|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Religie azjatyckie » Hinduizm
Indyjskie ceremonie przejścia [2] Autor tekstu: Joanna Żak-Bucholc
Następne
trzy sposoby nie cieszyły się wśród braminów popularnością; znajdujemy w pismach
wzmianki, że praktykowano je wśród kszatrijów. Czasem traktowano je ze wstrętem i pogardą, zresztą zdają się o tym świadczyć nawet nazwy zapożyczone od imion
co podlejszych grup demonów z literatury wedyjskiej. Pierwsza z takich form
nazywała się asura. Było to po prostu kupno dziewczyny. Następna to rakszasa — obyczaj znany także w Polinezji oraz wśród ludów afrykańskich, sprowadzający
się do pozorowanego porwania dziewczyny. Najbardziej piętnowanym przez kodeksy
sposobem zdobycia żony była pajsiacza — był to właściwie gwałt czy uwiedzenie
dziewczyny np. podczas jej snu. Jeszcze do lat czterdziestych naszego wieku
zwyczaj ten praktykował górski lud Siantalów. Wszystkie te trzy formy, jako
sprzeczne z ortodoksją, nie mogły być wspomagane opisanym wyżej rytuałem. Ostatnia
forma zawierania małżeństwa zwana jest gadharwa. Ma zupełnie inną strukturę
od poprzednich, jest mianowicie dobrowolnym związkiem dwojga kochających się
ludzi, którzy nie muszą wcale zdawać się na rodowe pozwolenie. Sam akt zaślubienia
symbolizuje pierścień darowany pannie. Takie właśnie zaślubiny widzimy w słynnym
dramacie Kalidasy pt. „Siakuntala". Sutry powiadają, że to
zwyczaj znany w kaście kszatrijów, niebramiński, ale nie potępiają go jak trzy
poprzednie. Tu walor uświęcający miało samo uczucie, rytuał nie był konieczny.
Pewne cechy wskazują, że to pozostałość — mówiąc w uproszczeniu: matriarchatu;
otóż o ile w ortodoksyjnych formach żona poprzez małżeństwo wchodziła do gotry
(rodu) męża, tak tu małżonkowie nie wchodzili ani do gotry męża ani żony,
ale dzieci zrodzone z takiego związku przyjmowane były do gotry żony, a nie męża. Wspomnijmy
jeszcze o jednym, nieco „bajkowym" (jego echa znajdziemy np. w bajce
braci Grimm, w której sama księżniczka wybiera sobie męża pośród rycerzy) sposobie
znajdowania współmałżonka zwanym swajamwara. Tu wyboru dokonuje dziewczyna,
której ojciec specjalnie w tym celu organizował coś w rodzaju turnieju, na który
stawiali się zalotnicy. Popisywali się swymi umiejętnościami zarówno w recytacji,
jak i sprawności fizycznej — a dziewczyna obserwowała zmagania, by wreszcie
wybrać męża poprzez nałożenie wieńca kwiatów na szyję tego, który najbardziej
jej przypadł do gustu. Ten obyczaj jest zapewne także obyczajem niebramińskim,
pochodzącym z czasów matriarchatu.
Z
okresem grihasthi i małżeństwem w sposób naturalny wiążą się kolejne
ceremonie w życiu rodzinnym, w których podobnie jak w obrzędzie zaślubin, rytuały i symbolika płodności odgrywają zasadniczą rolę. Zadaniem związku małżeńskiego
było posiadanie potomstwa — także i to miało swój wymiar sakralny. Dlatego też
praktykowano szereg obrzędów dotyczących brzemienności kobiety, a potem narodzin
dziecka — wszystkie gesty miały charakter magiczny, miały zapewniać pożądany
rezultat i ochraniać od złych mocy. Wspomniano już o rytuale garbhadhana,
mającym gwarantować zapłodnienie. Kobieta pragnąca zajść w ciążę przyjmowała
pożywienie specjalnego rodzaju — owoce, ziarna, które jak już wiemy symbolizowały
płodność. Sam okres ciąży był niezwykle ważny, a świadczy o tym już chociażby
fakt liczenia wieku człowieka od poczęcia (a nie od narodzin) aż do dnia spalenia
na stosie. Ponieważ chciano, aby mające narodzić się dziecko było płci męskiej, w czasie trwania ciąży kobiety odprawiano w tej intencji specjalny obrzęd zwany
pumsawana. Były też znane rytuały mające dziecku zapewnić bezpieczeństwo
(simantonnaja). Wierzono, że świadomość wstępuje w płód między czwartym a ósmym miesiącem ciąży — w tym więc okresie miał miejsce obrządek, który poprzez
wykonywane gesty miał wpływać na psychikę dziecka. Po ablucji ciężarna siadała
przed mężem z rozpuszczonymi włosami, a ten kolcem jeżozwierza rozgarniał jej
włosy, tak by prosty przedziałek magicznie oddziałał na duszę dziecka i zapewnił
jej taką właśnie „prostotę" (w znaczeniu, jak byśmy to dziś powiedzieli,
nie skrzywionego charakteru). Gdy już spodziewano się rozwiązania, znów poprzez
akt magiczny „pomagano" położnicy, rozplątując wszelkie węzły w
domu, gdzie miał nastąpić poród. Sam poród także postrzegano jako fakt sakralny — rytuały z tym związane nazywano dżatakarma — uroczyście przy szeptaniu
mantr odcinano pępowinę, mówiono w uszko dziecka zaklęcia, w usta kładziono
grudkę mieszaniny miodu i bawolego masła, co miało sens dobrowróżebny. Nadawano
też dziecku imię, ale trzeba było je zachować w tajemnicy aż do momentu inicjacji.
Znowu mamy tu do czynienia ze znanym schematem zmylenia złych duchów — dziecko
aż do inicjacji nie było sakralnie „bezpieczne", było narażone na
atak złych mocy, a demony, nie znając jego imienia nie mogły mu zaszkodzić.
Ojciec uznawał dziecko za swoje poprzez dotknięcie go zaraz po porodzie. Wielką
wagę miało też ceremonialnie odbywane pierwsze karmienie niemowlęcia piersią;
nawet ten akt miał swoją nazwę — annaprasiana. Po porodzie zarówno rodzice,
jak i nowo narodzone dziecko byli rytualnie nieczyści. To też znany już schemat — w okresie „przejścia" czy zmiany zawsze uaktywniały się demony, a słabła odporność ludzi. Ten okres trwał kilka dni. Potem dopiero ojciec podczas
ceremonii niszkramana pierwszy raz pokazywał dziecku święte Słońce. Wtedy
też zjawiała się rodzina z podarkami.
Jeśli
urodził się chłopiec, to gdy miał już dwa, trzy lata, odbywała się kolejna ceremonia
zwana czudakarma. Był to rodzaj postrzyżyn, obcinano dziecku włosy i
golono główkę, zachowując tylko kosmyk na czubku głowy zwany czudaka,
który odtąd aż do końca życia nie mógł być obcięty. Obcięcie czudaki
było hańbą, chyba że człowiek chcący zostać ascetą rytualnie został jej pozbawiony
na znak zerwania więzów ze wspólnotą. Obcięte w tym rytuale włosy dziecka nie
mogły być tak po prostu wyrzucone — wierzono, że we włosach nadal tkwi część
osobowości człowieka, wyrzucone bez odpowiednich zabezpieczeń rytualnych włosy
mógłby porwać demon i zaszkodzić „właścicielowi". Tu musimy na chwilę
powrócić do czci, jako w Indiach od dawna otaczano krowy — każda część krowy
była święta, dlatego i teraz włosy dziecka kładziono na kawałek wysuszonego
łajna krowiego, mającego moc oczyszczającą i dopiero wtedy można było bez lęku
pozbyć się włosów, wyrzucając je do rzeki czy też paląc w domowym ognisku.
O ile główne ceremonie ślubu opisane wyżej niewiele do
dziś się zmieniły, to obrządki związane z ciążą i porodem nie są już tak przestrzegane.
Dotyczy to pewnie także dawnych, ciekawych rytuałów odprawianych z okazji budowy
domu w sposób naturalny łączących się z małżeństwem. Dom jako siedlisko rodu, w którym odbywały się ceremonie narodzin czy zaślubin, miejsce gdzie palono
święty ogień, który nigdy nie mógł zgasnąć, bo wróżyło to nieszczęście, gdzie
przechowywano figurki lub wizerunki bóstw, gdzie składano ofiary — miał przecież
charakter niemal sanktuarium. Był jakby mikrokosmosem, tak jak ognisko
domowe było odbiciem centralnego punktu świata. Budowa domu była więc czymś w rodzaju odnowienia świata.
Każdemu
etapowi wznoszenia nowego domostwa towarzyszyły odpowiednie rytuału. Najpierw
należało wybrać miejsce. Jak często w magii, tak i tu, można dopatrzyć się połączenia
elementów swoistego praktycyzmu z sakralnym pojmowaniem wykonywanych gestów.
Na miejsce przybywał astrolog, aby wskazać miejsce, gdzie należało położyć kamień
węgielny, tak, by utrafić, jak wierzono, w głowę mitycznego węża, podtrzymującego
świat. W to miejsce wbijano pal, by w ten sposób dokonać unieruchomienia węża.
Ale z drugiej strony zasada, że miejsce wybrane na budowę domu miało być pochyłe,
ma też znaczenie praktyczne — pamiętajmy chociażby o odpływie wody, rzeczy zasadniczej w klimacie monsunowym. Z przyczyn rytualnych nie budowano domu w miejscu, w
którym stały ruiny poprzedniego, straconego np. w powodzi. Chyba że został spalony
(pamiętajmy o bogu Agni).
Kapłan
„badał" wybrane miejsce, brał do ręki ziemię, sprawdzając czy nie
jest „skażona", wypowiadał magiczne formuły, wyganiał złe duchy.
Wtedy dopiero wymierzano grunt.
Drugim
ważnym etapem było wzniesienie drewnianej konstrukcji. Drzewo potrzebne na konstrukcję
wybierano bardzo starannie, a potem rytualnie skrapiano wodą. Co ciekawe całość
konstrukcji dopasowywano na miejscu w lesie, na plac budowy przywożono ją w
kawałkach i tam w kilka dni składano. Przy wznoszeniu środkowego słupa, który
był modelem słupa świata axis mundi znowu odprawiano ważną ceremonię. Istotne
było też, aby przy składaniu konstrukcji nie spoglądać na przestrzał — miało
to uchronić dom przed „złym spojrzeniem".
Nie
planowano umieszczenia okien w domu od zachodniej strony, gdyż była to strona
umarłych.
Kolejnym
etapem było poświęcenie już wzniesionego domu. Mężczyźni z rodu okrążali budowlę,
poczynając od dobrowróżebnej prawej strony, recytując hymny np. do boga Słońca
lub bóstw płodności (dom był przecież miejscem rodziny i przychodzenia na świat
potomstwa).
Ostatnim
ważnym momentem było pierwsze wejście do nowego domostwa. Pan domu pierwszy
przekraczał próg (mający zresztą też magiczne znaczenie, jako rozdzielający
dwa światy, ten domowy i ten zewnętrzny). W trakcie ceremonii składano w ofierze
kozę lub wołu — potem ten zwyczaj zarzucono, poprzestając na obiatach i ofiarach
roślinnych. Wreszcie gospodarz rytualnie i uroczyście zapalał ogień na domowym
ognisku, który odtąd miał płonąć nieprzerwanie. Po dopełnieniu wszystkich obrządków
gospodarze zapraszali zgromadzonych gości na poczęstunek. Przy okazji wspomnijmy,
że i gościnność miała i ma do dziś dnia w Indiach charakter rytualnego obowiązku, o czym mówi chociażby fakt (który być może nie będzie przez nas zrozumiany),
iż przychodzącego gościa musiał przywitać sam pan domu, a jeśli był w chwili
przybycia gościa nieobecny, pilnie go poszukiwano i przywoływano, podczas gdy
przybysz czekał przed drzwiami. Osobiste przyjęcie przez gospodarza wyrażało
szacunek dla gościa.
Opisane
zwyczaje związane z budową domu odnoszą się, rzecz jasna, do zamożnych rodzin
bramińskich. Niewiele jest danych co to tego, jak odbywało się wznoszenie biednych
chatek z gałęzi i gliny, ale znając dawną obyczajowość ludzi upatrujących w
otaczającym świecie przejawów sacrum i zgodnie z tym porządkujących swe życie,
nie ma powodu wątpić, że i tam miały miejsca ludowe rytuały.
Literatura:
A. Basham „Indie", Warszawa 1964
M.
Eliade „Traktat o historii religii", Łódź 1993
H.
Wałkówska „Formy zawierania małżeństw w Indiach starożytnych. Ich geneza i rozwój", Wrocław 1967 oraz wykłady otwarte na UWr w latach 1993-94
1 2
« Hinduizm (Publikacja: 14-05-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 20 |
|