|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Teksty źródłowe » Nietzsche
My, uczeni [3] Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche
Żądam, by zaprzestano wreszcie wyrobników
filozoficznych tudzież w ogóle ludzi nauki uważać za filozofów, — żeby w tem właśnie przestrzegano surowo zasady każdemu to, co mu się należy i nie
dawano owym za wiele, tym zaś za mało. Być może, iż do wychowania
rzeczywistego filozofa jest rzeczą potrzebną, by przebiegł po kolei wszystkie
te stopnie, na których słudzy jego, filozofii naukowi wyrobnicy się zatrzymują, — zatrzymywać się muszą; snadź winien on być krytykiem i sceptykiem i dogmatykiem i historykiem, zaś ponadto poetą i zbieraczem i podróżnikiem i moralistą i jasnowidzem i wolnym duchem i niemal wszystkiem, by zwiedzić cały
zakres wartości ludzkich oraz odczuwań wartości, by rozmaitemi oczyma i rozmaitem sumieniem módz patrzeć z wyżyny w każdą dal, z głębi na każdą
wyżynę, z cieśni w każdy przestwór. Atoli to wszystko jest jeno warunkiem
wstępnym jego zadania: zadanie samo wymaga czegoś innego, — żąda, by
tworzył wartości. Owi wyrobnicy filozoficzni, wzorem Kanta i Hegla, winni ten
lub ów wielki zasób osądów wartości — to znaczy dawniejszych założeń
wartości, wytworów wartości, które przyszły do władzy i przez czas jakiś
nosiły miano prawd — ustalić i ująć w formuły bądź to w zakresie
logicznym lub politycznym (moralnym), bądź też w dziedzinie artystycznej.
Zadanie tych badaczy polega na tem, by wszystko dotychczas dokonane i ocenione
uwidocznić, udostępnić, ułatwić dla myśli i ręki, żeby wszystko długie,
czas nawet skrócić i całą przeszłość ujarzmić: olbrzymie to i przedziwne
zadanie, na pewno mogące zadowolnić każdą szlachetną dumę, każdą wytrwałą
wolę. Właściwi zaś filozofowie są rozkazodawcami i prawodawcami: powiadają
tak być winno co oznaczają dokąd? i po co? człowiecze, posługując się
przy tem przedwstępnemi pracami wszystkich wyrobników filozoficznych,
wszystkich ujarzmicieli przeszłości, — twórczą ręką sięgają w przyszłość, a wszystko, co jest i było, staje się dla nich przytem środkiem, narzędziem,
młotem. Ich poznawanie jest twórczością, ich twórczość prawodawstwem, ich
wola prawdy — wolą mocy. — Istnieją dziś tacy filozofowie? Istnieliż już
tacy filozofowie? Nie muszą tacy filozofowie istnieć?... Zda mi się coraz bardziej, iż filozof, jako nieodzowny
człowiek jutra i pojutrza, po wszystkie czasy był i być musiał ze swem
dzisiaj w niezgodzie: wrogiem jego był za każdym razem ideał dzisiejszy.
Wszyscy ci nadzwyczajni, zwani filozofami, opiekunowie człowieka, co rzadko uważali
siebie za przyjaciół mądrości, raczej za niemiłych trefnisiów i niebezpieczne znaki zapytania -, swe zadanie, swe twarde, niedobrowolne,
nieodparte zadanie, na ostatek zaś wielkość swego zadania znajdowali
dotychczas w tem, iż byli dla swej epoki wyrzutem sumienia. Zatapiając nóż
wiwisekcyjny przedewszystkiem w cnotach epoki, wyjawiali własną tajemnicę:
szukali nowej wielkości człowieka, nowej nieudeptanej drogi do wywyższenia
tegoż. Za każdym razem wykrywali, jak wiele obłudy, opieszałości, rozluźnienia
wodzów i puszczenia wodzów taiło się w najbardziej uwielbianym typie współczesnej
im moralności, jak wiele cnoty już się przeżyło; za każdym razem
powiadali: dążymy w oddal, hen, gdzie wam najbardziej dziś obco. Wobec świata
nowoczesnych idej, co pragnąłby zagnać każdego w jakiś kąt i specyalność,
filozof, gdyby filozofowie dziś istnieć mogli, byłby zmuszony właśnie
wielkość człowieka, pojęcie wielkości włączyć w swą zakresność i wielorakość, w swą całość w wielości: a nawet wartość i hierarchię
oznaczałby wedle tego, ile i jakich brzemion ktoś udźwignąć i wziąć na
siebie zdolen, do jakiego stopnia swą odpowiedzialność wytężyć może. Dziś
smak epoki i cnoty epoki osłabiają i rozcieńczają wolę i nic tak bardzo współczesnem
nie jest, jak słabość woli: zatem do ideału filozofa, w skład pojęcia
wielkości należeć musi właśnie siła woli, twardość i zdolność do długich
postanowień; z tą samą słusznością, z jaką wręcz przeciwna nauka tudzież
ideał niedołężnej, zapierającej się siebie, kornej, niesamolubnej ludzkości
odpowiadały wręcz odmiennej epoce, co, jak wiek szesnasty, cierpiała na
nadmierną energię woli oraz na najdziksze potopy i nawałnice samolubstwa. Za
czasów Sokratesa, śród ludzi o wyczerpanym instynkcie, śród zachowawczych
dawnych Ateńczyków puszczających sobie wodze — dla szczęścia, jak
powiadali, dla przyjemności, jak postępowali — a przytem wciąż jeszcze
prastaremi świetnemi posługujących się słowami, do których przez swe życie
od dawna postradali już prawo, ironia była snadź znamieniem wielkości duszy,
owa sokratyczna złośliwa pewność starego lekarza i plebejusza, co bezlitośnie
ranił siebie samego oraz duszę i serce arystokraty spojrzeniem, mówiącem aż
nadto wyraźnie: nie udawajcie przede mną! tu — wszyscyśmy jednacy!
Dziś natomiast, gdy w Europie jeno zwierzę stadne dostępuje zaszczytów i rozdaje zaszczyty, gdy równość praw może nader łacno przedzierzgnąć się w równość bezprawia: chcę rzec, w pospólne zwalczanie wszystkiego niezwykłego,
niepowszedniego, uprzywilejowanego, szczytniejszego człowieka, szczytniejszej
duszy, szczytniejszego obowiązku, szczytniejszej odpowiedzialności, twórczej
pełni i wielmożności mocy — dziś dostojność, pragnienie samoistności,
możność wyróżnienia się, mus samodzielności oraz konieczność życia na
własną rękę wchodzi w skład pojęcia wielkości; zaś filozof wyjawia
poniekąd swój własny ideał, gdy oświadcza: ten jest największy, kto zdoła
być najsamotniejszym, najskrytszym, najodrębniejszym, człowiekiem poza dobrem i złem, panem swych cnót, przebogaczem woli; na tem właśnie polega wielkość,
iż umie się być zarówno złożonym jak całym, zarówno przestronnym jak pełnym. I pytam raz jeszcze: jest że dziś — wielkość możliwą?
Co to jest filozof, trudno dlatego się dowiedzieć, iż nauczyć tego nie można:
trzeba to wiedzieć z doświadczenia, — lub być o tyle dumnym, by nie wiedzieć
wcale. Dziś wszakże, kiedy wszyscy rozprawiają o rzeczach, których doświadczyć
zgoła nie mogli, najczęściej i najgorzej daje się to we znaki filozofom oraz
stanom filozoficznym: — najnieliczniejsi znają je, znać je mogą, a wszystkie popularne sądy o nich są fałszywe. Tak na przykład, owego iście
filozoficznego połączenia śmiałej rozkiełznanej duchowości, co bieży
prosto, z dyalektyczną ścisłością i nieodzowną koniecznością większość
myślicieli i uczonych nie zna z własnego doświadczenia i dlatego, gdyby ktoś
chciał mówić im o tem, nie daliby wiary. Każdą konieczność wyobrażają
oni sobie jako przykrość, jako niemiły przymus, mus ulegania; myślenie samo
zda się im czemś powolnem, opieszałem, nieledwie trudnem, nader często czemś,
co potu szlachetnych warte — bynajmniej nie czemś lekkiem, boskiem, tańcowi i pustocie najbliżej pokrewnem! Myślenie oraz ciężkie, poważne branie
jakiejś rzeczy — jest dla nich nierozdzielne: gdyż w ten jeno sposób
doznawali tego. — Artyści mają snadź subtelniejsze od nich nozdrza: wiedzą
bowiem aż nadto dobrze, iż właśnie wtedy, gdy nic nie czynią już dowolnie
lecz wszystko koniecznie, ich poczucie swobody, subtelności, pełnomocy,
poczucie twórczego kojarzenia, zarządzania, kształtowania dosięga szczytu, — słowem, iż konieczność i wolność woli zespala się wówczas u nich w jedno. Na ostatek istnieje hierarchia stanów duchowych, której odpowiada
hierarchia problematów; najwyższe problematy odtrącają bezlitośnie każdego,
co śmie się do nich zbliżyć, swej duchowości szczytnością i mocą nie będąc
do ich rozwiązania przeznaczonym. I cóż stąd, iż obrotne, na cały świat głośne
mózgi oraz nieobrotni zacni mechanicy i empirycy cisną się, parci swą gminną
ambicyą, jak to często dziś się zdarza, w ich pobliże i ni to na ten dwór
nad dworami! Toć kobierców takich deptać prostackim stopom nie wolno
przenigdy; przedwieczny ład rzeczy zapobieżał już temu; nie rozewrą się
wierzeje przed natrętami tymi, chociażby bili w nie głowami nawet i rozbijali o nie głowy! Do każdego górnego świata trzeba być stworzonym; wyraźniej zaś
mówiąc, trzeba być doń wychowanym: prawo do filozofii — w wielkiem
znaczeniu tego słowa — ma się jeno dzięki swemu pochodzeniu, swym przodkom,
krew rozstrzyga i tu także. Praca wielu pokoleń musiała poprzedzić
powstanie filozofa; każda z cnót jego musiała być z osobna nabyta, wypielęgnowana,
wcielona, przekazana dziedzicznie i to nie tylko śmiały, lekki, subtelny tok i bieg jego myśli, lecz zwłaszcza gotowość do wielkich odpowiedzialności,
szczytność władczych wejrzeń i spojrzeń, poczucie wyodrębnienia z tłumu, z jego cnót i obowiązków, przyjazna ochrona i obrona wszystkiego
niezrozumianego i spotwarzonego: Boga czy dyabła, ćwiczenie się i rozkoszowanie wielką sprawiedliwością, sztuka rozkazywania, rozległość
woli, nieskore oko, co rzadko podziwia, rzadko patrzy w górę, rzadko kocha...
1 2 3
« Nietzsche (Publikacja: 01-09-2002 Ostatnia zmiana: 05-02-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2355 |
|