|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Kerim czyli pesymizm [2] Autor tekstu: Elżbieta Binswanger-Stefańska
-
Był pan więc od dziecka dwujęzyczny?
-
Nie, znam kurdyjski i arabski, ale nie tak dobrze jak niemiecki. Wtedy
taka dwujęzyczność nie była w Niemczech Demokratycznych mile
widziana.
— Ale Irak zna pan dobrze?
-
Regularnie jeździliśmy na wakacje do rodziny. Licznej, jak to u nas.
Mieszkającej w różnych miejscowościach. Dopiero w ostatnich latach
trzeba było ograniczyć wyjazdy, a im bliżej Bagdadu, tym
gorzej. -
Czy bohater pana książki, Kerim, ma jakiś swój prototyp w życiu? Czy to
raczej kompilacja różnych znanych panu osób?
-
Raczej to drugie. Kerim to postać fikcyjna, ale złożona z cech różnych
osób, które poznałem w życiu. Jeździłem do Iraku, rozmawiałem z wieloma
ludźmi, zaglądałem do kawiarenek internetowych tu, w Berlinie, gdzie
całymi dniami przesiadują imigranci oczekujący na decyzje auslaenderamtu
co do ich dalszych losów. Rozmawiałem nawet z byłymi „wojownikami
boga".
— I tak narodził się pomysł na książkę? Czy pamięta pan ten moment?
-
Pamiętam jak któregoś razu w czasie podróży przez Irak znalazłem się w restauracji, która właściwie była straszną ciemną pieczarą, osmaloną
dymem i przesiąkniętą ciężką oleistą wonią niezliczonych dań
przygotowywanych przez kucharza na oczach wszystkich na czymś w rodzaju
paleniska. Pomyślałem sobie wtedy, że opisujemy ludzi żyjących w średniowieczu, a nie opisujemy nam współczesnych...
-
Niedawno, po ukazaniu się książki Thilo Sarrazina „Deutschland schafft
sich ab", „Niemcy likwidują się same", rozpętała się w Niemczech
dyskusja na temat muzułmańskich imigrantów, czy zapraszano pana do
udziału w debatach?
-
Nie, ale pilnie się im przysłuchiwałem. Cóż, zderzenie dwóch kultur tak
odrębnych jak kultura islamu i kultura chrześcijańskiej Europy, to
bolesny proces, politycy tacy jak Sarrazin będą próbowali coś ugrać na
tym nasilającym się zjawisku społecznym. Europa widzi islam jako
monolit, a to bardzo zróżnicowane grupy i ludzie. Po części przedstawiam
tę różnorodność w mojej książce. Ojciec Kerima jest właściwie
praktykującym niewierzącym muzułmaninem. Ale kontrola społeczna w krajach muzułmańskich jest tak silna, że nie sposób się wyłamać z tradycji, trzeba się pokazywać w meczecie, modlić się ze wszystkimi.
Trochę inaczej, choć też niełatwo dla muzułmanina, jest poza granicami
ojczyzny.
-
Szacuje się, że do Europy dostaje się drogą nielegalną około pół
miliona imigrantów rocznie, wśród nich jest pana bohater, Kerim, czeka
go ciężki los, czy nie byłoby lepiej, gdyby został w domu?
-
Młodzi mężczyźni z Iraku praktycznie nie mają wyboru, już jako mali
chłopcy wiedzą, że jak tylko dorosną, trafią albo do którejś ze
zwalczających się ugrupowań, albo muszą wyemigrować. Taki jest ich los.
Kobiety rodzą synów po to, by ich opłakiwać, bo albo idą walczyć i giną,
albo wyjeżdżają i nie wracają. Tradycja mówi, że rodzina jest bardzo
ważna, ale te pierwotne struktury społeczne są rozbite, panuje głód i poczucie braku perspektyw, Europa wydaje się być rajem na ziemi. Nikt
nie wie, jak to jest być emigrantem, jaka droga do tego prowadzi, dopóki
nie przekona się na własnej skórze. A wtedy już praktycznie nie ma
odwrotu.
-
Dlatego książka Sarrazina cieszyła się takim powodzeniem, ale wszyscy
wiemy, jak bardzo niebezpieczny jest to kierunek.
-
Tak, książkę Sarrazina kupiło już ponad milion czytelników. Znamienne
jest, że do roku 1945 najbardziej poczytną książką był „Mein Kampf"
Hitlera, a po 1945 właśnie „Deutschland schafft sich ab" Sarrazina. I to w tak krótkim czasie od jej ukazania się. Muzułmanie w Europie to
bardzo poważny problem, ale nie da się go rozwiązać populistycznymi
metodami. Sarrazin krytykuje cudzoziemców, że nie uczą się języka, nie
chcą się integrować, ale który Niemiec chce mieć Turka za swojego
szefa?
— A co sądzi pan o problemach Francji z imigrantami? To wygląda inaczej,
niż w Niemczech, bo są to ludzie z dawnych kolonii francuskich, mają
francuskie paszporty, mówią po francusku, a jednak Francja sobie z nimi
nie radzi...
-
Właśnie na przykładzie Francji widać, jak bardzo Sarrazin się myli.
Francuscy imigranci znają język, a jednak jest wśród nich duże
bezrobocie, duża przestępczość, mieszkają w najgorszych dzielnicach,
awans społeczny mają bardzo utrudniony. Posługują się tym samym
językiem, co rdzenni Francuzi, chodzą do francuskich szkół, ale ich
szanse na przyszłość są o wiele gorsze. Dlatego czują się obywatelami
drugiej kategorii. I takimi są. Z drugiej strony działania muzułmańskich
ekstremistów powodują, że sympatia społeczeństw europejskich dla idei
wielokulturowości stopniała. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić, nikt
nie wie, na tej niepewności wypływają takie groźne pomysły, jak
Sarrazina, że niektóre narody są genetycznie gorsze od innych. To na
pewno będzie dużym wyzwaniem dla pokoleń przyszłości. Ale sytuacja jest
inna, niż wtedy, gdy narodził się antysemityzm z jego chorymi ideami
dzielącymi ludzi na nadludzi i podludzi. Dziś to rdzennych Niemców,
tych, dla których pochodzenie jest tak bardzo ważne, nazywa się z lekkim
przekąsem „Biodeutsche", „biologiczni Niemcami". To oni w ich niechęci
do mieszania się ludzi różnych kultur są śmieszni i nieżyciowi. Tego
procesu nie da się zatrzymać, ważniejsze jest, żeby odbywał się bez
ofiar.
-
Bohater pana książki jest właściwie antybohaterem, trudno go sobie
stawiać na wzór, ale jednak wzbudza sympatię, czytelnik się z nim
identyfikuje.
-
Powołując do życia Kerima, irackiego Kurda, niewykształconego chłopca z prostej rodziny, któremu żołdacy Saddama zabijają na jego oczach ojca,
ot, tak, za nic, chciałem czytelnikom mojej książki przybliżyć tego
„innego", z innej części świata, innej kultury. Nie chciałam go
tłumaczyć, czy usprawiedliwiać, ale chciałem pokazać, jaka droga
prowadzi do tego, że ktoś staje się członkiem fundamentalistycznej grupy
bojowej, nawet jeśli wcale tego nie chce. Nie umniejsza to jego czynów,
ale zrozumienie, jak to się dzieje, że ktoś się ich dopuszcza, być może
przyczyni się do zablokowania dróg prowadzących do takiego tragicznego
przecież losu, taką mam nadzieję.
-
Pana „Czarny statek" porównuje się do najważniejszych powieści w literaturze, pana, jako pisarza, do tych, którzy najwnikliwiej opisywali
złożoność losu ludzkiego, do Wiktora Hugo, do Dostojewskiego… Kerim
jest niby zwykłym kurdyjskim chłopcem, ale wpisuje się w poczet
najbardziej znaczących literackich postaci z ich egzystencjalnymi
dylematami, z ich uwiązaniem losem i ich poszukiwaniem
wolności.-
Kerim, tak jak inni moi bohaterowie, jest postacią właściwie
niepozytywną, nie jest nieprzeciętny, jest niedookreślony, nie ma
żadnych szczególnych właściwości, wplątany jest w wir wydarzeń, których w gruncie rzeczy nie rozumie, przydarzają mu się sytuacje, w których nie
ma wyboru, może tylko reagować. Kiedy wreszcie postanawia i robi coś
sam, to też nie jest to decyzja do końca świadoma, przemyślana, działa,
bo musi, szarpie się, popełnia błędy. Tacy bohaterowie są o wiele
bardziej interesujący dla pisarza. Myślę, że gdybym żył tuż przed drugą
wojną światową, interesowałoby mnie, jak zostaje się mordercą na
usługach hitleryzmu. I znowu, nie po to, żeby w jakikolwiek sposób go
odciążyć, ale żeby zrozumieć, jak zwykli ludzi stają się groźnymi
przestępcami wojennymi. Co ich do tego doprowadza.
-
Thilo Sarrazin czarno widzi przyszłość, za sto lat Niemcy jako naród
przestaną istnieć, lub przynajmniej znacząco zgłupieją. A pana zdaniem
jaki będzie świat za sto lat?
-
Na pewno inny. I na pewno wydarzenia następnych stu lat nie będą
należeć do najłagodniejszych. Czeka nas trudny wiek.
Sherko
Fatah (ur. 1964) jest niemieckim pisarzem o nieniemieckim imieniu i nazwisku — po ojcu Kurdzie z północnego Iraku. Niemiecka rodzina matki
pochodzi z Prus Wschodnich, z krainy zwanej Masurien, czyli obecnie
polskich Mazur. Sherko urodził się i wychowywał w Berlinie Wschodnim,
jako 11-latek wyemigrował wraz z rodziną do Niemiec Zachodnich a konkretniej zamieszkał po drugiej stronie muru dzielącego Berlin, czyli
przeprowadził się z jednej ulicy na inną tego samego miasta. Dziś
mieszka — ponownie — we wschodniej dzielnicy połączonego Berlina. Jako
dziecko mieszkał też krótko w Wiedniu z rodzicami. Studiował filozofię i historię sztuki. „Czarny statek" jest jego czwartą powieścią.
*tłumaczenie tytułu moje, książka nie została wydana po polsku
1 2
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 04-03-2011 Ostatnia zmiana: 05-03-2011)
Elżbieta Binswanger-Stefańska Dziennikarka i tłumaczka. W Polsce publikowała m.in. w Przekroju, Gazecie Wyborczej, Dzienniku Polskim, National Geographic i Odrze. Przez ok. 30 lat mieszkała w Zurichu, następnie w Sztokholmie, obecnie w Krakowie. Liczba tekstów na portalu: 56 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 5 Pokaż tłumaczenia autora Najnowszy tekst autora: Odyseja nadziei i smutku | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1077 |
|