|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Uwolnij dwa palce Autor tekstu: Joanna Rutkowska
Spójrz na swoją dłoń.
Widzisz dwa palce, którymi Anglicy pokazują „fuck off"?
Włóż je głęboko do gardła, oddaj powstania, czarne suknie pramatek, potłuczone
kolana. Przyjrzyj się — te palce to znak Wiktorii.
Od kilku lat na przełomie lipca i sierpnia zastanawiam się,
jak to wyrazić, aby nie obrazić. Chodzi bowiem o uczucia patriotyczne, których
nadgryzienie — jeśli już się pojawią — powoduje u kąsanego wysypkę lub wręcz
wściekliznę. Wiem, co piszę bo u mnie również. Dla udomowienia stylu
podam martyrologiczny wątek autobiograficzny. Mój dziadek walczył w I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki.
Na co dzień od 20 lat nie mam się
jednak czym chwalić. Linia ideologiczna zmieniła się na zasadzie
odpowiedzialności zbiorowej „oko za oko, ząb za ząb" tak radykalnie i nie po
chrześcijańsku, że polscy żołnierze walczący u boku Armii Czerwonej są ze
społecznej pamięci i obrzędowości usuwani lub marginalizowani.
Argumentum ad mękum
Toteż w zwyczajowych
rozmowach o korzeniach rodzinnych deklaracja „mój dziadek walczył w powstaniu"
nie wymaga żadnego komentarza, rozumie się sama przez się, jest kluczem do
patriotycznej i obywatelskiej legitymizacji. Ale „dziadek był Berlingowcem"
pozostawia ciszę, którą wypełnić należy tłumaczeniem: „był zesłany, nie miał
wyboru, nie zdążył".
Właśnie ten zwrot kursu
oficjalnej polityki historycznej hamował mnie moralnie — co może wydać się
czytelnikowi nieadekwatne — w śmiałym krytykowaniu zasadności powstania
warszawskiego i kultu, jakim otacza się ten tragiczny wybryk ułańskiej
wyobraźni. A to dlatego, że krytyk powstania niemal zawsze staje się
zakładnikiem argumentów, na które dyskutant w ostateczności się powoła:
cierpienie zwykłych żołnierzy niezależne od woli dowódców, represje, jakich
doznawali AK-owcy w Polce powojennej ze strony władzy „ludowej" oraz
podtrzymywanie tożsamości narodowej w PRL-u — jak gdyby można było to robić
tylko z bronią w ręku.
Przychodzi jednak taki
moment, kiedy nawet człowiek z natury smutny i nudny doznaje przesytu fascynacją
narodowymi porażkami. Zrozumieją mnie być może tylko warszawiacy. Otóż co roku 1
sierpnia (a naprawdę obchody, finansowane z budżetu miasta, trwają kilka
tygodni) warszawiak ma się wczuć, ma to poczuć, ma to przeżyć jeszcze raz -
warszawiak staje się powstańcem.
Nie spóźnij się — zaraz wybuchnie powstanie!
I chce to robić, bo na
uroczystości ściągają tłumy. I nie chodzi tylko o składanie wieńców pod
dziesiątkami tablic i pomników, pieśni patriotyczne i modlitwy ekumeniczne. W tych dniach jesteśmy samofinansującą się,
kilkutysięczną grupą rekonstrukcyjną.
Cztery tysiące biegaczy już
uczciło 67. rocznicę powstania, a 200. żołnierzy polskich i amerykańskich zrobi
trzy i pół okrążenia wokół obozu wojsk polskich w Afganistanie. Na piętnaście
minut przed godziną "W" samolot C-130 Herkules wzniesie się nad stolicę i...
rozrzuci ulotki, a siedem odrzutowców rozpyli na niebie biało-czerwoną flagę.
Jak co roku
propagandowo-edukacyjnie imprezy organizuje Muzeum Powstania Warszawskiego: rajd
rowerowy, spektakl, koncert z udziałem gwiazd (w tym roku A.P. Kaczmarek i L.
Możdżer); spotkanie, podczas którego dziecko może zostać spikerem radiowym i ugotować
powstańczą zupę (na plakacie obok baloników i pikniku, roześmiany dzieciak w hełmie); fotograficzna gra miejska: powstańczy fotoreporterzy i operatorzy,
będą mieli okazję odkryć nieznane zakątki Starego Miasta, bo to właśnie tam
rozegra się prawdziwie konspiracyjna rywalizacja (...).
Zapraszają też na pl. Piłsudskiego: Warszawiaku, zapraszamy na
wspólne śpiewanie piosenek powstańczych! Już piąty raz przypomnijmy sobie, że i Piosenka w Powstaniu brała udział… Nie spóźnij się!
W warszawskim muzeum powstania dzieci mogą przygotować zupę i opaskę
powstańczą, opatrzyć rannego kolegę, zostać wojennym fotoreporterem.
Te obchody nie są już tylko hołdem oddawanym poległym przez
władze państwowe, samorządowe, rodziny i mieszkańców. Ogromna machina
eventowo-promocyjna i interaktywne ekspozycje nie stanowią tylko formy
upamiętnienia losu zwykłego żołnierza i cywila (możemy się np. przeczołgać w odtworzonym kanale, co na filmie zamieszczonym w Internecie, opisuje przewodnik
muzeum: Na własnej skórze możemy odczuć te dolegliwości; tutaj jest czysto,
wiemy przecież, że to były fekalia, szczury, mało tego — można się było kropnąć i wyjść na stronę niemiecką...).
Śmierć uskrzydla
Ten coroczny wybuch powstania warszawskiego rozpoczynający się od wycia syren i zatrzymania miasta o godzinie W, jest chyba zbiorowym utwierdzaniem siebie w słuszność tamtych wydarzeń. I, wobec tak ogromnej frekwencji — zgodą na
kształtowanie u siebie i swoich dzieci uczuć patriotycznych, których idealnym
wyrazem jest czyn zbrojny, a najlepszym — śmierć.
Nie pragmatyzm, racjonalne myślenie i poczucie
odpowiedzialności za zbiorowość w sytuacji zagrożenia. Śmierć.
I niby to wiemy, ale mało mówimy. Z racji zawodowych odbyłam wiele rozmów z kombatantami, do tej pory prawie nikt
nie stwierdził, że powstanie było niepotrzebne. Jedynie historyk, autor książki
„Powstanie Warszawskie" Jan Ciechanowski, tak wspominał mi swój pierwszy dzień w powstaniu:
Ok. 12.00 przyszedł dowódca kapitan
„Tum", który powiedział: „Godzina W dzisiaj o 17.00, nacieracie na dom
akademiczek, a później na Sejm." Na co „Zygmunt": „Kompanią nacierać nie mogę,
mam 7 pistoletów, 3 karabiny i 40 granatów, będę nacierał grupą szturmową".
Tamten odpowiedział „A ja mam scyzoryk. Szczęść Boże".
I wyszedł. Na natarcie poszło 23 ludzi,
straciliśmy 10 i dowódcę kompanii.
I dalej:
Jaki był skutek Powstania? Zginęło 200
tys. ludzi. Niemcy stłumili Powstanie
mając 1570. zabitych i 9044. rannych
(na każdego zabitego Niemca przypadało ponad 100 Polaków, przeważnie cywili).
Polityczny wynik zrywu ułatwił sowietyzację
Polski. To była pomyłka i nieszczęście.
Takie opinie wyraża tylko nieoficjalnie
część znajomych historyków, przewodników i osób, które przeżyły wydarzenie
sprzed 67. lat jako cywile.
Uwolnij...
Rozumiałabym, gdyby te gry i zabawy,
czy obsesyjne powtarzanie powstania nie było biernym odtwarzaniem okrucieństwa i tragedii, ale miało na celu kształtowanie postaw pragmatycznych: pokazywanie
mechanizmów prowadzących do konfliktów zbrojnych, logiki wojen i możliwości
kontrolowania ich przez ludzi, a przede wszystkim — uświadamianie, że mają one
destruktywny, śmiertelny wpływ dla życia społecznego i dziedzictwa kulturalnego
kraju.
Ale w tym roku znowu tak się nie stanie — żadnemu ważnemu mówcy nie przejdzie przez gardło taka przestroga. O tym
tragicznym wydarzeniu powinien w końcu powstać realistyczny film, na kształt
amerykańskiego „Szeregowca Ryana" lub niemieckiego „Stalingradu" — tam nie ma
pieśni, dzieci i kobiet budujących barykady z uśmiechem na ustach, jest styrany
żołnierz, którego jedyny cel to walka o przetrwanie.
Jak się więc odnieść do oferowanej
wersji patriotyzmu. Odmówić wybaczenia? Skądinąd wiemy, że nieotrzymanie
upragnionego przebaczenia to psychiczna męka. Nie mogę zatem wybaczyć przywódcom
powstania, że jako wojskowi i politycy, przyczynili się do zniszczenia mojego
miasta, a z nim tysięcy żołnierzy, cywili i kilkusetletniego dorobku kultury i nauki.
Ale ta deklaracja miała sens
kilkadziesiąt lat temu. Dzisiaj możemy drążyć temat, czytać, pytać, rozmawiać i prowokować. Jeśli więc nie godzisz się z dominującą wersją słusznej postawy
obywatelskiej i na kolejnej lekcji
historii usłyszysz, że ucieleśnieniem miłości do ojczyzny jest męczeńska śmierć,
spójrz na swoją dłoń, uwolnij dwa palce i podnieś rękę z pytaniem: „Dlaczego?"
« Historia (Publikacja: 01-08-2011 Ostatnia zmiana: 02-08-2011)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2092 |
|