|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Odpowiedź na krytyki [3] Autor tekstu: Sam Harris
Tłumaczenie: Julian Jeliński
Blackford ponosi inną
kwestię dotyczącą koncepcji dobrostanu:
Mogą pojawić się sytuacje, kiedy na pytanie, który
rozwój wydarzeń może maksymalizować dobrostan nie będzie określonej
odpowiedzi, nie tylko dlatego, że dobrostan jest trudny do mierzenia, ale
ponieważ istnieje przestrzeń do racjonalnej dyskusji na temat, czym on właściwie
jest. Jeżeli dobrostan w skrócie stanowi efekt zsumowania różnych podstawowych
wartości, może tu istnieć miejsce na uzasadnioną niezgodę co do tego, czym
dokładnie one są i w jaki sposób powinny być mierzone. Ale jeżeli tak, może
to się zakończyć uzasadnioną niezgodą co do tego, co należy robić, bez
odpowiedzi obiektywnie wiążącej dla wszystkich, nie zgadzających się ze sobą
stron.
Czy tego samego nie można
powiedzieć na temat ludzkiego zdrowia? Co, jeżeli istnieją koszty dotyczące
ludzkiej wydolności, których nie możemy obejść — na przykład, co jeżeli
zdolność do skakania wysoko pojawia się kosztem elastyczności? Czy pojawią
się spory pomiędzy ortopedami, którzy specjalizują się w koszykówce i tymi, którzy specjalizują się w jodze? Oczywiście. Co z tego? Wciąż będziemy
mówić o bardzo małych odchyleniach od popularnego standardu
„zdrowia" — takiego, które nie zawiera bezmózgowia ani dokuczliwych
przypadków ospy wietrznej.
[Harris] uznaje teoretyczną możliwość, że dwa
przebiegi działań lub, powiedzmy, dwa inne systemy obyczajów i prawa mogłyby
być równe w ilości dobrostanu, który generują. W takich wypadkach,
obiektywnie właściwa i determinująca odpowiedź na pytanie, który jest
moralnie lepszy brzmiałaby: „są równe". Jednak nie jest gotowy, by
zaakceptować sytuację, w której dwie osoby, które mają wiedzę na temat
wszystkich faktów mogłyby słusznie nie zgodzić się na temat tego, co
powinno się zrobić. Najbliżej, jak udałoby się im dojść do czegoś, co
nazwalibyśmy porozumieniem, to nazwanie dwóch (lub więcej) przebiegów działań
za równie wskazanych, i dążenie do obu z taką samą moralną słusznością.
To nie do końca prawda.
Mój model krajobrazu moralności pozwala na istnienie wielu szczytów — wielu różnych
sposobów rozwijania się, dopuszcza istnienie celów niemożliwych do
pogodzenia. A zatem, jeżeli chcesz rozwijać społeczeństwo ku szczytowi
19746X, podczas gdy ja wolę szczyt 74397J, nasz spór może być po prostu
nierozwiązywalny. Przypomina to sytuację, w której chciałbyś przekonać
mnie do wyruszenia na Mount Everest, gdy ja chciałbym cię zabrać na K2.
Jednak takie spory nie prowadzą nas do moralnego relatywizmu, ponieważ będą
istniały dobre i złe sposoby, by zbliżać się do jednego i drugiego szczytu,
będzie więcej dolin na krajobrazie moralności niż szczytów (to znaczy
naprawdę złych odpowiedzi na moralne pytania) i we wszystkich kwestiach poza
najwznioślejszymi celami i diametralnie odmiennymi od siebie formami świadomych
doświadczeń, moralne spory nie będą miały równej wartości. To oznacza, że w przypadku większości sporów dotyczących moralności, nie powinniśmy
potwierdzać, że się ze sobą nie zgadzamy; powinniśmy zrobić co w naszej
mocy, by ustalić, która ze stron faktycznie ma rację.
Podejrzewam, że jest
niezwykle mało prawdopodobne, by dla ludzi istniały jakiekolwiek radykalnie
rozłączne szczyty. Jesteśmy zdecydowanie bardziej podobni do siebie, niż
różni. Wydaje mi się, że jeżeli moglibyśmy wziąć próbki wszystkich możliwych
stanów ludzkiego doświadczenia i bylibyśmy obdarzeni idealną pamięcią, by
móc uporządkować nasze preferencje, to uzyskalibyśmy podobne oceny, co do
tego, co jest dobre, lepsze i najlepsze. Różnice zdań wciąż byłyby
prawdopodobne i byłyby wytłumaczalne poprzez różnice na poziomie naszych mózgów. W związku z tym, nawet takie spory nie byłyby dla mnie problemem, gdyż by mówić o tym, co jest prawdziwie dobre, musimy założyć możliwość (w teorii, jeżeli
nie w praktyce) zmieniania ludzkich pragnień, preferencji i intuicji, jako
sposobu poruszania się poprzez krajobraz moralności. Implikacje wynikające z tego założenia omówię niżej.
Mówiąc ogólnie, wydaje
mi się, że podnoszony przez Blackforda problem sporów i nieokreśloności,
stanowi produkt niekompletnej wiedzy (nigdy nie będziemy w stanie znać
wszystkich konsekwencji danego działania, ocenić wszystkich istotnych możliwości
czy też porównać kontrfaktyczne stany świata) połączony z nieuniknioną płynnością
definicji pewnych pojęć. Ponownie, nie widzę w tym problemu dla moich poglądów.
Problem Perswazji
Następny problem, który
skłania Blackforda i innych do odwołania się do pojęć typu „powinno się" i „trzeba", to problem perswazji. Co mogę zrobić, by przekonać drugą
osobę, że powinna zachować się inaczej? Co mogę myśleć (to znaczy, mówić
do siebie), by zainspirować zmianę w moim własnym zachowaniu? Istnieją
ludzie, których nie przekona nic, co powiem na temat dobrostanu, i którzy mogą
nawet twierdzić, że w ogólnie nie cenią dobrostanu. Sam mogę nawet świadomie
przegrywać maksymalizując mój dobrostan, robiąc rzeczy, których będę później
żałował, na przykład odrzucając długoterminowy cel na rzecz krótkotrwałej
rozkoszy.
Jednakże poważniejszym
problemem jest to, że nawet jeśli zgodzimy się, że dobrostan jest miarą, którą
mierzymy co jest dobre, to ludzie są egoistyczni na sposoby, których nie jesteśmy
skłonni krytykować. Jak zauważa Blackford:
[Z]wykle akceptujemy, że ludzie współzawodniczą ze
sobą, każdy poszukując rozwiązania, które przyniesie najwięcej korzyści
jemu i jego bliskim. Nie wymagamy, by każdy zaakceptował drogę, która
przyniesie maksymalizację ogólnego dobrostanu świadomych istot. Nic takiego
nie mieści się w naszym rozumieniu tego, co to znaczy zachowywać się
moralnie.
Na przykład, dlaczego nie powinienem przedkładać mojego
dobrostanu lub dobrostanu ludzi mi bliskich ponad ogólny, globalny dobrostan? W ten
sam sposób: dlaczego nie powinienem przedkładać jakiejś innej wartości,
takiej jak pojawienie się Nadczłowieka ponad maksymalizację globalnego
dobrostanu? ...Harris nie dostarcza satysfakcjonującej odpowiedzi na tego typu
pytania i wątpię czy jest ona możliwa. W końcu, na co zwraca uwagę,
twierdzenie, że „powinniśmy maksymalizować globalny dobrostan świadomych
istot" nie jest wnioskiem empirycznym. Więc czym jest? Co czyni je
prawdziwym? W jaki sposób staje się wiążące dla mnie, jeżeli go nie
zaakceptuję?
Istnieje obawa, że nie
istnieje wiążący powód, by dowodzić, że każdy powinien dbać o dobrostan
innych. Jak pisze Blackford gdy egoistycznej osobie opowie się o perspektywie
globalnego dobrostanu, może ona zawsze zapytać: „co mi to da?":
Jeżeli chcemy przekonać Alicję, by podjęła działanie
X, musimy odwołać się do pewnej wartości (lub pragnienia, nadziei, strachu
itd. … ale rozumiecie, o co chodzi), którą wyznaje. Być może możemy odwołać
się do jej pragnienia naszej akceptacji, ale to nie zadziała, chyba że ona
faktycznie chce, byśmy ją zaakceptowali. Nie jest racjonalnie zobowiązana by
działać w sposób, w jaki chcemy by działała, który może być sposobem
maksymalizacji globalnego dobrostanu, jeżeli nie potrafimy uchwycić jej wartości i pragnień (itd.)… Harris wydaje się nie rozumieć tej idei … nie ma
argumentów, jak ludzie, tacy jak Alicja powinni się zachowywać, które byłyby
wiążące dla nich jako takie, niezależnie od tego, co faktycznie cenią,
czego pragną, na czym im zależy… Jeżeli mamy dostarczyć jej powodów,
by działała w określony sposób, poparła określoną politykę, potępiła
tradycyjny zwyczaj, lub cokolwiek to miałoby być — wcześniej, czy później
musimy odnieść się do wartości, pragnień itd., które faktycznie wyznaje.
Nie istnieją wartości, które w tajemniczy sposób, są obiektywnie wiążące
dla nas w sensie, jaki opisywałem. A zatem daremna jest argumentacja z założeniem,
że jesteśmy racjonalnie zobowiązani działać tak, by maksymalizować
globalny dobrostan. Tak po prostu nie jest.
Analiza tych zagadnień
jest, co oczywiste, wyśmienita, ale uważam że Blackford wciąż nie rozumie o co mi chodzi. Po pierwsze te same obawy można mieć odnośnie samej
nauki/racjonalności. Zawsze można wyciągnąć z rękawa asa „co mi to
da?" i jeżeli nie jest to istotne w innych dziedzinach, nie rozumiem
dlaczego miałoby posiadać specjalną moc w przypadku pytań o dobro i zło. Co
jednak bardziej istotne — kwestia „powinno się" koncentrująca się
na ciężarze perswazji wprowadza błędne kryterium dla prawdy moralnej.
Ponownie rozważmy
koncepcję zdrowia: czy powinniśmy maksymalizować globalne zdrowie? Dla
mnie to pytanie brzmi dziwnie. Prowadzi do bojaźliwej odpowiedzi w stylu:
„Pod warunkiem, że chcemy zdrowia dla wszystkich, to tak". A wprowadzenie tej uwagi o warunkowości wydaje się wyrzucać nas z zaczarowanego kręgu naukowej prawdy. Ale dlaczego
mielibyśmy formułować tę sprawę w ten sposób? Świat, w którym globalne
zdrowie jest maksymalizowane może być obiektywną realnością, w przeciwieństwie
do świata, w którym wszyscy umieramy szybko i w bólu. Tak, prawdą jest, że
osoba taka jak Alicja może starać się maksymalizować swoje zdrowie nie
troszcząc się o zdrowie innych ludzi, mimo to jej zdrowie będzie zależało
od zdrowia innych na niezliczoną ilość sposobów (dowodziłbym, że to samo
jest prawdą dla dobrostanu). Czy źle czyni będąc samolubną? Czy
powinniśmy ją winić za branie swojej strony w każdej rywalizacji o sumie
zerowej, by zabezpieczyć leki dla siebie albo dla swoich dzieci? Ponownie, tego
typu pytania nie doprowadzą nas do podstaw. Prawda jest taka, że Alicja i wszyscy inni mogą żyć tak, by umożliwić zaistnienie maksymalnie zdrowego świata,
lub żyć nie zwracając na to uwagi. Tak, to możliwe, że maksymalnie zdrowy
świat, to świat w którym Alicja jest mniej zdrowa niż mogłaby być w innej
sytuacji (co jednak wydaje się mało prawdopodobne). Co z tego? Wciąż
istnieje obiektywna rzeczywistość z którą mogą korespondować nasze
przekonania na temat ludzkiego zdrowia. Pytanie o „powinno się" jest
złą perspektywą postrzegania tych kwestii.
Konieczność
ugruntowania prawdy moralnej w kwestiach, które ludzie „faktycznie cenią,
pragną lub na których im zależy" to także błędne rozumienie problemu.
Ludzie często działają przeciwko ich podstawowym preferencjom, lub żyją nie
wiedząc jakie byłyby ich preferencje, gdyby mieli więcej doświadczenia i wiedzy. Co jeśli sami moglibyśmy zmienić preferencje Alicji? Czy powinniśmy?
Co oczywiste, nie możemy odpowiedzieć na to pytanie opierając się na
preferencjach, które byśmy zmieniali. W przeciwieństwie do twierdzenia
Blackford'a, nie twierdzę po prostu, że moralność jest „w pełni
zdeterminowana przez obiektywną rzeczywistość, niezależną od faktycznych
ludzkich wartości i pragnień". Twierdzę, że faktyczne wartości i pragnienia ludzi są w pełni zdeterminowane przez obiektywną
rzeczywistość i że możemy pojęciowo przyjąć to twierdzenie — co więcej -
musimy tak zrobić — by móc dyskutować o tym, co jest naprawdę dobre. To okazuje się
jasne, w momencie, gdy stawiamy pytanie, czy dobre byłoby zmieniać ludzkie
wartości i pragnienia.
1 2 3 4 Dalej..
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 25-04-2011 Ostatnia zmiana: 27-04-2011)
Sam HarrisAutor bestsellerowej ("New York Times"), wyróżnionej PEN Award książki - "The End of Faith: Religion, Terror, and the Future of Reason" (2005) oraz "Letter to a Christian Nation" (2006). Ukończył filozofię na Uniwersytecie Stanforda, studiował poza tym religioznawstwo, obecnie pracuje nad doktoratem z zakresu neuronauki. Udziela się medialnie w radio i telewizji, ostrzegając o niebezpieczeństwach związanych z wierzeniami religijnymi we współczesnym świecie. Mieszka w Nowym Jorku. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 28 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Tajemnica świadomości | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1204 |
|