|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Inny punkt widzenia
Pusty krzyż Autor tekstu: Marek Bończak
Wielu biskupów katolickich przeczy swym postępowaniem temu, co głosi
ustami dyskredytując się definitywnie. Czy coś sobie z tego robią? Sobie
nic, ale w ten sposób czynią z wyznawanej przez siebie wiary nieracjonalną
mrzonkę.
Parę lat
temu, nie pamiętam dokładnie w jakich okolicznościach, znajomy biskup
powiedział do nas, kleryków zgromadzonych na jednym z niezliczonych spotkań
formacyjnych, że krzyż biskupi jest zawsze pozbawiony figury Jezusa, gdyż to
właśnie biskup powinien być na nim ukrzyżowany. Pamiętam, że mówił to z wielką dumą i pewnym poczuciem wyższości, którego nie potrafił albo nie
chciał ukryć.
Oczywiście nie brałem tego dosłownie. Po pierwsze biskup był dla mnie
niemal Bogiem i nie chciałem widzieć go dyndającego na golasa na złotym krzyżyku,
co zresztą mimo dużej ilości złota zużytego do wyobrażenia dwóch belek użytych
na Golgocie nie byłoby możliwe (niestety...).
To wymiar symboliczny wypowiedzi biskupa głęboko mnie wzruszył. Umrzeć
na krzyżu dla Jezusa jest szczytem duchowych marzeń co pobożniejszych kleryków,
przynajmniej na początku. Osobiście znałem jednego diakona, który z całkowitym
przekonaniem twierdził, że gdyby to było możliwe, chciałby natychmiast
umrzeć — tak bardzo pragnął
spotkać się ze swoim Zbawicielem.
Słuchanie opowieści o męczennikach wywoływało we mnie pragnienie naśladownictwa,
miłości do Jezusa i uczestniczenia w jego zbawczej misji, nie mówiąc już o zjednoczeniu z nim w raju.
Zrozumiałem, że w symbolice ukrzyżowanego biskupa wyraża się jego
doskonałe zjednoczenie z Jezusem. Biskup, według tej koncepcji, powinien stać
się, jak apostołowie, doskonałym świadkiem Jezusa, jego logosem.
Gdy pewnego dnia Filip poprosił Jezusa o pokazanie apostołom Ojca,
Jezus powiedział, że kto widzi jego, widzi Ojca. Ponadto, według teologii,
Jezus najdobitniej objawił Ojca, gdy umarł na krzyżu. Analogicznie biskup
powinien wskazywać na Jezusa, swego mistrza z krzyża życia całkowicie
przenikniętego ewangelią.
Powinien z czystym sumieniem mówić do wiernych: kochani, kto widzi mnie, styl
mego życia, jak cierpię ucisk i prześladowanie z miłości dla Was i dla królestwa
bożego — ten widzi ukrzyżowanego Jezusa.
To wcale nie żart. Paweł VI w konstytucji o liturgii "Sacrosanctum
concilium", jednym z najważniejszych dokumentów Soboru Watykańskiego II w ten sposób definiuje naturę sakry biskupiej: "Biskup powinien być uważany
za wielkiego kapłana (sacerdos magnus) swojej trzody, od którego
pochodzi i zależy, w pewnym sensie, życie jego wiernych w Chrystusie" (Enchiridion
Simbolorum, 4041).
Aby uniknąć jakichkolwiek wątpliwości Paweł VI
poucza w konstytucji "Lumen gentium", że: "W osobie biskupa
asystowanego przez prezbiterów obecny jest wśród wierzących Pan Jezus
Chrystus, Najwyższy Kapłan (Pontifex Summus)" (op.cit, 4145).
W obu przypadkach argumentacja jest natury sakramentalnej.
Biskup, z woli samego Jezusa udziela sakramentów świętych wierzącym,
którzy w ten sposób mają nowe życie, stają się Kościołem i jest wśród
nich obecny Chrystus. Oczywiście to krew i woda, które wypłynęły z boku
Jezusa przebitego włócznią na krzyżu dały początek sakramentom, jak uczy
Kościół za św. Augustynem — w ten sposób powraca motyw krzyża.
Reasumując, chcąc być koherentnym wobec ducha wyznawanej przez siebie
wiary, biskup powinien być dyspensatorem łask jako współukrzyżowany z Jezusem. Jedynie wówczas może z czystym sumieniem wypełniać swoją misję.
Niestety zwykle w jego ogromnym pałacu nie znajdzie się nawet kawałek
odpowiedniej belki; w luksusowym samochodzie też nie ma miejsca na jakieś
nieheblowane dechy...
Co za szkoda.
Czy biskupi, mianujący się prawowiernymi namiestnikami apostołów
mieli prawo zmonopolizować istotny dla chrześcijaństwa aspekt sakramentalny?
Dla mnie nie jest to takie pewne; dla wielu wiernych stanowi niepodważalny dogmat. Wszyscy wierzący (i myślący) powinni sobie jednak uświadomić
jaką logiką kierują się owi panowie w purpurowych i czerwonych piuskach,
domagając się od swej trzody czci i posłuszeństwa.
Można bowiem odnieść wrażenie, że sami nie stosują się do tego,
co głoszą, kładąc jedynie nacisk na aspekt formalny biskupstwa, wynikający z godności i władzy, jaką sobie uzurpują.
Krzyż jest „sakramentem" (czyli znakiem) czegoś dużo bardziej ważnego
niż siedem sakramentów, mianowicie miłości, czyli natury Boga. W tej
zapomnianej przez wielu polskich biskupów cnocie de facto zawiera się
ich prawo do pełnienia funkcji sakramentalno-duszpasterskiej. Być ukrzyżowanym z Chrystusem oznaczało zawsze dla ascetyki chrześcijańskiej całkowicie
poświęcić się miłości bliźniego (caritas), jak on wyrzekając się
wszystkiego, co nie jest zgodne z miłością.
Tymczasem wielu z tych, którzy uważają się za następców apostołów,
"wielkich kapłanów" uobecniających Chrystusa, swoim zachowaniem
wskazują, że nie mają nic, albo bardzo niewiele wspólnego z logiką krzyża i miłości. Żyją w luksusie, zachowują się niczym możnowładcy w stosunku
do poddanych sobie kapłanów i laikatu, często ukierunkowując swoją politykę
na wzbogacenie własnych diecezji o dobra państwowe, wyłudzając je za pomocą
oddanych sobie urzędników sprawujących ważne funkcje państwowe.
Liczni biskupi, którzy powinni być ostoją moralności dają przykład
jej całkowitego lekceważenia, dzięki wysokiej pozycji społecznej w krajach o dużej liczbie katolików. Ambiwalentne zachowanie seksualne, arogancka ochrona
oskarżonych o pedofilię kapłanów, lekceważenie opinii wiernych w decyzjach
dotyczących mianowania duszpasterzy, mniej lub bardziej jawny nepotyzm, przede
wszystkim zaś pycha i zarozumiałość przekraczające wszelkie pojęcie niemal
nudzą nas częstotliwością, z jaką są ujawniane.
Jedna z przyczyn takiego zachowania „wielkich kapłanów" leży w ich
zrozumieniu własnego miejsca w kościele i jego nadużycie.
Sobór Watykański II dążył do przekształcenia piramidalno-hierarchicznej, archaicznej struktury w kościół, w którym hierarchia nie miałaby
tak przesadnej roli; w kościół mniej na wzór wojskowy, bardziej zbliżony do
wzorca z Dziejów Apostolskich. Tymczasem Jan Paweł II, który uważany jest za
wielkiego propagatora i entuzjastę Soboru Watykańskiego II w krótkim czasie
scentralizował władzę w swych rękach, stanowczo ograniczając autonomię
diecezji na rzecz kurii rzymskiej.
Polska jest po Watykanie najbardziej papieskim krajem na świecie. Nic więc
dziwnego, że antypostępowa polityka Jana Pawła II odcisnęła się głębokim
piętnem na mentalności tutejszego kleru. Wszystkie wady systemu
hierarchicznego kościoła nabierają w naszym kraju wymiaru upośledzenia.
Postawę kleru polskiego charakteryzuje z jednej strony przesada w oddawaniu czci biskupowi Rzymu, wynikająca z bezgranicznego podporządkowania
najsławniejszemu rodakowi, z drugiej wielkopańskie zachowanie, nadęcie,
pycha, udawanie autorytetów w sprawach tego świata, domaganie się od państwa
zdawałoby się świeckiego dostosowania prawodawstwa do katolickich norm
moralnych, które są dla wyższego kleru narzędziem sprawowania kontroli nad
bogobojną częścią społeczeństwa a co za tym idzie źródłem władzy.
Jednak nikt się nie zastanawia nad tym, że są oni jedynie uniżonymi sługami
głowy państwa Watykan, którego politykę realizują bez szemrania (patrz
stosunek episkopatu do naszego wejścia do Unii Europejskiej).
Uwypuklenie wymiaru sakramentalnego na bazie rygorystycznie
hierarchicznej otwiera drogę do opisanego stanu rzeczy. Ważnie wyświęcony
biskup, okazujący posłuszeństwo Watykanowi jest w naszym kraju nietykalny,
cokolwiek by nie zrobił. Niestety, często korzysta on z tej sytuacji postępując
zgodnie z tezą, że cel uświęca środki, albo wręcz rezygnuje z aspektu uświęcającego i zadowala się polityką maskującą, popłuczynami po autentycznej nauce
Jezusa, których ma pełne usta.
Gdybym podszedł do któregoś z biskupów i powiedział, że skoro nie
utożsamia się ze wszystkich sił z Jezusem ukrzyżowanym, powinien zrezygnować
ze swej posługi dającej mu władzę i pieniądze, to myślę, że wyzwałby
mnie od idiotów, wichrzycieli, heretyków i masonów, albo, co gorsze zlekceważyłby
mnie jak słoń mikroba. Czy postąpiłby w podobny sposób dlatego, że nie
jestem godzien krytykować następców apostołów, czy też dlatego, że w głębi
serca nie wierzy do końca w głoszoną przez siebie doktrynę, upatrując się w jej licznych elementach znamion utopii?
Dlatego dziś, bardziej niż
kilka lat temu cieszę się, że drogocenne krzyże, które „pasterze ludzi"
noszą dumnie na piersiach są puste. Inaczej kosztowny jezusek stopiłby się
ze wstydu...
« Inny punkt widzenia (Publikacja: 21-03-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2360 |
|