Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.447.343 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Anatol France - Bogowie pragną krwi
Anatol France - Kościół a Rzeczpospolita

Złota myśl Racjonalisty:
Wiara polega na żywieniu przekonania lub zaufania, że coś jest, było lub będzie faktem, lecz jeśli to coś jest niezrozumiałe, nie można być o tym przekonanym ani ufać, że jest to prawdą.
 Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki

Sensy znalezione w pamiętniku [2]
Autor tekstu:

Z drugiej strony, nieustannie pojawiają się mniej lub bardziej mgliste aluzje, że los bohatera jest śledzony (np. podsłuchana rozmowa telefoniczna w rozdziale V), przewidywany lub wręcz typowy aż do szczegółów jako „seryjnie" przeznaczony dla wysłanych z Misją (sugestia przesiąkniętego — pozornie przynajmniej — cynizmem i abnegacją szpiega). Historia z „lilijną" (moim zdaniem najmniej udana i najbardziej nie pasująca do reszty książki [ 1 ]) ma pokazać, że mimo pozornej wolnej woli bohater nic nie jest w stanie zrobić w sprzeczności z „wolą" całego systemu, jaki stanowi Gmach. W ogóle (o czym wspomniałem w kontekście egzystencjalnym) Gmach przejawia wobec niego przedziwną mieszankę jakiejś niezrozumiałej, okazjonalnej i wręcz chaotycznej intencjonalności oraz całkowitego indyferentyzmu. Nie oferuje jedynej i ostatecznej Prawdy Objawionej, a jedynie chimeryczne, względne i ciągle się zmieniające półprawdy, ważne tylko chwilowo, warunkowo i cząstkowo. Czyż nie zachowuje się wobec tego jak rzeczywistość, w której odnajdujemy (lub próbujemy odnaleźć) strzępki sensów, zarówno „przyziemnych", jak i „transcendentnych", ale nie osiągamy całkowitego, absolutnego poznania i zrozumienia, a nawet nie mamy pewności, czy owe strzępki nie stanowią ułudy naszego umysłu spowodowanej raczej intencją komfortowania psychicznego, a nie uczciwością poznawczą.

Bezowocność poznawczego trudu najpełniej wyraża się u Lema w złuszczaniu, zdzieraniu kolejnych warstw rzeczywistości. W „Pamiętniku" najlepiej to widać w koncepcji wielowarstwowości szyfrów wyłożonej przez Prandtla oraz w operacji „Cebula". Prandtl tak uogólnia ideę szyfru, zabezpieczonej przed ujawnieniem tajemnicy, że pojęcie złamania kodu, deszyfracji odnosi się de facto do jakiejkolwiek aktywności związanej z poznaniem (badacz = szpieg), i to nie tylko tej humanistycznej (sens życia, odkrywanie reguł rządzących społeczeństwem), lecz przede wszystkim będącej domeną nauk ścisłych i przyrodniczych (na czele z fizyką teoretyczną). Szyfrem jest więc zarówno informacja o właściwościach (np. składzie pierwiastkowym) Słońca zakodowana w emitowanym przez nie promieniowaniu (np. w widmie absorbcyjnym), jak i zawartość naszych wrażeń wzrokowych, będących z kolei wynikiem obróbki tego promieniowania przez nasze oko i mózg. W tym ujęciu kluczem do szyfru jest po prostu zgromadzona wiedza naukowa, a cały szyfr zostaje pozbawiony jakiejkolwiek intencjonalności. Także wersy Szekspira okazują się, w kolejnych warstwach — etapach rozszyfrowywania, zakodowanymi pokładami podświadomości — już to w aspekcie osobistych urazów i animozji, już to po prostu karczemnych chuci. Co najważniejsze, ów proces odczytywania, odsłaniania kolejnych warstw rzeczywistości można ciągnąć w nieskończoność i nigdy nie osiąga się finalnego etapu, docelowej wiedzy pewnej i ostatecznej. Trudno nie dostrzec analogicznego zjawiska we współczesnej fizyce teoretycznej, która ewidentnie ugrzęzła w bezsilności, w bezowocnych wysiłkach nakierowanych na dotarcie do najgłębszego, ultymatywnego poziomu realnego świata. Coraz bardziej wydaje się jednak, iż dociera ona raczej do dna … naszego umysłu, siatki pojęć w którą próbujemy złowić rzeczywistość.

Operacja „Cebula" (czyż może być bardziej adekwatna nazwa?!) to wielowarstwowość świata w wydaniu raczej socjologicznym. Te same zachowania uczestników alkoholowej biby zaczynają, w jej trakcie i później, w analizie księdza Orfiniego, nabierać coraz to nowych i nowych znaczeń, zostają ubrane w coraz to bardziej i bardziej dalekosiężne interpretacje, a wszystko to zostaje podane — jakżeby inaczej w „Pamiętniku" — w sosie „ajenturalno"-szpiegowskim. W końcu (o ile to rzeczywiście jest koniec) zawiła (i upokarzająca) intryga zastosowany wobec bohatera „Pamiętnika" okazuje się stanowić swego rodzaju żart, którego bezosobowym autorem był cały składający się na Gmach hierarchicznie zorganizowany zespół jego „personelu", czyli właściwie nikt. Od razu pojawia się kolejna poznawczo-egzystencjalno asocjacja: czy nasze życie nie stanowi po prostu bezsensownego żartu zafundowanego nam przez bezosobowy świat, mimo, że kluczowym jego elementem są otaczający nas ludzie? Wedle tej interpretacji Lem, ponownie, mierzy w rzeczy poważne, a jego groteskowa błazenada to jedynie kamuflaż lub — właśnie! — wielowarstwowy szyfr. Równolegle manifestuje się tu problem emergencji — Gmach jako system to coś więcej, niż suma swoich elementów (ludzi i ich zachowań). Czyżby przysługiwał mu zatem jakiś rodzaj podmiotowości, „osobowości"? (Ostatecznie, osobowość, ego człowieka także wyłania się poprzez emergencję, w wyniku określonego współdziałania neuronów w ludzkim mózgu.)

Tutaj poczynię dygresję, którą można by umieścić zasadniczo w prawie każdym miejscu omawiania i interpretacji twórczości Lema. Zawsze, wszem i wobec przyznaję, że Stanisław Lem był filozofem, który wywarł największy wpływ na mój światopogląd. Tak, nie przejęzyczyłem się: filozofem, i to w najbardziej poważnym sensie i wyśmienitym wydaniu. Ten, kto w pojmowaniu dzieł tego pisarza dotarł jedynie do warstwy „science fiction", przygody, romansu i / lub błyskotliwej intelektualnej zabawy, kpiny i żartu, poznał jedynie, nie przeczę, że znakomite, błyszczące i wysmakowane, ale jednak opakowanie. Prawdą jest też, że często opakowanie to, jego atrakcyjność i pomysłowość niezmiernie ułatwiają i pogłębiają dotarcie do, odczytanie i ogarnięcie ukrytych głębiej, z gruntu poważnych już i najwyższego ciężaru gatunkowego, tez, przesłań i przekazów. Nie waham się też stwierdzić, iż znacznie wyżej cenię filozofię Lema schowaną pod maską formy literackiej, niż jego przekonania wyrażone explicite, „łopatologicznie" wręcz, w takich utworach, jak „Dialogi", „Summa technologiae", „Filozofia przypadku", „Fantastyka i futurologia", szereg esejów, a częściowo w „Golemie XIV-tym". Owa niesamowicie płodna i atrakcyjna intelektualnie kombinacja filozofii, nauki i beletrystyki stanowi o wielkości i unikalności pisarstwa Lema. Dygresja niniejsza jest akurat tutaj bardzo na miejscu, ponieważ szczególnie w przypadku „Pamiętnika" niedotarcie do tego głębokiego, często dotyczącego najbardziej ważkich problemów filozoficznych, poziomu utworu sprawia, że jego odczytanie staje się nieuchronnie wysoce ułomne — ani to porywająca przygoda, ani odważne science fiction, a warstwa wysublimowanego intelektualnie żartu wydaje się zupełnie niezrozumiała.

Wracając do głównego tematu niniejszych dywagacji, omawiana wielowarstwowość świata i wieloetapowość procesu poznawczego jako zdzierania, docierania do kolejnych poziomów rzeczywistości nie jest koncepcją Lema przedstawioną jedynie w „Pamiętniku". W sposób jeszcze bardziej dobitny pojawia się ona w „Kongresie futurologicznym", gdzie, przewrotnie, kolejne warstwy świata i jego obrazu w umyśle ukazują się w wyniku działania rozpylonych w powietrzu halucynogenów (oraz środków znoszących ich efekt). Jakiekolwiek „poważne" odniesienia skrywają się tam — mogę powtarzać to do znudzenia — pod maską żartu i groteski. Chociaż, z drugiej strony, skąd właściwie wiemy, że cały czas nie halucynujemy lub nie śnimy, albo też, że nasza psychika nie ma zupełnie innej genezy, niż nam się wydaje (proszę porównać np. opowiadanie o prof. Corcoranie z „Ze wspomnień Ijona Tichego" z „Dzienników gwiazdowych")?

Ostatecznie, w sensie poznawczym dzieło Lema zmierza do kompletnej desemantyzacji, relatywizacji znaczeń, odabsolutyzowania prawdy. Lub inaczej - kompletnego faktu istnienia tej prawdy zanegowania. Nic nie jest niepodważalną opoką dla poznania — nawet śmierć (oczywiście chodzi tu o ostatnią scenę ze szpiegiem). W tym ujęciu, proces poznawania to nawet nie jest ciąg z granicą w nieskończoności, jak chcą umiarkowani sceptycy epistemologiczni, lecz w nicości … . Słowem, w powieści Lema mamy do czynienia z postępującą SEMANTOLIZĄ, rozpuszczaniem się, rozpływaniem sensów.

Po interpretacji egzystencjalnej i epistemologicznej przychodzi czas na kilka kolejnych interpretacji, które nazwałbym ontologicznymi. Można by je określić jako „Gmach jako Coś". Zacznijmy od interpretacji „Gmach jako Świat". Wedle niej Gmach to opis, szkic aksjologicznie domkniętego świata. Albo może świata, który tylko my chcielibyśmy uważać za rządzony kompletnym systemem niesprzecznych i wzajemnie powiązanych praw, ale póki co nie do końca potrafimy tych praw dociec (tu oczywiście interpretacja ontologiczna miesza się z epistemologiczną). A może taki aksjologicznie spójny świat jest w ogóle niemożliwy, o czym świadczyłaby niepojętość i chaos panujący w Gmachu? Chodzi tu o świat zarówno materialny (fizyczny), jak i psychiczny. Jeśli Gmach uznamy za „ten" świat, do którego mamy mniej lub bardziej bezpośredni i „namacalny" dostęp, to Antygmach należałoby potraktować jako „tamten świat", domenę religii i w ogóle wszelkiego rodzaju transcendencji. Pierwsza sprawa to pytanie, czy Antygmach (a więc Bóg, zaświaty, sfera pozostająca poza zasięgiem empirii) w ogóle istnieje. Wiele w „Pamiętniku" wskazuje na to, że legiony szpiegów nasyłanych jakoby z Antygmachu to wielkie zbiorowe urojenie. Nie inaczej gros ateistów odnosi się do „wytworów" religii. Wielu „gmachowców" może w Antygmach nie wierzyć, ale siłą oportunizmu, z powodu strachu lub po prostu dla cynicznych korzyści zachowują się oni tak, jakby on rzeczywiście istniał. Jedynie natchnieni nowicjusze, jak nasz bohater, biorą Gmach i Antygmach na poważnie, a do swej Misji podchodzą idealistycznie. Dla nich Antygmach to sens istnienia i działania. Oczywiście, ze Świata nie ma ucieczki, poza śmiercią. Ale gdzie ta ucieczka prowadzi? Z pewnością nie do Antygmachu, a stąd nieunikniony wniosek, że donikąd. W powieści pojawia się wyjście (dosłowne, jako materialna brama) z Gmachu, ale z powodu rozmaitych relacji społecznych i uwarunkowań psychologicznych bohater z niego nie korzysta. A czy korzysta z niego w ogóle ktokolwiek? Czy „brama" nie stanowi po prostu atrapy, za którą kryje się zamurowana ściana? Czy nie jest ono (wyjście) jedynie ułudną nadzieją na Transcendencję? To oczywiście musi sobie dopowiedzieć sam czytelnik.

Rozważmy teraz na próbę kolejną wykładnię ontologiczną: Gmach jako Umysł. Jeśli tak, to w tym wypadku zmuszeni jesteśmy zinterpretować Antygmach jako świat zewnętrzny. A więc sformułowany powyżej problem istnienia Antygmachu prowadzi prostą drogą do kwestii solipsyzmu. Poglądu o nieistnieniu niczego poza naszą psychiką nie da się definitywnie obalić na gruncie filozofii (ani jakimkolwiek innym) — zwykle odrzucamy go po prostu kierowani zdrowym rozsądkiem. Treść naszej świadomości zachowuje się „tak jakby" zewnętrzny świat realnie istniał. System relacji interpersonalnych w Gmachu (wywiad, kontrwywiad, demaskowanie szpiegów i tak dalej) zorganizowany jest w sposób rzekomo implikujący istnienie Antygmachu. Czy stanowi to jednak ostateczny dowód?


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Sens bycia
Czy chciałbyś, żeby twoje dziecko było religijne czy uduchowione?

 Zobacz komentarze (5)..   


 Przypisy:
[ 1 ] W typowo „męskim", militarnym Gmachu po raz pierwszy, ni z gruszki, ni z pietruszki, pojawia się osoba płci żeńskiej, i to w kontekście ewidentnie erotycznym (pomijam tu oczywiście czysto „funkcyjne" i wręcz do bólu aseksualne sekretarki z ich nieodłączną herbatą).

« Recenzje i krytyki   (Publikacja: 04-12-2010 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Bernard Korzeniewski
Biolog - biofizyk, profesor, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagielońskiego (Wydział Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii). Zajmuje się biologią teoretyczną - m.in. komputerowym modelowaniem oddychania w mitochondriach. Twórca cybernetycznej definicji życia, łączącej paradygmaty biologii, cybernetyki i teorii informacji. Interesuje się także genezą i istotą świadomości oraz samoświadomości. Jest laureatem Nagrody Prezesa Rady Ministrów za habilitację oraz stypendystą Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Jako "visiting professor" gościł na uniwersytetach w Cambridge, Bordeaux, Kyoto, Halle. Autor książek: "Absolut - odniesienie urojone" (Kraków 1994); "Metabolizm" (Rzeszów 195); "Powstanie i ewolucja życia" (Rzeszów 1996); "Trzy ewolucje: Wszechświata, życia, świadomości" (Kraków 1998); "Od neuronu do (samo)świadomości" (Warszawa 2005), From neurons to self-consciousness: How the brain generates the mind (Prometheus Books, New York, 2011).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 41  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Istota życia i (samo)świadomości – rysy wspólne
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 178 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365