|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Teatr » Jednoaktówki (L.B.)
Ajakos [1] Autor tekstu: Lech Brywczyński
Dramat w jednym akcie
MOTTO:
Świat istnieje tylko po
to, żeby bańki mydlane miały co w sobie odbijać.
Stanisław Brzozowski
OSOBY:
Kwiatkowski
Hermes
Ajakos
Burmistrz
Szewc
Klientka
Klient
Dyrektor
Literat
SCENA PIERWSZA
Pałac bogów na Olimpie. Posadzka pałacowego holu jest
biała, ściany także, białą barwę ma również stojąca pośrodku kolumna w stylu
jońskim. Tylko zamknięte na głucho drzwi wejściowe są czarne.
Jest cicho, słychać jedynie dobiegającą z oddali, łagodną
muzykę. Po dłuższej chwili w holu pojawia się Hermes. Ma na sobie strój starożytnych
Greków ijest wyposażony w swoje atrybuty boskości: małe skrzydełka na
przegubach dłoni, u stóp i na czapce, kaduceusz w dłoniach.
Hermes wolnym krokiem podchodzi do drzwi, nadstawia ucha. W tej samej chwili rozlega się głośne pukanie w drzwi.
Hermes: — (sam
do siebie, ze zdziwieniem) Na
mego ojca, gromowładnego Zeusa! Przeczucie mnie nie myliło — ktoś się do nas
dobija!
Kwiatkowski:- (zza
drzwi) Otwórzcie! Otwórzcie!
(puka coraz mocniej) Jak
długo mam czekać? Przecież jestem umówiony!
Hermes: — Spokojnie,
spokojnie. (ziewa przeciągle)
Tu jest Olimp, tu się nikomu nie spieszy… (mocuje się z drzwiami, usiłując
je otworzyć, ale bezskutecznie) Od
jak dawna nie otwieraliśmy tych drzwi! Nic dziwnego, że w końcu zardzewiały...
Pukanienie ustaje. Hermes mocuje się z drzwiami
jeszcze przez chwilę, ale potem rezygnuje.
Hermes: — (sapiąc)
Szkoda mojego wysiłku. Trzeba
to załatwić w inny sposób. (prawą dłonią podnosi kaduceusz nad głowę)
Niech ten kaduceusz wreszcie
mi się do czegoś przyda… (trzykrotnie lekko uderza kaduceuszem w drzwi, a te natychmiast się otwierają, skrzypiąc przeraźliwie)
Do wnętrza wchodzi Kwiatkowski. Ma na sobie elegancki
garnitur, w dłoni trzyma walizeczkę. Drzwi zamykają się za jego plecami, skrzypiąc
ponownie.
Kwiatkowski: — (oglądając
się na drzwi) Te drzwi są w fatalnym
stanie. Moglibyście wstawić nową futrynę… (daje kilka kroków do przodu,
rozgląda się wokół) Ciekawe wnętrze, klasycystyczne… Przydałoby się
tylko więcej ozdób… (do Hermesa, wyniośle) Miło mi. Chciałbym
się widzieć z szefem. Proszę mnie zaprowadzić. Jestem Kwiatkowski, z Polski...
Oto moja firmowa wizytówka… (wyciąga z kieszeni wizytówkę i podaje ją
Hermesowi)
Hermes umieszcza kaduceusz pod pachą, a potem bez pośpiechu
drze wizytówkę na strzępy, nie czytając.
Hermes: — To
nie będzie ci tutaj potrzebne, przyjacielu… Walizka też się nie przyda...
(zabiera walizeczkę z rąk zaskoczonego Kwiatkowskiego, a potem niedbałym
ruchem rzuca ją obok siebie, na podłogę)
Kwiatkowski: — (z oburzeniem)
Coś takiego! Oburzające! To takie obyczaje panują w tej firmie? Ja w tej walizce
mam rzeczy osobiste i dokumenty! Nie wiem, czy warto podpisywać z wami kontrakt,
jeżeli współpraca tak się zaczyna… Proszę mnie natychmiast zaprowadzić do
szefa! (przygląda się krytycznie Hermesowi) I co to w ogóle za
maskarada? Co to za strój? Czy wy tutaj nie wiecie, że mamy już rok dwa tysiące...
Hermes: — (przerywając
mu) Czy to ważne, który? Bogowie
czasu nie liczą. Bo i po co? Numeracja to sprawa umowna: wszystko zależy od
tego, który rok przyjmie się jako pierwszy. Wy, ludzie, zaklinacie czas, dzieląc
go na dni, miesiące i stulecia. A w rzeczywistości czas upływa ciurkiem, jak
rzeka…
Kwiatkowski: — Jak
to „wy, ludzie"? A pan to kim, przepraszam, jest?
Hermes: — (odchrząkując)
Dawno nikt mi nie
zadawał tego pytania… Jak by to w waszym, ludzkim języku powiedzieć… Czas i przestrzeń nie mają dla mnie tajemnic: jestem tam, gdzie chcę, kiedy chcę i kim chcę. Mówiąc krotko — jestem bogiem. (widząc
zdumioną minę Kwiatkowskiego) Tak, tak, naprawdę! Może nie wyglądam, ale…
Kwiatkowski: — Bogiem?
Szkoda, że nie Napoleonem! (z obawą odsuwa się od Hermesa) Ludzie,
ratujcie mnie, to jakiś czubek! (odchodzi na bok, staje, oddycha ciężko,
usiłuje się skupić) To wszystko na pewno da się racjonalnie wyjaśnić...
Tylko muszę sobie przypomnieć, co się stało. Zaraz, zaraz, po kolei… Dokąd
to ja leciałem? Niech sobie przypomnę… Do Aten! Tak, do...Grecji! Do Grecji!
Hermes: — (z ironią)
No i udało ci się — jesteś w samym sercu Grecji. Witamy na Olimpie!
Kwiatkowski: — Bez
głupich żartów, ja leciałem do współczesnej Grecji, do dużej firmy, która ma
biuro w Atenach. Miałem tam podpisać kontrakt! A tutaj… może to zakład dla
obłąkanych? Albo jakiś skansen? (z rozpaczą rozgląda się wokół)
Dość tego. Ja chcę stąd wyjść! Natychmiast! (podbiega do drzwi i bezskutecznie
usiłuje je otworzyć)
Hermes: — (ze śmiechem)
Próbuj, próbuj… To nie jest
takie proste. Wiem coś o tym… (po chwili) Daj już sobie spokój,
śmiertelniku! Tych drzwi i tak nie otworzysz.
Kwiatkowski odstępuje od drzwi, dysząc ciężko. Hermes
podchodzi do niego i klepie go przyjaźnie po ramieniu.
Hermes: — Ja naprawdę jestem bogiem, przyjacielu, mówią na mnie Hermes. Bogiem!
Wprawdzie jednym z wielu bogów, a nie jedynym i wszechmocnym, jak wy, ludzie,
to sobie wyobrażacie, ale zawsze. Nie wierzysz mi, śmiertelniku? Nie? Jak ci
to udowodnić… (rozgląda się wokół)
Patrz! (trzykrotnie macha kaduceuszem
nad głową. za każdym razem widać błysk, a potem rozlega się grzmot)
Te błyskawice to akurat dzieło Zeusa, tatuś zawsze robi to dla mnie, jak go
poproszę… (Hermes wyciąga dłoń z kaduceuszem w prawo, a wówczas w tej części sali pojawia się duże, rzeźbione
krzesło) Niezłe,
co? To dla ciebie, siadaj… (Kwiatkowski
niepewnym krokiem podchodzi do krzesła, siada)Zaraz pojawi
się drugie, a potem trzecie… (Hermes
ponownie wskazuje kaduceuszem w prawo, a wówczas pojawiają się jeszcze dwa krzesła,
takie same jak pierwsze. podchodzi do najbliższego krzesła, siada na nim, a potem kładzie sobie kaduceusz na kolana)
Kwiatkowski: — (oszołomiony)
Po co ci takie sztuczki? Sam
nie wiem, co powiedzieć… Efekty specjalne, jak w filmie. Może i naprawdę jesteś
tym tam ...bogiem, sam nie wiem. Ale zachowujesz się jakoś dziwnie… Nie o takim bogu słyszałem…
Hermes: — Mi
osobiście sztuczki nie są do niczego potrzebne. Ale bez nich, czy byś uwierzył,
że jestem bogiem? Czy ktokolwiek ze śmiertelników by uwierzył? (kiwa głową)
Wiem, wiem, jest w tym coś z paranoi — bogowie ustalają prawa natury, ale
co jakiś czas muszą je złamać, żeby pokazać, że są mocni, że są bogami… Ludzie
wtedy mówią, że stał się ten, jak mu tam ...cud! (po chwili) Ja
przyjmuję różne postacie. To, co teraz widzisz (pokazuje na siebie)
to taka, powiedzmy, wersja robocza. Ludzie tak mnie sobie wyobrażają i ...niech
mają. Takim się im ukazuję. (pstryka palcami i w jego dłoni niespodziewanie
pojawia się napełniony kielich. z uśmiechem wyciąga rękę do Kwiatkowskiego i podaje mu kielich) Masz, napij się. Na pewno zaschło ci w gardle. To
ambrozja, napój bogów. Ten napój uspokaja i pozwala spojrzeć na świat z dystansem.
(Kwiatkowski nieufnie sięga po kielich, a potem pije małymi łykami)
Tu, na Olimpie, znajdzieszcałą dwunastkę bogów, a każdy z nas jest inny.
Każdy ma swój repertuar tricków, swoje obyczaje, swoje upodobania… No i swój
zakres obowiązków. Ja na przykład jestem patronem kupców i złodziei. (z
uśmiechem) Co wcale nie oznacza, że zawsze umiem odróżnić jednych od
drugich… Jestem też opiekunem podróżników, a twoja dzisiejsza podróż to przecież
najdalsza z wypraw, w jakie może się udać człowiek. Tak, przyjacielu, to ja
odprowadzam ludzkie dusze w zaświaty.
Kwiatkowski: — (siląc
się na spokój) Zaraz, zaraz.
Jaki Olimp, jakich dwunastu? Proszę mi natychmiast powiedzieć, co to za dziwna
gra! (podejrzliwie) A może to program telewizyjny? Skąd ja się
tu wziąłem? Muszę sobie przypomnieć! (pociera dłońmi czoło, mówi powoli)
Leciałem samolotem do Grecji… W interesach, na podpisanie kontraktu… Zasnąłem w trakcie lotu i ...dalej nic nie pamiętam. Znalazłem się tutaj, przed bramą
do pałacu…
Hermes: — (wzrusza
ramionami) To proste. Twój samolot
rozbił się w górach, niedaleko stąd, na zboczach Olimpu. Zginąłeś w katastrofie, a twoja dusza trafiła tutaj. I wtedy ja wyszedłem ci na spotkanie. (kręci
głową z niedowierzaniem) Trochę to dziwne, bo od lat żadna dusza tu
nie przybyła, a teraz — nagle — ty. Może dlatego, że zginąłeś tak blisko naszego
pałacu? Nie wiem. Ale czuję, że przeznaczenie ma wobec ciebie wielkie plany...
Kwiatkowski: -
Przeznaczenie? Skoro istnieją bogowie, to czym jest przeznaczenie? Nic nie rozumiem.
(przez dłuższą chwilę siedzi w milczeniu, drżącą dłonią podnosząc kielich
do ust) Wierzyłem w innego boga, a tu okazuje się, że niby istniejecie
wy, tutaj, na Olimpie… (pije do dna) Jednocześnie mówisz, że
od lat żadna dusza tu nie przybyła. Jak to możliwe, przecież ludzie w tym czasie
umierali!
Hermes: — A
żebyś wiedział, to możliwe. Są tylko dwie drogi: niektóre dusze, te najdoskonalsze,
trafiają tutaj, na sąd. Jeśli wyrok okaże się pomyślny, to mają szansę wejść
do Elizjum. To inaczej Pola Elizejskie, a po waszemu — Raj. Czasem nazywamy
je Wyspami Szczęśliwymi… Jeśli wyrok jest niekorzystny, to dusza wraca na
ziemię…
Kwiatkowski: — Pola Elizejskie? Jest taka ulica w Paryżu…
Hermes: — Ulica? A tak, rzeczywiście! Bywam tam czasem. (kiwa głową) Prawdziwe
Pola Elizejskie wyglądają zupełnie, zupełnie inaczej. Na razie nie mogę ci powiedzieć,
jak…
Kwiatkowski: — (cichym
głosem, z obawą) A co się dzieje z duszami, które nie… nie zasługują na to Elizjum? Trafiają
pewnie do ...Piekła?
Hermes: — Do
Tartaru? Możesz być spokojny, nie ma czegoś takiego. Za co mielibyśmy was karać,
przecież jesteście dokładnie takimi, jakimi was stworzyliśmy! Na swój obraz i podobieństwo. Nie ma Piekła — sami je sobie wymyśliliście, żeby mieć motywację
do uczciwego życia. (tonem wyjaśnienia) Dusze, które nie osiągnęły
jeszcze doskonałości, nie trafiają tutaj, tylko od razu wcielają się w nowe
ciała. Rodzą się, jako dzieci. Przybyłeś tutaj, bo pewnie masz za sobą wiele
wcieleń i nosisz w sobie ziarna boskości. Pozostaje tylko pytanie, czy już możesz
wejść do Elizjum, czy musisz wcielić się jeszcze raz. A może nawet kilka razy...
To rozstrzygnie nasz sędzia. Już za chwilę. Zaprawdę, powiadam ci… Tu trafiają
tylko te dusze, które mają zostać osądzone… Wchodzą przez te drzwi, tak samo
jak ty… (wskazuje na drzwi) Rzadko się to zdarza, bo większość
ludzkich dusz jest jeszcze na bardzo kiepskim poziomie. Ty jesteś tu pierwszą
duszą gdzieś od stu lat…
1 2 3 4 Dalej..
« Jednoaktówki (L.B.) (Publikacja: 21-08-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Lech BrywczyńskiUr. 1959. Studiował chemię i historię; pracował w wielu zawodach, m.in. jako tłumacz, wydawca, dziennikarz lokalnej prasy, animator życia kulturalnego; dramatopisarz (dramaty publikowane m.in. w: czasopiśmie Res Humana, szczecińskich Pograniczach, w gdańskim Autografie, w elbląskim Tyglu, w magazynie Lewą Nogą, i in.); w 2002 r. ukazała się jego książka Dramaty Jednoaktowe (sponsorowana przez Urząd Miejski w Elblągu). Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 13 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Lewica a wiara rodzima, czyli... POGANIE DO AFRYKI! | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1821 |
|