Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.422.286 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 697 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Sursum corda, ale nie wyżej mózgu."
 Religie i sekty » Chrześcijaństwo » Narodziny chrześcijaństwa

Przyczyny triumfu chrześcijan [1]
Autor tekstu:

Dlaczego mogło się stać tak, że sekta chrześcijańska przetrwała wszystkie przeciwności losu, nie dość, stała się potężnym Kościołem, który od ponad tysiąca pięciuset lat dominuje w europejskim życiu religijnym? Zapewne nie da się tutaj wskazać jednoznacznie, co było tą najważniejszą przyczyną, czy może był nią przypadek (bądź ingerencja boska, w zależności od przekonań) czy też coś głębszego. Wskazać jednak można niektóre okoliczności, które utorowały drogę wspaniałej wiktorii.

  • wyczerpanie kredytu zaufania dla starych bogów, którzy byli zbyt zajęci swymi sprawami, aby troskać się o los zwykłego człowieka. Wyznawanie religii sprowadzało się do form rytualnych nie związanych z emocjonalnością. Ludzie zaczęli pożądać boga, który będzie ich kochał, którego oni będą mogli pokochać, który da im opokę w znojach dnia codziennego, który będzie śledził ich poczynania, który stanie się ich prywatnym bogiem. Stara religia nie udzielała odpowiedzi na wiele dręczących pytań egzystencjalnych człowieka. Jak stwierdził Cycero: "O wielkie rzeczy bogowie się troszczą, o małe nie dbają" (O naturze bogów, II,66). Lud natomiast pragnął bogów, którzy zajęliby się ich małymi sprawami, którzy odciążyliby trochę znój dnia codziennego.

  • kryzys Imperium Rzymskiego: intelektualny (osłabienie kultury umysłowej, wyrażający się w myśli filozoficznej, naukowej, artystycznej), gospodarczy (wyeksploatowanie się gospodarki opartej na niewolnictwie, w wyniku zmniejszenia wojen o charakterze agresywnym, 15-letnia zaraza szalejąca w Imperium),polityczny (ciągłe przewroty na tronie cesarskim, najazdy plemion barbarzyńskich, napór odrodzonego państwa perskiego na rzymskie granice). Jedną z bezpośrednich przyczyn kryzysu państwa rzymskiego były zapewne wzmożone wędrówki ludów, które zaczęły zewsząd otaczać Imperium. Kiedy jeszcze w I w. n.e. ludzie wykształceni cechowali się dość umiarkowaną pobożnością, to już w II wieku wzrosła on znacznie. Miało to związek ze wzrostem nastrojów pesymistycznych, które zastąpiły dotychczasowy optymizm (słusznie zauważył W. Benjamin:"Religie powstają z biedy nie ze szczęścia"). Jak stwierdza pisarz chrześcijański, około roku 250 liczba chrześcijan w państwie rzymskim była niewielka, więc rozplenienie się chrześcijaństwa przypadło na drugą połowę III wieku. Dziwnym trafem zbiegło się z kryzysem cesarstwa.

  • Jak pisze W. Dziewulski: "Siła przyciągająca chrześcijaństwa nie wynikała z jego wzniosłych wyobrażeń o bóstwie, ani z jego etyki, pod którymi to względami górowało ono niewątpliwie nad innymi religiami świata antycznego, choćby najbardziej do niego zbliżonymi. Wiemy, że wchodziły w rachubę raczej inne czynniki. A więc panowało przekonanie, że chrześcijanie posiadają umiejętność zaklinania i wypędzania demonów i złych duchów, których ówcześni ludzie śmiertelnie się bali. Chrześcijaństwo obiecywało swoim wyznawcom nie tylko nieśmiertelność duszy w świecie pozagrobowym, jak to czyniły wszystkie religie wschodnie, ale także zmartwychwstanie ciała i wieczne życie w nowym wspaniałym świecie, co najbardziej odpowiadało tęsknotom i marzeniom ludzi ubogich i uciśnionych. (...) Chrześcijaństwo umiało znaleźć drogę do zarówno największych ignorantów, jak i najsubtelniejszych moralistów, filozofów i mistyków. Masom ludowym nauka chrześcijańska o bóstwie trafiała do przekonania szczególnie z tego względu, że żaden bóg pogański nie zstępował na ziemię jako nędzarz, ani nie otaczał się ludźmi ubogimi i nieoświeconymi, ani nie umierał w okolicznościach tak tragicznych i poniżających śmiercią zastrzeżoną przez prawo rzymskie dla niewolników i ludzi najniższej kondycji. Bogaczom nowa religia pozwalała zachować z czystym sumieniem posiadany majątek i umacniała ich pozycję społeczną, nawołując niewolników do pokory i posłuszeństwa. Specjalną pozycję zapewniała chrześcijaństwu jego organizacja izolująca wyznawców od innych kultów i dająca siłę i spoistość", konkludując: "Chrześcijaństwo zwyciężyło po pierwsze dlatego, że nie tylko zjednoczyło wszystkie najpopularniejsze religijno-etyczne idee późnej starożytności, ale i dodało do tej całości nową jakość. Po drugie odniosło zwycięstwo dlatego, że umiało stworzyć właściwą formę organizacyjną religijnego zjednoczenia wzajemnej pomocy. Wreszcie trzecią i najważniejszą przyczyną zwycięstwa chrześcijaństwa było wystąpienie w nim zarodka nowego światopoglądu, polegającego na wyzwoleniu osobowości skrępowanej kolektywną moralnością państwa — miasta i jego religii. Wyzwolenie było rozumiane jako udoskonalenie człowieka, jako nawiązanie jego osobistej łączności z Bogiem (a nie za pośrednictwem kolektywu jak w państwie-mieście), jego osobistej odpowiedzialności za popełnione grzechy. W ogólnodziejowym procesie wyzwolenia indywiduum był to krok naprzód" [ 1 ]

  • Pesymizm opromieniał nadzieją. Dramat ludzkiego żywota napisano od nowa z interpretacją dającą nadzieję maluczkim: "Pisarze wczesnochrześcijańscy wygrali swoją bitwę, przynajmniej o tyle, że przeciwnik istotnie został pokonany, dzięki temu, że potrafili zaadaptować do potrzeb i doświadczenia starożytnego świata (który, podobnie jak wiek XVIII wymagał naprawy) stary grecki motyw cyklicznych upadków i odnowień. Klasyczną ideę złotego wieku czy praktyczne osiągnięcia natchnionych reformatorów, w rodzaju Likurga i Solona, teologowie chrześcijańscy przełożyli na język biblijnych przypowieści. Złoty wiek zyskał dodatkowy splendor, skoro został umiejscowiony u źródeł wszechrzeczy, w czasach stworzenia człowieka i świata; stał się również czymś bardziej realnym, skoro otrzymał historyczną lokalizację — w ogrodzie Edenu; zdobył również walor najwyższej doskonałości, skoro natchnionego reformatora zastąpił wszechwiedzący, łaskawy Bóg. Wszelako niezależnie od tego, jak dobrze sprawy się miały w złotym wieku czy w ogrodzie Edenu, ów stan szczęśliwości dobiegł kresu. Pisarze antyczni (z nielicznymi wyjątkami) traktowali aktualną kondycję człowieka jako stan naturalnej degeneracji, za którą odpowiedzialność ponosiło ślepe przeznaczenie i ludzkie słabości. I nie mogli oczekiwać niczego więcej niż jakiegoś szczęśliwego zbiegu okoliczności, ponownego zjawienia się natchnionego reformatora albo króla-filozofa, który przywróci ład wśród rzeczy, wszelako tylko na pewien czas, bowiem mieli świadomość nieuchronności kolejnego upadku. Ponieważ uważali, że „czas jest nieprzyjacielem człowieka", ludzką historię wyobrażali sobie jako nieskończony szereg cykli, jako wieczny powrót następujących po sobie zjawisk odnowy i degeneracji. Podług Marka Aureliusza, racjonalista

    przemierza cały wszechświat oraz pustkę, która go otacza, i szkicuje jego plan; wysięga w bezkres czasu i przenika myślą cykliczną odnowę wszystkich rzeczy, ogarnia wszystko jednym spojrzeniem i pojmuje, że nasze dzieci nie zobaczą nic nowego, podobnie jak nasi ojcowie, nigdy nie zobaczyli nic ponad to, co my widzimy. A zatem, zważywszy na tę jednostajność, człowiek czterdziestoletni, jeśli ma szczyptę rozumu, widział już wszystko, co jest, i wszystko, co będzie.

    Klasyczna interpretacja ludzkiego życia była wystarczająco dramatyczna, ale jej dramatyzm był konsekwencją przekonania, iż życiem rządzi nieubłagane fatum, przed którym nie ma ucieczki; był to dramat bez szczęśliwego zakończenia albo w ogóle bez zakończenia. Niewątpliwie na tym właśnie polegała jego nieatrakcyjność. Czterdziestoletni racjonalista być może znajdował pewną satysfakcję w przemierzaniu bezkresów czasu tylko po to, aby się dowiedzieć, że nie ma nic nowego pod słońcem i nigdy nie będzie; ale zwyczajny człowiek, który o swoim krótkim życiu myślał jako o czymś mało przyjemnym, niebezpiecznym i daremnym, domagał się jakiejś rekompensaty za swoje nieszczęścia, chcociażby takiej, żeby z nadzieją mógł patrzeć w przyszłość: zwyczajny człowiek domagał się, aby sztuka kończyła się happy endem. Interpretacja chrześcijańska, napisana z myślą o zwyczajnym człowieku, oferowała mu właśnie owo szczęśliwe zakończenie, którego pragnął. W interpretacji tej doczesne życie człowieka nie było ani mniej nieszczęśliwe, ani mniej zdeterminowane, było natomiast lepiej objaśnione i przez to znacznie łatwiejsze do zaakceptowania. „Upadek człowieka" stawał się bardziej zrozumiały, kiedy widziało się w nim konsekwencję pierwszego aktu nieposłuszeństwa wobec ojcowskiej władzy Boga; cierpienia i udręki doczesnego życia łatwiejsze do zniesienia, a nawet pożądane, kiedy widziało się w nich karę Bożą, a zarazem szansę dostąpienia chwały wiecznej w niebie. Interpretacja chrześcijańska odrzucała obraz wyzutego z wszelkiej nadziei świata, w którym nigdy nie dzieje się „nic nowego", i przedstawiała wizję świata całkowicie nowego — złotego wieku przyszłości zamiast złotego wieku, który przeminął. Utraconą równowagę teraźniejszości miała zatem przywrócić przyszłość. Tymczasem obowiązkiem człowieka, jeśli myślał o wejściu do ziemi obiecanej, było praktykowanie owych jakże dobrze znanych prostym ludziom negatywnych cnót — cnoty uległości i posłuszeństwa.
    Nadzwyczajna władza, jaką mitologia chrześcijańska uzyskała nad umysłami ludzi, jest całkowicie zrozumiała. Żadna inna interpretacja ludzkiego życia nigdy dokładniej nie odzwierciedlała doświadczenia i nigdy lepiej nie wyrażała utrapień przeciętnego człowieka. Świadomość teraźniejszych utrapień i niedoli, powracanie myślą do lepszych (przynajmniej we wspomnieniach) czasów młodości, wyczekiwanie z nadzieją pogodniejszej, spokojniejszej starości — czyż można trafniej streścić doświadczenie znacznej większości ludzi? A czymże była mitologia chrześcijańska, jeśli nie zastosowaniem tego znanego każdemu osobistego doświadczenia do życia całej ludzkości? Ludzkość miała swoją młodość, swoje lepsze czasy, które mogła wspominać, w ogrodzie Edenu; miała swój wiek średni, teraźniejszość pełną nieszczęść, które musiała znosić; i miała też nadzieję na spokojną przyszłość. Przeciętny człowiek nie potrzebował teologii, aby pojąć uniwersalność doświadczenia wyrażonego w tak zrozumiałym dla niego języku. Pocieszała go — i bez wątpienia wzmacniała poczucie osobistej wartości — świadomość, że jego własne życie, nieważne jak bardzo jałowe i krótkotrwałe, było jedynie konkretną egzemplifikacją doświadczenia, które na mocy Boskiego wyroku przeznaczone było wszystkim ludzkim pokoleniom. Bardziej jednak niż cokolwiek innego, trafiało mu do przekonania to, że kiedyś wszystko się skończy, że odbędzie się sąd nad światem ludzi i rzeczy, że nadejdzie dzień zapłaty, w którym źli zostaną ukarani, a dobrzy otrzymają nagrodę. Wierzył w to z całego serca, a w tej wierze utwierdzały go wspomnienia o niesprawiedliwościach, których był świadkiem, i niezasłużonych krzywdach, których sam doświadczył. Przeciętny człowiek wierzył w to wszystko; i im bardziej w to wierzył, tym bardziej był przekonany, że tego ostatniego dnia on sam znajdzie się pomiędzy dobrymi, pomiędzy tymi, którzy zostaną zaproszeni do owego innego świata, gdzie dobro i sprawiedliwość panować będą na wieki.
    Podstawy tej interpretacji, rozpatrywane powierzchownie, jako zbiór dających się historycznie zweryfikować faktów, były niewątpliwie dosyć kruche, a sam przyrost wiedzy — w zakresie znajomości świata antycznego, początków historii Kościoła oraz dalekich, prymitywnych i niechrześcijańskich ludów — mocno je nadwerężył. W XV wieku czy nawet jeszcze wcześniej humaniści, zafascynowani nowo odkrytą przeszłością, wymienili ogród Edenu na złoty wiek cywilizacji klasycznej, dokładnie tak samo jak swojego czasu teologowie chrześcijańscy postawili ogród Edenu w miejsce złotego wieku greckiej wyobraźni. To było jednak dobre tylko na początek. Humaniści, rzecz jasna, wiele skorzystali, pobierając nauki u Greków i Rzymian, ucząc się wszystkiego, czego mogli się od nich nauczyć, i nawet, przez jakiś czas, traktując ich jako wzór dotąd niedościgniony; dzięki temu mogli rzucić nowe światło na pochodzenie mitologii chrześcijańskiej oraz na jej niezmienną w przeciągu stuleci, posępną wykładnię, która zaciemniła jej prawdziwe znaczenie. Siła mitologii chrześcijańskiej nie pochodziła jednak z jej zakorzenienia w historii. O jej wpływie zadecydował fakt, że obwieszczała, rzucając na szalę cały swój autorytet, iż życie ludzkie ma sens, sens uniwersalny, wykraczający poza ziemskie doświadczenie jednostki, ale zarazem obejmujący je. Sekret przemożnej siły mitologii chrześcijańskiej tkwił w tym, że pesymizm opromieniła nadzieją: wyzwoliła ludzki umysł z cykli, w których, niczym w więzieniu, zamknęła go filozofa klasyczna, a przenosząc złoty wiek z przeszłości do przyszłości, pesymistyczną wizję losu człowieka zastąpiła wizją w pełni optymistyczną."(fragment książki: Państwo Boże osiemnastowiecznych filozofów , Carl L. Becker, s. 89-92)


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Wiek Mesjaszów
Prawdziwy obraz prześladowań


 Przypisy:
[ 1 ] Zwycięstwo chrześcijaństwa w świecie starożytnym — Władysław Dziewulski, Prace Opolskiego TPN Wydział Nauk Hist.-Społ., Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1969 , s.23-25

« Narodziny chrześcijaństwa   (Publikacja: 12-07-2002 Ostatnia zmiana: 14-07-2002)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Mariusz Agnosiewicz
Redaktor naczelny Racjonalisty, założyciel PSR, prezes Fundacji Wolnej Myśli. Autor książek Kościół a faszyzm (2009), Heretyckie dziedzictwo Europy (2011), trylogii Kryminalne dzieje papiestwa: Tom I (2011), Tom II (2012), Zapomniane dzieje Polski (2014).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 952  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 5  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: Oceanix. Koreańczycy chcą zbudować pierwsze pływające miasto
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 1066 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365