|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Religie azjatyckie » Hinduizm
Amieszti - ceremonie pochówku [2] Autor tekstu: Joanna Żak-Bucholc
Po oporządzeniu zmarłego
wybierano miejsce na stos. Oczywiście odnosi się to do czasów, kiedy jeszcze
nie było ustalonych miejsc, zwanych smasiana. Słowo "smasiana"
pierwotnie znaczyło „śmietnik", potem dopiero zaczęło znaczyć „cmentarz",
miejsce palenia zwłok, miejsce nieczyste. Warto się tu na chwilę zatrzymać.
Otóż odium miejsca nieczystego w świadomości kulturowej trwa w Indiach do dziś,
dlatego też posługi przy kremacji zwłok wykonują nieczyści czyli pariasi
(termin portugalski). Ale to przecież nie jedyna oznaka przeświadczenia o kalającej
mocy śmierci — w istocie wiele gestów rytualnych ma za zadanie ustrzec
żałobników przed skalaniem śmiercią. Z jednej strony, poprzez rytuał zapewniano
zmarłemu dotarcie do zaświatów i życie pośmiertne, ale przecież istniała i druga
strona: rytuał miał przed zmarłym zabezpieczyć. I bez zrozumienia tego aspektu
wiele obrzędów i rytualnych gestów oraz zwyczajów pogrzebowych pozostałoby dla
nas niejasnymi. Nawet kapłani, bramini bronili się przed skalaniem śmiercią,
jeżeli jakiś kapłan był już w ogóle obecny przy ceremonii kremacji, to przeważnie
był to bramin niższy rangą, z „niższymi" święceniami. Miejsce, które zostało uznane
za nadające się do zbudowania stosu musiało spełniać kilka podstawowych warunków,
magicznych w istocie — musiało mieć znaki szczególnie je wyróżniające z przestrzeni. Zatem na miejscu tym nie mogło być żadnych krzewów ciernistych,
ponieważ ciernie obarczano znaczeniem negatywnym, przeszkadzającym; spadek terenu
lub stok powinien być zwrócony ku południowi (to w Indiach strona zaświatów,
jak w Egipcie zachód); w pobliżu powinna być woda, najlepiej „woda żywa",
czyli płynąca, rzeka, strumień. Kiedy już takie miejsce znaleziono, gromadzono w pobliżu trawę ofiarną i rozpoczynano kopanie dołu, do którego wkładano drewniane
kloce, i w końcu wznoszono stos.
Zmarłego przynoszono z domu
na miejsce kremacji po dopełnieniu obrzędów domowych. Ciało przywiązywano do
dwóch kijów bambusowych, a do nóg zmarłego przywiązywano… krowę lub kozę,
koniecznie o jednolitym umaszczeniu. W pochodzie żałobnym obowiązywała hierarchia — od najmłodszego do najstarszego. Pochód posuwał się do przodu… biegiem,
co należało do arsenału środków mających za zadanie zmylenie złych duchów, szczególnie
aktywnych wtedy, gdy dokonywał się moment „przejścia", czyli naruszona
została ciągłość i następowało przełamanie czasu, z m i a n a.
Do rytualnych gestów czy
zachowań mających unieszkodliwić demony należało na przykład zasłanianie twarzy,
przebieranie się, nagłe odwrócenie się lub nagłe zamilknięcie. Niektórzy etnologowie
uważają, że pierwotne zadanie masek obrzędowych to właśnie zmylenie demonów — człowiek chronił się przed nimi poprzez „zmianę" twarzy,
albo też przez odstraszający wygląd w przypadku masek o przerażających rysach. W ceremonii, o której mowa, rolę masek przejmowały… włosy. Otóż pochód żałobny
zatrzymywał się w połowie drogi i wszyscy uczestnicy rozpuszczali związane przedtem
włosy, zasłaniając nimi twarze. Innym sposobem było smarowanie powiek masłem
bawolim, aby uniknąć „złego spojrzenia".
Ceremoniał opierał się na hymnach Rygwedy, zgromadzonych w księdze X. Rytuał porygwedyjskistosuje już tylko pojedyncze strofy
tych hymnów. Na podstawie tych utworów można w pewnej mierze nakreślić obraz
obrzędu pogrzebowego. Rozpoczynano od adoracji boga Jamy, którego postać skupiała w sobie kilka połączonych ze sobą znaczeń: był on praojcem rodu ludzkiego, a
jako „pierwszy" był też pierwszym zmarłym, a jako pierwszy zmarły z kolei został władcą królestwa zmarłych.
Potem żegnano się z nieboszczykiem i rozpoczynano obrzęd ku czci „ojców", włączając zmarłego do świata
przodków, którzy zasiadają obok Jamy przy wspólnej biesiadzie. Wreszcie następował
akt kremacji. Obchodzono dookoła stos w kierunku uważanym za złowróżbny, w lewo.
Stos podpalał najstarszy syn, a czynił to przy pomocy wiązki magicznej trawy
kusia, przytkniętej wcześniej do ognia pochodzącego z ogniska domowego.
Charakterystyczna jest ta „ciągłość" ognia — otóż człowiek,
kończąc pierwszy okres swojego życia (brahmaczarja), wracając do domu z nauk pobieranych u guru, zapalał ogień domowy, tym samym czyniąc znak, że
wchodzi w okres drugi (gospodarza domu); i właśnie tym ogniem podpalano jego
stos pogrzebowy.
Z miejsca kremacji żałobnicy
oddalali się znowu biegnąc. Po drodze zanurzali się w wodzie i po rytualnej,
oczyszczającej kąpieli czekali, aż ich szaty wyschną na słońcu. Po powrocie
do domów powinni dotknąć ognia, progu domostwa, itp. Wszystkie te rytualne gesty
odwracały efekt „zarażenia" śmiercią, strzegły przed złymi mocami i przed nieboszczykiem, który w jakiś czas po śmierci był jeszcze na tyle zdezorientowany,
że mógłby powracać do miejsc, które znał za życia.
Żałobnicy, którzy uczestniczyli w pogrzebie jeszcze przez kilka dni byli „nieczyści", nie mogli
więc przygotowywać posiłków czy też współżyć seksualnie.
W kilka dni po ceremonii
pogrzebowej zbierano z miejsca kości pozostałe po spaleniu zwłok, wkładano je
do urny i chowano ją pod drzewem. Wreszcie, znowu po dokonaniu pewnych rytuałów,
żałobnicy mogli powrócić do normalnego życia.
Opisana powyżej skrótowo
sytuacja odnosi się do modelu bramińskiego i dotyczy mężczyzny, członka rodu,
który w niczym nie naruszył norm rodowych.
Oczywiście sprawą wzbudzającą
zainteresowanie jest zwyczaj palenia na mężowskim stosie wdów. A nie jest to
sprawa tak oczywista, jak się zwykło uważać. Zwyczaj zwany sati nigdy
nie był w Indiach stosowany zawsze i wszędzie. W czasach wedyjskich żonę zmarłego
przyprowadzano do stosu, po czym kładła się ona na chwilę obok zwłok męża — i ten symboliczny gest wystarczał. Ją zaś oddawano pod opiekę brata męża, zgodnie z prawem lewiratu; dokonywano tego przy pomocy odpowiedniej formuły w obliczu
mężowskiego stosu. Dopiero w późniejszych czasach śmierć w płomieniach stała
się rzeczywiście udziałem indyjskich kobiet. Często wdowom idącym na sati
dawano środki odurzające lub sztylet. Także tu były wszakże rytualne wyjątki; i tak sati nie mogła dopełnić kobieta w stanie „nieczystości",
np. w czasie menstruacji lub choroby; oszczędzano kobiety w ciąży i mające małe
dzieci. Wdowy były przekonane (zgodnie z wierzeniami religijnymi), że wstępując
na stos zapewniają sobie lepszy los w nowym życiu; miały się urodzić ponownie,
tym razem w „lepszej" inkarnacji jako mężczyźni i to wysokiej kasty.
Jeśli zaś wdowa nie została spalona w akcie kremacji zwłok męża, mogła kazać
się spalić najstarszemu synowi później, koniecznie trzymając w trakcie tej ceremonii
jakiś przedmiot należący do zmarłego małżonka. Natomiast, gdy kobieta nie pozwoliła
się spalić ani w czasie kremacji męża, ani potem, jej życie najczęściej stawało
się udręką, żyła bowiem poza nawiasem społecznym, nie szanowana, jako osoba
nie przestrzegająca praw wspólnoty i nie dopełniająca życiowych obowiązków nakazujących
jej towarzyszenie mężowi w jego ostatniej drodze. Trzeba też pamiętać, że zwyczaj
sati zakorzenił się tylko w wyższych kastach, w niższych nie był stosowany.
Jak widać życie społeczne
było mocno uporządkowane. Niedopełnienie jakiegoś obowiązku wobec rodowej wspólnoty
groziło konsekwencjami nie tylko w życiu doczesnym, ale sięgającymi poza nie. I tak prawo przewidywało „gorszy" rodzaj kremacji dla ludzi bezżennych,
dla wdowców, którzy nie ożenili się powtórnie, dla żon porzuconych przez mężów. W takich przypadkach do podpalenia pogrzebowego stosu nie wolno było używać
świętego domowego ognia, lecz tylko „dzikiego" ognia pochodzącego z pożaru lasu albo uderzenia pioruna. Ludzie bezdzietni natomiast, w trosce o swój pośmiertny los, mogli uciec się do adopcji, tak by przybrany syn mógł
spełnić wobec ojca te sakralne czynności, od których zależało życie po śmierci.
Wiadomo było, że człowiek nie posiadający syna był tym samym pozbawiony możliwości
spełnienia określonych warunków wobec sacrum, a w konsekwencji po śmierci mógł
stać się np. upiorem straszącym o południu i o północy… Jak widać rodowe zależności
sięgały poza grób, a zmarli nie przestawali być członami rodu po swojej śmierci.
Jest tu okazja, by zasygnalizować
jak skomplikowana sytuacja panowała w wierzeniach eschatologicznych, kiedy przestał
obowiązywać jednorodny system religijny, po wkroczeniu Ariów na ziemie indyjskie i zetknięciu się z odmiennymi kultami. Ariowie znali pojęcie piekła i nieba,
choć wzmianki o nich są dość skąpe i mało mówią o tym, jak faktycznie je postrzegano.
Nie mieli specjalnie wypracowanej teorii duszy, choć niewątpliwie zmarłym przypisywano
jakąś formę bytu i cechy osobowe. Zaś ideałem życia, znanym z Rygwedy, było
przeżycie „stu wiosen i stu jesieni". Patriarchalna kultura Ariów
łączyła się z kultem przodków; nawet miejsce, gdzie jak wierzono przebywają
dusze po śmierci miały zwano „miejscem przodków". Przodkom, podobnie
jak bogom, składano ofiary, najczęściej w postaci obiatów. Wzywano ich pomocy i często opiewano jako wzory do naśladowania. Ujmując rzecz w innym porządku,
wydaje się, że kult przodków służył tej kulturze jako gwarant ideału powtarzalności,
określając jednostkę w kategoriach typu, a jej zadaniem było realizowanie wartości
znanych, odziedziczonych, tradycyjnych. Specjalne obrzędy ku czci przodków,
zwane śraddha odprawiano w dniu święta nowego roku, przypadającego na
początek wiosny. Przodków wzywano jednak przede wszystkim na uroczystości rodowe,
takie jak inicjacja albo zaślubiny. Posuwano się nawet do prób jawnego unaocznienia
ich obecności — pewnej formy „rytualnego aktorstwa"; „role"
dziada czy ojca najczęściej odgrywali kapłani.
Jednak stopniowe przenikanie kultów i wierzeń przedaryjskich
przyniosło ze sobą m.in. wiarę w reinkarnację — i w konsekwencji synkretyzację
dwóch wymiarów religijnych. Poradzono sobie z tym pomysłowo; otóż uznano iż
owszem, zmarły udaje się do „miejsca przodków", ale czasowo, by
tam czekać na kolejne wcielenie. A w ceremoniach rodowych wzywano tylko trzech
kolejnych zmarłych sądząc, że poprzedni albo się już reinkarnowali, albo bardzo
głęboko przebywają w świecie przodków. Tak że teoria reinkarnacji nie umniejszyła
zrazu ani znaczenia kultu przodków, ani roli obrzędów z nim związanych. Obrzędy
odprawiano nadal, już choćby tylko jako wyraz pamięci o zmarłych, co było zresztą
dla tych ostatnich sprawą niezwykłej wagi, bo gdyby o nich zapomniano umarliby
niejako powtórnie, a wtedy nie mogliby się ponownie inkarnować.
Jeśli zaś chodzi o rozmaite
formy rytów pogrzebowych, które mówiąc ogólnie, są po prostu różnymi sposobami
radzenia sobie ze zjawiskiem śmierci, a także, na innej płaszczyźnie, różnymi
sposobami radzenia sobie z koniecznością pozbycia się zwłok — to wiadomo,
że są one zawsze włączone w obręb wierzeń składających się na określoną kulturę
religijna. Tak więc palenie zwłok i obrzędy ofiarne właściwe dla kultu przodków
to element indoeuropejski. Grecy także dokonywali kremacji zwłok, o czym powiadamiają
nas chociażby dzieła Homera, również Słowianom ten zwyczaj nie był obcy. Zwyczaj
ten stosują ludy, przypisujący ogniowi wielką magiczną i rytualną moc. Inne
rodzaje pochówków związane są z innymi wierzeniami. Wspomniany zwyczaj porzucania
zwłok czy też wystawiania ich na specjalnej platformie na żer drapieżnym zwierzętom,
praktykowany w Indiach w społeczności Parsów, raczej nie może mieć genezy indoeuropejskiej,
już choćby z powodu nacisku kładzionego na „całość" ciała wyprawianego w zaświaty. Przecież to dlatego ludziom zmarłym w wyniku ataku tygrysa czy innego
dzikiego zwierzęcia nie przysługiwał pełny rytuał, o czym już wspominaliśmy.
Stąd też wziął się zwyczaj każący przed podpaleniem stosu zabezpieczyć rytualnie
nieboszczyka przez położenie na jego ciele odpowiednich części poćwiartowanej
„świętej krowy". To właśnie krowa bowiem miała przeprowadzić bezpiecznie
zmarłego przez rzekę oddzielającą świat doczesny od królestwa Jamy (oczywiście z czasem, kiedy ustalił się kult krowy, traktujący to zwierzę już nie tylko
jako święte, ale i nietykalne, zwyczaj ten zaniknął). Tak i składanie zwłok
do ziemi łączyło się najczęściej (choć nie zawsze) z wiarą w moc Bogini Ziemi
1 2 3 Dalej..
« Hinduizm (Publikacja: 14-05-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 21 |
|