|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Bóg urojony – wrażenia z lektury Autor tekstu: Piotr Napierała
Książka słynnego brytyjskiego biologa, Richarda Dawkinsa, znanego z moralnej krytyki postępowania Benedykta XVI, Kościoła Katolickiego i w ogóle
religii, jest książką zaangażowaną, mającą na celu przekonanie czytelnika
do ateistycznego światopoglądu. Myślę jednak, że pozycja ta może być
ogromnie interesująca dla każdego, niezależnie od poglądów religijnych. Najwięcej uwagi Dawkins poświęcił podważeniu argumentów
mających dowodzić istnienie boga; wpierw tych tradycyjnych podanych przez
Tomasza z Akwinu (m.in. dowód z przyczyny — świat istnieje więc musiał
istnieć ktoś, kto go stworzył), później zaś tych bardziej wysublimowanych.
Napomknął też o tezie Pascala, tak często przytaczanej przez wierzących, iż
jakoby warto wierzyć w boga, gdyż — zależnie czy on istnieje czy nie -
mamy do wygrania ewentualne życie wieczne, a nic do stracenia. Dawkins
sugeruje, że Pascal formułował to zdanie pół-serio, zaznaczając, że po
pierwsze nie da się zdecydować, o tym że od tej chwili będzie się wierzyć,
ponieważ wiara nie podlega rozumowi, a po drugie wierząc możemy nie tylko
tracić czas (na modlitwy, pielgrzymki itd.), ale też możliwą jest sytuacja
„postawienia na nie to bóstwo" — tzn. nie możemy mieć pewności, czy
akurat nasz bóg jest tym prawdziwym, a wyznając niewłaściwego, z pewnością
nie zyskamy punktów u tego prawdziwego — jeśli ten istnieje. W tym kontekście
żartu Pascala, przypomina mi się, kiedy czytałem o rozczarowaniu Voltaire’a i Diderota, lekturą Pascala i tym, że natknęli się u niego na dość twardy
kurs religijny, czyżby nie dostrzegali oni znaczenia owego żartu? Dawkins zadaje sobie wiele trudu by przekonać czytelnika, o tym, że jego sposób myślenia o świecie nie oddaje rzeczywistości. Ludzie
mają tendencję do antropomorfizacji dzieła stworzenia, czy to będzie samochód
czy wszechświat, a więc poszukują tego, który musiał je stworzyć, zakładając,
że twórca musi być bytem bardziej skomplikowanym niż dzieło, tak jak
mechanik samochodowy jest bardziej skomplikowany niż auto, które wytwarza.
Dawkins w odniesieniu do dzieła stworzenia, wykazuje, że ewolucja przebiegała
od form najprostszych, poprzez replikacje DNA, do najbardziej skomplikowanych,
tak wiec świat powstawał nie na zasadzie „haku zrzuconego z nieba", lecz
jak „żuraw budowlany", składany przez robotników od fundamentów po kabinę
operatora. Dawkins atakuje idee
kreacjonistyczne, jako nie tylko mało logiczne, ale i nie wyjaśniające
niczego, gdyż powodują stawianie nowych pytań, zamiast tłumaczyć nam to, co
możemy częściowo zbadać. Najbardziej dziwi go fakt, że interwencjonistyczny
bóg, zajmujący się uczynkami każdej z istot na Ziemi i innych planetach, uważany
jest za PROSTE wyjaśnienie mechanizmu działania wszechświata. Tak daleko
bowiem prowadzi człowieka skłonność do antropomorfizacji zdarzeń, ze
hiperskomplikowany byt uważany jest za prostsze wyjaśnienie niż skromna w założeniach
ewolucja. Jednocześnie napotkamy w książce cytat Carla Sagana, który dziwił
się,że religijni ludzie właściwie
nigdy nie cieszą się z odkryć naukowych dotyczących rozmiarów wszechświata,
lecz pragną by ich „bóg pozostał malutkim bogiem" z księgi jednego ludu
pustyni.
Bardzo ciekawe są rozważania Dawkinsa na temat ateizmu,
teizmu, deizmua la Toland, Voltaire i Paine, (który nazywa Dawkins „rozwodnionym teizmem") i panteizmu a la Spinoza (który nazywa Dawkins „podrasowanym
ateizmem"). Przypomina, że wiara w boga-fizyka, który stwarza prawa fizyki,
które rządzą światem, ale nie wtrąca się dalej w jego funkcjonowanie, był
kiedyś uważany za równie skandaliczny pogląd jak ateizm (choćby prześladowanie
Thomasa Paine’a za poglądy religijne (jedynie deista Jefferson nie opuścił
go w tych trudnych czasach), podczas gdy obecnie ortodoksi religijni uważają
deistów za sprzymierzeńców w walce z ateizmem. Deizm uważa Dawkins za postawę
nielogiczną (gdyż nadal zakłada istnienie skomplikowanego stwórcy), choć oświeconą i szlachetną w porównaniu z teizmem, zakładającym małostkowego boga
interesującego się grzeszkami każdego z nas i sprawiającego cuda. Ten punkt
widzenia jest dla mnie szczególnie ciekawy, jako, że właśnie za deistę
zawsze się uważałem i bynajmniej nie myślałem o sobie jako o sprzymierzeńcy
teistów w walce z ateizmem. Uważam bowiem, że deizm jako swego rodzaju wyłączenie
boga znaszych codziennych spraw
prowadzi do podobnych wniosków jak ateizm, różniąc się odeń jedynie pewnym
poczuciem bezradności wobec spraw świata tamtego. Deizm w zasadzie sprowadza
się do pewnego wzmocnionego agnostycyzmu. Osobiście wolałbym by bóg istniał,
bowiem traktuję go jako synonim pewnego porządku wszechświata, choć to moje
myślenie życzeniowe nie jest silne. Raczej myślę o sobie jako o deiście
chroniącego ateistów przed atakami ze strony nieracjonalnie myślących teistów,
których rozum skapitulował także wobec rzeczy świata tego.
Dawkins pragnie pokazać wierzącym, jak bardzo umowną
rzeczą jest wiara w konkretnego boga i wyznawanie konkretnej religii. Zależą
one bowiem od cywilizacji w jakiej żyjemy. Podczas dyskusji plenarnych
wielokrotnie mówił ludziom wierzącym, że „gdyby żyli w Skandynawii w X
wieku, te same słowa i myślikierowali
by do Wotana", które obecnie kierują do Jahwe. Przypomina mi się
Montesquieu, który dowodził, że pierwsza informacja służy nam do osądzania
drugiej, a obie razem do osądzania trzeciej", gdy Dawkins pokazuje, jak
znajomość Biblii i Koranu w dzieciństwie powoduje, że w późniejszym
okresie nie
dostrzegamy nieludzkich zachowań bohaterów tych ksiąg, lecz traktujemy
opisane w nich zdarzenia jako konstruujące nasze pojęcie moralności, chociaż
liberalizm i Zeitgeist już od dawna spowodowały powszechny
brak akceptacji dla okrutnego patriarchalizmu, homofobii i niewolnictwa,
które w Biblii są przedstawione jako postawa właściwa. Dlatego Dawkin
sprzeciwia się indoktrynacji religijnej dzieci i postuluje przeciwstawianie się
używaniu takich słów jak „katolicki dziecko" czy „muzułmańskie
dziecko", ponieważ nigdy nie mówimy np. o „socjalistycznych dzieciach"
czy „liberalnych dzieciach", a jedynie o dzieciach rodziców o pewnych
ugruntowanych poglądach.
A wiec to Locke i Voltaire są ojcami naszej dzisiejszej
moralności i etyki, a nie np. Mojżesz dokonujący czystek etnicznych wobec fanów
złotego cielca, czy Jozue napadający na „bogu ducha winnych" mieszkańców
Jerycha (podczas opisywanego, przez Dawkinsa eksperymentu, ponad połowa dzieci
pochwaliła postępowanie Jozuego, którego atak na Jerycho, Dawkins porównuje
do ataku Hitlera na Polskę. Brytyjski biolog pokazuje też, że ateizm nie jest
niczym nadzwyczajnym , ponieważ np. każdy katolik, jest ateistą wobec Wisznu i Buddy i odpiera zarzuty obciążające ateistów zbrodniami Hitlera (katolika
wierzącego w opatrzność, i zwalczającego materializm i ateizm już w „Mein
Kampf" — co mogę potwierdzić po lekturze książki wodza III rzeszy) i Stalina, który wyznawał religię marksizmu. Warto
tu wspomnieć wspaniałą myśl Sama Harrisa, który zauważył, że jak dotąd
żadna cywilizacja nie popełniała zbrodni, ani nie zniszczyła samej siebie,
„z nadmiaru racjonalizmu".
Bardzo interesujące jest przeprowadzone przez autora porównanie
między historią religijności brytyjskiej i amerykańskiej.
USA założyli antyklerykałowie promujący deizm tacy jak Adams, Madison,
Franklin („latarnie morskie są znacznie pożyteczniejsze od kościołów") i Jefferson (być może nawet ateista), co widać w takich dokumentach jak np.
traktat handlowy z Trypolisem (1796-97), gdy to w dokumentach pojawiło się
stwierdzenie, że konstytucja USA „nie jest oparta na idei chrześcijańskiej", w związku z czym USA nie ma nic przeciwko muzułmanom.
Zresztą taki był duch epoki. Mogę tu przypomnieć, że dla
Hiszpanów nawiązanie stosunków w 1766 roku z Marokiem stanowiło
koniec pewnej epoki. Primero Secretario de Estado (w l. 1776-1792) José Moniño,
hrabia Floridablanca (1728-1808) twierdził, że „z Marokańczykami należy
tak rozmawiać jak z Włochami czy Brytyjczykami". Religia przestała mieć
znaczenie — Oświecenie zwyciężyło nad duchem rekonkwisty.
Dawkins zastanawia się co by się stało, gdyby dziś ktoś
przypomniał słowa z owego traktatu w Kongresie USA, gdzie nawet niewierzący
udają wierzących. Paradoksalnie, według Dawkinsa, obecna religijność USA
wynika z umożliwienia wolnej konkurencji miedzy wyznaniami
na bazie świeckiej konstytucji USA, podczas gdy związanie monarchii
brytyjskiej z państwowym Kościołem Anglikańskim, doprowadziło do coraz
dalej idącego ostudzenia religijnego ferworu (postać XVIII i XIX-wiecznego
wikarego, bardziej filozofa i filologa niż teologa).
Dawkins uważa, że religia szkodzi relacjom społecznym i wywołuje konflikty, szkodząc także samym wyznawcom (np. postać obiecującego
naukowca, który z powodu Biblii porzucił karierę naukową), skazując ich na
wieczne poczucie winy i walki z innymi religiami. Mem oznacza
jednostkę ewolucji kulturowej, analogicznej do genu będącego jednostką
ewolucji biologicznej. Termin został wprowadzony przez Dawkinsa w książce Samolubny
gen. Memy powielają się poprzez naśladownictwo, w procesie ich replikacji
działa dobór naturalny. Tak szkodliwa religia ma być według Dawkinsa
produktem ubocznym ewolucji kulturowej, w czasie której mem słuchania rad
starszych (dziecko nie rozróżnia czy zakaz dotyczy szabatu czy nie wkładania
głowy w paszczę krokodyla, lecz na wszelki wypadek słucha przestróg przez
zarówno tymi realnymi jak i wyimaginowanymi zagrożeniami) i mem szukania
bezpieczeństwa w grupie i podzielania przekonań grupy wzięły górę nad
memami alternatywnymi. Podobnie jest z genem ćmy, która ustala swoje położenie
względem księżyca i gwiazd, lecz niestety gen ten nie chroni jej przed pomyłką
księżyca z latarnią lub lampą. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że kultura
będzie ewoluowała w stronę kreatywności jednostkowej i indywidualizmu postaw
życiowych, tzn. że warunki będą sprzyjały właśnie takim memom.
Różne
cytowane przez Dawkinsa, wyniki badań, pokazują, że jedynie 49% obywateli USA
oddało by swój głos na ateistę, co sprawia, że choć ateiści są w USA co
najmniej dwukrotnie liczniejsi od np. Żydów ortodoksyjnych, ich wpływ na
politykę kraju jest zbyt rozdrobniony, a słowo ateista wyborcom kojarzy się
gorzej niż „gej", „kobieta", „katolik" (poparłby ich większy
procent ankietowanych) itd. Dawkins cytuje też aktorkę Julię Sweeney, która
wspominała, że jej rodzice „jakoś by przełknęli, że nie wierzy w boga", ale słowo „ateistka" spowodowało, że odwrócili się od niej
plecami. Przy okazji warto wspomnieć o zamiarze zastąpienia słowa atheist słowem
„bright", by usunąć część nieżyczliwego nastawienia względem ateistów w USA.
Książka Dawkinsa jest fascynującym spojrzeniem biologa
ewolucjonisty na proces dziejowy i na złudne tendencje ludzkiego procesu myślowego, spojrzeniem, które może nieco szokować bardziej humanistyczne umysły,
ale właśnie dlatego warto tę książkę przeczytać.
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 06-09-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2198 |
|