|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
STOWARZYSZENIE » Biuletyny
Biuletyn Neutrum, Nr 2/3 (19/20), Maj 1996 [1]
Spis treści:
Raport "Respektowanie wolności sumienia i wyznania w szkole publicznej"
Wyjątki z książek zalecanych przez MEN
Wokół raportu — dyskusja
Zalety naturalnych metod
Komentarz do dyskusji
Żyć ze wstydem
Pakt z diabłem
Listy
Wydarzenia
Powiedzieli
Drobiazgi
Większa część
tego numeru jest poświęcona projektowi „Respektowanie wolności sumienia i wyznania w szkole publicznej" zrealizowanemu przez „Neutrum" ze środków
Funduszu PHARE Demokracja. Poniżej zamieszczamy skrótową informację o badaniach wraz z podsumowaniem i wnioskami praktycznymi. Dalej Czytelnicy znajdą
obszerne fragmenty dyskusji panelowej na temat wyników raportu oraz cytaty z kilku książek zalecanych przez MEN, które nasi recenzenci uznali za nie nadające
się do wykorzystania w szkole publicznej. Oryginał raportu można otrzymać w siedzibie Stowarzyszenia „Neutrum".
Redakcja
*
RAPORT "RESPEKTOWANIE WOLNOŚCI SUMIENIA I WYZNANIA W SZKOLE PUBLICZNEJ"
Celem projektu, którego wyniki przedstawia raport, było
zbadanie, czy nauczanie religii w szkołach nie generuje zjawisk i zachowań
zagrażających konstytucyjnym gwarancjom wolności sumienia i wyznania. Zebrane
informacje miały posłużyć do sformułowania wniosków dla administracji państwowej i instytucji oświatowych w celu przeciwdziałania ujawnionym nieprawidłowościom.
Projekt składał się z czterech części.
Badanie ankietowe na temat poglądów i doświadczeń respondentów w zakresie respektowania wolności sumienia w szkole publicznej miało dostarczyć wiedzy o zakresie i rozmiarach pewnych
zjawisk. Przeprowadził je na zlecenie „Neutrum" zespół badawczy kierowany
przez doktora Wojciecha Pawlika z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych
Uniwersytetu Warszawskiego.
Badaniem objęto 65 szkół podstawowych i 32 zasadnicze szkoły zawodowe
(najstarsze klasy), 34 licea ogólnokształcące, 34 technika i licea zawodowe
(trzecie klasy). W sumie ankietę wypełniło 3791 uczniów. Badanie
przeprowadzono w Warszawie oraz miastach województw łódzkiego, białostockiego i bielskiego.
Wywiady pogłębione z osobami
pokrzywdzonymi, zrealizowane przez ten sam zespół, miały na celu określenie
mechanizmów zjawisk i zebranie bardziej konkretnych informacji (28 wywiadów).
Analizy wybranych podręczników i książek
zalecanych przez MEN do nauki przedmiotów związanych z przekazywaniem
postaw (wiedzy o społeczeństwie, filozofii i etyki, przeznaczonych na lekcje
wychowawcze) dokonano przede wszystkim w kontekście ewentualnego zagrożenia
indoktrynacją, ale także ze względy na sposób przekazywania treści.
Recenzentami byli prof. Krzysztof Kiciński z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych
UW oraz prof. Teresa Hołówka z Instytutu Filozofii i Socjologii UW.
Analiza listów, relacji i informacji
prasowych znajdujących się w bazie danych „Neutrum" miała uzupełnić
wycinkowe z konieczności badania socjologiczne.
Ważniejsze wyniki badań
- Z
sondażu wynikło, że motywacja religijna jest we wszystkich typach szkół i badanych regionach najważniejszą motywacją uczestniczenia w katechezie
szkolnej. Badania ujawniły też jednak mechanizmy konformizmu i przymusu
społecznego związane z uczestniczeniem w lekcjach religii.
a. Co piąty ankietowany deklarował, że decyzja o uczęszczaniu na lekcje
religii zapadła bez jego udziału; co czternasty przyznawał, że tak każą
mu rodzice. Wskaźniki tych odpowiedzi dla uczniów szkół podstawowych były
nawet wyższe.
b. Pewna presja wynika też ze sposobu organizowania nauki religii. Mniej więcej w połowie badanych szkół katecheza była prowadzona pomiędzy innymi
lekcjami. Praktyka wychodzenia z klasy lub milczącego uczestnictwa, na które
skazane są dzieci nie uczęszczające na lekcje religii, może generować
procesy naznaczania społecznego. Jak wynika z przeprowadzonych wywiadów,
te dzieci przeżywają czasami swoją „inność" w sposób bardzo
bolesny.
c. Na uczestniczenie w lekcjach religii wywiera też wpływ czynnik
„konformizmu kulturowego". Choć jedna trzecia ankietowanych uczniów
uważa, że religii nie powinno się uczyć w szkole, to zarazem większość
spośród nich chodzi na te lekcje. Kierują się konformizmem wobec rodziców,
szkoły, opinii „ludzi z ulicy".
Lęk przed dyskryminacją lub kłopotami, jaki może spowodować nieuczęszczanie
na lekcje religii, deklaruje co czwarta osoba uczęszczająca na te lekcje.
Dla wielu uczniów fakt istnienia ocen z religii na świadectwie szkolnym w jakimś sensie wymusza uczestnictwo w tych lekcjach.
d. Najsłabiej działa konformizm wobec rówieśników, którzy w większości
wykazują „życzliwą obojętność". Jednak ankietowe deklaracje występowania
różnych przejawów nietolerancji mogą budzić zaniepokojenie. Jak wynika z wywiadów, trudniejsza pod tym względem jest sytuacja dzieci z młodszych
klas szkolnych.
- Jedną z gwarancji respektowania wolności sumienia i wyznania w szkołach
publicznych miało być stworzenie alternatywnej możliwości dla uczniów
nie uczęszczających na katechezę szkolną. W praktyce ta alternatywa nie
istnieje. Uczestnictwo w lekcjach etyki zadeklarowało zaledwie 0,9%
ankietowanych uczniów. Uczniowie raczej nie wykazują inicjatyw zmierzających
do zorganizowania takich lekcji w szkole, a władze szkolne również takich
ofert programowych nie składają. Młodzież wszystkich typów szkół
raczej nie jest zainteresowana uczęszczaniem na lekcje etyki (taką chęć
deklaruje 3,1%). Zdecydowanie większą popularnością cieszą się
natomiast — przynajmniej w sferze deklaracji — religia i religioznawstwo. Gdyby był wybór, na religioznawstwo chciałoby uczęszczać
prawie tylu samo uczniów, ilu wybrałoby lekcje religii.
- Warunkiem
funkcjonowania szkoły wolnej od wychowania typu indoktrynującego jest
istnienie odpowiednich podręczników. Nie wszystkie książki zalecanie
przez MEN spełniają te wymagania. Część książek zalecanych do
nauczania filozofii i do lekcji wychowawczych to takie, które powinno się
wykorzystywać wyłącznie w ramach lekcji religii katolickiej bądź w ramach godzin wychowawczych w szkole wyznaniowe. Uprawianie indoktrynacji i ryzyko „wzajemnej neutralizacji treści przez przedstawicieli różnych
opcji światopoglądowych" to główny zarzut stawiany materiałom
zalecanym do wykorzystania na lekcjach wychowawczych i zajęciach z przysposobienia do życia w rodzinie.
- Analiza
listów, relacji i informacji prasowych ujawniła trzy główne grupy
konfliktów:
a. Związane z dyskryminowaniem w szkole i przedszkolu dzieci i młodzieży z rodzin niewierzących, bezwyznaniowych i innych wyznań niż
rzymskokatolickie — chodzi o brak opieki i propozycji zajęć
alternatywnych w czasie lekcji religii i rekolekcji, kreskę z religii/etyki
na świadectwie, prześladowanie przez rówieśników.
b. Związane ze sposobem uczenia religii, kwalifikacjami katechetów i niejasnym systemem ich podporządkowania dyrekcji szkoły. Rodzice niewierzący
lub innych wyznań posyłający dzieci na lekcje religii katolickiej z konformizmu czy lęku przed prześladowaniem skarżą się, że sposób
uczenia dzieci nastawia je przeciwko nim. Rodzice wierzący skarżą się
niemożność zmiany katechety bez zmiany szkoły. W przypadkach łamania
praw dzieci przez katechetów dyrekcja szkoły często czuje się bezsilna,
nie dysponując wobec nich takimi sankcjami jak wobec innych nauczycieli.
c. Dotyczące samych podstaw aksjologicznych funkcjonowania szkoły, a mianowicie dwóch konkurencyjnych modeli wychowania katolickiego i liberalnego. Z analizy wypowiedzi przedstawicieli Kościoła i sondaży
opinii wynika, że model „katolicki" nie jest bynajmniej akceptowany
przez większość społeczeństwa, a więc Kościół nie ma socjologicznej
legitymacji do reprezentowania całej katolickiej części społeczeństwa.
Materiały uzyskane z wywiadów
wskazują, że konflikty szkolne na tle nauczania religii rzadko są
upubliczniane i nagłaśniane przez osoby, których dotyczą. Strony konfliktu są
na ogół zainteresowane ich wyciszeniem i załatwieniem w sposób nieformalny.
Przyczyną, dla której rodzice często rezygnują z dochodzenia swoich racji,
jest zwykle obawa przed reakcją szkoły. Argumentem jest dobro dziecka i przekonanie, że ze szkołą „i tak się nie wygra".
Sytuacja agnostyków, ateistów i innowierców posiadających małe dzieci jest
bardzo trudna. Posyłając dzieci na lekcje religii, by oszczędzić im stresów,
mają poczucie, że nie jest to ich autonomiczny wybór i że ich prawo do
wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami światopoglądowymi jest
naruszane. Korzystając zaś w pełni z tego prawa mają z kolei świadomość
kosztów psychologicznych, na jakie narażają swoje dzieci. Tak więc problem
respektowania wolności sumienia i wyznania w szkołach publicznych dotyczy nie
tylko dzieci, ale także rodziców.
Wnioski
praktyczne
W polskich szkołach i w
polskich rodzinach zdarzają się przypadki otwartych i — jak pokazują
badania — ukrytych form nacisku i konfliktów związanych z nauczaniem religii w szkołach publicznych. Uzasadnia to poszukiwanie rozwiązań zmierzających do
poprawienia sytuacji w tym zakresie.
Wiele spośród stwierdzanych zjawisk patologicznych można by znacznie
ograniczyć, gdyby władze oświatowe wszystkich szczebli wykazywały więcej
dobrej woli, traktując wszystkie światopoglądy jako równoprawne i wykazując
wobec ich reprezentantów jednakową gotowość do myślenia pozytywnego.
Większość postulowanych przez nas rozwiązań można wprowadzić bez zmiany
obowiązujących uregulowań ustawowych. Część z nich leży w kompetencji władz
oświatowych i kościelnych, część zależy od dyrektorów szkół i katechetów.
Ich celem jest zminimalizowanie sytuacji konfliktowych bądź dolegliwych, które
wiążą się z nauczaniem religii w szkołach publicznych. Zmiany te ograniczyłyby — jak sądzimy — ilość tych trudnych sytuacji i tym samym przyniosły
korzyści wszystkim zainteresowanym stronom (niektóre problemy dotyczą bowiem
również uczniów-katolików).
WYJĄTKI Z KSIĄŻEK ZALECANYCH PRZEZ
MINISTERSTWO
Marina Ombach: W
poszukiwaniu prawdziwej miłości, AWK-MAG 1994:
Popęd
płciowy służy przekazywaniu życia. Popęd służący wyłącznie osiąganiu
przyjemności jest wynaturzeniem
(s. 49). Z całą mocą podkreślam, że tylko
małżeństwo daje dwojgu kochającym się ludziom prawo do współżycia
płciowego (s. 73).
Kiedy wreszcie powszechną będzie świadomość, że płodność jest zdrowiem! Antykoncepcja, która niszczy płodność,
godzi w człowieka, bo niszczy jego zdrowie! (s. 93).
Współżycie seksualne młodych
ludzi jest wbrew rytmowi, który proponuje sama natura (s. 94).
Piotr Jaroszyński: Etyka.
Dramat życia moralnego, Oficyna Wydawnicza MOST 1993:
Kult religijny, obrzędy,
obyczaje, modlitwa — to wszystko są ludzkie formy praktycznego
oddawania czci, których brak staje się złem moralnym, ponieważ
naruszania zostaje wówczas sprawiedliwość (s. 112).
Dziś [...] do jednego worka wkłada się wiarę i wiedzę. Był wprawdzie
późny nurt chrześcijaństwa, który tak czynił, a mianowicie
protestantyzm, ale rzeczą człowieka wykształconego jest umieć odróżniać i wiedzieć, co jest czym (s. 12).
Był Chrystus i byli święci; ale kult świętych ateistów zawsze
budowany był na kłamstwie. Do zasług dochodzili zaś po trupach, nie
uznając nawet swojej winy. Próba więc oderwania moralności od religii,
możliwa do pewnego stopnia z punktu widzenia teoretycznego, praktycznie
podcina korzenie moralności, bo moralność wyrasta z miłości do Boga i ludzi (s. 116).
Proponujemy zatem, w zakresie kompetencji władz oświatowych:
1.
Likwidację stopnia z lekcji
religii na świadectwie szkolnym. Postulat ten jest zgodny z oczekiwaniami
mniejszości religijnych oraz reprezentantów środowisk niewierzących i bezwyznaniowych, dla których „kreska" na świadectwie stanowi naruszenie
prawa do nieujawniania swoich przekonań, a nawet postrzegana jest jako
konkretne zagrożenie, mogące zaważyć na przyszłości dziecka. Zmiana taka
osłabiłaby nacisk konformizacyjny, wymuszający w niektórych przypadkach
uczestnictwo w lekcjach religii. Byłoby to zgodne z deklarowaną przez władze
oświatowe i kościelne zasadą respektowania w pełni autonomicznego, wolnego
od presji wyboru w sprawie religii w szkole.
2.
Konsekwentne przestrzeganie
zasady, by lekcje religii odbywały się na początku lub na końcu zajęć
szkolnych. Rozwiązanie takie — jak wskazują analizy statystyczne — nie
będzie miało wpływu na rezygnowanie przez uczniów z uczęszczania na
katechezę szkolną, natomiast rozwiąże wiele problemów uczniów nie uczęszczających
na religię.
3.
Wprowadzenie do programu
szkolnego (na poziomie szkół ponadpodstawowych), zgodnie z preferencjami młodzieży
szkolnej, przedmiotu „"religioznawstwo" jako alternatywnego dla lekcji
etyki i religii. Zapewnienie uczniom pełnej oferty programowej i obligatoryjne informowanie na początku roku szkolnego o możliwościach
uczestniczenia w zajęciach lekcyjnych alternatywnych wobec lekcji religii.
4.
dokładne zaznajomienie władz
szkolnych, wychowawców klas i katechetów z obowiązującymi przepisami
prawnymi i regulacjami wprowadzonymi przez władze oświatowe (np. uwzględnianie
bądź nieuwzględnianie frekwencji na lekcjach religii w obliczaniu ogólnej
frekwencji szkolnej ucznia; uwzględnianie oceny z religii przy wyliczaniu średniej
oceny ucznia, możliwość rezygnowania z lekcji religii — na wniosek rodzica — w trakcie roku szkolnego; możliwość rezygnowania z lekcji religii przez
ucznia w trakcie roku szkolnego w momencie osiągnięcia pełnoletności itp.).
Ustalenie praktyki, by zarówno rodzice jak i dzieci byli na początku roku
szkolnego dokładnie informowani o przepisach związanych z uczestniczeniem lub
nieuczestniczeniem w lekcjach religii.
Konsekwentne egzekwowanie od władz szkolnych wywiązywania się z nałożonego
na nie obowiązku zapewnienia uczniom nie uczęszczającym na lekcje religii pełnowartościowej
opieki pedagogicznej.
5.
Wycofanie z urzędowej listy
zalecanych książek i podręczników szkolnych następujących pozycji spośród
zrecenzowanych w ramach projektu „Neutrum":
a) do lekcji etyki i filozofii: Etyki
P. Jaroszyńskiego;
b) książki pomocniczej do języka polskiego w szkołach podstawowych,
zakwalifikowanej zarazem jako „inna książka pomocnicza": J. Tarnowski, Dzieci i ryby głosu nie mają. Twój głos o Bogu, religii i duchach, t. 1 i 2
oraz „innej książki pomocniczej" dla szkół podstawowych: W. E. Papis, Wzrastam w mądrości;
c) książek pomocniczych do przysposobienia do życia w rodzinie: M. Ombach, W
poszukiwaniu prawdziwej miłości oraz T. Król (red.), Wędrując
ku dorosłości.
6.
Wprowadzenie nowego trybu
kwalifikowania i dyskwalifikowania książek i podręczników zalecanych do użytku
szkolnego. Ustalenie podstawowych, jednoznacznych wymagań, jakie powinny
spełniać takie podręczniki.
7.
Wyraźne ustalenie
odpowiedzialności szkoły za postępowanie katechetów i określenie związanych z tym uprawnień dyrekcji.
8.
Objęcie jak największej
liczby nauczycieli, a zwłaszcza dyrektorów szkół, szkoleniami z zakresu tych
podstawowych praw człowieka, które mogą być łamane w szkole. Przyczyną
łamania praw dziecka jest często nieznajomość tych praw. Konieczne jest także
uwzględnienie wiedzy o prawach człowieka w programach studiów pedagogicznych.
Postulaty skierowane do Sejmu:
- Wyraźne
określenie charakteru nauczania w szkole publicznej jako pluralistycznego,
nie promującego żadnej koncepcji religijno-światopoglądowej.
- Ustawowe
zwiększenie praw dzieci i młodzieży do decydowania o niektórych swoich
sprawach wcześniej niż przed ukończeniem osiemnastego roku życia.
Pierwszym krokiem do tego byłoby wycofanie przez Polskę deklaracji w dokumencie ratyfikującym Konwencję o prawach dziecka (deklaracja ta uzależnia
od woli rodziców korzystanie przez dzieci z niektórych istotnych praw).
Złagodzenie pewnych negatywnych zjawisk zależy także od
dobrej woli władz Kościoła rzymskokatolickiego. Spełnienie zgłaszanych wewnątrz
Kościoła postulatów przywrócenia pewnej liczby punktów katechetycznych przy
parafiach i prowadzenia rekolekcji szkolnych w godzinach popołudniowych byłoby
korzystne dla obu stron konfliktu wokół religii w szkole. Prowadzenie
rekolekcji w godzinach popołudniowych pozwoliłoby uniknąć niektórych
problemów związanych z nieuczestniczeniem części uczniów w tych zajęciach.
Przywrócenie pewnej liczby punktów katechetycznych przy parafiach (dla tych
uczniów, którzy na lekcje religii w szkole nie chcą uczęszczać, lub tam,
gdzie sytuacja lokalowo-szkolna tego wymaga) jest rozwiązaniem wykraczającym
poza kompetencje władz oświatowych i jest niemożliwe bez dobrej woli ze
strony kościelnego partnera, jednak odejście przez Kościół od
rygorystycznego przestrzegania zasady, by lekcje religii odbywały się tylko w szkole, mogłoby rozładowywać — w niektórych specyficznych sytuacjach -
powstałe na tle nauczania religii w szkole zadrażnienia i napięcia.
Sprawę chodzących na religię dzieci innych wyznań i z rodzin niewierzących
możemy tylko zasygnalizować. Ponieważ uczestnictwo nie jest obowiązkowe,
pozostaje sprawą Kościoła, czy zechce odpowiednio uczulić na tę sprawę
katechetów, aby starali się, dla dobra tych dzieci, nie urażać ich uczuć i nie nastawiać ich przeciwko sobie.
*
WOKÓŁ RAPORTU "NEUTRUM" — DYSKUSJA
Zamieszczone tu skróty
wypowiedzi pochodzą z konferencji, która odbyła się 2 marca i była poświęcona
omówieniu raportu podsumowującego projekt „Respektowanie wolności sumienia i wyznania w szkole publicznej". Wypowiedzi nie były autoryzowane.
Dr Stanisława
Grabska, KIK: Uważam, że cała analiza tego raportu, wnioski z niego wyciągane
tudzież propozycje są wyrazem pewnej określonej postawy, którą bym
scharakteryzowała tak: dla uniknięcia wszelkich napięć i konfliktów trzeba
prowadzić do społeczeństwa, w którym różnice są zatarte i z wierzchu
wydaje się, że wszyscy ludzie są jednakowi. I to należy już robić od szkoły:
niech dzieci nie wiedzą, że są dzieci inne. I chciałoby się, żeby to samo
było w społeczeństwie dorosłym. Powołujemy się często przy tym, w dalszej
dyskusji, nie w samym raporcie, na model amerykański. W Ameryce zjechali się
wygnańcy z różnych krajów w czasie wojen religijnych i prześladowań. Nic
dziwnego, że konstytucja amerykańska założyła, iż państwo ma tak dalece
się do tych spraw nie mieszać, że w instytucjach państwowych, również w szkołach, nie ma być żadnych elementów religijnych. Prowadzi to jednak do
tego, że szkoła staje się instytucją wyłącznie dydaktyczną, a nie
wychowawczą, ponieważ w wychowaniu nie da się uniknąć elementów
religijnych. Wychowanie jest natomiast prowadzone przez rodzinę i kościoły.
Społeczeństwo amerykańskie jest na ogół dość pobożne, bo wychowanie
dzieje się w rodzinie i w kościołach. Druga możliwość to akceptowanie
pluralizmu, społeczeństwa pluralistycznego, od dzieciństwa, od początku. A w
takim wypadku nie należy różnic zamazywać i ukrywać, tylko należy je
pokazywać jako bogactwo. Należy dzieci od początku uczyć: patrzcie, mamy
przedstawicieli różnych religii, różnych wyznań. W dobie ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego jest to do przeprowadzenia. Dla mnie jako kogoś, kto
dąży do społeczeństwa pluralistycznego od początku, wyniki raportu są
wysoce satysfakcjonujące. Dziwię się, że tak mało jest niewłaściwych
postaw: dyskryminujących czy strachliwych, ukrywania swoich poglądów
religijnych, po czterdziestu latach takiego równania wszystkich, jakie mieliśmy
za totalitaryzmu.
Drugi moment to pogląd, że religia jest
sprawą prywatną, o którą nie wolno w ogóle pytać. Są takie postawy także w społeczeństwie. Ale religia naprawdę nie jest sprawą prywatną. Religia to
nie jest tylko przekonanie i mój stosunek z Bogiem. To jest mój Kościół
taki czy inny, to jest mój związek religijny taki czy inny, jest to siłą
rzeczy sprawa publiczna. I jeślibyśmy mieli powiedzieć, że nie wolno pytać o przynależność do Kościoła czy o wyznanie, to nie należałoby ujawniać
ani narodowości, ani może nawet płci, aby nie ujawniać żadnych różnic. Otóż w społeczeństwie pluralistycznym należy dążyć do tego, by nikt się nie bał
ujawniać różnic. W sprawach wychowania seksualnego i rodzinnego postuluje się, żeby podręcznik
zrobiony z punktu widzenia liberalnego nie był dodatkowy, a obowiązkowy,
natomiast dyskwalifikuje się dodatkowe pomocnicze materiały właściwe z punktu widzenia katolickiego czy w ogóle religijnego. Ujawnia to pewną
zasadniczą różnicę w poglądzie na wychowanie rodzinne i seksualne.
Mianowicie liberałowie i ludzie poglądu liberalno-ateistycznego chcieliby
wychowania do bardzo daleko idącej wolności seksualnej i podręczników, które
by takie wychowanie prowadziły. Jest to zupełnie nie do pogodzenia z punktem
widzenia religijnym. W związku z tym, o ile tutaj postuluje się we wnioskach
końcowych, żeby wyprowadzić z pomocy do lekcji wychowania w rodzinie materiały
pisane przez ludzi wierzących, ja bym stawiała zupełnie inny postulat:
mianowicie żeby całe wychowanie do rodziny i seksualne było prowadzone w ramach lekcji religii, tak jak jest prowadzone już na lekcjach religii
katolickiej, natomiast z drugiej strony w ramach lekcji etyki świeckiej. Chciałabym
tu powiedzieć, że w przeciwieństwie do modelu amerykańskiego istnieje model
belgijski, który obserwowałam z bliska, gdzie szkoły państwowe są zobowiązane
do organizowania lekcji religii tudzież lekcji etyki świeckiej dla wszystkich
dzieci — takich, jakie jest wyznanie ich rodziców. Są więc lekcje religii
katolickiej, ewangelickiej, prawosławnej, i traktuje się to jako rzecz normalną. I znowu postulowałabym zamiast wyprowadzania lekcji religii ze szkoły, choćby
częściowego, wprowadzenie lekcji religii możliwie jak się da największe
oraz wprowadzenie obowiązkowych lekcji etyki świeckiej dla dzieci rodziców
niewierzących, powiedzmy ateistycznych programowo, nie chcących uczyć dzieci
religii. W takim wypadku te różne pomoce, które są zrobione z pozycji wierzących,
byłyby przydatne na lekcjach religii, a pomoce stworzone z pozycji liberalnych
byłyby przydatne na lekcjach etyki laickiej, w których musiałoby się również
umieścić wychowanie do rodziny i wychowanie seksualne. I nie byłoby
konfliktu. Stworzenie w ramach lekcji wychowawczych lekcji wychowania do rodziny i seksualnego nigdy nie będzie satysfakcjonowało obu stron. Musiałoby być
sprowadzone do jakiegoś niesłychanie okrojonego minimum, powiedzmy do jakichś
podstawowych praw rodziny w społeczeństwie, do jakichś podstawowych wiadomości
na temat seksu. I taka jest, o ile się orientuję, pozycja większości ludzi
wierzących.
Na jedną jeszcze rzecz zwrócę uwagę. Autorzy raportu często powołują się
na to, że część ludzi wierzących postuluje, żeby lekcje religii były w kościele.
Otóż jest to wyłącznie wewnętrzna sprawa Kościoła, dlatego że motywacja
jest zupełnie inna niż motywacja autorów dokumentu: nie z punktu widzenia
nieujawniania się w szkole, tylko z punktu widzenia pogłębienia przeżycia
religijnego. Jest to już sprawa danego Kościoła, czy chce organizować religię u siebie czy w szkole. Prawo powinno zapewniać pełną możliwość
organizowania lekcji w szkole.
ZALETY NATURALNYCH METOD:
1.
Nie rodzi się dzieci
„niechciane", już przed poczęciem dziecko jest niejako zapraszane
przez swych rodziców i rozwija się w łonie matki w atmosferze miłości i akceptacji.
2.
Okresowe wyrzeczenie
się przez kochającą parę małżeńską współżycia seksualnego
wprawdzie wymaga pewnego wysiłku, ale dzięki temu ich współżycie
fizyczne stale jest momentem, za którym tęsknią, zyskuje ono na
atrakcyjności i świeżości (s. 74).
Kobiety stosujące
antykoncepcję, narażając się na jej szkodliwe działanie, czują się
pokrzywdzone i wykorzystane. (...) Przeżywają uczucie niepewności -
czy są naprawdę kochane, czy są tylko obiektem rozładowania
seksualnego u swojego partnera. Doprowadza to często do apatii, depresji,
oziębłości seksualnej i niechęci, a nawet agresji wobec mężczyzny.
Mężczyźni z kolei czują się skrępowani i ograniczeni w swoich
doznaniach, jeśli stosują prezerwatywę. Z kolei mężczyźni, którzy
nie chcą stosować antykoncepcji, wyznają pogląd, że „zabezpieczać
się" powinna wyłącznie kobieta, i czują się zupełnie zwolnieni od
odpowiedzialności za swoją płodność. A więc zamiast ułatwiać życie,
antykoncepcja skutecznie potrafi je skomplikować.
Marina Ombach: W poszukiwaniu prawdziwej miłości
Grażyna Płoszajska,
MEN: Zanim się ustosunkuję do wniosków zawartych w raporcie pod adresem
MEN i władz oświatowych, chciałam serdecznie podziękować „Neutrum" za
współpracę, ponieważ w wielu przypadkach listy, telefony czy interwencje
bardzo pomogły władzom oświatowym, nadzorowi pedagogicznemu w uspokojeniu, zażegnaniu,
rozwiązaniu pewnych spraw, które mogły być trudnym konfliktem, a dzięki
temu, że dostaliśmy sygnał, mogliśmy we współpracy z wydziałami
katechetycznymi poszczególnych kurii, jeśli to dotyczyło sprawy Polski, podjąć
pewne działania interwencyjne. Wydaje mi się, że dzięki państwa czujności
pewne sprawy zostały wyciszone, uspokojone. Za to bardzo dziękuję. A teraz jeśli
chodzi o wnioski. W sprawie likwidacji oceny z religii na świadectwie szkolnym
nie wiem, jaką decyzję podejmie kierownictwo Ministerstwa. Chciałam tylko
pokazać to w kontekście naszych zobowiązań prawnych. Po pierwsze, ten
problem był poruszany przy okazji uprawomocnienia się rozporządzenia z kwietnia 1992 roku w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w szkołach publicznych. Sprawa była przedmiotem rozprawy przed Trybunałem
Konstytucyjnym. Trybunał przyjął pewną wykładnię, orzeczenie Trybunału
jest wiążące dla ministra edukacji narodowej. Chcę również zwrócić uwagę,
że sprawa ta była omawiana w porozumieniu z przedstawicielami innych kościołów i związków wyznaniowych, które uczestniczyły w tworzeniu rozporządzenia i podpisały się pod nim. W tej chwili sprawa powinna być rozpatrywana jeszcze w innym świetle. Mianowicie zapis, że ocena z religii prowadzonej przez inne kościoły
lub związki wyznaniowe, które mają do tego prawo, powinna się znaleźć na
świadectwie szkoły publicznej, znalazł się w siedmiu ustawach regulujących
stosunek państwa do kościołów, jak również w projektach trzech ustaw, które
obecnie są rozpatrywane przez odpowiednie komisje sejmowe; proces legislacyjny
jest bardzo zaawansowany. W tej chwili decyzja ministra kolidowałaby z tymi
zapisami.
Wniosek drugi: kwestia przestrzegania zasady, aby lekcje religii odbywały się
tylko na początku lub na końcu zajęć szkolnych. W wielu szkołach, szczególnie
dużych, tych, które mają kilkanaście lub kilkadziesiąt oddziałów, jest to
nierealne, gdyż wymagałoby to zatrudnienia całego sztabu katechetów, którzy
pracowaliby tylko na pierwszej lekcji i przychodzili na którąś z lekcji
ostatnich.
Sprawa wprowadzenia na poziomie szkół ponadpodstawowych przedmiotu
„religioznawstwo". Po pierwsze, nie ma delegacji ustawowej dla ministra odnośnie
tego przedmiotu. Jest to kwestia zmiany ustawy. Po drugie, chciałabym zwrócić
uwagę, że szkoła i tak jest bardzo przeciążona. Treści dotyczące
religioznawstwa są zawarte w programie religii poszczególnych wyznań i w
niektórych programach etyki zatwierdzonych przez ministra. Kolejny aspekt tej
sprawy to koszt. Według wyliczeń Ministerstwa wprowadzenie jednego przedmiotu w wymiarze godziny tygodniowo w skali roku to koszt 2 bilionów starych złotych.
Jest to wszystko do przezwyciężenia, jeżeli oczywiście parlament przyzna
dodatkowe fundusze.
Wniosek o zapewnienie uczniom pełnej oferty programowej,
obligatoryjne informowanie na początku roku szkolnego o możliwości
uczestniczenia w zajęciach alternatywnych wobec religii. Chciałam zwrócić
uwagę, że na początku roku szkolnego jest już za późno, gdyż aby
zorganizować zajęcia alternatywne, trzeba o tym wiedzieć w poprzednim roku
szkolnym: wtedy, kiedy jest tzw. ruch kadrowy w szkole, kiedy ustalane są budżety. A więc trzeba to zasygnalizować z odpowiednim wyprzedzeniem, żeby dyrektor
szkoły mógł się organizacyjnie przygotować. Trzeba o tym powiedzieć np. na
zebraniu półrocznym w trakcie roku szkolnego.
Sprawy frekwencji i oceny. Informacja dotycząca warunków i sposobu
organizowania lekcji religii jest poruszana na naradach z kuratorami; o ile mi
wiadomo, kuratorzy również informują dyrektorów. Jeśli są tutaj jakieś
niejasności, rodzice mogą się na przykład domagać wywieszenia odpowiednich
rozporządzeń i wiem, że takie przypadki są, że np. rozporządzenie dotyczące
religii wisi w holu i każdy, kto przychodzi, może się temu przyjrzeć.
Sprawa wycofania niektórych pozycji z urzędowej listy zalecanych książek i podręczników. Sygnał odnośnie Etyki
Piotra Jaroszyńskiego w tej chwili dociera do nas po raz pierwszy. To samo
dotyczy książek Mariny Ombach i Teresy Król. Natomiast sprawa książki Wandy
Papis co pewien czas powraca w Ministerstwie. Podstawą do wprowadzenia książek
na listę są recenzje, z jakimi ta książka jest zgłoszona. Mechanizm
wycofania takiej książki z wykazu to również sprawa recenzji. Książka
Wandy Papis była recenzowana wielokrotnie. Z siedmiu recenzji, które ostatnio
otrzymało Ministerstwo, tylko jedna była negatywna. Te recenzje powstały w różnych
środowiskach, między innymi również w środowisku lekarskim była recenzja
pozytywna. Wybierani są ludzie, którzy są pewnymi autorytetami zawodowymi. W tej chwili sprawa wróciła do MEN. Rozporządzenie dotyczące wprowadzania do
wykazu książek pomocniczych i podręczników jest w trakcie nowelizacji. Pewne
sprawy zostaną w ogóle zmienione.
Jeszcze może jedna ważna kwestia: prawa dziecka. W tej chwili jest
przygotowywany krajowy plan działań na rzecz dzieci i spodziewam się, że ten
materiał zobowiąże do pewnych działań różne resorty, w tym także oświatę.
Ks. dr Włodzimierz
Nast., Polska Rada Ekumeniczna: Na pewno działanie Stowarzyszenia „Neutrum" w tej dziedzinie należy uznać za coś bardzo potrzebnego, bo fakt ten, że w naszym kraju Kościół rzymskokatolicki jest Kościołem zdecydowanej większości
społeczeństwa, nie znaczy, że inne wyznania czy też religie względnie
ludzie czy dzieci, którzy nie wyznają żadnej religii, nie powinni być
traktowani jednakowo: nie tylko na zasadzie tolerowania, ale równouprawnienia. W porównaniu z tym czasem, kiedy wprowadzano religię do szkół, kiedy to
wzbudziło pewien lęk w środowiskach kościołów mniejszościowych, obecnie,
mimo że pojawiają się różne znaki, różne sytuacje, które wymagają
pewnych interwencji, to jest już wyciszone. Ale właśnie chodzi o to, żeby
nasza różnorodność, ten pluralizm, który w Polsce istnieje, był nie tylko
respektowany, ale świadczył o naszym bogactwie. Kościoły zrzeszone w Polskiej Radzie Ekumenicznej prezentują różne modele religijności, trudno więc
jednolicie mówić o tym, czegobyśmy
oczekiwali, czego nam brak, co nas boli. Świadomość, że w naszym kraju jesteśmy,
istniejemy, działamy, że uczniowie mają prawo zdobywać w szkole wiedzę także z tej dziedziny, która nie tylko umysłem bywa zdobywana, powinna być w naszym
kraju czymś normalnym. Chodzi właśnie o to, żebyśmy się tej normalności
mogli uczyć, żeby fakt, że ktoś jest takiego czy innego wyznania, nie
wzbudzał zdziwienia w środowisku przeważającym wyznaniowo, tak samo jak to,
że ktoś jest takiej czy innej narodowości. Moim zdaniem to się poprawia, a fakt, że tu czy ówdzie pojawiają się sytuacje trochę ekstremalne, świadczy o tym, że trzeba tam wszędzie reagować. Czasem tych, którzy mają uczyć, też
trzeba nauczyć stosunku do innych, nie tylko tego, co jest prawdą samą w sobie — że to są tacy sami ludzie jak oni, ale że to inne spojrzenie na ten
świat, na sprawy Boga, na sprawy wiary nas jedynie ubogaca i dlatego też ja się
nie dziwię postulatowi dotyczącemu religioznawstwa. W niektórych krajach o większości
chrześcijańskiej właśnie ta wiedza o innych wyznaniach jest dzieciom i młodzieży
dawana nie po to, żeby wykazać wyższość takiej czy innej religii, ale po
prostu dla ogólnej kultury i możności stwierdzenia, jak wielka i bogata jest
ludzka duchowość. Stanowimy jakby wielką wspaniałą łąkę z mnóstwem
kwiatów, traw pachnących, a jednym podoba się równiutko przycięty trawnik.
Niech sobie oczywiście kto chce, wybierze, co mu się bardziej podoba, mnie
osobiście podoba się bardziej łąka z mnóstwem kwiatów. Może zakończę
takim wnioskiem, żeby lekcje religii — w szkole czy poza nią tam, gdzie to w szkole nie jest możliwe — były stawiane na jednakiej płaszczyźnie, ale żeby z drugiej strony ta młodzież, która pragnie poznawać wartości etyczne, które
nie są związane z konkretną religią, nie była tego pozbawiona.
Dr Elżbieta Czyż,
Helsińska Fundacja Praw Człowieka: Ja odniosę się do kilku kwestii na
zasadzie refleksji wokół problemu. Pierwsza kwestia to: religia czy
religioznawstwo? Z punktu widzenia ochrony praw mniejszości, zdecydowanej
mniejszości ludzi niewierzących i innowierców w tym kraju wydaje się, że — religioznawstwo. Wydaje się, że ich prawa w obecnym układzie są istotnie
zagrożone. W polskich szkołach prowadzone są lekcje jednej religii,
stosunkowo często w takim kontekście, że jest to ta religia dominująca i najlepsza. Etyka, gdyby rzeczywiście ten wybór był zawsze możliwy, byłaby
oczywiście jakimś rozwiązaniem; w przypadku religioznawstwa nie byłoby
konieczności wprowadzania lekcji religii i lekcji etyki, różnicowania dzieci,
że to idzie na lekcje religii, a tamto na etykę. W szkołach podstawowych w dalszym ciągu budzi to pewien rodzaj nietolerancji. Nie umiem powiedzieć, jaka
jest w tej chwili skala tego zjawiska. Sygnały na ten temat są, zwłaszcza w szkołach podstawowych, gdzie jednak pod pewną presją, w obawie bycia innym
dzieci decydują się na lekcje religii. Zresztą ten wybór nie zawsze jest możliwy,
bo lekcje etyki, jak tutaj też wykazał raport, nie zawsze są organizowane.
Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w tej kwestii jednoznacznie mówi, że
ocena z religii/etyki jest zgodna z konstytucją w sytuacji, kiedy rzeczywiście
uczeń może otrzymać wspólną ocenę na świadectwie. Jak wiemy z praktyki,
lekcje etyki nie zawsze są organizowane i pojawiają się informacje w postaci
kreski, a zatem w przyszłości może to budzić pewien rodzaj nietolerancji.
Zresztą nasza ustawa przewiduje taką gwarancję jak zachowanie milczenia w sprawach religijnych. Jeśli już mamy ten konkretny stopień na świadectwie,
to zachowanie milczenia jest rzeczą niemożliwą. W przypadku religioznawstwa
byłoby oczywiste, że oceniamy wiedzę na temat różnych religii. Na pewno byłoby
wówczas łatwiejsze kształtowanie postaw tolerancji wobec inności.
Kwestia prawa dziecka do decydowania o tym, czy chce uczestniczyć w lekcjach
religii czy etyki. W Polsce jest to rozwiązane w taki sposób, że osoby pełnoletnie
mogą podejmować samodzielnie tę decyzję. W szkołach średnich oczywiście
mogą decydować rodzice i dzieci. Wiadomo, że są one wystarczająco dojrzałe i w zasadzie to one decydują. Mówię: w zasadzie, choć oczywiście presja środowiska
rodzinnego wówczas także działa i jeżeli rodzice zdecydują, że dzieci mają
chodzić na lekcje religii, to najczęściej chodzą, nawet jeśli się z tym w pełni nie zgadzają. W innych krajach jest tendencja do tego, żeby dzieci, które
są świadome swojego wyboru, które mają już ukształtowany światopogląd,
zresztą bardzo często oczywiście pod wpływem rodziny, mogły wyrażać
samodzielnie swoje stanowisko. W Niemczech dziesięcioletnie dziecko w przypadku, gdy rodzice chcą mu zmienić wyznanie, ma prawo przed sądem wygłosić
swoje zdanie na ten temat. To nie znaczy, że sąd na pewno to uwzględni, ale
ma takie prawo. Czternastoletnie podejmuje decyzję, czy będzie uczestniczyło w zajęciach z religii, czy też nie. Wydaj się więc, że wiek uprawniający
do podejmowania decyzji powinien być zdecydowanie obniżony.
Ks. bp Antoni Długosz,
Sekretariat Episkopatu Polski: Zaskoczyło mnie samo sformułowanie
„religia w szkole a wolność sumienia i wyznania". Skoro jest to porównanie,
można suponować, że jest jakieś zagrożenia ze strony religii, by wolność
sumienia i wyznania była respektowana. Udało mi się przeczytać w całości
raport. Mówię do ludzi ze świata nauki. Proszę państwa, w nauce obiektywizm
jest konieczny. W waszej pracy naukowej, przyznacie, jest duża tendencyjność
oceny. To są moje subiektywne odczucia. Druga sprawa: załatwiamy sytuację związaną z dziećmi i młodzieżą, a gdzie tutaj są rodzice? Stawiamy szereg postulatów,
co w zamian dajemy, wszystko podważając? Ja będę tylko rzucał pytania, bo
jest mało czasu. Jestem duszpasterzem narkomanów i alkoholików od kilkunastu
lat. Duszpasterzem ludzi psychicznie chorych. Stawiam teraz pytanie: jeżeli
rodzina nie ukształtuje dziecka i nie pomoże w tym szkoła, właśnie pod względem
światopoglądu, jak może małe dziecko mając nawet dziesięć lat decydować o tym, jaki przyjąć światopogląd? On jest wyborem całego życia, a do
pewnego czasu rodzice mają święty obowiązek, by o pewnych zadaniach dziecka
decydować. Pluralizmu szkoły nie rozwiążemy takimi czy innymi rozporządzeniami,
dlatego że ten pluralizm pozostanie, i to jest właśnie wielkość naszego
kraju, gdzie nie było prześladowań religijnych. Cieszę się bardzo z tego,
że państwo mimo tendencyjności w raporcie powiedzieli, że taką wielką
sprawą i złą ta religia nie jest. Tylko zastanawiam się teraz, czy niektórzy z państwa rozumieją, czym jest religia, inaczej — katecheza. To nie jest
prywatna sprawa dziecka. Chodzi o to, żeby każdy katechizowany był świadkiem.
Jak by wyglądało, żebym ja do was przyjechał ubrany w strój cywilny? Mógłbym
być w takim, ale skoro przyjeżdżam jako biskup, mam prezentować ten światopogląd,
który głoszę, i to nie tylko będąc z wami, ale także w życiu prywatnym.
Dlatego, niestety, ja nie widzę innego rozwiązania, by przy realizacji celu
dydaktycznego w katechezie pomijać cel wychowawczy, a on się wiąże ściśle z życiem, katechizowanych. To są marginalne sprawy, żeby były jakieś
incydenty. One będą zawsze, tak ze strony nauczycieli innych przedmiotów, jak i ze strony nas, kapłanów. Jesteśmy tylko ludźmi, są pewne potknięcia. Ale
gdyby tak dziecko decydowało w szkole, czy ma się uczyć matematyki, języka
polskiego, jaki ma być program, do czego by doszło? Jedną z przyczyn uzależnienia
od narkotyków jest to, że ludzie nie mają jasnych zasad postępowania.
Przepraszam, że tak mówię, bo piękne są wnioski, i stawiam sobie pytanie,
co „Neutrum" robi oprócz zjazdów i sondaży. Czy prowadzi jakąś akcję,
która by służyła bezpośrednio ludziom, takim z marginesu, którym często służy
Kościół? Bo to wszystko pięknie-ładnie wygląda, tylko pytam: czym służycie,
konkretnie biorąc, ludziom, którzy dzisiaj taki problem przeżywają? Ja byłem
zaszokowany, żeby w sytuacji tak konfliktowej, jaką przeżywa kraj, państwo z takim problemem w tej chwili występowali. To mi przypomina jak królowa
francuska, kiedy mówiono, że ludzie nie mają chleba, powiedziała: to niech
ciastka jedzą.
Wydaje się, że
niebezpieczeństwa indoktrynacyjne wynikające z funkcjonowania w szkole
podręczników typu książki pani W. E. Papis wcale nie są związane z lansowanymi w nich systemami wartości, prawdami i ideami, gdyż te bardzo
często jako takie nie budzą wątpliwości — a ich przekaz zdradza w przypadku wspomnianej książki spore talenty autorskie — chodzi o coś
innego. Mianowicie o wyraźną w tych materiałach tendencję polemiczną
wobec możliwości ujmowania owych wartości w kategoriach innych
paradygmatów, niechęć do współdziałania z przedstawicielami innych
światopoglądów w krzewieniu wartości, które są rzeczywiście wspólne
lub mogłyby być traktowane jako wspólne.
[Z
recenzji prof. Krzysztofa Kicińskiego, raport „Respektowanie wolności sumienia i wyznania w szkole publicznej", „Neutrum", luty 1996.]
Dr Elżbieta Czyż:
Ja tylko chciałam powiedzieć, że nie mam nic oczywiście przeciwko nauczaniu
religii. To mogłoby być nauczanie w trybie fakultatywnym. Mówiłam o różnicy
między religią i religioznawstwem. Nie powiedziałam też, że dziecko dziesięcioletnie
samo podejmuje decyzje. Powołałam się na prawo niemieckie mówiąc, że jest
zapytane w przypadku, gdy rodzice chcą mu zmienić religię, natomiast decydować o tym, czy chce uczęszczać na religię, może dziecko czternastoletnie. W innych krajach granica wieku to najczęściej piętnaście lat.
Prof. Krzysztof Dołowy,
Sejmowa Komisja Edukacji: Zagadnienia, które w związku z tym raportem się
pojawiły, i wnioski z tego raportu możemy podzielić na trzy kategorie. Jedne
dotyczą spraw konstytucyjnych, drugie — sprawy pewnych przedmiotów, głównie
religii, ale także etyki i nauki o seksie w szkole, wreszcie kolejna grupa
zagadnień dotyczy podręczników, reformy szkoły, działań Ministerstwa
Edukacji itd.
Zacznijmy od konstytucji. Otóż prawa większości są realizowane poprzez
demokrację. Jeżeli ustrój zaczyna być demokratyczny, jeżeli jest
rzeczywiste prawo wyboru, to prawa większości są w znakomitym stopniu
przestrzegane. Państwo demokratyczne to według dzisiejszych norm nie wszystko.
Również każda jednostka w państwie musi mieć możliwie duży zakres wolności.
Wolność jednostki polega głównie na chronieniu praw każdej mniejszości.
Czy mamy w tym raporcie sygnalizowaną sprawę możliwego lub rzeczywistego
naruszania wolności jednostki i czy jest takim prawem wolność do milczenia w sprawie światopoglądu, w sprawie religii? Moim zdaniem tak jest. W przygotowywanej konstytucji taki zapis się znajdzie. I jeślibyśmy tę rzecz
badali tylko na tej podstawie konstytucyjnej, to wprowadzenie urzędowych zapisów
dotyczących światopoglądu i religii na dokumentach urzędowych jest z tym
niezgodne: nie powinno być stopnia z religii na świadectwie szkolnym. Bywając w komisjach egzaminacyjnych na wyższe uczelnie widziałem tak wypełnione te świadectwa,
że etyka była przekreślona. To jest jaskrawe naruszenie wolności
nieujawniania swojego światopoglądu.
Sprawa druga: czy religia powinna być w programie szkolnym, a również lekcje
etyki ewentualnie religioznawstwa i wiedzy o seksualizmie człowieka. Jeśli
chodzi o religię w budynku szkolnym, to nie widzę tutaj żadnego kłopotu. W wielu miejscach jest to po prostu zdecydowanie wygodniejsze. Czy
przeciwstawieniem religii jest etyka? To jest wielkie nieporozumienie. Nie
wyznaję spiskowej teorii historii, ale przeciwstawienie religii i etyki jest
tak głupim pomysłem, że aż wydaje się, że zostało to zrobione specjalnie.
Czy religioznawstwo byłoby przeciwstawieniem? Też nie jestem pewien. Religia
to jest lekcja wyraźnie światopoglądowa: jeśli jest nauczana, to nie powinna
być przeciwstawiana czemuś innemu niż nauczanie czegoś odwrotnego do religii — na szczęście takie dziwne pomysły się nie pojawiają. To byłaby chyba
reminiscencja z dawnych czasów. Czy może więc być wybór? Nie może być
wyboru. Inne przedmioty nie mogą być tutaj substytutem.
Co do nauki seksualizmu człowieka. Otóż wprowadzona ustawa antyaborcyjna
została osłodzona ustaleniem, że ma być upowszechniana wiedza na ten temat w szkole. Program tego przedmiotu powinien być ustalony na wiele lat i powinna być w nim część obiektywna, wyodrębniona z interpretacji. Nie może na taki
temat mówić niespecjalista, powinien to robić fachowiec. Tak się jednak nie
dzieje. Ministerstwo uniemożliwiło nauczanie tego przedmiotu. To jest działanie
celowe, myśmy to w Komisji mówili.
Jeszcze w sprawie religii i płacenia katechetom. Otóż w sposób oczywisty
wprowadzenie religii do szkół wymaga również płacenia. Jeżeli decyzję
polityczną podjęto bez świadomości finansowej, źle to świadczy o politykach. Ci którzy pracują, powinni być wynagradzani, jest to zasada słuszna.
Tylko że powstaje problem: skoro z pieniędzy podatników są opłacani ze względów
światopoglądowych służący większości nauczyciele, to również powinien
być znaleziony jakiś sposób na przekazywanie pieniędzy na ten cel mniejszościom
wyznaniowym i ewentualnie związkom ludzi niewierzących. Takie sprawy są na świecie
oczywiste i są rozwiązywane w różnych krajach europejskich. Nie wiem, w jaki
sposób można by to zrobić na polskim gruncie.
Wreszcie sprawa podręczników. Otóż podręcznik i zalecenie do podręcznika
może dzisiaj napisać każdy. Myśmy to krytykowali w Komisji wielokrotnie.
Trzeba tylko mieć dwie recenzje swoich znajomych i wtedy podręcznik jest
dopuszczany przez Ministerstwo. Czyli każda produkcja ludzka może być uznana
za książkę pomocniczą. To trzeba zmienić na poziomie Ministerstwa Edukacji
Narodowej.
Sprawa, o której dzisiaj mówimy i która budzi nasze emocje, jest spowodowana
świadomym działaniem politycznym kolejnych ministerstw edukacji narodowej, które
nie chcą się mierzyć z rzeczywistymi problemami, jakie się pojawiają. Co
jest naprawdę potrzebne polskiemu szkolnictwu? Trzeba stworzyć nowy zespół
przedmiotów. Uczyć o filozofii, całej filozofii. O etyce, całej etyce. O religiach, różnych. O zwyczajach różnych ludzi. To wszystko jest nauką o kulturze i powinno się pojawić w programie szkolnym nie jako dodatkowy
przedmiot, ale jeden z głównych przedmiotów, który musi iść przez całą
szkołę. Wymaga to jednak fundamentalnej reformy, nad którą się w Ministerstwie właściwie jeszcze nie pracuje.
Nawet gdyby
antykoncepcja miała działanie wyłącznie zapobiegające poczęciu
dziecka i nie powodowała zniszczenia go w pierwszym okresie jego życia, a jednocześnie byłaby całkowicie nieszkodliwa dla zdrowia, to i tak nie
można uznać antykoncepcji za prawidłową normę postępowania
seksualnego człowieka — z powodu zła moralnego, które wyrządza człowiekowi.
Dlaczego? Ilustracją tego niech będzie sytuacja, kiedy to mały chłopczyk
kradnie jabłka w ogródku sąsiada. Zrobił to skutecznie,
bo udało mu się ukraść i sąsiad go nie złapał. Jednak chyba nikt
nie ocenie postępowania chłopczyka jako prawidłowe i godne naśladowania
(Marina Ombach, W poszukiwaniu prawdziwej miłości, s. 86-87).
Wybór metod
naturalnych jest wzięciem odpowiedzialności za sprawy prokreacji na
siebie. Jeśli dojdzie do ciąży, małżeństwo wie, że jest to skutkiem
błędu popełnionego przez nich. Sprzyja to akceptacji poczętego życia.
(Praca
zbiorowa pod red. Teresy Król, Wędrując
ku dorosłości, "AND" 1994)
Andrzej Dominiczak,
Federacja Stowarzyszeń Humanistycznych: Chciałbym najpierw powiedzieć w związku ze słowem „pluralizm", które było tu wielokrotnie powtarzane, że z tego, co mi wiadomo, w Europie demokratycznej stosunki państwo-Kościół, w tym stosunki szkoła publiczna-Kościół, dzielą się na dwa rodzaje. Jeden
rodzaj to stosunki separatystyczne, takie jak we Francji. W większości krajów
Europy Zachodniej stosunki między państwem a Kościołem mają charakter, który
bywa określany właśnie jako pluralistyczny. I są zapisy w konstytucjach iluś
krajów, w belgijskiej, holenderskiej, niemieckiej, które obligują rządy tych
krajów do tego, żeby aktywnie wspierały wszelkiego rodzaju opcje światopoglądowe,
co w szczegółach jest regulowane jakimiś ustawami czy zwyczajem. Z tego
wynikają takie rzeczy, że na przykład w szkołach belgijskich czy
holenderskich rzeczywiście płaci się i organizuje lekcje dla osób wszystkich
wyznań, w tym dla osób bezwyznaniowych. Ale poza tym, że organizuje się
rzeczywiście takie zajęcia dla wszystkich grup, to dba się o to, żeby miały
one charakter szkolny, a nie kościelny. Takie są na przykład lekcje religii
katolickiej w Holandii. Uczestniczyłem w takiej lekcji parę lat temu i doszło
do tego, że ja, dość wojujący ateista, pierwszy raz w życiu wystąpiłem w obronie papieża. To była lekcja religii prowadzona przez teologa katolickiego. W sporze, czy państwo ma być pluralistyczne, czy separatystyczne, ja raczej,
chociaż nie jestem co do tego w pełni przekonany, opowiadam się za modelem
pluralistycznym, ale jak ten model rozumiemy? Rozwijając wątek pluralizmu pani
doktor Grabska wspomniała o wychowaniu seksualnym i powiedziała między
innymi, że osobne zajęcia, w których wykłada się wychowanie seksualne, są
nie do pogodzenia z etyką chrześcijańską czy ze światopoglądem chrześcijańskim i że te zajęcia być może powinny być częścią religii i etyki. Jeżeli to
jest pluralizm, to jako zwolennik wychowania seksualnego, i to takiego w duchu
hedonistycznym, mógłbym zupełnie spokojnie na tej samej zasadzie zaproponować,
żeby cała religia była wykładana w ramach wychowania seksualnego, i to by było
dokładnie to samo rozumienie pluralizmu, które państwo proponujecie z prawej
strony. Ja jestem za takim pluralizmem, w którym jest religia, i wychowanie
seksualne, i różne inne przedmioty. W każdym razie jestem za pluralizmem
autentycznym, a nie chrześcijańskim, tak jak go zrozumiałem.
Etyka P. Jaroszyńskiego
zawiera systematyczny wykład koncepcji tomistycznej. Jest jednak napisana w sposób napastliwy wobec teorii, światopoglądów, doktryn, instytucji, a nawet zjawisk społecznych, które są zdaniem autora niezgodne z nauczaniem Kościoła katolickiego bądź stają na zawadzie jego misji.
Na „ławie oskarżonych" zasiadają: zachodnia demokracja, która odcięła się od swych korzeni… nawiązując raczej do protoplastów,
którzy pokonali Rzym (s. 72); proletariat, który wprawdzie może
wybierać to, co chce, tylko że co to za wybór, jeśli człowiek słabo
zdaje sobie sprawę z tego, co robi (s. 72); modny przerost
nauk formalnych i technicznych, co zubaża człowieka, przygotowując go
do życia na miarę… robota (s. 65); empiryzm brytyjski, pod którego
wpływem uznano egoizm za podstawowy motor ludzkiego działania (s. 97); ateizm,
gdyż miała swych świętych, których kult
budowany był na kłamstwie i którzy do swych zasług dochodzili po trupach (s. 116); inne kultury, bo człowiek
redukowany jest w nich do bycia częścią i niczym więcej (s. 11);
psychologia i socjologia, ponieważ neguje
wolność człowieka (s. 10).
[Z
recenzji prof. Teresy Hołówki,
raport „Respektowanie wolności sumienia i wyznania w szkole publicznej", „Neutrum", luty 1996.]
Jeżeli szkoła ma być pluralistyczna — umówmy się na
chwilę, że religia ma w niej być — to powinien być przedmiot alternatywny.
Jak wyszło z badań pana Pawlika i co się znalazło w sugestiach i postulatach, tym przedmiotem według autorów raportu powinno być
religioznawstwo, bo najwięcej młodzieży wybierało ten przedmiot. Ja oczywiście
uważam, że religioznawstwo powinno być w szkole, ale ze względów, o których
mówił pan poseł, nie zaś jako alternatywa wobec religii: to jest raczej
refleksja nad religią. Ale pojawia się w takim razie pytanie, co jest tą
alternatywą wobec religii. Znowu zgadzam się, że nie jest nią etyka, ale nie
zgadzam się z tym, że coś, co pan poseł określił jako dziwne pomysły
jakiegoś przedmiotu alternatywnego wobec religii, byłoby rzeczywiście takie
dziwne. Na szczęście są osoby, które mają takie pomysły. I w dodatku te
osoby, dotknięte oczywiście myśleniem liberalnym zachodnioeuropejskim, nie
tylko nie widzą w tym nic dziwnego, ale uważają, że jest aż do obrzydzenia
oczywiste, iż takie przedmioty się wprowadza. Takie przedmioty od lat w ogromnej liczbie szkół w wolnym świecie funkcjonują, są na bardzo dobrym
poziomie i jest cała masa wzorów, które można zaadaptować do warunków
polskich i wprowadzać.
Mam jeszcze jedną uwagę do raportu: dotyczy ona pojęcia konformizmu, które
tam się pojawia dla wyjaśnienia części motywacji uczestniczenia w lekcjach
religii. Otóż moim zdaniem większość tego konformizmu to jest po prostu lęk.
Słusznie oskarżało się szkołę w systemie totalitarnym o to, że była jedną z instytucji, które generowały lęk — oczywiście szkoły wszędzie generują
lęk i są zawsze o to oskarżane, ale w systemie totalitarnym były szczególnie
lękotwórcze. Moim zdaniem w wolnej Polsce powinno się dbać o to, żeby szkoła
była mniej lękotwórcza, a oczywiście wszystkie te odpowiedzi, w których
uczniowie mówią, że uczestniczą w lekcjach religii, bo się obawiają, że w przyszłości, w razie nieuczestniczenia, mogą ich spotkać jakieś przykrości,
to jest po prostu, motywacja lękowa. Religia w szkole generuje lęk w tej
sferze, nie mówiąc już o tym, że religia w ogóle generuje lęk, nawet wśród
tych, którzy uczestniczą w lekcjach religii z głębokiego przekonania.
Anna Wolicka, „Neutrum":
Jestem tu w dość nietypowej sytuacji, gdyż w imieniu Stowarzyszenia „Neutrum"
mam się ustosunkować do raportu, którego jestem współautorką i w którego
opracowywaniu „Neutrum" brało udział. Brzmi to paradoksalnie, chodzi
jednak o to, że „Neutrum" jako stowarzyszenie stoi na stanowisku, iż
religia w ogóle nie powinna być przedmiotem nauczania w ramach zajęć
szkolnych, między innymi dlatego, że przy takiej przewadze jednej religii nie
sposób uniknąć łamania sumień dzieci i rodziców nie będących katolikami. W raporcie mieliśmy przykłady tego, że przedstawiciele mniejszości
wyznaniowych i osoby niewierzące czują się zmuszeni do posyłania dzieci na
lekcje religii wbrew swoim chęciom i przekonaniom. Wiemy, że Międzynarodowy
Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych mówi, iż każda religia może być
przedmiotem nauczania w szkole. Oczywiście możemy to tylko przyjąć do
wiadomości, uważamy jednak, że w tej sytuacji niemożliwe jest rzeczywiste
przestrzeganie zapisu artykułu 2 Protokołu nr 1 do Europejskiej Konwencji Praw
Człowieka, który gwarantuje wszystkim rodzicom prawo do tego, żeby dzieci w szkole publicznej były wychowywane zgodnie z ich przekonaniami. Ale ponieważ
nie jesteśmy organizacją fundamentalistyczną, lecz realistyczną, stan rzeczy
jest, jaki jest, a wnioski z raportu miały na celu poprawę sytuacji w tym
zakresie, Stowarzyszenie podpisuje się pod tymi wnioskami.
Teraz kilka słów w związku z dotychczasową dyskusją. To, co powiedziała dr
Stanisława Grabska w sprawie ujawniania swoich przekonań, oznacza propozycję
zmiany zapisu ustawowego. Sądzę, że moje stowarzyszenie byłoby przeciwne
zmianie tego zapisu, ponadto w Europie jest on wprowadzany w coraz większej
liczbie krajów, choć nie ma go w samej Konwencji. Dlatego to, co się dzieje w tej chwili, jest po prostu nieprzestrzeganiem istniejącego prawa. Ponieważ
sprawy wychowania seksualnego rzeczywiście wydają się prawie nie do rozwiązania,
to myślę, że na jakimś forum można by poszukać takiej formuły, żeby i jedni, i drudzy rodzice byli usatysfakcjonowani. Musieliby o tym jednak rzeczywiście
zdecydować rodzice i dzieci, ponieważ sądzę, że na wiele treści, które są
zawarte w krytykowanych tutaj książkach, nie zgodziliby się także rodzice
katoliccy, gdyby ich ktokolwiek o to zapytał, i wcale by nie chcieli, żeby na
lekcjach religii w ten sposób prowadzono edukację seksualną ich dzieci. Znamy
skądinąd wypowiedź pewnego dostojnika watykańskiego, że jeśli mąż chory
na AIDS nie może się powstrzymać od współżycia z żoną, to lepiej, żeby
ją zaraził, niż użył prezerwatywy. Jestem ciekawa, ilu katolików podpisałoby
się pod tą wypowiedzią. Wiemy, oczywiście, że nauczanie religii jest wewnętrzną
sprawą Kościoła, dlatego też napisaliśmy wyraźnie w naszych postulatach,
że pewne sprawy zależą od jego dobrej woli. Jednak Kościół to również
wierni, a ponieważ wiele spośród osób, które sygnalizowały nam różne
problemy, oraz niektórzy członkowie „Neutrum" to zarazem członkowie Kościoła
katolickiego, więc są to także ich sprawy. Jeśli chodzi o wypowiedź pani
Grażyny Płoszajskiej, przedstawicielki MEN, rozumiem, że czasem może być
zupełnie niemożliwe zorganizowanie wszystkich lekcji religii na początku lub
na końcu zajęć. Ale mamy na przykład wiadomość, że w Lublinie przedszkola
starają się, żeby lekcja religii była po obiedzie; dzięki temu ci rodzice,
którzy sobie tego życzą, mogą wcześniej zabrać dziecko do domu. Zalecenie
MEN mogłoby polepszyć sytuację. I odpowiedź na pytanie księdza biskupa,
czym „Neutrum" służy ludziom. Otóż „Neutrum" jest powołane do służenia
radą i pomocą tym ludziom, którzy się czują pokrzywdzeni w sprawach wolności
sumienia i wyznania. Nie wątpię, że poza tym wielu członków „Neutrum" w ten czy inny sposób prywatnie pomaga biednym, ale nie to jest naszą dziedziną
działania jako organizacji.
Dr Magdalena Środa,
Instytut Filozofii UW: Dwie rzeczy w badaniach zwróciły moją uwagę. To,
że młodzież chciałaby się uczyć religioznawstwa w szkole, a po drugie -
że bardzo niewiele młodzieży chce się uczyć etyki. Otóż to świadczy o dwóch
cechach, które według mnie mają znaczenie optymistyczne. Po pierwsze, że młodzież
szkolna jest nastawiona scjentystycznie, a więc krytycznie, a więc wolałaby
coś najpierw wiedzieć o religiach, a w każdym razie że wyraźnie oddziela
wiedzę od wiary. To zaś, że młodzież nie chce się uczyć etyki, wydaje mi
się świadczyć o tej młodzieży, że jest niezwykle rozsądna, ponieważ, w przeciwieństwie do tego, co powiedziała pani Grabska, etyka laicka to
filozofia nieskomplikowana: dosyć trudno byłoby ją wykładać przez dwanaście
lat. Otóż etyka w moim rozumieniu i — mam nadzieję — w rozumieniu tych,
którzy wprowadzili ją do szkół, jest dziedziną filozofii. Historia doktryn
etycznych jest elementem historii filozofii dokładnie w takim stopniu, w jakim
chrześcijaństwo jest elementem kultury europejskiej: jest jej elementem, ale
nie całością. Otóż ja sobie wyobrażam etykę w ten sposób, że jest tam również
wykładany tomizm jako tomizm właśnie, a nie w taki zawoalowany sposób jak w książce pani Papis, że jest to niby prawda ostateczna, a w gruncie rzeczy są
tam prawdy tomizmu, przedstawione zresztą w bardzo niedobry sposób. Więc to,
że młodzież nie chce chodzić na etykę, szczególnie mnie nie dziwi. Widzę
to po swoich studentach, którzy również nie za bardzo chętnie czytają książki
filozoficzne z etyki. Więc to przeciwstawienie etyki religii, w którym etyka
ma mieć charakter laicki i być rodzajem narzędzia propagandowego czy światopoglądowego,
było pomysłem iście szatańskim, zupełnie niepotrzebnym. Ja rozumiem, że
etyka w szkole ma być raczej przekazem pewnych doktryn, pewnych narzędzi,
sposobów uzasadniania poglądów moralnych i czymś takim, co jest wartościowe
dla każdego młodego człowieka, ale w ramach tego, czego jest dziedziną,
czyli w ramach filozofii, a więc w ramach szkoły zreformowanej.
Dr Andrzej
Malanowski, dyrektor Zespołu ds. Ochrony Konstytucyjnych Praw i Wolności
Obywatelskich w Biurze RPO: Jestem w kłopotliwej sytuacji, bo tak się składa,
że jestem zarazem rodzicem i urzędnikiem państwowym w państwie
konstytucyjnie oddzielonym od Kościoła i neutralnym w sprawach wiary i przekonań światopoglądowych. To mi stwarza bardzo trudną sytuację, tak więc
wypowiem się w dwóch krótkich odcinkach. W jednym — publicznym, gdzie
zreferuję pewne rzeczy urzędowo, i w drugim bardzo krótko, czysto prywatnie.
Bardzo bym prosił, żeby nie identyfikować mojej wypowiedzi prywatnej z urzędem,
który pełnię.
Po pierwsze, w moim przekonaniu urzędowym ten raport potwierdza wiele obaw
Rzecznika Praw Obywatelskich sformułowanych we wniosku wniesionym w sierpniu
1992 r. do Trybunału Konstytucyjnego przeciwko rozporządzeniu prof.
Stelmachowskiego. Przypomnę, że Trybunał uznał w części niekonstytucyjność
tego rozporządzenia. W pewnej zaś części, co tutaj pięknie zostało podkreślone
przez Fundację Helsińską, uznał zgodność pod pewnymi warunkami, które
jednak nie zostały spełnione. Rzecznik od początku mówił, że alternatywa
etyka-religia jest fikcją.
Pani Stanisława Grabska powiedziała, że prawo powinno zapewniać możliwość
nauczania religii w szkole, i ono to zapewnia. Rzecznik Praw Obywatelskich
kwestionując rozporządzenie nie kwestionował obecności religii w szkole. Mówił,
że są aż trzy ustawy, które to przewidują, i on tych ustaw nie kwestionuje. I dalej mówił: jeżeli chociaż jedno dziecko będzie dyskryminowane, jeśli
chociaż jedno dziecko będzie dotknięte takimi konsekwencjami, jakie tutaj
mamy opisane, to już będzie świadczyć o tym, że prawo pozwalające na takie
rzeczy jest prawem złym. Wydaje mi się, że przedstawiony tutaj dokument
potwierdza zjawiska dyskryminacji, nietolerancji, te lękowe sprawy, o których
była mowa. Przez moje biurko przepływają listy nieszczęśliwych rodziców,
wiele tutaj już cytowanych, i serce mnie boli, kiedy czytam, jak rodzic wywodzi
sprawę, że dziecko w przedszkolu jest przymuszane. Jak rodzic, który napisał,
że sobie tego nie życzy, dostaje na piśmie świadectwo z religii.
W gorzkim dowcipie, który
niestety potwierdza rzeczywistość, psycholog wyjaśnia przyczyny
znerwicowania dzieci: „W czasie pierwszych trzech miesięcy życia w łonie
matki, dziecko denerwuje się, czy mamusia je przyjmie, czy odrzuci. W następnych trzech miesiącach denerwuje się, czy tatuś ożeni się z mamusią. I ostatnie trzy miesiące przed narodzeniem nie są wolne od
niepokoju — czy babcia zajmie się nim, jak rodzice pójdą do pracy,
czy zostanie oddane do żłobka" (s. 73).
Zawsze robi się wszystko, by nie dopuścić do zagrożenia życia matki,
bo jej śmierć pociąga za sobą na ogół śmierć dziecka (s. 100).
Jakie prawo karze śmiercią ofiarę przestępstwa, karą bez porównania
większą, niż jego sprawcę? A jednak zdarza się, że gwałciciela są skazuje na karę więzienia, a ofiara przestępstwa — poczęte w wyniku gwałtu, zupełnie niewinne
dziecko zostaje skazane na karę śmierci. I to częstokroć przez najbliższą
mu na świecie osobę — własną matkę.
[Marina Ombach: W poszukiwaniu prawdziwej miłości]
Rzecznik
przed Trybunałem postawił retoryczne pytanie: jaka jest różnica w państwie
konstytucyjnie rozdzielonym od Kościoła i neutralnym w sprawach wiary i przekonań między szkoła publiczną a wyznaniową, jeśli w jednej i w drugiej
jest modlitwa na początku zajęć i na końcu, w jednej i w drugiej krzyże
wiszą we wszystkich klasach, w jednej i w drugiej jest ocena z religii na świadectwie?
Rzecznik szanuje orzeczenie Trybunału, ale zapewniam państwa, że nie jest nim
przekonany. I oczywiście nie może tego orzeczenia podważać, bo nie ma
takiego prawa w Rzeczypospolitej, jest natomiast problem, i raport moim zdaniem
bardzo słusznie stawia pod rozwagę parlamentu i Ministerstwa pewne kroki, które w moim najgłębszym przekonaniu nie są krokami zmierzającymi do pozbawienia
katolików czy osób innych wyznań prawa do nauczania religii w szkole. Te
propozycje wydają się bardzo sensowne.
Co do prawa do milczenia, jest ono obecne w dwóch ustawach: o stosunku państwa
do Kościoła katolickiego z maja 1989 roku i o gwarancjach wolności sumienia i wyznania. A z panem posłem w jednej rzeczy się nie zgadzam. Otóż
wprowadzenie religii do szkół wcale nie wymaga płacenia, gdyż płacenie
wynika z rozporządzenia, Trybunał też to powiedział. Bo można sobie
wyobrazić — i tak jest zgodnie z tymi dwiema ustawami, które stanowią, że
nauczanie religii jest wewnętrzną sprawą Kościołów i związków
wyznaniowych — piękny model zgodny z prawem, że szkoła udostępnia miejsce, z którego Kościół korzysta realizując swój cel misyjny. I jeszcze jedno: mówimy
przez cały czas „nauka religii", ale w słowach księdza biskupa właściwie
został postawiony znak równania, a te obawy także rzecznik wtedy w 1992 roku
formułował, że nauka religii równa się katecheza.
1 2 Dalej..
« Biuletyny (Publikacja: 01-09-2002 Ostatnia zmiana: 16-02-2004)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2306 |
|