|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Sensy znalezione w pamiętniku [2] Autor tekstu: Bernard Korzeniewski
Z drugiej strony, nieustannie pojawiają się mniej lub bardziej mgliste
aluzje, że los bohatera jest śledzony (np. podsłuchana rozmowa telefoniczna w rozdziale V), przewidywany lub wręcz typowy aż do szczegółów jako „seryjnie"
przeznaczony dla wysłanych z Misją (sugestia przesiąkniętego — pozornie
przynajmniej — cynizmem i abnegacją szpiega). Historia z „lilijną" (moim zdaniem
najmniej udana i najbardziej nie pasująca do reszty książki [ 1 ])
ma pokazać, że mimo pozornej wolnej woli bohater nic nie jest w stanie zrobić w sprzeczności z „wolą" całego systemu, jaki stanowi Gmach. W ogóle (o czym
wspomniałem w kontekście egzystencjalnym) Gmach przejawia wobec niego przedziwną
mieszankę jakiejś niezrozumiałej, okazjonalnej i wręcz chaotycznej
intencjonalności oraz całkowitego indyferentyzmu. Nie oferuje jedynej i ostatecznej Prawdy Objawionej, a jedynie chimeryczne, względne i ciągle się
zmieniające półprawdy, ważne tylko chwilowo, warunkowo i cząstkowo. Czyż nie
zachowuje się wobec tego jak rzeczywistość, w której odnajdujemy (lub próbujemy
odnaleźć) strzępki sensów, zarówno „przyziemnych", jak i „transcendentnych", ale
nie osiągamy całkowitego, absolutnego poznania i zrozumienia, a nawet nie mamy
pewności, czy owe strzępki nie stanowią ułudy naszego umysłu spowodowanej raczej
intencją komfortowania psychicznego, a nie uczciwością poznawczą.
Bezowocność poznawczego trudu najpełniej wyraża się u Lema w złuszczaniu,
zdzieraniu kolejnych warstw rzeczywistości. W „Pamiętniku" najlepiej to widać w koncepcji wielowarstwowości szyfrów wyłożonej przez Prandtla oraz w operacji
„Cebula". Prandtl tak uogólnia ideę szyfru, zabezpieczonej przed ujawnieniem
tajemnicy, że pojęcie złamania kodu, deszyfracji odnosi się
de facto do jakiejkolwiek aktywności
związanej z poznaniem (badacz = szpieg), i to nie tylko tej humanistycznej (sens
życia, odkrywanie reguł rządzących społeczeństwem), lecz przede wszystkim
będącej domeną nauk ścisłych i przyrodniczych (na czele z fizyką teoretyczną).
Szyfrem jest więc zarówno informacja o właściwościach (np. składzie
pierwiastkowym) Słońca zakodowana w emitowanym przez nie promieniowaniu (np. w widmie absorbcyjnym), jak i zawartość naszych wrażeń wzrokowych, będących z kolei wynikiem obróbki tego promieniowania przez nasze oko i mózg. W tym ujęciu
kluczem do szyfru jest po prostu zgromadzona wiedza naukowa, a cały szyfr
zostaje pozbawiony jakiejkolwiek intencjonalności. Także wersy Szekspira okazują
się, w kolejnych warstwach — etapach rozszyfrowywania, zakodowanymi pokładami
podświadomości — już to w aspekcie osobistych urazów i animozji, już to po
prostu karczemnych chuci. Co najważniejsze, ów proces odczytywania, odsłaniania
kolejnych warstw rzeczywistości można ciągnąć w nieskończoność i nigdy nie
osiąga się finalnego etapu, docelowej wiedzy pewnej i ostatecznej. Trudno nie
dostrzec analogicznego zjawiska we współczesnej fizyce teoretycznej, która
ewidentnie ugrzęzła w bezsilności, w bezowocnych wysiłkach nakierowanych na
dotarcie do najgłębszego, ultymatywnego poziomu realnego świata. Coraz bardziej
wydaje się jednak, iż dociera ona raczej do dna … naszego umysłu, siatki pojęć w którą próbujemy złowić rzeczywistość.
Operacja „Cebula" (czyż może być bardziej adekwatna nazwa?!) to
wielowarstwowość świata w wydaniu raczej socjologicznym. Te same zachowania
uczestników alkoholowej biby zaczynają, w jej trakcie i później, w analizie
księdza Orfiniego, nabierać coraz to nowych i nowych znaczeń, zostają ubrane w coraz to bardziej i bardziej dalekosiężne interpretacje, a wszystko to zostaje
podane — jakżeby inaczej w „Pamiętniku" — w sosie „ajenturalno"-szpiegowskim. W końcu (o ile to rzeczywiście jest koniec) zawiła (i upokarzająca) intryga
zastosowany wobec bohatera „Pamiętnika" okazuje się stanowić swego rodzaju żart,
którego bezosobowym autorem był cały składający się na Gmach hierarchicznie
zorganizowany zespół jego „personelu", czyli właściwie nikt. Od razu pojawia się
kolejna poznawczo-egzystencjalno asocjacja: czy nasze życie nie stanowi po
prostu bezsensownego żartu zafundowanego nam przez bezosobowy świat, mimo, że
kluczowym jego elementem są otaczający nas ludzie? Wedle tej interpretacji Lem,
ponownie, mierzy w rzeczy poważne, a jego groteskowa błazenada to jedynie
kamuflaż lub — właśnie! — wielowarstwowy szyfr. Równolegle manifestuje się tu
problem emergencji — Gmach jako system to coś więcej, niż suma swoich elementów
(ludzi i ich zachowań). Czyżby przysługiwał mu zatem jakiś rodzaj podmiotowości,
„osobowości"? (Ostatecznie, osobowość, ego człowieka także wyłania się poprzez
emergencję, w wyniku określonego współdziałania neuronów w ludzkim mózgu.)
Tutaj poczynię dygresję, którą można by umieścić zasadniczo w prawie
każdym miejscu omawiania i interpretacji twórczości Lema. Zawsze, wszem i wobec
przyznaję, że Stanisław Lem był filozofem, który wywarł największy wpływ na mój
światopogląd. Tak, nie przejęzyczyłem się: filozofem, i to w najbardziej
poważnym sensie i wyśmienitym wydaniu. Ten, kto w pojmowaniu dzieł tego pisarza
dotarł jedynie do warstwy „science fiction", przygody, romansu i / lub
błyskotliwej intelektualnej zabawy, kpiny i żartu, poznał jedynie, nie przeczę,
że znakomite, błyszczące i wysmakowane, ale jednak opakowanie. Prawdą jest też,
że często opakowanie to, jego atrakcyjność i pomysłowość niezmiernie ułatwiają i pogłębiają dotarcie do, odczytanie i ogarnięcie ukrytych głębiej, z gruntu
poważnych już i najwyższego ciężaru gatunkowego, tez, przesłań i przekazów. Nie
waham się też stwierdzić, iż znacznie wyżej cenię filozofię Lema schowaną pod
maską formy literackiej, niż jego przekonania wyrażone
explicite, „łopatologicznie" wręcz, w takich utworach, jak „Dialogi", „Summa technologiae", „Filozofia przypadku",
„Fantastyka i futurologia", szereg esejów, a częściowo w „Golemie XIV-tym". Owa
niesamowicie płodna i atrakcyjna intelektualnie kombinacja filozofii, nauki i beletrystyki stanowi o wielkości i unikalności pisarstwa Lema. Dygresja
niniejsza jest akurat tutaj bardzo na miejscu, ponieważ szczególnie w przypadku
„Pamiętnika" niedotarcie do tego głębokiego, często dotyczącego najbardziej
ważkich problemów filozoficznych, poziomu utworu sprawia, że jego odczytanie
staje się nieuchronnie wysoce ułomne — ani to porywająca przygoda, ani odważne
science fiction, a warstwa wysublimowanego intelektualnie żartu wydaje się
zupełnie niezrozumiała.
Wracając do głównego tematu niniejszych dywagacji, omawiana
wielowarstwowość świata i wieloetapowość procesu poznawczego jako zdzierania,
docierania do kolejnych poziomów rzeczywistości nie jest koncepcją Lema
przedstawioną jedynie w „Pamiętniku". W sposób jeszcze bardziej dobitny pojawia
się ona w „Kongresie futurologicznym", gdzie, przewrotnie, kolejne warstwy
świata i jego obrazu w umyśle ukazują się w wyniku działania rozpylonych w powietrzu halucynogenów (oraz środków znoszących ich efekt). Jakiekolwiek
„poważne" odniesienia skrywają się tam — mogę powtarzać to do znudzenia — pod
maską żartu i groteski. Chociaż, z drugiej strony, skąd właściwie wiemy, że cały
czas nie halucynujemy lub nie śnimy, albo też, że nasza psychika nie ma zupełnie
innej genezy, niż nam się wydaje (proszę porównać np. opowiadanie o prof.
Corcoranie z „Ze wspomnień Ijona Tichego" z „Dzienników gwiazdowych")?
Ostatecznie, w sensie poznawczym dzieło Lema zmierza do kompletnej
desemantyzacji, relatywizacji znaczeń, odabsolutyzowania prawdy. Lub inaczej -
kompletnego faktu istnienia tej prawdy zanegowania. Nic nie jest niepodważalną
opoką dla poznania — nawet śmierć (oczywiście chodzi tu o ostatnią scenę ze
szpiegiem). W tym ujęciu, proces poznawania to nawet nie jest ciąg z granicą w nieskończoności, jak chcą umiarkowani sceptycy epistemologiczni, lecz w nicości
… . Słowem, w powieści Lema mamy do czynienia z postępującą SEMANTOLIZĄ,
rozpuszczaniem się, rozpływaniem sensów.
Po interpretacji egzystencjalnej i epistemologicznej przychodzi czas na
kilka kolejnych interpretacji, które nazwałbym ontologicznymi. Można by je
określić jako „Gmach jako Coś". Zacznijmy od interpretacji „Gmach jako Świat".
Wedle niej Gmach to opis, szkic aksjologicznie domkniętego świata. Albo może
świata, który tylko my chcielibyśmy uważać za rządzony kompletnym systemem
niesprzecznych i wzajemnie powiązanych praw, ale póki co nie do końca potrafimy
tych praw dociec (tu oczywiście interpretacja ontologiczna miesza się z epistemologiczną). A może taki aksjologicznie spójny świat jest w ogóle
niemożliwy, o czym świadczyłaby niepojętość i chaos panujący w Gmachu? Chodzi tu o świat zarówno materialny (fizyczny), jak i psychiczny. Jeśli Gmach uznamy za
„ten" świat, do którego mamy mniej lub bardziej bezpośredni i „namacalny"
dostęp, to Antygmach należałoby potraktować jako „tamten świat", domenę religii i w ogóle wszelkiego rodzaju transcendencji. Pierwsza sprawa to pytanie, czy
Antygmach (a więc Bóg, zaświaty, sfera pozostająca poza zasięgiem empirii) w ogóle istnieje. Wiele w „Pamiętniku" wskazuje na to, że legiony szpiegów
nasyłanych jakoby z Antygmachu to wielkie zbiorowe urojenie. Nie inaczej
gros ateistów odnosi się do
„wytworów" religii. Wielu „gmachowców" może w Antygmach nie wierzyć, ale siłą
oportunizmu, z powodu strachu lub po prostu dla cynicznych korzyści zachowują
się oni tak, jakby on rzeczywiście istniał. Jedynie natchnieni nowicjusze, jak
nasz bohater, biorą Gmach i Antygmach na poważnie, a do swej Misji podchodzą
idealistycznie. Dla nich Antygmach to sens istnienia i działania. Oczywiście, ze
Świata nie ma ucieczki, poza śmiercią. Ale gdzie ta ucieczka prowadzi? Z pewnością nie do Antygmachu, a stąd nieunikniony wniosek, że donikąd. W powieści
pojawia się wyjście (dosłowne, jako materialna brama) z Gmachu, ale z powodu
rozmaitych relacji społecznych i uwarunkowań psychologicznych bohater z niego
nie korzysta. A czy korzysta z niego w ogóle ktokolwiek? Czy „brama" nie stanowi
po prostu atrapy, za którą kryje się zamurowana ściana? Czy nie jest ono
(wyjście) jedynie ułudną nadzieją na Transcendencję? To oczywiście musi sobie
dopowiedzieć sam czytelnik.
Rozważmy teraz na próbę kolejną wykładnię ontologiczną: Gmach jako Umysł.
Jeśli tak, to w tym wypadku zmuszeni jesteśmy zinterpretować Antygmach jako
świat zewnętrzny. A więc sformułowany powyżej problem istnienia Antygmachu
prowadzi prostą drogą do kwestii solipsyzmu. Poglądu o nieistnieniu niczego poza
naszą psychiką nie da się definitywnie obalić na gruncie filozofii (ani
jakimkolwiek innym) — zwykle odrzucamy go po prostu kierowani zdrowym
rozsądkiem. Treść naszej świadomości zachowuje się „tak jakby" zewnętrzny świat
realnie istniał. System relacji interpersonalnych w Gmachu (wywiad, kontrwywiad,
demaskowanie szpiegów i tak dalej) zorganizowany jest w sposób rzekomo
implikujący istnienie Antygmachu. Czy stanowi to jednak ostateczny dowód?
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] W typowo
„męskim", militarnym Gmachu po raz pierwszy, ni z gruszki, ni z pietruszki,
pojawia się osoba płci żeńskiej, i to w kontekście ewidentnie erotycznym
(pomijam tu oczywiście czysto „funkcyjne" i wręcz do bólu aseksualne sekretarki z ich nieodłączną herbatą). « Recenzje i krytyki (Publikacja: 04-12-2010 )
Bernard KorzeniewskiBiolog - biofizyk, profesor, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagielońskiego (Wydział Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii). Zajmuje się biologią teoretyczną - m.in. komputerowym modelowaniem oddychania w mitochondriach. Twórca cybernetycznej definicji życia, łączącej paradygmaty biologii, cybernetyki i teorii informacji. Interesuje się także genezą i istotą świadomości oraz samoświadomości. Jest laureatem Nagrody Prezesa Rady Ministrów za habilitację oraz stypendystą Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Jako "visiting professor" gościł na uniwersytetach w Cambridge, Bordeaux, Kyoto, Halle. Autor książek: "Absolut - odniesienie urojone" (Kraków 1994); "Metabolizm" (Rzeszów 195); "Powstanie i ewolucja życia" (Rzeszów 1996); "Trzy ewolucje: Wszechświata, życia, świadomości" (Kraków 1998); "Od neuronu do (samo)świadomości" (Warszawa 2005), From neurons to self-consciousness: How the brain generates the mind (Prometheus Books, New York, 2011). Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 41 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Istota życia i (samo)świadomości – rysy wspólne | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 178 |
|