|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Zdrowie
Nowe, lecz nie lepsze. Niekiedy gorsze [2] Autor tekstu: Imogen Evans, Hazel Thornton, Iain Chalmers
Tłumaczenie: Maria Kasprzak
Innym przerażającym przykładem
leku, który wyrządził więcej szkód niż pożytku, jest talidomid. Ten lek
nasenny został wprowadzony na rynek w późnych latach pięćdziesiątych XX
wieku, jako bezpieczniejsza alternatywa dla barbituranów, często w owym czasie
przepisywanych. W odróżnieniu od barbituranów, przedawkowanie talidomidu nie
prowadziło do śpiączki. Talidomid był specjalnie polecany kobietom ciężarnym,
jako środek uśmierzający poranne mdłości.
PROGRAM ŻÓŁTEJ KARTY
Program Żółtej Karty, który
ruszył w Wielkiej Brytanii w 1964 roku po wystąpieniu wad u noworodków
spowodowanych przez talidomid, uświadomił wszystkim, jak ważna jest
obserwacja działań niepożądanych leków już po ich dopuszczeniu do obrotu.
Od tamtego czasu, do Komisji Bezpieczeństwa Leków (jednostki Departamentu
Zdrowia przyjmującej i analizującej wyniki) wpłynęło około czterystu tysięcy
raportów. Początkowo jedynie lekarze mogli rejestrować raporty, jednak do
podpisywania wysyłanych kart byli zachęcani również: pielęgniarki,
farmaceuci, koronerzy, dentyści, technicy radiologii i optycy. Po ubiegłorocznej
rewizji programu, również pacjenci i ich opiekunowie mogą zgłaszać
podejrzenia działań niepożądanych w ramach pilotażowego projektu
zainicjowanego w zeszłym miesiącu na stronie internetowej
www.yellowcard.gov.uk. Można tam nie tylko złożyć raport online, ale
również zobaczyć, co zgłosiły inne osoby. Wszystko to daje pewien pogląd
na trendy występujące w stosowaniu poszczególnych leków, nawet jeśli te zgłoszenia
są na razie jedynie niepotwierdzonymi podejrzeniami. (McCartney M. „Doctor's
notes". The Guardian: Health, 2005, Feb 8, p9.)
Po pewnym czasie, na początku
lat sześćdziesiątych XX wieku, położnicy zaczęli odnotowywać przypadki
narodzin dzieci z niewykształconymi kończynami. Ta uprzednio rzadka przypadłość
objawiała się występowaniem niezwykle skróconych kończyn, tak, że dłonie i stopy zdawały się wyrastać wprost z tułowia. Lekarze w Niemczech i Austrii
skojarzyli występowanie tych zniekształceń u dzieci z przyjmowaniem przez ich
matki talidomidu we wczesnych fazach ciąży. Jedna z niemieckich matek, która
urodziła dziecko zniekształcone przez talidomid, odegrała ważną rolę w tym
odkryciu — poskarżyła się mianowicie lekarzowi, że w trakcie zażywania
talidomidu doświadczała mrowienia i osłabienia w rękach i stopach; to
naprowadziło lekarzy na właściwy trop. Pod koniec 1961 roku producent wycofał
talidomid z rynku. Wiele lat później, wskutek publicznych kampanii i akcji
prawnych poszkodowani zaczęli otrzymywać rekompensaty. Żniwo zniszczeń
spowodowanych przez talidomid było ogromne: lek był przepisywany w 46 krajach, w niektórych był nawet sprzedawany bez recepty. Ucierpiały tysiące dzieci.
„Tragedia talidomidu" uderzyła jak obuchem w świadomość lekarzy, przemysłu
farmaceutycznego i pacjentów, i doprowadziła do zaostrzenia zasad
opracowywania leków i dopuszczania ich do obrotu na całym świecie.
Lek praktolol nie jest może
tak dobrze znany jak talidomid, ale również wyrządził wiele szkód.
Praktolol należy do grupy leków zwanych beta-blokerami , które są stosowane w leczeniu chorób serca spowodowanych niedokrwieniem mięśnia sercowego i do
regulacji rytmu pracy serca. Kiedy wprowadzano na rynek pierwsze beta-blokery
pojawiały się ostrzeżenia, że nie powinno się ich stosować u pacjentów z astmą, ponieważ pogłębiały problemy z oddychaniem; a także mogły powodować
depresję — tzw. "beta-blocker blues". Kiedy wprowadzano praktolol — dopuszczony do obrotu po testach na zwierzętach i krótkich próbach
klinicznych u ludzi — reklamowano go jako lek o bardziej selektywnym działaniu
na serce niż poprzednie leki, a więc bezpieczniejszy dla pacjentów z astmą.
Powodował również mniej depresji. Wszystko wyglądało bardzo obiecująco.
Jednak po czterech latach zaczęto
zauważać szereg efektów ubocznych, znanych potem jako „syndrom praktololu", u niektórych pacjentów przyjmujących ten lek. Występowały komplikacje
okulistyczne, np. „suche oko" spowodowane niedostateczną produkcją łez,
zapalenie spojówek i uszkodzenie rogówki prowadzące do upośledzenia
widzenia. Były doniesienia o reakcjach skórnych, głuchocie i poważnym
schorzeniu znanym jako twardniejące zapalenie otrzewnej. To ostatnie polega na
tym, że normalnie przejrzysta błona surowicza otaczająca jamę brzuszną,
przekształca się w masę zwłókniałej bliznowatej tkanki, krępującej
jelita i inne narządy jamy brzusznej.
Patrząc z wstecz wiemy, że
na wczesnych etapach stosowania klinicznego praktololu pacjenci zgłaszali swoim
lekarzom dolegliwości oczne, ale ci nie wiązali ich ze stosowaniem tego leku.
Zwłoka w rozpoznaniu tego powiązania zebrała swoje żniwo — kiedy producent w 1975 roku wycofał praktolol z obrotu, pozostawił on za sobą co najmniej
7000 poszkodowanych osób w samej tylko Wielkiej Brytanii.
Trzydzieści lat później
zasady regulujące testowanie leków bardzo się zaostrzyły. Czy zatem taki
scenariusz może się powtórzyć? Niewątpliwie szanse na to są już mniejsze,
jednak nawet najlepsze praktyki badawcze nie mogą zagwarantować absolutnego
bezpieczeństwa. Historia praktololu dała nam ważną lekcję, która jest
aktualna również dzisiaj: obserwacje pacjentów i czujna gotowość klinicystów,
pozostają niezmiernie ważne przy identyfikacji nieoczekiwanych reakcji na
leki.
SPODZIEWANE, KTÓRE NIE
NADESZŁO
Proszę nie sądzić, że
tylko leki wyrządzają szkody — porady również mogą być śmiercionośne.
Większość osób słyszała o amerykańskim specjaliście od pielęgnacji
niemowląt nazwiskiem dr Benjamin Spock; jego bestseller Opieka nad niemowlęciem i małym dzieckiem stał się „biblią" zarówno dla profesjonalistów,
jak i rodziców. Jednak udzielając jednej ze swoich mądrych rad, dr
Spock fatalnie się pomylił. Używając nieodpartej logiki i — oczywiście — także swego autorytetu, począwszy od pierwszego wydania swojej książki w 1956 roku, argumentował:
"Są dwa powody, dla których
niemowlęta nie powinny spać na plecach. Jeśli dziecko zacznie wymiotować, może
się zakrztusić wymiocinami. Oprócz tego dzieci kładą główkę zwykle na
jednej stronie, co może spowodować spłaszczenie tej strony głowy. Sądzę,
że lepiej jest od początku przyzwyczajać dziecko do spania na brzuchu."
Układanie niemowląt do snu
na brzuchu stało się standardową praktyką w szpitalach, pilnie naśladowaną
potem w domach przez miliony rodziców. Obecnie wiemy, że ta praktyka — nigdy
rzetelnie nie przebadania — doprowadziła do zgonów tysięcy
dzieci wskutek tzw. „śmierci łóżeczkowej", której można było uniknąć.
Pomimo, że nie o wszystkie te zgony trzeba obwiniać tę niefortunną poradę,
to zaobserwowano znaczny spadek liczby śmierci łóżeczkowych po tym, kiedy
zaprzestano zalecania układania dzieci na brzuszkach, za to rozpropagowano postępowanie
odwrotne (układanie na plecach). Kiedy pojawiły się przekonujące dowody na
szkodliwość układania dzieci na brzuszkach w latach osiemdziesiątych XX
wieku, lekarze i media zaczęli ostrzegać przed tym niebezpieczeństwem i liczba śmierci łóżeczkowych znacznie się obniżyła. Później przekaz ten
został wzmocniony przez zjednoczone kampanie pod hasłem "back to sleep"
[ 2 ] , aby raz na zawsze usunąć tak negatywny w skutkach wpływ nieszczęsnego
zalecenia dr. Spocka.
PORADY OPARTE NA
NIEPRZETESTOWANYCH ZAŁOŻENIACH MOGĄ ZABIĆ
Zalecenie, aby kłaść
niemowlęta do snu na brzuszkach, nabrało mocy w USA wraz z opublikowaniem w 1956
roku książki dr. Spocka Pierwszy rok życia dziecka. Podobne zalecenie
przyjęto w Europie, Azji i Australii około dekady później, za czym nastąpił
gwałtowny wzrost częstości SIDS (ang. Sudden Infant Death Syndrome -
zespołu nagłej śmierci łóżeczkowej niemowląt) w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych dwudziestego wieku, proporcjonalnie do liczby dzieci układanych
na brzuszkach. Gdyby dane zostały systematycznie przeanalizowane już w latach
siedemdziesiątych, wykazałyby, że ryzyko śmierci łóżeczkowej jest
trzykrotnie wyższe u dzieci śpiących na brzuszkach, w porównaniu z jakąkolwiek
inną pozycją. Niewielu jednakże uczonych było świadomych tej zależności,
nawet pomimo pierwszego podsumowania danych dokonanego w 1988 roku. Dopiero we
wczesnych latach dziewięćdziesiątych, kiedy częstość nagłych śmierci łóżeczkowych
zmalała o 70% na terenach, gdzie lekarze wycofywali to zalecenie, uruchomiono
narodowy program — kampanię społeczną pod hasłem „z powrotem na
plecki". W Wielkiej Brytanii nastąpiło to po 21 latach od ujawnienia
pierwszych oczywistych dowodów szkodliwości spania na brzuchu, co kosztowało co
najmniej 11 000 śmierci niemowląt, którym można było zapobiec. W USA, gdzie
układanie dzieci na brzuszkach było powszechne o wiele dłużej, śmiertelne
żniwo było o wiele większe. [ 3 ]
Rada dr Spocka mogła wydawać
się logiczna, ale opierała się na niezweryfikowanej teorii. Nietrudno jest
odnaleźć przykłady na niebezpieczeństwo takiego postępowania. Po zawale
serca u niektórych pacjentów pojawiają się nieprawidłowości rytmu pracy
serca — arytmie. Te osoby, którzy zapadają na arytmię, są bardziej narażone
na przedwczesną śmierć niż te, które nie zapadają na nią po przebyciu
zawału serca. Jako że istnieją leki regulujące rytm pracy serca, wydawało
się logicznym, że zastosowanie tych leków zmniejszy ryzyko przedwczesnej śmierci
po zawale. W rzeczywistości leki te przynosiły skutek dokładnie odwrotny. Były
one testowane klinicznie, ale tylko pod kątem redukcji nieprawidłowości rytmu
skurczów serca. Kiedy zebrane dane z prób klinicznych zostały w 1983 roku
systematycznie przejrzane, nie znaleziono dowodów na to, że leki te zmniejszają
przedwczesną śmiertelność. Niemniej jednak nadal były stosowane — i zabijały ludzi — przez blisko dekadę. W późnych latach osiemdziesiątych
XX wieku, w okresie największej popularności tych leków, przyczyniły się
one (wg jednego z szacunków) do dziesiątek tysięcy przedwczesnych zgonów
rocznie w samym tylko USA. Zabiły one w ciągu roku więcej Amerykanów, niż
zginęło w walkach podczas całej wojny w Wietnamie. Później okazało się,
że ze względów marketingowych wyniki badań sugerujące śmiercionośność
tych leków, nigdy nie zostały opublikowane.
Gdyby można było ograniczyć
uszkodzenia mózgu u pacjentów po udarze, ryzyko późniejszej niepełnosprawności
byłoby dla nich mniejsze. W latach osiemdziesiątych XX wieku, lek zwany
nimodipiną, należący do tzw. antagonistów wapnia, był testowany właśnie w tym celu na pacjentach po udarze, zaś niektóre badania na zwierzętach dawały
zachęcające rezultaty. Przyszłość nimodipiny rysowała się w jasnych
barwach, od kiedy próby kliniczne z udziałem pacjentów po udarze w 1988 roku
sugerowały jej dobroczynny wpływ. Jednak wyniki kilku innych prób klinicznych
nimodipiny i innych leków z grupy antagonistów wapnia okazały się
niejednoznaczne. Jedna z możliwych przyczyn tego stanu rzeczy była taka, że
skutek mogło przynosić podawanie leku tylko w pierwszych chwilach udaru, a przegląd badań klinicznych nimodipiny zdawał się potwierdzać tę tezę.
Kiedy jednak w 1999 roku dokładnie przeanalizowano zebrane rezultaty badań
klinicznych z udziałem blisko 8000 pacjentów, nie znaleziono dowodów na
korzystne działanie tego leku, nawet podawanego wcześnie. Skoro użycie
nimodipiny było oparte na rzetelnych podstawach, jak mogło do tego dojść?
Kiedy, w świetle wyników badań z udziałem pacjentów, rezultaty badań na
zwierzętach zostały po raz pierwszy systematycznie przeanalizowane, stało
się jasne, że wyniki te były w najlepszym razie wątpliwe. W związku z tym
okazało się, że nigdy nie było racjonalnych podstaw do wdrożenia tego leku
do badań z udziałem pacjentów po wylewie.
1 2 3 4 Dalej..
Przypisy: [ 2 ] Gra słów: "back"
oznacza po angielsku zarówno „z powrotem" jak i „plecy", dlatego można
tłumaczyć to hasło jako „z powrotem śpimy na plecach" (przyp. tłum.) [ 3 ] Na podstawie Gilbert R, Salanti G, Harden M, See S.
Infant sleeping position and the sudden infant death syndrome: systematic
review of observational studies and historical review of clinicians' recommendations from
1940-2000. International Journal of Epidemiology 2005;34:74-87. « Zdrowie (Publikacja: 20-05-2011 )
Imogen Evans Praktykowała i wykładała medycynę w Kanadzie i Wielkiej Brytanii, zanim została redaktorką medyczną czasopisma naukowego The Lancet. Od 1996 do 2005 roku pracowała dla Radzie Badań Medycznych, następnie w obszarze etyki badań naukowych i reprezentowała rząd Wielkiej Brytanii w Radzie Europejskiej komisji ds. Etyki Biomedycznej. |
Hazel Thornton Po rutynowej mammografii, została zaproszona do udziału w próbie klinicznej, jednak niedostateczne przygotowanie informacje dla pacjentów skłoniło ją do odmowy. Skłoniło ją jednak również do aktywności na rzecz publicznego zaangażowania w badania, w celu osiągania wyników, które będą istotne dla pacjentów. |
Iain Chalmers Praktykował jako lekarz w wielkiej Brytanii i Palestynie, zanim został naukowcem w ramach służby zdrowia i kierownikiem Narodowego Oddziału Epidemiologii Okołoporodowej, a następnie UK Cochrane Centre. Od 2003 roku koordynuje inicjatywę imienia Jamesa Linda, promującą lepsze, kontrolowane badania kliniczne dla lepszej opieki zdrowotnej, zwłaszcza poprzez większe zaangażowanie społeczeństwa. | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1783 |
|