Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.013.427 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Zawsze intelekt polski obejmował bardzo rozległe horyzonty myślowe. A teraz przeżywamy jeden z najpotężniejszych przewrotów historycznych, a przeto także umysłowych. Trzeba zwracać się do tych, którzy mają odwagę myśleć o rzeczach, o których nikt jeszcze nie myślał, wdawać się w rozmowę z prawdą, przez nikogo jeszcze nie spotkaną i zarejestrowaną, sięgać ramieniem umysłu tam, dokąd nikt jeszcze nie..
 Tematy różnorodne » Inny punkt widzenia

Ewangelia adriano-polska [1]
Autor tekstu:

"Z jednego krzyża można by zrobić dwie szubienice"
— rzekł fachowiec z pogardą.
Lec

I.

Tłum otaczający krzyż gęstniał z każdą chwilą.

— Szybciej, kupujcie suszone figi, bo właśnie mi się kończą! — handlarz nawoływał, spoglądając nerwowo na konającego na krzyżu młodego Żyda. Kłamał z tymi figami, ale skazaniec najwyraźniej dobiegał końca swojej bolesnej, przymusowej ekshibicji.

— Słabeusz — mruczał rozgoryczony i zły przekupień. — Nie zdążę nic sprzedać. Zaraz ci przeklęci sadyści poczują woń trupa i sobie pójdą. Gdyby nie ten błazen Josef, którego przyłapałem, gdy obściskiwał moją najmłodszą, Rachel… Ale dostało się, łajdakowi! Skopałem mu jaja, że przez rok nie zbliży się do żadnej kobiety. Za przyjemność trzeba płacić, złodzieju! Na tym świecie tylko krzyż jest za darmo… — Suszone figi sprzedaję, smaczne, pożywne i tanie, suszone figi… — Nie umieraj, człowieku, mniej litość nad biedakiem, który się spóźnił tylko, dlatego, że jest sprawiedliwy!

Ale on umarł.

II.

— Miłujcie swoich nieprzyjaciół, módlcie się za tych, którzy was oczerniają i przebaczajcie, nie żądając zwrotu pożyczki, lecz tym chętniej dawajcie im bardziej jesteście pewni, że nie otrzymacie z powrotem — prawił z zapałem młody rabbi Jeszua. — Wówczas będziecie mieli wielką nagrodę w niebie.

— Jaką? — Zapytał bardziej rozgarnięty słuchacz.

Jeszua rozpromienił się na to pytanie, zaś słuchacze, szczególnie ci, którzy opiekowali się chorymi, zmęczonymi południowym upałem, zazgrzytali ze złością zębami, posyłając gorliwcowi mordercze spojrzenia.

— Teraz to dopiero się rozkręci — mruknął zdenerwowany ślepiec do leżącego na noszach paralityka. Nie widzę od urodzenia i tylko Najwyższy wie jak bardzo jestem ciekaw świata. A przez tego bęcwała muszę jeszcze wysłuchać kazania Uzdrowiciela, które może trwać z godzinę!

— Albo i lepiej — zgodził się paralityk. — Żebyś ty wiedział, jak mnie boli dupa.

— Pssyt! — przerwał mu przerażony ślepiec — jeszcze Mistrz usłyszy i nas nie uzdrowi! Wiesz jak on nienawidzi przekleństw?!

— Chyba nie bardziej niż ja tych betów, w których zżerają mnie wszy i świerzb. Zatem niech się pośpieszy!

Tymczasem Jeszua ben Josef rozkręcił się na dobre:

— Tą nagrodą jest mieszkanie w domu Ojca. Tam jest wiele izb i wszyscy, którzy są jak On miłosierni zmierzają tam pewną drogą...

— Ja to bym chciał iść wreszcie do swojego domu, do mojej Rachel — rozmarzył się ślepiec. — Zobaczyć wreszcie kolor jej sutek i...

— ...bo ja jestem drogą i prawdą i życiem.

— Ech, życie — stęknął stojący nieco w oddaleniu trędowaty. — Powinno być takie cudowne, czuję to gdzieś w środku. W rzeczywistości zaś — popatrzył na swoje spuchnięte dłonie pozbawione niemal wszystkich palców — tyle jest warte.

Wypełnił go smutek tak głęboki, iż nie zauważył nawet, że Uzdrowiciel skończył kazanie i przystąpił do rutynowego uzdrawiania chorych. Nie dbał już o to. Całe cierpienie jego zmarnowanego życia skoncentrowało się w jednym, potwornym momencie, odbierając trędowatemu wszelką chęć życia. Uzdrowienie, po co, skoro nawet, gdy będzie zdrowy ma szansę jedynie na kilka lat powolnej degradacji, nieuniknionej drogi ku bolesnej śmierci? W życiu nie zaznał niczego prócz bólu, samotności i upokorzenia i teraz, gdy mógł błagać o zdrowie, przeraził się. Walczyło w nim pragnienie życia i jego najciemniejsze strony, których trędowaty doświadczył aż nadto.

W międzyczasie Rabbi skończył cudowną fazę swojego spektaklu zbawienia i oddalił się w otoczeniu uczniów.

Może to i dobrze, pomyślał trędowaty, odprowadzając wzrokiem zmęczonego Uzdrowiciela, ciężar mojego życia jest miarą jego autentyzmu. Gdy stanę przed Bogiem nie będę musiał się wstydzić, że zrzuciłem go na ramiona Galilejczyka. Cierpieniem spłacę długi moich grzechów. Ostatni raz, z godnością spojrzał na Rabbiego i tłumy, które z błaganiem ciągnęły za nim na pustynię. Potem pokuśtykał w inną stronę, mijając przeklinającego na kogoś paralityka złożonego na cuchnącym łożu rozpaczy.

III.

Między Jesuą ben Josefem a Judą ze Skarioty toczyła się nieustanna wojna nerwów. Juda był z natury złodziejem i po chwili euforii, która kazała mu pójść za Galilejczykiem, jego złodziejska natura odezwała się z całą mocą. Juda podbierał z obfitości ofiar składanych przez wdzięcznych za uzdrowienie nieboraków. Jeszua wiedział o tym doskonale, lecz udawał Greka. Szło mu to o tyle łatwiej, że wiązał z tym niegodziwcem pewne nadzieje. Nie wiedział jeszcze dokładnie, o co mu chodzi, ale był przekonany, że w odpowiednim momencie sprawy same ułożą się tak jak trzeba. Tak było zawsze. Jeszua nie miał wątpliwości, że jego Abba odpowiednio kontroluje sytuację i wszystko pójdzie po jego myśli — ostatecznie był Najwyższym, tak czy nie? Dotąd nie spadł Jesule jeden włos z głowy, chociaż niemal pluł w nadęte mordy faryzeuszów i uczonych w Piśmie — jakkolwiek ci łajdacy i fałszerze kultu bożego, te sępy żerujące na jeszcze żywej, choć schorowanej tkance społeczeństwa związanego sznurem Prawa, lub, co gorsza, biczowanej przez tych łotrów lękiem przed Najwyższym, zasługiwali na wszelkie potępienie — to jednak ich władza była tak wielka, że żadne dokonane z mocą znaki i cuda nie powinny były na tak długo ratować go przed mniej lub bardziej zdradziecką śmiercią. A mimo to żył i co więcej raczył się jak gdyby nigdy nic ich podstępną gościnnością, wchodząc przysłowiowemu wilkowi do paszczy. Ostatecznie w domu świętego czy grzesznika smak kolacji zależy jedynie od kunsztu kucharza. Mesjasz pomyślał z uśmiechem, że w tym jest podobny do Judasza. Tyle, że każdy z nich odgrywał inną rolę w dramacie życia. Jeśli człowiek się z tym nie pogodzi to zwariuje, albo zwątpi. A na to Nazarejczyk nie mógł sobie pozwolić. Stąd znosił nikczemność Judasza, pocieszając się myślą, że Najwyższy, wcześniej czy później zrobi z nim porządek. Nie sprawiła mu zatem większej trudności wymiana braterskiego pocałunku, gdy zdrajca przyszedł poprzeszkadzać w jego modlitwie na łagodnym zboczu Ogrodu Oliwnego.

IV.

— Fajnie być twórcą nowej religii — powiedział Jesua do zmęczonych Dwunastu. Wędrowali już cały dzień, nie spożywszy nawet obiadu. Nie to, że mieli pretensje do Mesjasza. Jeszcze w nocy musieli wyruszyć zupełnie nagle, bez przygotowań, by najpierw zmylić czujki wystawione przez tłumy (że niby to idą na stronę, by się w spokoju pomodlić, albo naradzić) a potem zgubić pościg, biegnąc co tchu w piersiach. Mieli już dość starego tłumu. Jeszua tłumaczył, że nie można się zatrzymywać przy jednym tłumie choćby nie wiadomo jak był wielki. Kto usłyszał ten usłyszał, a komu się udało skorzystać z uzdrawiającej mocy Mesjasza, to jego szczęście. Oni musieli iść dalej i szukać inne zagubione owieczki.

Jesua zatrzymał się przy młodym drzewku figowym.

— Powiedziałem wam, że to super być powołanym przez Abba, na lidera jego nowej religii - Jeszua przemówił do Apostołów jak rabbi do leniwych uczniaków: ze spokojem, ale i jakąś siłą w głosie, która wybijała z letargu i zmuszała do skupienia uwagi na zaproponowanym argumencie.

Jaki on ma cudowny głos, pomyślał młody Jan.

Znowu jakieś niepotrzebne filozofowanie, spochmurniał konkretny Piotr.

Właśnie teraz, kiedy do miasta zostało pół godziny drogi, zniecierpliwił się rozdrażniony Judasz.

Nie wierzę, by on kiedykolwiek zrozumiał, że na wszystko jest odpowiedni czas, warknął pod nosem sceptyczny Tomasz.

Josua udał, że nie odczytał ich krytycznych myśli. Cierpliwość to cnota mędrców, westchnął i mówił dalej: — Bracia. Ja wiem, że jesteście zmęczeni, ale zrozumcie — pewne myśli przychodzą mi do głowy zupełnie niespodziewanie i tak samo odchodzą. Jeśli się nimi z wami nie podzielę zaginą bezpowrotnie. Zresztą nikt was nie zmuszał, byście poszli za mną. I nie zmusza. Zawsze możecie odejść!

— Panie, nie gniewaj się — Piotr starał się uspokoić sytuację. — To wielki zaszczyt, że nas wybrałeś i nikt nie czuje się do niczego zmuszany. Ty jesteś wielkim Mesjaszem, Synem Abby i z nikim nie było nam tak dobrze jak z tobą, ale jesteśmy ludźmi prostymi. Ja, na przykład, Andrzej i Jan jesteśmy rybakami. Przebacz, ale nawet wypoczęci, umyci i nakarmieni mamy problemy ze zrozumieniem twoich uczonych wywodów. Co innego, gdy mówisz w przypowieściach, jak do ludu, wtedy wszystko jest nam jasne. Teraz jesteśmy skonani, głodni i spragnieni, dlatego tak trudno nam przyjąć do naszych prostych czerepów twoje objawienie (mów za siebie, pomyślał ze złością Juda, choć wiedział, że Piotr ma rację. Po prostu zazdrościł rybakowi jego zdolności przywódczych i miejsca w grupie).

Reszta Apostołów skwapliwie przytaknęła.

Josua zdawał się być wzruszony. Otwartość Piotra zawsze tak na niego działała. Najwyższy chciał za Apostołów tych konkretnych ludzi, dlatego nie może mieć pretensji do nich, ale do Abby, a przecież jest to niemożliwe. Kochany Tatuś, skoro wybrał prostaczków, to widocznie tak trzeba. I nie mogąc się powstrzymać wykrzyknął: — Uwielbiony bądź kochany Tatusiu, bo właśnie tych prostaków wybrałeś by objawić im siebie i mnie, swojego Mesjasza! Tak, Abba, niech się stanie wola Twoja a nie moja.

Po czym ruszył w kierunku rysujących się na horyzoncie konturów miasta.

Uczniowie westchnęli z ulgą.

Ale najwięcej szczęścia miało tego dnia drzewko figowe.

V.

Josua nie lubił swojej rodziny.

Owszem, na początku kochał ich bezgranicznie. Tego podstarzałego Józefa, który nauczył go ciesiołki i jego dużo młodszą żonę, cierpliwą nauczycielkę czytania i całkowicie oddaną Bogu niewiastę. Jednak im starszy się stawał, tym mocniej Abba przemawiał w głębi jego serca. Wszystko, co stawało na drodze jego duchowego zjednoczenia z Najwyższym, poczęło budzić w nim najpierw zniecierpliwienie a potem zbliżoną do wrogości niechęć. Pewnego dnia, gdy miał kilkanaście lat, gdy obudził się w obozowisku pielgrzymów rozłożonym tuż za murami Świętego Miasta, uświadomił sobie, że już ich nie kocha. Nie nastąpiło to od razu. Jeszua podniósł się na łokciu i spojrzał na przytulonych do siebie rodziców. Józef leżał na wznak a jego płowa, srebrna broda godna patriarchy rozdzielała się na dwoje, jak rzeka opływająca skałę, spoczywającą w jej korycie. Tą skałą była kształtna głowa śpiącej Maryi, przytulonej do jego szerokiej piersi. Jeszua nie miał wątpliwości, że to było dobre małżeństwo, pomimo znacznej różnicy wieku. A może właśnie dlatego. Na przykład nigdy nie podnosili na siebie głosu. Tuż przed wybuchem jedno z nich po prostu spuszczało z tonu. Robili to na zmianę, jakby się umówili, że bez względu na to, kto ma rację, muszą ma przemian podnosić białą chorągiewkę. Josua był pewien, że działo się tak z jego powodu. Czasami Josef zaciskał dłonie, aż kłykcie świeciły mu jak małe kościste księżyce. Innym razem Maryja zagryzała wargi do krwi, którą potem dyskretnie zlizywała. Ale nie pozwolili sobie nigdy na pełną manifestację wzajemnych uczuć, dobrych czy złych, w obecności Josuły.


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Pusty krzyż
Inkwizytor


« Inny punkt widzenia   (Publikacja: 08-04-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Marek Bończak
Były ksiądz; poglądy niezgodne z doktryną Kościoła skłoniły go do rezygnacji z kapłaństwa.

 Liczba tekstów na portalu: 12  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 17  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: Schizma arcybiskupa Milingo
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2391 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365