedstawiony w Ewangeliach jego język przeciw jego wrogom,
uczonym w piśmie i faryzeuszom, pełen jest gniewu,
a miłości w nim niewiele"
Peter de Rosa [ 1 ]

"Jezus bardzo łatwo grozi i łaje, ilekroć powiada: "Biada wam"
i „ostrzegam was". Słowami tymi od razu przyznaje, że nie
potrafi nikogo przekonać; a nieumiejętność przekonywania
nie może być cechą Boga, ani nawet cechą mądrego człowieka"

Celsus, II w. (Contra Celsum 2,76)

"W moim rozumieniu jest to po prostu niemożliwe, by wielka, serdeczna sympatia Jezusa dla grzeszników nie wynikała między innymi z faktu, że on sam uważał siebie za grzesznika i czuł się bardzo solidarny z innymi, którzy grzeszyli. Gdyby było inaczej, to dlaczego miałby „syna marnotrawnego", który „roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie", przedłożyć nad starszego syna, który był wysoce moralny i zawsze solidnie wypełniał swoje obowiązki? Dlaczego Jezus chwali celnika przyrównanego do „zdzierców, oszustów, cudzołożników" (Łk 18, 11), a w ostrych słowach krytykuje naprawdę pobożnego, dobrego obywatela, faryzeusza (Łk 18, 12)? Dlaczego jeden grzesznik jest temu Jezusowi milszy niż „dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych" (Łk 15, 7)? Dlaczego nie przejmuje się on zbytnio, jak się zdaje, nawet fundamentalnymi zasadami moralnymi? Dlaczego jego Bóg nagradza ludzi, nie zważając zupełnie na to, czy byli cnotliwi, czy nie? Dlaczego Nazarejczyk w swoich przypowieściach stawia na głowie moralność, co nasunęło nawet przypuszczenie, że ukrzyżowano go za jego przypowieści, bo wyrażał w nich brak szacunku dla Tory? Jedyna możliwa odpowiedź brzmi tak: własne życie Jezusa ma bardzo znaczny wpływ na jego naukę, na jego sformułowania dotyczące moralności, a ponadto na jego przedstawianie Boga, który, jak się zdaje, na cnotliwych patrzy ze swojego nieba nie bez cynizmu i pogardy.

(...) Paweł, właściwy twórca chrześcijaństwa, nie przejmował się zbytnio prawem i był mocno przekonany o tym, że uratuje go i zbawi tylko łaska Boża, nie zaś, tak czy inaczej niemożliwe, stosowanie się do nakazów moralnych. Ale, w przeciwieństwie do Jezusa, Paweł cierpiał i przeżywał udrękę, miotając się między prawem a łaską, gdy tymczasem Nazarejczyk beztrosko lekceważył — również w życiu miłosnym — konwencje społeczne i przepisy prawne. „Tatuś" (abba) w niebie przebaczy, gdyby miało się to okazać grzechem. Czyż nie wybaczył „synowi marnotrawnemu", który roztrwonił swój majątek „z nierządnicami" (Łk 15, 30), „żyjąc rozrzutnie" (Łk 15, 13)? Jezus nie ukrywa wcale swojej sympatii dla tego syna, z nim się utożsamia — nie zaś ze starszym, obowiązkowym, który nigdy „nie przekroczył ojcowskiego rozkazu" (Łk 15, 29).

Tu rzuca się w oczy sprzeczność między moralnością Jezusa a moralnością Kościoła. Bo jeśli Jezus stoi po stronie syna młodszego, „marnotrawnego" i, jak się zdaje, nawet stawia siebie na równi z nim, a w każdym razie wyciąga pewne wnioski z własnego życia, także miłosnego, to Kościół możemy przy najlepszych chęciach porównać tylko z synem przestrzegającym prawa. A przy tym hierarchia kościelna dosyć często naruszała te zasady moralne, które bezwzględnie, bezlitośnie, narzucała ludowi. Przypuszczalnie właśnie takie zachowania miał Jezus na myśli, gdy zalecał, żeby wystrzegano się „fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami" (Mt 7, 15).

Takie przypowieści, jak ta o „synu marnotrawnym" albo ta o „faryzeuszu i celniku", dezawuują w istocie nie tylko moralność kościelną, nie tylko moralność faryzeuszów i esseńczyków, ale poniekąd również całą filozoficzno-etyczną tradycję ludzkości. „Moralność" takich przypowieści ukazuje nam Jezusa wręcz jako anarchistę. Potępiony w jego przypowieści faryzeusz reprezentuje właśnie to, co większość ludzi uważa za moralne, zgodne z etyką i rozsądne. On nie kradnie, nie zdradza żony, nie dopuszcza się żadnych nieprawości, nikogo nie oszukuje, nie bogaci się niczyim kosztem, oddaje dziesiątą część wszystkich swoich dochodów na rzecz biednych (Łk 18, 11 i n.). Żyje więc tak, jak podług pism świętych przykazuje Bóg. Cnota jest czymś, do czego człowiek winien dążyć, bo jest ona miła Bogu — do tej formuły moglibyśmy sprowadzić psalmy i wszystkie pisma religijne judaizmu.

Ale przewagę cnoty nad występkiem propaguje nie tylko tradycja żydowska, lecz głosi ją także filozofia antyku, średniowiecza i czasów nowożytnych. Tego nauczają Sokrates, Platon, Arystoteles, tego uczą zgodnie stoicy, tomiści, kantyści, przedstawiciele filozofii moralnej oraz humaniści wszystkich odcieni. Na ogół nie uzasadniają oni co prawda potrzeby moralności teologicznie, ale dostrzegają w niej coś, co zawsze kryło w sobie nagrodę (za dobry uczynek).

Jezus uczy czegoś dokładnie przeciwnego. O naruszającym zakazy celniku mówi, że jest „usprawiedliwiony" (Łk 18, 14), bo tak podoba się jemu, Jezusowi, oraz jego Bogu — takiemu, jakim on jemu się jawi; bo ten Bóg jest w rozumieniu Jezusa absolutnie suwerenny, autonomiczny, i niczym nie skrępowany decyduje, kogo wynagrodzić, kogo obdarzyć łaską, ale w swoich decyzjach nie uwzględnia dobrych i złych uczynków. Jedynym, co bywa uwzględniane przez tego Boga, jest deklaracja całkowitej zależności od niego, a więc podkreślenie wyłączności jego władzy. "Natomiast celnik [...] nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: ŤBoże, miej litość dla mnie, grzesznikať" (Łk 18, 13). Według Jezusa, nie cnota, ale stała świadomość totalnej zależności od Boga stanowi kryterium uznania czyjegoś życia za dobre, udane.

Kiedy uduchowieni nauczyciele chrześcijaństwa, kiedy ci, co wygłaszają „Słowo na niedzielę", nabożnie dopatrują się w przypowieści o faryzeuszu i celniku tylko czegoś budującego i wyciągają jedynie taki „morał z tej historii", iż Jezus chce tu po prostu ostrzec przed przesadnym przekonaniem o słuszności własnych poczynań i uważaniem siebie za istotę lepszą pod względem duchowym, to nie dostrzegają bardzo szokującej, anarchistycznej, rewolucyjnej wymowy tej przypowieści. Dla Jezusa nie istnieje, moralność dana przez Boga czy też naturalna, on ją wręcz unicestwia. Żaden Kościół nie maże się powoływać na niego dla potwierdzenia słuszności swojej doktryny moralnej. Żadna filozofia nie może opierać, bądź dodatkowo motywować, swojej etyki wskazaniem na niego, na jego wzór moralny, jego słowa i praktyczne działanie. Możemy tu jedynie skonstatować istnienie przepaści między „moralnością" Jezusa a wszelkimi odmianami philosophiae i tego, co określamy jako theologia perennis.

Z taką doktryną moralną i takim praktykowaniem moralności, jakie obserwujemy u Jezusa, nie sposób oczywiście utrzymać ład, stworzyć stabilną wspólnotę, założyć Kościół. Gdy odnośnie do ustrojów, społeczeństw, państw, a przede wszystkim Kościołów, mówi się o nim, i jego „etyce" jako wzorcach, jako podstawie, to mamy do czynienia ze zwyczajną obłudą. On sam na pewno nie był obłudny. Niczego nie potępia on tak bezwzględnie, tak surowo i nieprzejednanie, jak hipokryzji „uczonych w Piśmie i faryzeuszów", inaczej mówiąc: teologów i księży.

Jezusowa krytyka ówczesnej hipokryzji w religijnej otoczce jest absolutna, bez ograniczeń i bez koncesji. Dlatego też jego bezwzględna krytyka dotyczy również dzisiejszych przywódców Kościoła. Zasiedli oni na „katedrze Mojżesza", to znaczy pretendują do roli moralnych prawodawców ludzkości, jako rzekomi pełnomocnicy Boga ogłaszają nakazy i zakazy, wydają „katechizmy powszechne" oraz „encykliki moralne". Dużo mówią, „ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. [...] Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi (chcą, żeby ludzie nazywali ich wielebnym, monsignore, ekscelencją, eminencją, ŤWaszą Świątobliwościąť itd.)" (Mt 23, 2-7). Dlatego Jezus mówi, że są podobni "do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa"; że są „pełni obłudy i nieprawości"; że to „przewodnicy ślepi", którzy przecedzają komara, a połykają wielbłąda; że to „węże, plemię żmijowe"; oskarża ich o obłudę, bo zamykają „królestwo niebieskie przed ludźmi", a sami do niego nie wchodzą; określa ich jako fałszywych misjonarzy, bo obchodzą „morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę", a ledwo ten znajdzie się w owczarni Kościoła, czynią go „dwakroć bardziej winnym piekła" (Mt 23, 13-34); potępia ich, bo modlą się na oczach tłumów, chcą, by ich fotografowano, gdy są pogrążeni w modlitwie, lubią z udaną pokorą paradować w cennych szatach liturgicznych, „żeby się ludziom pokazać" (Mt 6, 5), bo kiedy dają jałmużnę, trąbią przed sobą, „aby ich ludzie chwalili" (Mt 6, 2). Do tego trzeba by dodać, że środki na owe dobre uczynki Kościoła najczęściej pochodzą skądinąd, dzisiaj przeważnie ze skarbu państwa, jedynie z „kosmetycznym" uzupełnieniem ze strony strażników kościelnych finansów, którzy bardzo pilnują, żeby majątek Kościoła nie został uszczuplony.

Jezus okazuje się we wszystkim, co mówi i robi, w tym, co dobre i co złe, w tym, co zdrowe i co chore, nader radykalny. Podobnie jak Mojżesz, Mahomet, Zaratustra i inni twórcy religii, ma on usposobienie ekstremalne: jest „opętany", egocentryczny, odznacza się narcyzmem, maniakalną depresją, cechami paranoika i amoralnością. Jest geniuszem religijnym przeżywającym wizje apokaliptyczne i narcystyczne projekcje. W ostrych słowach, bezwzględnie, przeklina on te miasta, które nie witają go chętnie, chociaż w gruncie rzeczy nic złego nie zrobiły. Odważyły się tylko nie przyjąć jego, wysłannika Boga (Mt 10, 14 i n.; 11, 20-24; Łk 10, 10-16). Dlatego zejdą „aż do Otchłani" (Mt 11, 23; Łk 10, 15). Bo „kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał" (Łk 10, 16). Jezus wypowiada się bez ogródek. Afiszuje się ze swoim religijnym egocentryzmem. To, że żąda od innych bezgranicznego poświęcenia się dla niego, nie jest etyczne. Chrześcijanie w ogóle nie uświadamiają sobie tego, iż w charakterze Jezusa kryją się bezwzględność i brak szacunku dla innych ludzi. Gdyby to rozumieli, przestaliby pewno wyobrażać sobie Jezusa jako człowieka łagodnego, czułego, o prawie że „kobiecym" usposobieniu — i to teraz, gdy mito-teolog Drewermann bardzo elokwentnie objaśnia głęboki sens takich wyobrażeń. Bo też kto spośród wiernych tego Kościoła potrafiłby w swoim życiu sprostać wymaganiom tak radykalnym jak te stawiane przez Jezusa? „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem" (Łk 14, 26). Większość chrześcijan starannie wypiera tego anarchistycznego Jezusa ze swojej świadomości. To, czego on uczy, jest w rzeczywistości diametralnie odmienne od chrześcijaństwa Kościoła i statecznych mieszczan, dla których najwyższymi wartościami moralnymi są małżeństwo i rodzina; on nie chce pokoju w rodzinie i pokoju społecznego, lecz rozłamu (Łk 12, 51 i n.); postponuje nawet właściwe wszelkiej wspólnocie oznaki elementarnego szacunku dla innych, takie jak pochowanie rodzonego ojca: „Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże" (Łk 9, 590).


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Jezus, którego nie znasz
Deifikacja i ewolucja Jezusa

 Zobacz komentarze (44)..   


 Przypisy:
[ 1 ] Mitologia chrześcijaństwa. Kryzys wiary chrześcijańskiej" — Peter de Rosa, Total Trade & Publishers, Kraków 1994, s.123

« Jezus - człowiek i mit   (Publikacja: 11-07-2002 Ostatnia zmiana: 16-08-2006)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 1031 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365