|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Teksty źródłowe » Nietzsche
My, uczeni [1] Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche
Poza dobrem i złem
Tłumaczenie: Stanisław Wyrzykowski
Bez względu na niebezpieczeństwo, iż moralizowanie i tu okaże się tem, czem
bywało zawsze — mianowicie nieulęknionem montrer ses plaies, wedle
Balzac'a, — odważyłbym się wystąpić przeciw nieprzystojnemu i szkodliwemu
przesunięciu dostojeństwa miedzy wiedzą a filozofią, które, niestety, całkiem
niepostrzeżenie i ni to z najczystszem dokonywa się obecnie sumieniem. Mojem
zdaniem, na podstawie swego doświadczenia — nie oznaczaż doświadczenie, jak
mi się zdaje, zawsze przykrego doświadczenia? — należy mieć prawo do
zabierania głosu o takich górniejszych dostojeństwa sprawach: by nie mówić
jak ślepy o kolorach lub jak kobiety i artyści przeciwko wiedzy (ach ta
niedobra wiedza, wzdycha ich wstyd i instynkt, zawsze się domyśli!). — Obwołanie
niezależności naukowego człowieka, jego zerwanie z filozofią jest jednem ze
subtelniejszych oddziaływań demokratycznego ładu i nieładu rzeczy: samoubóstwienie i samo przecenienie uczonego jest dziś wszędzie w pełnym rozkwicie i święci
swe wiosenne gody, — co nie znaczy jeszcze, by samochwalstwo w tym wypadku
nazbyt było wonne.
Precz ze wszystkimi panami! — oto, czego i tu także
chce gminny instynkt; wiedza, obroniwszy się szczęśliwie przed teologią, której
służebnicą była zbyt długo, z całem zuchwalstwem i nierozumem dąży
obecnie do tego, by filozofii narzucić prawa, by ze swej także strony odegrać
wreszcie rolę pana — co mówię! filozofa. Pamięć moja — za pozwoleniem,
pamięć naukowego człowieka! — roi się od naiwnostek pychy, zasłyszanych
przeze mnie o filozofii i filozofach od młodych przyrodników i starych lekarzy
(nie mówiąc już o najwykształceńszych i najzarozumialszych ze wszystkich
uczonych, o filologach i bakałarzach, którzy z zawodu są jednem i drugiem
-). Raz był to specyalista i mól uczony, który instynktownie stawał
okoniem przeciw wszystkim w ogóle syntetycznym zadaniom i zdolnościom; innym
razem skrzętny wyrobnik, którego zaleciała woń opium i dostojnej zbytkowności w duchowem gospodarstwie filozofa, więc czuł się tem pokrzywdzonym i umniejszonym. Niekiedy była to ślepota na barwy, właściwa zwolennikowi pożyteczności,
co we filozofii nic więcej nie widzi okrom szeregu obalonych systemów oraz
rozrzutnego wysiłku, nie przynoszącego nikomu pożytku. To znów odzywała się
trwoga przed zakapturzoną mistyką i sprostowaniom granic poznawania: albo
lekceważenie tego lub owego filozofa, uogólnione mimowolnie do lekceważenia
filozofii. Na ostatek u młodych uczonych, poza wyniosłem pomiataniem filozofią,
znajdowałem najczęściej szkodliwe oddziaływanie któregoś z samychże
filozofów, któremu wypowiedziano co do całości posłuszeństwo, nie wyłamawszy
się jednakże z pod zaklęcia jego pogardliwego osądu innych filozofów: -
wynikiem zaś było ogólne rozczarowanie się do całej filozofii. (Tego
rodzaju zda mi się na przykład oddziaływanie Schopenhauera na najnowsze
Niemcy: — swą nieinteligentną względem Hegla zaciekłością doprowadził
do tego, iż cale ostatnie pokolenie niemieckie zerwało łączność z kulturą
niemiecką, acz ta kultura, wszystko dobrze zważywszy, posiadała górność
oraz wieszczą historycznego zmysłu subtelność: atoli sam Schopenhauer był
na tym właśnie punkcie do genialności ubogi, niewrażliwy, nie niemiecki). Na
ogół, w całkowitym obrachunku, przedewszystkiem czynniki ludzkie arcyludzkie,
słowem własna nowszych filozofów małość najważniejszą snadź była
przyczyną, iż cześć dla filozofii podupadła i wtargnęły do niej instynkty
gminne. Wyznajmyż przed sobą, jak bardzo naszemu nowoczesnemu światu zbywa na
ludziach w rodzaju Heraklitów, Platonów, Empedoklesów i jak tam wszystkim tym
królewskim wspaniałym pustelnikom ducha było na imię; słusznie więc wobec
takich przedstawicieli filozofii, którzy dziś, dzięki modzie, wodzą rej w górze
jak u dołu — w Niemczech na przykład oba lwy berlińskie, anarchista
Eugeniusz Dtihring i amaigamista Edward von Hartmann -, dzielny człowiek
nauki może się poczuwać do wyższego dostojeństwa i pochodzenia. W szczególności
widok owych mętnogłowych filozofów, zwących siebie filozofami rzeczywistości
lub pozytywistami, zdolen jest wzbudzić w duszy młodego ambitnego uczonego groźną
nieufność; toć oni w najlepszym razie sami są uczonymi i specyalistami, to
leży jak na dłoni! — toć oni są zwyciężonymi i do jarzma wiedzy znów
wprzągniętymi, acz kiedyś tam żądali więcej od siebie, do tego więcej i do swej odpowiedzialności nie mając prawa — teraz zaś godnie, mściwie,
zawzięcie szerzą niewiarą słowem i czynem w władcze zadania i dostojeństwo
filozofii. Ostatecznie: jakżeby mogło być inaczej! Wiedza dziś kwitnie i plonów swych ze spokojnem oczekiwać może sumieniem, to zaś, na co zeszła
zwolna cała nowsza filozofia, ten dzisiejszej filozofii szczątek budzi nieufność i niechęć, jeżeli nie szyderstwo i współczucie. Filozofia zredukowana do
teoryi poznania, w istocie niewięcej niż lękliwa epokistyka i o powściągliwości
nauka: filozofia, która nie przekracza nawet progu i uparcie wzbrania sobie
prawa wstępu — to filozofia dogorywająca, to kres, to agonia, coś, co współczucie
budzi. Jakżeby filozofia taka mogła panować!
Niebezpieczeństwa, zagrażające rozwojowi filozofa, są
dziś istotnie tak różnorodne, iż wątpić by można, czy owoc ten w ogóle
dojrzeć jeszcze może. Zakres i rusztowanie wiedzy rozrosły się do nieskończoności, a tem samem także prawdopodobieństwo, iż filozof już w okresie uczenia się
gdzieś się zatrzyma i wyspecyalizuje: nie dojdzie już zatem na swą wyżynę,
mianowicie do przeglądu, rozglądu, spoglądu. Lub dojdzie tam po niewczasie,
kiedy najlepsza pora i siły jego już przeminą; albo tak sterany, zgrubiały,
zwyrodniały, iż pogląd jego, jego ogólny wartości osąd niewielką będzie
miał już wartość. Właśnie subtelność intelektualnego jego sumienia
zmusza go snadź zwlekać i opóźniać się w drodze; boi się zostać
dyletantem, wszystkowiednem i wszystkoczujkiem, wie aż nadto dobrze, iż ktoś,
co postradał cześć dla siebie samego, w poznawaniu także już nie rozkazuje,
także już nie przewodniczy: toć inaczej pragnąłby snadź zostać
filozoficznym Cagliostrem i poławiaczem duchów, słowem uwodzicielem. Jest to
ostatecznie rzeczą smaku: gdyby nawet nie było rzeczą sumienia. Zaś i to
jeszcze zwiększa w dwójnasób trudności filozofa, iż żąda on od siebie sądu,
jakiegoś tak lub nie, nie o umiejętnościach lecz o życiu i wartości życia, — że niechętnie daje wiarę, iż ma do tego sądu prawo lub nawet obowiązek, i drogi do tego prawa i do tej wiary śród najrozleglejszych — snadź najuciążliwszych i najniebezpieczniejszych — zdarzeń życiowych, niejednokrotnie zwlekając,
wahając się, milknąc, szukać sobie musi. Istotnie tłum przez długie czasy
nie poznawał filozofów i brał ich bądź to za ludzi nauki i idealnych
uczonych, bądź też za religijnych odzmysłowionych odświatowionych
marzycieli i opiłych Bogiem; kiedy zaś chwalą dziś kogoś, iż żyje mądrze
lub jak filozof, to pochwala ta nic więcej niemal nie znaczy, jak rozsądnie i na uboczu. Mądrość zda się pospólstwu rodzajem ucieczki, środkiem i fortelem, by wyjść cało z niebezpiecznej gry; atoli prawy filozof — nie
zdajeż się tak nam, przyjaciele moi? — żyje niefilozoficznie i niemądrze,
przedewszystkiem nierozsądnie i poczuwa się do brzemienia tudzież obowiązku
tysiącznych prób i pokuszeń życiowych: — naraża nieustannie siebie, w niebezpieczną wdaje się grę...
W stosunku do geniuszu, to znaczy, do istoty, która albo
płodzi albo rodzi,- oba te słowa pojęte w najwyższym ich zakresie -,
uczony, naukowy pospolitak ma zawsze coś ze starej panny: gdyż, podobnie jak
ona, nie zna się na obu tych najcenniejszych zadaniach człowieka. Jakoż
jednym i drugim, uczonym i starym pannom, przyznaje się, ni to odszkodowanie,
szanowność, podkreśla się w tych razach szanowność — i na dnie tego
wymuszonego przyznania ma się w dodatku jednaki osad niesmaku. Przyjrzyjmyż się
dokładniej: czemże jest człowiek nauki? Najpierw niedostojnym rodzajem człowieka, z cnotami niedostojnego, to znaczy, nie władającego, nie autorytatywnego, a także nie wystarczającego sobie rodzaju człowieka: posiada pracowitość,
zdolność cierpliwego stawania do szeregu, równomierność i miarę w tem, co
może i czego wymaga, posiada instynkt równościowy oraz zmysł tego, czego równy
jemu potrzebuje, na przykład owej cząstki niezależności i zielonego
pastwiska, bez której pracować spokojnie nie można, rości sobie prawo do
zaszczytów, do uznania (którego najpierwszym i najcelniejszym warunkiem jest
przystępność, łatwość poznania -), do aureoli dobrego imienia, do
ustawicznego stwierdzania swej wartości i swej pożyteczności, którem wewnętrzną
nieufność, leżącą na dnie serca wszystkich ludzi zależnych i zwierząt
stadnych, wciąż zwalczać potrzeba. Uczony ma także, rzecz prosta, choroby i narowy niedostojnego człowieka: jest pełen małostkowej zawiści, ma oko
ostrowidza na przywary natur, na których wyżyny wzbić się mu nie dano. Jest
ufny, atoli jeno jak człowiek, co płynie z prądem, ale sam prądem nie jest i właśnie wobec człowieka wielkiego prądu staje się tem chłodniejszym i skrytszym — oko jego bywa wtedy jak gładkie odrażające jezioro, w którem
żaden zachwyt, żadne współczucie już się nie zwierciedli. Najgorsze i najniebezpieczniejsze rzeczy, do których uczony jest zdolny, wynikają z właściwego
rodzajowi jego instynktu mierności: z owego jezuityzmu mierności, który
instynktownie przykłada rękę do zagłady niezwyczajnego człowieka i pragnie
każdy napięty łuk złamać lub — bardziej jeszcze-! — zwolnić. Zwolnić
mianowicie oględnie, dobrotliwą naturalnie dłonią -, z życzliwem zwolnić
współczuciem: na tem się zasadza właściwa sztuka jezuityzmu, który umiał
zawsze zalecić siebie jako religię współczucia.
Mimo całej powinnej przedmiotowemu duchowi wdzięczności, — bo i komużby wszystko podmiotowe oraz jego przeklęta ipsissimozycatywność nie
stanęły już kością w gardle! — trzeba jednakże stać się w końcu
przezornym względem swej wdzięczności i ukrócić przesadę, z jaką sławi
się od niedawna wyzucie ducha z samoistności, z indywidualności, gdyby cel
sam w sobie, gdyby zbawienie i wniebowzięcie: jak to dziać się zwykło w szkole pessymistycznej, której jużcić nie zbywa na powodach, by oddawać
najwyższą cześć bezinteresownemu poznaniu. Człowiek przedmiotowy, który,
wzorem pessymisty, nie klnie już i nie złorzeczy, w którym instynkt naukowy
po tysiąckrotnem całkowitem i połowicznem niepowodzeniu dosięgnie wreszcie
swego wykwitu i rozkwitu, jest niewątpliwie jednem z najcenniejszych, jakie
istnieją, narzędzi: ale w ręku potężniejszego. Jest on jeno narzędziem,
powiedzmy: zwierciadłem, — nie zaś celem samym w sobie. Człowiek
przedmiotowy jest istotnie zwierciadłem: wobec wszystkiego, co daje się poznać,
do uniżoności przywykły, wszelkiej innej rozkoszy próżen, krom tej, jaką
daje poznawanie, odzwierciadlanie,- czeka, aż coś przyjdzie, i rozpościera
się następnie delikatnie, by lekkie nawet ślady i muskania widzianych istot
nie zatraciły się na jego skórze i powierzchni. To, co w nim z osoby pozostało
jeszcze, zda się mu przypadkowem, często dowolnem, częściej przeszkodą: tak
dalece stał się dla siebie samego cudzych kształtów i zdarzeń przejściem i odbiciem. Przypomina się sobie z wysiłkiem, nierzadko fałszywie; z łatwością
bierze siebie za kogoś innego, myli się co do swych własnych potrzeb i w tem
jedynie jest niesubtelny i niedbały. Zapadnie-li na zdrowiu, dolega mu ciasnota i małostkowość żony i przyjaciela, lub brak towarzyszy i towarzystwa, — więc
zmusza siebie do rozmyślań nad swemi troskami: daremnie. Myśl jego pierzchła
już do ogólniejszego wypadku, zaś nazajutrz znów nie będzie wiedział, jak
przyjść mu z pomocą. Zatracił poczucie siebie, także poczucie czasu: jest
wesoły nie dla braku trosk, lecz dla braku palców i zdolności ujęcia swych
trosk. Nawykowa uległość względem każdej rzeczy i zdarzenia życiowego, słoneczna i niebaczna gościnność, z jaką wszystko wita, co mu się przygodzi, właściwa
mu nieoględna życzliwość, niebezpieczna niedbałość o tak lub nie: ach,
zdarza się często, że te cnoty odpokutować musi! — zaś jako człowiek
bywa w ogóle aż nazbyt łacno cnót tych caput mortuum. Żąda-li się
odeń miłości i nienawiści, mam na myśli, miłości i nienawiści, jak ją
pojmują bogi, kobiety i zwierzęta: — to uczyni, co może, i da, co może.
Atoli nie trzeba się dziwić, że jest tego niewiele, — gdyż w tem właśnie
okazuje się nieszczerym, kruchym, zagadkowym i zbutwiałym. Miłość jego jest
wymuszona, jego nienawiść sztuczna i przedstawia się raczej jako tour de
force, jako próżnostka i przesada. O tyle jeno jest szczery, o ile
przedmiotowym być może: jedynie w pogodnym swym totalizmie jest jeszcze
naturalny, jeszcze naturą. Jego zwierciedląca się i wiekuiście wygładzająca
dusza nie umie już twierdzić, ni przeczyć: nie rozkazuje i nie burzy niczego.
Je ne meprise presque rien — powiada za Leibnitz'em: nie przesłyszmyż i nie lekceważmyż tego presque! Nie jest też człowiekiem wzorowym;
nie wyprzedza nikogo, nie zdąża za nikim; stoi w ogóle za daleko, by miał
powód wybierać między złem a dobrem. Biorąc go tak długo za filozofa, za
cezarowego siewcę i mocarza kultury, za wiele okazywano mu czci i przeoczono,
co w nim najistotniejsze, — jest on narzędziem, potrosze niewolnikiem, acz
niewątpliwie najdoskonalszym rodzajem niewolnika, sam w sobie zaś niczem — presque
rien! Człowiek przedmiotowy jest narzędziem, drogocennem, łatwo się psującem i mętniejącem narzędziem mierniczem oraz cackiem zwierciadlanem, którego
należy szczędzić i szanować; lecz nie jest celem, nie jest wylotem i wzlotem, nie jest człowiekiem koronującym, którym reszta bytu się
usprawiedliwia, nie jest kresem — a tem mniej początkiem, poczęciem i pierwszą przyczyną, czemś krzepkiem, potężnem, na sobie wspartem, co chce
panować: raczej jeno kruchą, wydętą, delikatną, ruchliwą formą glinianą,
co na jakąś treść i zawartość wprzód czekać musi, by się następnie według
niej ukształtować, — zazwyczaj człowiekiem bez treści i zawartości, człowiekiem
niesamoistnym. Niczem więc też dla kobiet, in parenthesi.
1 2 3 Dalej..
« Nietzsche (Publikacja: 01-09-2002 Ostatnia zmiana: 05-02-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2355 |
|