Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.440.121 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 699 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Jan Wójcik, Adam A. Myszka, Grzegorz Lindenberg (red.) - Euroislam – Bractwo Muzułmańskie

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"(...) wolność, równość, braterstwo! Jest to słowo niezmiernej wagi, słowo rewolucyjne i wzniosłe, które zastąpiło dawny tryptyk pokorny, zrezygnowany i żałosny: wiara, nadzieja, miłość... Wolność - wiarą. Ten sam poryw serca, być może ten sam entuzjazm, ale jakże wielka różnica! Z jednej strony człowiek, który podnosi się i powstaje, który jest silny, który szuka; z drugiej świadomość, która..
« Felietony i eseje  
Racjonalność czy faktyczność? [1]
Autor tekstu: Carl L. Becker

fragment wykładu prof. Carla L. Beckera wygłoszonego na Wydziale Prawa Uniwersytetu w Yale, w ramach Fundacji Storrsa w końcu kwietnia 1931 r. [ 1 ]

I

(...) To, czy jakieś argumenty uzyskają akceptację, czy też nie, zależy nie tyle od ich wartości logicznej, ile od klimatu opinii, którego są wytworem, i do którego przynależą. To nie błędna logika czy brak inteligencji sprawia, że argumenty Dantego i definicja [praw natury] św. Tomasza są dla nas niezrozumiałe, lecz średniowieczny klimat opinii — owoczesne instynktowne przedzałożenia, ów Weltanschauung, światopogląd — który niejako narzucał Dantemu i św. Tomaszowi szczególny sposób używania inteligencji oraz specjalny rodzaj logiki. Aby pojąć, dlaczego tyle trudności sprawia nam podążanie za myślą Dantego czy św. Tomasza, należy wpierw spróbować zrozumieć (w takim stopniu, w jakim to tylko możliwe) naturę owego klimatu opinii.
Wiadomo powszechnie, że światopogląd średniowiecza, mający swoje źródła w greckiej logice i mitologii chrześcijańskiej, został ukształtowany przez Kościół, który na przeciąg wielu wieków narzucił swój autorytet izolowanemu i anarchicznemu społeczeństwu zachodniej Europy. Współczesna umysłowość, wszystko rejestrująca i pieczołowicie opisująca, potrafi opisać również ów klimat opinii, pomimo że należy on bezpowrotnie do przeszłości. W średniowiecznym klimacie opinii niepodważalne było przekonanie, że świat i człowiek, który go zamieszkuje, zostali stworzeni w ciągu sześciu dni przez Boga Ojca, wszechwiedzącą i szczodrobliwą inteligencję, i że musiał mieć On w tym jakiś wielki, skoro nieodgadniony cel. Człowiek został stworzony jako istota doskonała, ale dopuszczając się nieposłuszeństwa, odrzucił Bożą łaskę, zbłądził na ścieżki grzechu i ściągnął na siebie karę wieczystego potępienia. Wszelako przebłagalna ofiara Syna Bożego Jednorodzonego otworzyła przed nim drogę pokuty i zbawienia. Człowiek, sam z siebie niezdolny do odwrócenia sprawiedliwego Bożego gniewu, dzięki jego miłosierdziu otrzymał szansę uzyskania przebaczenia i odpuszczenia grzechów poprzez życie w pokorze i posłuszeństwie wobec Jego woli. Życie na ziemi to, w tym ujęciu, tylko etap pośredni na drodze prowadzącej do najbardziej pożądanego celu, doczesna próba dzięcięctwa Bożego. W czasie wyznaczonym przez Boga, Państwo Ziemskie osiągnie swój kres, a ziemię pochłoną płomienie ognia. W tym ostatnim dniu źli i dobrzy ludzie zostaną ostatecznie rozdzieleni. Zbuntowanym przeciwko Bogu przeznaczone zostało miejsce wieczystego cierpienia; natomiast wierzący zostaną zebrani w Państwie Bożym, gdzie w szczęściu i doskonałej harmonii zamieszkiwać będą po wsze czasy.
Średniowieczny człowiek postrzegał zatem ludzką egzystencję jako kosmiczny dramat, napisany przez Wielkiego Dramaturga, osnuty na pewnym centralnym wątku i zbudowany na całkowicie racjonalnym planie. Ukończony w zamyśle, nim stało się to w rzeczywistości, spisany aż do ostatniej zgłoski odmierzonego czasu, nim jeszcze powstał świat dramat ów był niezmiennym losem zarówno dobrych, jak i złych. Należało to przyjąć do wiadomości i niezależnie od wszystkiego po prostu wziąć udział w przedstawieniu — od pierwszego do ostatniego aktu. Powinnością człowieka, skoro i tak nie miał na to wpływu, było zaakceptowanie przygotowanego scenariusza i odegranie przeznaczonej mu roli. Aby mógł ją odegrać zgodnie z Bożym tekstem, zostały ustanowione instytucje — Kościół i Państwo — pośredniczące między Bogiem i człowiekiem. Sprawując sprawiedliwe rządy z woli Bożej, miały wdrażać ludzi do posłuszeństwa oraz pouczać ich o właściwym sposobie życia. Inteligencja była czymś ważnym i niezbędnym, skoro sam Bóg wyposażył w nią człowieka. Jednak pole jej zastosowań było ściśle ograniczone. Była bezużyteczna jako narzędzie poznania tajemnicy początku i końca stworzenia, ponieważ była to dziedzina Boskiej wiedzy, a człowiekowi winno wystarczyć to, czego dowiadywał się z Objawienia. Była bezużyteczna, a nawet bezbożna, jeśli usiłowała przeniknąć tę tajemnicę, jako że tylko Bóg w pełni ją ogarnia. Zadaniem inteligencji było więc dowodzenie prawdziwości wiedzy objawionej, pogodzenie potocznego doświadczenia rzeczywistości z racjonalną wizją świata, którą oferowała wiara.
Pod przemożnym wpływem owego klimatu opinii najwybitniejsze osiągnięcia myśli w tym czasie przybrały formę całkowicie racjonalistyczną. Zdaję sobie sprawę, że XIII stulecie przyjęto nazywać wiekiem wiary i przeciwstawiać stuleciu XVIII, które uważa się za wiek udzielnego panowania rozumu. Takie rozróżnienie nie jest pozbawione sensu, ponieważ słowo „rozum", podobnie jak wiele innych słów, ma rozmaite znaczenia. Odkąd osiemnastowieczni pisarze posłużyli się rozumem, aby zdyskredytować dogmaty chrześcijańskie, „racjonalista" zaczął w mowie potocznej znaczyć tyle, co „niewierzący" — ktoś, kto zaprzecza prawdom głoszonym przez chrześcijaństwo. W tym sensie Voltaire był racjonalistą, a św. Tomasz — człowiekiem wiary. Wszelako takie użycie owego słowa wydaje się niefortunne, ponieważ przesłania fakt, iż rozumem można się posługiwać równie dobrze dla umocnienia wiary, co dla jej podważenia. Z pewnością wiele dzieliło Voltaire’a i św. Tomasza, ale mimo wszystko mieli oni ze sobą dużo wspólnego. Wspólne im było głębokie przeświadczenie, że ich przekonania mogą być rozumowo udowodnione. O XVIII stuleciu można śmiało powiedzieć, że było w tym samym stopniu wiekiem wiary, co rozumu, a o XIII — że było wiekiem rozumu w tej samej mierze, co wiary.
To nie paradoks. Przeciwnie, żarliwa wiara i wysublimowany racjonalizm często ze sobą się łączą. Większość ludzi (zastrzegam, że nie mówię tu o ludziach prostych ani o autentycznych mistykach) — większość inteligentnych ludzi, którzy szczerze wierzą, że Bóg jest w niebie, a świat jest z gruntu dobry — czuje potrzebę posiadania przekonującego uzasadnienia swojej wiary, tym większą, jeśli zakradły się do niej jakieś wątpliwości, które nie dają im spokoju. To być może jeden z powodów, dla których myśl czasów Dantego była tak bezwzględnie racjonalistyczna. Wiara była jeszcze nienaruszona, to pewne; ale już przestawała być czymś instynktownym — jej najzagorzalsi wyznawcy właśnie zaczęli sobie uświadamiać, że była tylko wiarą. Stąd większa potrzeba rozstrzygających dowodów. Święty Tomasz wierzył w boski porządek świata i właśnie dlatego potrzebował, dla spokoju ducha, niezbitego, racjonalnego dowodu na istnienie boskiego porządku świata. Nigdy by nie powiedział, jak Tertulian: „Wierzę w to, co niedorzeczne". Natomiast zapewne powtórzyłby za św. Anzelmem: „Wierzę, aby wiedzieć". Mógłby też dodać: „Byłbym wielce strapiony, jeśli nie zdołałbym w sposób racjonalny udowodnić tego, co wiem".
Uzgodnienie potocznego doświadczenia z racjonalną wizją świata nie jest łatwym zadaniem, nawet jeśli doświadczenie jest niewielkie, a wiedza niezbyt rozległa. Jest zadaniem wręcz niemożliwym do wykonania, jeśli logika nie będzie skłonna wsłuchać się również w głos serca, o którym rozum nic nie wie. To właśnie odkryli współcześni Dantego. Stworzenie wysoce skomplikowanej dialektyki było dla nich, rzecz jasna, sprawą najwyższej wagi, ale zarazem nie to było ich największym zmartwieniem — nawet z pomocą logiki Arystotelesowskiej wciąż nie zawsze można było wytłumaczyć to, co William James nazwał „nieredukowalnymi, pierwotnymi faktami", w systematycznych kategoriach wiary. Niejednokrotnie zatem należało szukać ukrytych sensów poza dosłownymi znaczeniami świętych tekstów. Wszelako do tych ukrytych sensów dotrzeć można było jedynie za pomocą interpretacji symbolicznej. Litera gesta docet; quid credas, allegoria; moralis quid agas; quo tendas anagogia — to słynna formuła, którą scholastycy ukuli na szkolny użytek. W wolnym przekładzie brzmi ona następująco: Litera to jest to, co wiemy,
Anagogia — nadzieja, którą żyjemy;
Wiary nas uczą alegorie,
Dobrych uczynków — zbożne historie.

Tak oto, posługując się zaawansowaną dialektyką, wspomaganą czasem przez symboliczną interpretację rzeczywistości, w XIII wieku objaśniano ludziom ścieżki Boga. W rozumieniu tamtego stulecia — raj utracony i raj odzyskany — stanowiły centralny temat dramatu ludzkiej egzystencji; i wybitne umysły owego czasu całkowicie zadowalały się tego rodzaju wyjaśnieniem. Teologia powiązała wszystkie wydarzenia w historii świata w zrozumiałą całość. Filozofia stała się nauką, która na racjonalnym gruncie pogodziła naturę z historią. Logika wyposażyła zarówno teologię, jak i filozofię w adekwatną metodologię. Skutkiem tego, obok niezliczonych innych dzieł, odziedziczyliśmy Sumę teologiczną, bez wątpienia jeden z najbardziej zadziwiających wytworów ludzkiego umysłu. Można śmiało powiedzieć, że nigdy przedtem ani nigdy potem wszechświat nie został tak starannie opisany i tak wszechstronnie objaśniony. Ani wcześniej, ani później nikt nie uczynił tego z równą subtelnością, pieczołowitością i ufnością w prawdziwość tego objaśnienia, ujmując zarazem całość wszechświata w spójnej i przekonującej formule.
Wystarczająco długo pozostawaliśmy w średniowiecznym klimacie opinii. Zstąpmy teraz ze szczytów XIII na niziny XX wieku, a zatem do tych warstw atmosfery, w których — jako silniej nasyconych faktami czujemy się lepiej i oddychamy z większą swobodą.

II

Cóż więc możemy pojąć — my, naukowcy, historycy, filozofowie XX wieku — z owej teologio-historii, filozofo-nauki i dialektyko-metodologii XIII stulecia ? Możemy — a właściwie musimy, ponieważ mamy to we krwi — niezwykle uważnie i powściągając emocje, przestudiować „gęste" stronice Sumy i dzieł jej podobnych, obecnie troskliwie przechowywanych w bibliotekach. Mimo że nic nie jest nam obce i rzadko cokolwiek nas zaskakuje — możliwe, że jednak będziemy nieco zaskoczeni niezawodnym smakiem, nieskończoną cierpliwością, nadzwyczajną pomysłowością i przenikliwością autorów tych dzieł. Być może nawet uda nam się zrozumieć to, co napisali, w stopniu wystarczającym, by niezdarnie przełożyć ich myśl na język, którym dzisiaj się posługujemy. Jedno nam się z pewnością nie uda nigdy nie zdołamy zmierzyć się z argumentami Sumy św. Tomasza na ich własnym gruncie. Nie potrafimy ich ani zaakceptować, ani odrzucić. Nawet tego nie próbujemy uczynić, ponieważ instynktownie czujemy, że w klimacie opinii, który je zrodził, nie potrafimy już prawie oddychać. Wnioski formułowane na ich podstawie nie są dla nas ani prawdziwe, ani fałszywe, lecz tylko niedorzeczne; z kolei wydają się nam niedorzeczne, ponieważ światopogląd, z którym są tak ściśle splecione, nie wywołuje już w nas żadnej — ani emocjonalnej, ani estetycznej — reakcji.
Przy najlepszej woli z naszej strony nie potrafimy już traktować egzystencji jako napisanego przez Boga dramatu, którego początek i koniec jest z góry wiadomy, i którego znaczenie zostało raz na zawsze objawione. Dobrzy czy źli, zmuszeni jesteśmy postrzegać świat w kategoriach ciągłej zmiany, jako nieprzerwany i nieskończenie złożony proces niszczenia i tworzenia, przez co „wszystkie rzeczy i prawa, które nimi rządzą", nie mogą być traktowane inaczej niż jako „zmienne tryby i wzory", jako „odnawiane co pewien czas współdziałanie sił, które prędzej czy później znowu się rozdzielą". Początek tego nieprzerwanego procesu okrywa nieprzenikniona mgła; jego zakończenie wydaje się bardziej pewne, ale mało zachęcające. Według J.H. Jeansa:


1 2 Dalej..


 Przypisy:
[ 1 ] w: „Państwo Boże osiemnastowiecznych filozofów" — Carl L. Becker, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań 1995

« Felietony i eseje   (Publikacja: 02-08-2002 Ostatnia zmiana: 20-01-2014)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 1650 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365