|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Przesłanie [2] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Człowiek czytał
ten tekst z otwartymi ustami, czując jak policzki mu płoną z emocji i podniecenia. Nie czuł w ogóle zimna, choć wiatr uparcie owiewał go swym
zimnym tchnieniem.
-
Do diabła! Wyobrażam sobie jakie to musi robić wrażenie na ludziach! -
pomyślał zaaferowany — Chciałbym teraz widzieć miny dostojników kościelnych;
tych wyniosłych i pełnych pychy przewodników tej bożej karawany, którzy jak
mogli opędzali się od szczekających kundelków podwórzowych!… Tak! Chciałbym
to widzieć!
Dopiero
teraz mężczyzna pomyślał, iż to przesłanie musi nieść ze sobą szalone
implikacje w świecie człowieka,… że stanie się ono p r a w d z i wą
c
e z u rą, od której — daj boże — ten świat stanie się lepszy. Odczuł
nagłą potrzebę rozmowy z Bogiem: — Panie!… Jesteś tam może?! — zawołał
podniecony, lecz całkiem niepotrzebnie, bo głos odparł natychmiast, z tej
samej bliskiej odległości:
-
Jestem… Jestem… Nie obawiaj się, jeszcze nie skończyliśmy ze sobą
przecież — zabrzmiało to dość dwuznacznie, ale człowiek nie zwrócił na
to uwagi i spytał:
-
Panie! Powiedz mi proszę, co się dzieje teraz na świecie?
Jak ludzie zareagowali na to przesłanie?
Po
krótkiej przerwie Bóg odparł: — Ludzie — na razie nie dowierzając własnym
oczom — powylegali na ulice, place, dachy, balkony,… gdzie kto miał dobry
widok i z głowami zadartymi w górę czytają treść przesłania. Wielu
filmuje i robi zdjęcia,.. Niektórzy patrzą przez lornetki, inni powyciągali
nawet lunety i teleskopy. Jedni powstrzymują się od komentarzy, inni wprost
przeciwnie — i według nich jest to pewnikiem zapowiedź końca świata. Agencje
informacyjne na całym świecie wprost oszalały; Prześcigają się w depeszowaniu i wydawaniu komunikatów specjalnych,… Przesyłaniu obrazów
wideo i kolorowych zdjęć tekstu… W użyciu są także faksy, dalekopisy i co
tam jeszcze macie pod ręką. W radiu na wszystkich programach komunikat
specjalny dotyczący przesłania. Wszystkie kanały waszych telewizji pokazują
to samo: Na tle czarnego nieba jaśniejący jaskrawą czerwienią tekst przesłania,...
Najciekawsze są jednak zdjęcia z satelity; widać na nich całość
powierzchni, jaką zajmuje przesłanie, czyli prawie dwa razy tyle, ile ty
dostrzegasz z za horyzontu. Życie polityczne i gospodarcze zamarło całkowicie,
ruch samolotowy i samochodowy także,...Ludzie
zatrzymywali samochody na poboczach dróg i oglądają je również. Nawet
przestępczość spadła wyraźnie, choć nie do zera,… Co ciekawe, że nawet w Bośni przestali się chwilowo mordować! Wszystkie Kościoły różnych
religii milczą jak zaklęte,… To tyle, w dużym skrócie.
-
Cholera!… Ale się porobiło! — pomyślał człowiek na dzwonnicy. I pomyśleć,
że gdybym tak pośpieszył się z tym skokiem, ominęłoby mnie to wszystko, a niech to!… — powstrzymał się od bardziej dosadnego określenia. Zdążywszy
tylko mruknąć: — Dzięki ci Panie — powrócił do dalszego czytania tekstu:
Może to wydawać wam się trochę dziwne, iż nic od was nie chcę,
bo wasi dotychczasowi bogowie zawsze objawiając się wam obiecywali, iż w zamian za służenie sobie, za waszą lojalność, waszą wierność, otoczą
was swoją opieką, którą nazywacie
opatrznością. Widać
było, iż zależało im na jak największej ilości wiernych,… Pamiętajcie
to zalecenie dla swoich wyznawców wydane przez jednego z waszych bogów -
Jahwe?:
„Ale tak im macie uczynić: ołtarze ich zburzycie, ich stele połamiecie,
aszery wytniecie, a posągi spalicie ogniem…" — Otóż to! A ja od was nie chcę nic w zamian dla siebie. Dla mnie nie musicie nic robić -
najwyższy czas abyście zrobili coś dla siebie samych! Nie będą was prowadził
do „świętej" wojny przeciwko niewiernym, nie każę nawracać was siłą
na nową, prawdziwą i jedynie słuszną wiarę… nie będę również was sądził — z czego powinniście być najbardziej zadowoleni — gdyż na moje potępienie
zasłużyliby w pierwszej kolejności wszyscy ci, którzy w moim imieniu — jak
twierdzili — wyrządzili bliźnim ten ogrom zła i nieprawości, podczas
istnienia tych licznych religii. W najmniejszym stopniu nie usprawiedliwiałby
ich fakt, iż czynili to zawsze — jakżeby inaczej zresztą — w imię dobra,
jakoby,...
Ja nie podzielam poglądu jednego z waszych „pobożnych" myślicieli,
który twierdził: „Póki człowiek ma dobre intencje, może spać
spokojnie".. to za mało! „Dobrymi intencjami jest piekło wybrukowane" — jak mówi wasze przysłowie. Lepiej nie można było tego ująć.
Macie też szczęście, iż jestem wyrozumiały dla waszej próżności,
bo w przeciwnym razie stwierdzenie, iż zostaliście stworzeni na mój obraz i podobieństwo, musiałbym uznać — w kontekście krwawej historii waszego
gatunku i tego co sobą reprezentujecie — za największą obelgę jaka została
rzucona przez stworzenie, swemu stwórcy.
Ale nie jestem drobiazgowy; Daruję wam tę przeogromną pychę i egocentryzm tak wielki, iż kazał wam z ziemi zrobić centrum wszechświata, a z was samych „koronę stworzenia", która przydała mi chluby i chwały,
nadała wręcz sens memu istnieniu. Zaprawdę powiadam wam: byłoby to bardzo śmieszne,
gdyby nie było tak żałośnie głupie!
Wierzcie mi! Z mojej perspektywy widać to wyraźnie i najwyższy czas abyście
sami również zaczęli to dostrzegać, w przeciwnym wypadku nie pożyjecie długo
na tej ziemi i czarno widzę waszą przyszłość. Nie zdążycie wejść na
drogę do gwiazd. Wasza historia skończy się tu na ziemi i to w niedalekiej
przyszłości. Czyste światło przyrody i rozumu nie zdąży do was dotrzeć.
Zginiecie — nie będąc świadomymi — dlaczego,....
Objawiłem
się wam właśnie po to, aby tak się nie stało. Albowiem wasz rodzaj stanął
na rozdrożu dróg.
Człowiek na dzwonnicy był tak oszołomiony samym faktem zaistnienia tego
przekazu od Boga, a potem tak zafascynowany jego ogromem, przerastającym
ludzkie wyobrażenie o parę rzędów wielkości, że mimo tego, iż czytał każdą
pojawiającą się część tekstu parokrotnie — to dopiero teraz zaczął
zastanawiać się nad samym sensem przesłania.
Wpierw
był zbyt zaszokowany samą stroną wizualną tekstu, bo zaiste robił on wręcz
niesamowite wrażenie. Ale pomału zaczynał oswajać się już z tą gigantyczną
gazetą świetlną.
-
To tylko forma. Bardzo atrakcyjna i wywołująca ogromne wrażenie, ale niemniej — to tylko forma! — pomyślał sobie.
-
Nie dajmy się omamić tej nowoczesnej odmianie krzaka gorejącego. Przecież
najważniejsza jest sama treść przekazu! Ona to w istocie zadecyduje czy ludzkość się zmieni, a nie sposób w jaki została
podana,… choć trzeba przyznać, że robi to wrażenie. Nie ma co! Wielu
ludziom już samo to zapewne wystarczy, by wierzyć — pokiwał głową do
swych myśli i zaczął dalej czytać świetlisty tekst, z uwagą badacza
hieroglifów, który chce doszukać się głębszego sensu w znakach jakie
przyszło mu odczytywać.
A przed wami dwie drogi; Jedna — zabobonu, głupoty i wiary w fałszywych bogów oraz fałszywą hierarchię wartości. Druga -
droga rozumu, dogłębnego poznania świata i siebie samych.
Powiecie, iż znacie już świat i siebie, a mimo to nic wam ta
wiedza nie dała. Nieprawda!… Wy dopiero zaczynacie
raczkować w poznaniu świata i samych siebie,… W prawdziwym poznaniu, bo dotąd wasze
poznanie było jeszcze w dużym stopniu mitologiczne; rzutowanie na zewnętrzną
rzeczywistość waszych przekonań i uznawanie ich za prawdę. Czyż to nie na
tej pierwszej drodze uznaliście, iż wszelką przyczyną waszego zła, waszej
niedoskonałości jest
grzech pierworodny i upadek człowieka?
Otóż powiadam wam; Coś takiego jak grzech pierworodny nigdy nie
miało miejsca. Jest on wynikiem
aposteriorycznego
myślenia: wnioskowaniem o wcześniejszej przyczynie na podstawie
obserwowanych — dużo późniejszych — skutków. Tyle, że przyjęliście
nieprawdziwe, wymyślone założenia i wyszły wam fałszywe
wnioski z błędnie przyjętej przesłanki… Taka jest prawda!
To samo dotyczy waszego tzw. „upadku"; Nigdy nie byliście
doskonali, a całkiem odwrotnie: dzięki rozwoju rozumu, wspinacie się krok po
kroku, po szczeblach drabiny poznania, waszego człowieczeństwa. Mylił się
wasz myśliciel Pascal, mówiąc: "Człowiek nie wie, jakie miejsce ma zająć;
wyraźnie jest zbłąkany i strącony ze swego prawdziwego miejsca, bez możności odszukania
go.
Zaprawdę powiadam wam: nigdy nie byliście strąceni z żadnego
przynależnego wam miejsca, a wasze prawdziwe miejsce to ziemia i jedynie o krok
przed zwierzętami… Od was samych zależy, czy zrobicie ten następny krok.
Ale jeśli chcecie wierzyć w ten grzech pierworodny i wasz upadek, powiem wam
jak powinniście rozumieć ten mit:
Otóż dawno temu, na początkach drogi swego rozwoju, człowiek
żył w raju nieświadomości; Nie znał praw rządzących przyrodą, nie uświadamiał
sobie własnej przemijalności ani śmiertelności. Dla uzupełnienia dodam, iż
przeciętna jego życia wynosiła wtedy ok. 18 lat i człowiek miał prawo
wierzyć, iż gdyby nie przytrafiło mu się coś złego — mógłby żyć
wiecznie.
Nabycie wiedzy popartej doświadczeniem, spowodowało
upadek człowieka,
ponieważ uświadomił on sobie własną śmiertelność.
Był to proces długi, rozciągnięty na tysiące lat. Ta gorzka świadomość — i wcale niechciana — co odzwierciedla sam mit, spowodowała, iż człowiek
został wygnany z raju niewiedzy; stan niewinnej nieświadomości został zastąpiony
stanem wyższego uświadomienia, a więc także i odpowiedzialności, co wiązało
się również z utratą wolności, gdyż wolność to uświadomiona konieczność. Odtąd człowiek
zawsze będzie tęsknił do powrotu, to tego beztroskiego stanu szczęścia jaki
cechuje ludzi nie obarczonych wyższą świadomością, stanu, który można porównać
do szczęśliwego dzieciństwa. W taki oto sposób powinniście tłumaczyć
sobie ten pradawny mit, a będzie to najbliższe prawdy temu co miało miejsce w przeszłości, a także, będzie to niesprzeczne wewnętrznie — czego nie można
powiedzieć o religijnej interpretacji tego mitu.
Ci, którzy stworzyli pojęcie grzechu pierworodnego i którzy w ten prosty — mitologiczny — sposób wyjaśnili sobie przyczynę waszych skłonności
do czynienia zła, waszej niedoskonałości — nie mieli możliwości poznania
prawdy — ale od tego czasu minęło parę tysiącleci, a wy nadal wierzycie w ten mit, bez zastanowienia się nad następującymi pytaniami:
— Jak mogło dojść do tego grzechu pomiędzy człowiekiem a Bogiem wszechmocnym i wszechwiedzącym? — bo przecież podobno w takiego
wierzycie?
— Dlaczego Bóg — tak ponoć kochający ludzi — nie przebaczył
wam od razu, tylko nakazał rozmnażać się wam, ze skażoną grzechem naturą,...
by potem karząc was bezustannie, próbował naprawić to zło rozprzestrzeniające
się na cały rodzaj ludzki? — Dlaczego, pytam was? A przecież niektórzy z was od dawna już przeczuwali, iż prawda na mój temat musi różnić się
zasadniczo od tego co głoszą kapłani i wasze święte księgi. Podpowiadał
im to, ich własny rozum i logika myślenia. Bez mała cztery wieki temu wasz
filozof Vanini, doszedł do następującego wniosku:
„Świat
jest taki jakim go Bóg zamierzył; Jeśliby chciał aby był lepszy, byłby
lepszy. Jeśli istnieje grzech — widać, że Bóg tak chce. Napisano bowiem,
że wszystko czego chce, może zrobić. Jeśli zaś nie chce, a grzech mimo to
istnieje, należy go nazwać albo nieprzewidującym, albo bezsilnym, albo
okrutnym, skoro czy to nie był świadom swej woli, czy nie mógł jej wykonać,
czy też jej poniechał". — Tego wywodu nie sposób obalić żadnym
logicznym argumentem. A jednak spalono na stosie autora tych słów, uprzednio
wyrwawszy mu język. Dlaczego? Czy ta prawda była tak groźna dla kapłanów, iż
musieli pozbyć się go w tak okrutny sposób?
Zaprawdę — była bardzo groźna!
Albowiem przy takim wizerunku Boga, niepotrzebni są ani
pośrednicy, ani jego
pomocnicy,
ani poprawiacze świata, ani zbawiciele,
ani nikt inny, kto w imieniu Boga miałby zajmować się
naprawianiem człowieka. A tak się składa, iż prawie wszystkie wasze religie żyją właśnie z niedoskonałości
waszego świata i waszej natury!
Mężczyzna na dzwonnicy przeczytał tę część tekstu raz, drugi, a potem trzeci. Coś zaczęło go niepokoić, choć nie wiedział jeszcze co. Coś
tu było nie tak! Podrapał się w głowę a potem otrząsnął, bo jakiś nagły
chłód przeniknął go do szpiku kości. Przymknął na chwilę oczy, aby nie
rozpraszał go świetlisty tekst i zaczął zastanawiać się.
Z jednej strony było niby wszystko w porządku:
Oto
wreszcie Bóg przemawia do człowieka w taki sposób, iż nie można — nawet
przy najgorszych chęciach — podejrzewać, że jest to wymysł chorej wyobraźni
jakiego fanatyka religijnego lub innego nadwrażliwca czy oszołoma. Nikogo też
nie trzeba będzie przekonywać, iż jest to absolutna prawda, bo większość
ludzi widzi to przesłanie osobiście, a pozostali, dzięki wszechobecnej
telewizji widzą je również jak na dłoni… Więc od tej strony niby wszystko
gra.
Ale z drugiej strony — czy Bóg akurat
to powinien powiedzieć człowiekowi? Czy to są
najważniejsze sprawy? No, zgoda! Odkrywa przed ludźmi narosłe od tysiącleci
zakłamania, dotyczące tematów tabu z zakresu religii; jeśli on tego nie
zrobi, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy? Tak to prawda! Pokazuje nam jakie
tragiczne skutki dla człowieka, może mieć błędne rozpoznanie
przyczyn jego
zła. Tak, to wszystko ma sens i jest potrzebne! Ale mimo wszystko jest to jakieś
takie, zbyt trywialne jak na Boga? No, właśnie… Zbyt przyziemne, jakby.
Człowiek na dzwonnicy oderwał się w tej chwili od rozmyślań i powrócił
do czytania tekstu przesłania, gdyż nocne niebo przed nim zapełniło się już
nową treścią. Ta powolność przesuwania się przesłania miała dwie dobre
strony: można było ten sam tekst przeczytać parokrotnie i mieć jeszcze czas
na własne refleksje, ale i tę złą, że trzeba było pamiętać na którym
zdaniu zakończyło się czytanie i uważać, aby nie przegapić momentu, kiedy
będzie ono na samej górze. Pewno, że można było czytać zdanie po zdaniu w miarę wyłaniania się z za horyzontu i za każdym razem czekać dość długo,
aż pojawi się następne,… ale on wolał ten sposób: za jednym razem czytał
maksymalną część przesłania jaka pojawiła się w polu jego widzenia — potem miał jeszcze czas na rozmyślania. Zaczął czytać:
Wyobrażacie
to sobie?… Prawie cztery wieki temu mieliście już możliwość zejścia z tej błędnej drogi rozwoju. Ale wasi duchowi przewodnicy nie pozwolili uczynić
wam tego kroku ku światłu… wiem o tym również. Jaki jest tego efekt dziś?
Błędnie rozpoznaliście przyczyny swej choroby, a więc i błędną
zastosowaliście sobie kurację: te lekarstwa, które stosujecie na ten stan
rzeczy od wieków — modlitwy, egzekwie, pielgrzymki, egzorcyzmy, leżenie krzyżem,
odmawianie zdrowasiek, święcona woda, rytualne gesty i zachowania, zbiorowe
modły przed gipsowymi figurkami waszych bóstw, procesje z obrazami a także
ich adoracja, oraz wiele innych bezsensownych zachowań — może i poprawiają
wasze samopoczucie — ale nic poza tym! Żadne z tych lekarstw nie pomoże wam
naprawdę, obojętnie czy będzie się modlił jeden człowiek, czy cały kraj, a nawet cały świat — do czego tak chętnie nawołują wasi kapłani, widząc
zapewne skuteczność modlitwy w ilości modlących się.
To wszystko nic nie da, nie zbawi was ani nie pomoże wam stać się
lepszymi, bo przyczyny waszych skłonności do czynienia zła, leżą
poza religijnym
rozumieniem świata i tam właśnie trzeba szukać zrozumienia ich i lekarstwa
na nie. Ale aby to uczynić trzeba zejść z tej błędnej drogi rozwoju, tej,
którą kroczycie z takim uporem i samozaparciem.
Pierwszym krokiem jaki winniście zrobić, aby z niej zejść, będzie
rezygnacja ze swej przeogromnej pychy i przyznanie się do swego zwierzęcego
pochodzenia. Tak! Zaprawdę powiadam wam; to jest główna przyczyna waszego zła.
Jesteście po prostu jeszcze w większym stopniu zwierzętami, niż istotami
rozumnymi kierującymi się przesłankami rozumowymi. Większą rolę odgrywają u was emocje, uprzedzenia, uwarunkowania biologiczne niż logiczne argumenty
rozumu. Taka jest prawda i wy dobrze o tym wiecie. Szczycie się cywilizacją
techniczną, ale wasze wierzenia, wasze widzenie rzeczywistości i siebie
samych, jest prawie tak samo jak tysiące lat temu, kiedy składaliście krwawe
ofiary swoim bóstwom i błagaliście je o łaskawe wejrzenie w swój los.
Zapewne wydaje wam się to dziwne, iż pomimo tego, że ja istnieję — wy pochodzicie od zwierząt? Otóż powiadam wam: to wasza pycha i próżność
kazały wierzyć wam w mit, iż to ja stworzyłem was osobiście — na swe
podobieństwo, na dodatek — i oddałem wam ten świat we władanie. Jakoś nie
mieści wam się w głowach wizerunek Boga, który stwarza
prawa przyrody,
którego działanie leży u
podstaw waszego
świata i zamyka się do przyczyn wszystkiego,
dzięki tym prawom właśnie! Czy to takie trudne do zrozumienia?
Pomyślcie sami: gdybym tak chciał na miliardach planet we wszechświecie
osobiście stwarzać
życie, na nic innego nie miałbym już chyba czasu. To żart, oczywiście -
gdyż nad czasem również panuję,… czego nie wzięliście pod uwagę tworząc
mit o potopie; prościej byłoby cofnąć mi czas niż spuszczać na was te masy
wody, nie uważacie?
Człowiek na dzwonnicy przeczytał ten tekst parokrotnie, jak i poprzednie zresztą… i pokiwał głową w zadumie. Już wiedział co go
zaniepokoiło w tym przesłuchaniu. Przede wszystkim to, iż nie było w tym
boskim przekazie nic takiego, co by go rzuciło na kolana. Nie dosłownie oczywiście,
bo byłaby to ostatnia czynność w jego życiu — ale intelektualnie.
To wszystko co teraz czytał na niebie, w różnym stopniu znał już
wcześniej i na pewno nie on jeden! Ten tekst — poza tym, iż ukazał się w takiej szokującej formie — niczym go właściwie nie zaskoczył ani nie
zbulwersował! Choć jednocześnie przyznał w duchu, iż na pewno u wielu ludzi
wywoła on szok i silny stres, ponieważ dokładnie zburzy on ich dotychczasową
pewność w zaakceptowany już od dawna porządek rzeczy.
W jakiś sposób zaczął nawet współczuć kapłanom, ale w gruncie
rzeczy był przekonany, że oni i z tego potrafią wyjść obronną ręką. Więc o nich nie ma się co martwić właściwie. Martwił go natomiast fakt, iż
zaczynał coraz bardziej nabierać przekonania, że uczestniczy w jakiejś
nieczystej grze. Jednak postanowił nie wyciągać przedwcześnie pochopnych
wniosków. Poza tym nie potrafił odpowiedzieć sobie na następujące pytanie:
— A jeśli to boże przesłanie do człowieka jest celowo takie niezbyt wyszukane
intelektualnie, aby zrozumiał on czego Bóg od niego chce? Jednym słowem Bóg
musiał zniżyć się do ograniczonych możliwości odbioru adresata przesłania? — Mężczyzna roześmiał się mimowolnie, a wiatr zawtórował mu świszcząco.
Tak
przecież tłumaczono niedoskonały język Biblii — tego ponoć "słowa bożego";
iż Bóg musi zniżyć się do poziomu człowieka, dlatego tak niezrozumiale mówi. W ten sposób można wytłumaczyć wszystko; Kiedyś człowiek wierzył, że od
zapatrzenia się
podczas ciąży, można wpłynąć na wygląd potomka, więc Bóg kazał umieścić w swym „słowie" historyjkę o owcach Labana, które rodziły się prążkowane
od zapatrzenia
się na ponacinane patyki, podczas kopulacji… itd. Jedna z większych
bzdur w jakie kazała człowiekowi wierzyć ta „święta" księga.
Więc
to tłumaczenie odnośnie przesłania jest również pozbawione sensu! To musi
być coś innego. Ale co? Miał przecież nie wyciągać przedwczesnych wniosków?!
Mężczyzna zganił się w duchu i odrywając się od swych myśli, zaczął
czytać dalej tekst przesłania:
Drugim waszym krokiem, który zapoczątkuje wstęp na tę nową drogę
rozwoju, winna być rezygnacja ze służenia fałszywym wyobrażeniom bogów! Jeśli
to do was jeszcze nie dotarło, powtórzę raz jeszcze: Żaden z dotychczasowych
bogów w których wierzyliście i którym służyliście — choć tak naprawdę
to staraliście się tylko robić takie wrażenie, bo i to było obłudą; to
oni służyli zawsze wam do różnych celów, bo wy nie potraficie służyć
nawet własnym wyobrażeniom o swych bogach! A żaden z tych waszych bogów nie
jest tożsamy ze mną — choć pewnych podobnych cech można by się dopatrzyć w idei Boga-Absolutu,… ale i on ukierunkowany jest wyłącznie na was.
Zaprawdę powiadam wam:
Jeśli się naprawdę wierzy w Boga
wszechmocnego i wszechwiedzącego — a więc o nieskończonych możliwościach — cała ta wasza religia ze swym rytuałem z przeszłości i obłudnymi
sposobami demonstrowania swej „pobożności" — jest do niczego nie
potrzebna, ponieważ tylko przy tych dwóch cechach Boga, wszystko co czynicie,
aby mu się przypodobać, zyskać jego łaskę — jak to nazywacie — jest
pozbawione sensu. Wierzcie mi!
Taki Vanini już cztery wieki temu potrafił wyobrazić sobie
konsekwencje wszechmocy
Boga i rodzaj implikacji jakie ze sobą ona niesie, a wy uprawiacie nadal ten
zabobon, tak jakby ten człowiek nigdy nie istniał. Czyż to nie świadczy
dobitnie o waszej bezmyślności?! Gdybyście tak trochę pozwolili dojść
swemu rozumowi do głosu i pomyśleli — w przerwach pomiędzy modlitwami do
waszych bóstw — może wtedy miast tracić energię na bezcelowe zachowania,
zajęlibyście się prawdziwymi przyczynami
zła, które tkwi w waszej naturze. Poznalibyście na czym ono polega i w jakich
okolicznościach wyzwala się, a także co trzeba robić aby nad nim zapanować.
Świadomość tego, już w dużym stopniu wyzwoliła by was spod jego wpływu.
Ale cóż, wy wolicie wierzyć w Szatana i ciemne moce, które są
poza wami,
niestety! Muszę was rozczarować i pod tym względem: Otóż Szatan nie
istnieje i nigdy nie istniał, tak samo zresztą jak te wszystkie zastępy aniołów,
tworów waszej bogatej wyobraźni. Tworząc wizerunek tego upadłego anioła,
popełniliście ten sam błąd logiczny co przy upadku pierwszych ludzi;
Był on ponoć istotą
doskonałą a sprzeciwił się swemu Bogu. Przecież istota doskonała jest również
doskonale posłuszna swemu stwórcy, a więc z samej definicji doskonałości
wynika, że nie może ona zgrzeszyć, ani zrobić coś co byłoby niezgodne z wolą Boga. A jeśli jeszcze na to nałoży się wszechmoc i wszechwiedza tego
ostatniego, to już w ogóle nie może być mowy o jakimkolwiek czynie czy nawet
myśli, które nie pokrywałyby się z wolą Boga. Dziwne, że wy sami nie możecie
tego dostrzec i otrząsnąć się z tych wszystkich zabobonów i zamierzchłej
przeszłości.
Tak więc Szatan nie istnieje, kardynale Ratzinger i przyczyn zła
musicie szukać w sobie; w specyficznej budowie waszego mózgu i w dziedzictwie
po waszych zwierzęcych przodkach.
Nie macie już teraz na kogo zepchnąć winę za
te wszystkie podłości i okrucieństwa, które wzajemnie czynicie sobie od zarania dziejów — motywując
je zawsze jakąś wyższą potrzebą.
Otóż
powiadam wam: żadna wyższa potrzeba nie istnieje. Jesteście sami i nic -
poza tym — was nie usprawiedliwia. Ani wiara, ani dobre intencje, ani chęć
czynienia dobra! Tylko jedno może was usprawiedliwić: wasza natura — dlatego
właśnie musicie ją dobrze poznać, abyście w końcu zrozumieli na czym
polega fenomen waszego człowieczeństwa.
„Jesteśmy sami i nic nas nie usprawiedliwia?" — powtórzył człowiek w myślach. — Ciekawe. I to mówi nam Bóg, stworzyciel wszystkiego? A więc
także i praw dzięki którym właśnie tacy jesteśmy jacy jesteśmy! Interesujące.
To trzeba zapamiętać! — postanowił w duchu, a na głos spytał:
-
Panie! Jesteś tam jeszcze?!
-
Jestem! Nie musisz tak krzyczeć,… Po prostu nie odzywam się aby ci nie
przeszkadzać w kontemplacji mego przesłania.
— A propos! — odparł mężczyzna — Czy ten tekst przesłania ty sam układałeś,
Panie? — spytał w krwawo jarzącą się ciemność. Cóż za pytanie?! Pewno,
że sam — odpowiedział Bóg z lekka oburzonym tonem, a po chwili dodał: — A co?… Coś nie tak? — Niee… Tak tylko chciałem się upewnić — człowiek na
dzwonnicy wzruszył ramionami, mimowolnie podkreślając błahość tego
pytania. Ale to nie było prawdą! Bowiem każda nowa część tekstu utwierdzała
go w pewnym przekonaniu, do którego jeszcze nie chciał się przyznać, nawet
przed samym sobą. Na to przekonanie, wynikające z samego
sensu przesłania, nakładała
się jeszcze jedna niepokojąca sprawa: to boże przesłanie — co
jednoznacznie sugerowała jego treść — skierowane było do ludzi, których
wierzenia religijne wywodziły się z kręgu kultury Bliskiego Wschodu; a więc
judaizm, chrześcijaństwo, katolicyzm, prawosławie, protestantyzm i inne odłamy
religii wywodzące się z tych samych korzeni. A co z całkiem odmiennymi
religiami? Czy wraz ze zmianą liternictwa, zmienia się dla nich również treść
przesłania? Jeśli nie, będzie ono dla nich pustosłowiem i nic nie znaczącym
bełkotem; co dla buddysty, hinduisty, muzułmanina, czy wyznawcy Kriszny, może
znaczyć nazwisko kard. Ratzingera? albo Cezare Vaniniego? Nic zapewne!
A zatem jak to jest z tym przesłaniem? Dla wszystkich jednakowe — a więc niezrozumiałe i bez sensu, czy dla wszystkich inne — a więc zrozumiałe i bliskie? Najprościej byłoby spytać o to samego Boga, ale mężczyzna jakoś
nagle stracił ochotę do indagowania go na ten temat. Miał niejasne
przeczucie, iż jego zbytnia ciekawość nie zostałaby zaspokojona w tej
kwestii. Wolał jeszcze poczekać. Westchnął więc tylko głęboko i zabrał
się z zainteresowaniem do dalszego czytania.
Wracając zatem do tych dwóch dróg, o których
mówiłem,...
Zaprawdę powiadam wam: możecie pójść dalej tą pierwszą drogą i uznać to przesłanie za przebiegłą sztuczkę diabła. Proszę bardzo! Nie będę
po was płakał ani rozpaczał. Nie będę nawet miał o to do was żalu. Takich
planet jak wasza jest we wszechświecie miliony; Nie wy pierwsi stajecie na
rozdrożu dróg swego rozwoju i nie wy pierwsi nie usłuchalibyście mego ostrzeżenia.
Byli już tacy, którym fałszywa duma przemieszana z głupotą, nie pozwoliły
przyznać się do popełnionego błędu w interpretacji rzeczywistości, do
przyznania się, iż kroczą błędną drogą bez wyjścia. Tak! Byli tacy,
przyznaję; Uznali, iż to ja się mylę nie oni. Czas pokazał, iż byli w błędzie.
Kiedy to wreszcie do nich dotarło było już za późno na ratunek. Oczywiście
nie biorąc pod uwagę środków nadprzyrodzonych, cudownych!
Ale tak się składa, iż nie mam zwyczaju pomagać głupcom, którzy
wbili sobie do głowy, iż ich życie jest największą świętością we wszechświecie, a ich niepohamowanej prokreacji ma służyć cała przyroda, a nawet ja sam!
Skończyli jak bakterie rozmnażające się na pożywce, które
czynią to dotąd, póki starcza im tejże pożywki,… potem giną. No i nie ma
co ich żałować; Za głupotę zawsze płaciło się najwyższą cenę! Domyślacie
się zapewne, iż to ma związek również z wami, prawda?
Zaprawdę powiadam wam:
Wy również popełniacie ten sam błąd, przyznając swemu życiu
wartość tak wysoką, iż nawet nie dopuszczenie do zapłodnienia próbujecie
traktować jako zbrodnię przeciwko ludzkości! Najlepszym przykładem jak
dalece poszliście w swojej głupocie i zakłamaniu, niech świadczy wypowiedź — wspomnianego już — kard Ratzingera: — „Kobieta, która ma dni płodne i która powstrzymuje się w tym czasie od stosunku — również popełnia
grzech!" — więc w tym przypadku zalecana przez Kościół wstrzemięźliwość,
już nie jest polecana, jak sądzę? W taki oto przemyślny sposób ten wysoki
dostojnik Kościoła Kat. skrytykował swego Boga za to, iż
dał kobiecie nie tylko dni niepłodne ale i pozwolił jej rozróżniać te
odmienne stany,… O daniu jej także wolnej woli, już nawet nie wspomnę. Więc
wy kapłani uważacie, iż macie prawo poprawiać swego stwórcę, tak?
Nieustannie uświadamiać mu jaki popełnił błąd stwarzając płeć odmienną i seks, a także dając ludziom przyjemność z uprawiania seksu nie służącemu
prokreacji. W głowach się wam poprzewracało już całkowicie od tego
parowiekowego celibatu! Celibatu, który — nawiasem mówiąc — też jest gwałtem
na naturze człowieka i który całkowicie zaprzecza temu co obłudnie głosicie,
iż jesteście za stosowaniem naturalnych środków,
zgodnych z naturą człowieka.
Wy przez cały czas wstydzicie się tej swojej natury, próbując
zastąpić jej potrzeby, jakimiś innymi, wyidealizowanymi i abstrakcyjnymi
zachowaniami, których pomysły rodzą się w waszych chorych, starczych głowach!
Ale
największą obłudą w tym wszystkim jest to, iż tak naprawdę wcale waszego
życia nie uważacie za tak bezwzględną świętość. Przypomnijcie sobie ile
ofiar kosztowały was różne religie, różni bogowie. Obrona ich czci,
wizerunków i symboli. Przypomnijcie sobie ile ofiar pociągnęło za sobą
nawracanie na
jedynie właściwą wiarę. Karanie odstępców od niej, czy odmiennie myślących. W tych przypadkach wasze życie przestaje być świętością, więc jakże to
tak? Nienarodzone — święte. Istniejące już i świadome — nie święte.
Samo zapłodnienie — święte, sposób zapłodnienia — grzeszny i niemiły
Kościołowi. Miłość mająca kościelne zezwolenie — święta. Bez niego — grzech i bezeceństwo. Zaprawdę powiadam wam:
Wasze
myślenie zapętliło się w iście gordyjski węzeł i czas już najwyższy,
aby go ktoś spróbował przeciąć, póki nie jest jeszcze za późno!
— Do czego on zmierza? — myślał człowiek na dzwonnicy, marszcząc
brwi w skupieniu. — Czyżby chciał postraszyć nas „bombą demograficzną?"...
Owszem, to jest poważne zagrożenie, ale przecież nie jedyne! Ten miecz
Damoklesa wiszący nad ludzkością ma wiele ostrzy! Nie tylko to jedno jedyne.
A problem wszechobecnego zła w istniejącym świecie, w kontekście
wszechmocnego i miłującego ludzi Boga? Żadna teodycea nie może poradzić
sobie z tym problemem zadowalająco, a niektóre wytłumaczenia są żenująco głupie i śmieszne. On też ani razu nie zająknął się na ten temat. Ciekawe! Czyżby
uważał, iż nie ma o czym mówić?
A problem predestynacji? Jak pogodzić wolną wolę człowieka — zakładając,
iż ją ma — z wszechwiedzą Boga i jego wolną wolą? Na tym też wielu myślicieli
„połamało sobie zęby"… Tak, wskazuje nam takie błędy, które ja sam mógłbym
wykrzyczeć ludziom z tej wieży, tyle że pies z kulawą nogą nie chciałby
mnie słuchać! Pomija zaś milczeniem te problemy, które wynikają z samej
istoty jego istnienia i relacji do człowieka. A on nam mówi, iż jesteśmy
sami i nic nas nie usprawiedliwia. Dziwne! Coś jakby gest Piłata? Tkwi w tym
jakaś niepokojąca sprzeczność!
Mężczyzna wpierw przeciągnął się ostrożnie, bo od długiego stania w tej nieruchomej prawie pozycji, zdrętwiał cały. A potem pochylił się, włożył
ręce między nogi i ściskając je, zatarł mocno. To zawsze skutkowało. Potem
uniósł głowę i widząc, że ostatnie zdanie do którego poprzednio przeczytał
tekst, jest już na samej górze, zabrał się do czytania:
Otóż powiadam wam: sprawa jest o wiele poważniejsza niż wam się
wydaje i nie zawracałbym sobie głowę przesłaniami do was, gdyby nie następująco
krzywa… Jest to krzywa odzwierciedlająca wasz przyrost naturalny.
Przyjrzyjcie jej się uważnie!:
Tekst skończył się na dwukropku i jechał wolno w górę, aby zrobić
miejsce wykresowi. A potem zza horyzontu ukazał się zapowiadany rysunek
wykresu; wpierw z prawej strony wyłonił się jego szczyt, potem stromo opadająca
ku lewej stronie gruba linia krzywa, która po ostrym zakręcie przechodziła w bardzo łagodnie opadającą długą prostą. Pod spodem cieńsza linia pozioma — jako stan zerowy, parę pionowych oznaczających przedziały czasowe i parę
poziomych też cieńszych — oznaczający przyrost demograficzny… To
wszystko!
Na tle czerni nocy ta długa linia, jarząca się jeszcze mocniejszą
czerwienią od reszty napisu i wznosząca się niedostrzegalnie ku górze, by
potem nagle po ciasnym skręcie wystrzelić w niebo jak w jakimś szaleńczym,
samobójczym zrywie — wyglądała niesamowicie… a zarazem nierealnie jakoś;
Jej
czytelna prostota wymowy, biła wręcz w oczy, ale czy najbardziej nawet
przejrzysty wykres, może zmienić poglądy ludzi, których hierarchią wartości
wykształtował światopogląd religijny? Mało prawdopodobne!
Te myśli przelatywały mężczyźnie przez głowę, kiedy przyglądał
się z uwagą wykresowi i podziwiał precyzję czerwono jarzących się linii cały
czas mając na uwadze ich niesamowitą wielkość w przestrzeni. Ten prosty,
graficzny rysunek — dla jednych mógł być wystarczającym ostrzeżeniem, samym w sobie,… dla drugich — mógł nie
znaczyć nic. To tylko kwestia wyobraźni.
— W każdym bądź razie, obojętne co ten wykres by przedstawiał — jedno jest
pewne, iż przedstawia on niekontrolowany wzrost -
zdążył pomyśleć jeszcze mężczyzna na dzwonnicy, nim zabrał się
do dalszego czytania tekstu przesłania.
Jak sami dostrzegacie, na początku waszej ery żyło
ok. 300 milionów ludzi. Potrzeba
było tysiąc pięćset lat, aby ta liczba podwoiła się. Pierwszy miliard
ludzi zamieszkujących ziemię osiągnęliście w 1830 roku — przez trzy wieki
przybyło was 400 milionów.
Drugi miliard osiągnęliście już po stu latach — w 1930 r.
Trzeci miliard, zaledwie po trzydziestu latach — w 1960 r.
Na czwarty miliard wystarczyło tylko piętnaście lat — w 1975
r.
Pięty miliard po dwunastu latach — w 1987 r.
I szósty miliard po jedenastu latach — w 1998 r.
W ciągu ostatnich siedemdziesięciu lat — a więc długość życia
jednego pokolenia — przybyło was na ziemi
cztery miliardy!
Nie chcę was straszyć bezpodstawnie, ale wygląda na to, iż
znaleźliście się w sytuacji systemu, który zbliża się coraz szybszymi
krokami ku zagładzie; Ujemna pętla sprzężenia zwrotnego — na której do
niedawna znajdował się wasz gatunek — zamieniła się w dodatnią, a żaden
system ożywiony i otwarty długo na niej nie pociągnie!
Jeśli do tego dodać, iż od jakiegoś czasu zaobserwować można u was
występowanie ujemnej selekcji wewnątrz-gatunkowej, to należy tylko ubolewać
nad waszą głupotą, że sami nie dostrzegacie tych
zagrożeń i nie próbujecie im przeciwdziałać. Jakich wy u diabła
macie uczonych?! Czy myślicie, iż ta krzywa waszego przyrostu — trudno go w tej sytuacji nazwać naturalnym — długo tak się
jeszcze będzie pięła w górę?! Uważacie, iż jej wspinaczka jest niczym nie
ograniczona? Że wasze prawo moralne usztywni ją i nie pozwoli jej sflaczeć? O nie, moi drodzy! Ona załamie się gwałtownie w pewnej chwili, gdyż po prostu
zabraknie jej energii do dalszego wzrostu! Jak w przypadku wspomnianych już
bakterii. Takie są prawa rządzące światami i systemami otwartymi, samopowielającymi się; I wtedy sami się przekonacie ile warta jest „świętość"
waszego życia! Tylko, że wtedy będzie już za późno,… Za późno na
wszystko!
Po przeczytaniu tych słów, człowiek na dzwonnicy żachnął się:
-
No tak! Tak przypuszczałem! Ale przecież u diabła, to są wszystko skutki! Dlaczego on straszy nas skutkami, a nie mówi nic o
przyczynach
tego stanu rzeczy? Nie! To przesłanie coraz mniej mi się podoba! -
stwierdził w myślach i przypomniał sobie niedawny zachwyt, euforię i radość
towarzyszącą pojawieniu się pierwszych słów przesłania:
„Mane Thekel Fares" — taak,… jeszcze teraz odczuwał dreszcz
podniecenia na wspomnienie tego niesamowitego wręcz widowiska. A potem chłonął
pojawiający się tekst w nadziei, iż prawdy w nim objawione zmienią
diametralnie życie ludzi, a samo przesłanie stanie się cezurą dla rodzaju
ludzkiego, taką jaką miała być ofiara z Jezusa na krzyżu.
Tymczasem ofiara Jezusa nie zmieniła człowieka na lepsze — historia
chrześcijaństwa jak i samego Kościoła pokazuje to wyraźnie — a to przesłanie,
prawdopodobnie też niewiele więcej mu pomoże. Oczekiwał czegoś więcej, niż
wizualnych efektów. Teraz już wiedział, iż sam się wpuścił w tę antynomię;
ten, kto ma nieskończone możliwości działania,
nie potrzebuje zawierać ani przymierzy z ludźmi, ani objawiać im swe przesłania,
ani demonstrować swą potęgę różnymi cudami, ani oznajmiać człowiekowi swą
wolę, aby ten ją wypełniał. On po prostu
powoduje, iż wszystko staje się według jego woli.
Tylko
tyle, albo aż tyle. A on — jak małe dziecko — dał się nabrać na
wielkość przesłania! — wyrzucał sobie w duchu, zły na siebie.
-
Fiuuu! Fiuuuu! — wiatr przerwał mężczyźnie rozmyślania. Postawił więc
kołnierz płaszcza i wtulił głowę w ramiona. Ponieważ przesłanie nie skończyło
się jeszcze, westchnął głęboko i zaczął czytać:
Zaprawdę powiadam wam:
Macie
przed sobą dwie drogi rozwoju i od was samych zależy, czy spełni się
proroctwo Lichtenberga z XVIII w., które mówi:
„Przyjdzie czas, kiedy to wiara w Boga w ogóle, a więc również w racjonalistycznego Boga, będzie równie dobrze uważna za przesąd, jak już
dziś — wiara w cielesnego, a więc czyniącego cuda, to jest; chrześcijańskiego
Boga — uchodzi za przesąd. Kiedy to więc zamiast kościelnego światła prostej wiary i zamiast półmroku wiary i rozumu, będzie świecić i ogrzewać ludzkość
czyste światło przyrody i rozumu." — czy raczej spełni się inne
proroctwo, z końca XX w., które mówi zgoła co innego:
„Przyjdzie czas, gdy człowiek wyginie jako gatunek, ponieważ
wolał wierzyć w "prawdy" o świecie i o sobie, które sam wymyślił w dalekiej przeszłości, niż w prawdziwy, realny świat, który poznał dzięki
swemu analitycznemu i logicznemu umysłowi.
Wiara w „prawdy", które przyznawały mu nieograniczoną władzę
nad światem jak i te, które nakazywały mu mnożyć się ponad granice
zdrowego rozsądku, doprowadzi go do zagłady gatunku. Będąc zależnym od przyrody, człowiek postawił się ponad nią,
depcząc jej prawa — ustanowił swoje własne, będąc jej dzieckiem — wymyślił
sobie ideał ojca — Boga… Miast poznawać mechanizmy rządzące jego światem,
on tworzył mity, wierzył w nie i służył im. Dlatego człowiek nie zdąży wejść na drogę do gwiazd. Jego
historia skończy się tu, w niedalekiej przyszłości. Do końca będzie wierzył w przesądy i zabobony, ponieważ
czyste światło przyrody i rozumu do niego nie dotrze,… zginie — nie będąc
świadom, dlaczego." — Zapamiętajcie sobie dobrze te słowa, bo to od was będzie
zależało, które z tych proroctw spełni się. Wiem skądinąd, iż wy sami — a przynajmniej ci co potrafią myśleć — nie mają złudzeń co do losu
swego gatunku. Dlatego jako aneks do powyższych proroctw, niech posłużą słowa
jednego z waszych współczesnych myślicieli, Johna Brunera. Oto one:
„Niestety jednak nie możemy zmusić naszych władców do posługiwania
się rozumem,… We współczesnym świecie, rozum zresztą wydaje się być w odwrocie. Odrzucają go pozbawieni wyobraźni ludzie władzy i nienawidzą
fundamentaliści wszystkich odcieni, obawiając się, że ich ukochane
"wiary" ujawnią cały swój nonsens. Jeśli mamy cieszyć się „wspaniałą przyszłością wśród
gwiazd", to nie dokona się to na podstawie naszej obecnej tzw.
„cywilizacji", która jest skazana na zagładę równie nieuchronnie jak
Rzym. Czyż historia tego stulecia nie jest opowieścią o tym, jak
kolejne atrakcyjne przyszłości były eliminowane na skutek naszej zbiorowej głupoty i chciwości?"- cóż można jeszcze do tego dodać?
Myślicie zapewne, iż znajdziecie
trzecią drogę,
która pozwoli wam zachować dotychczasowy ład, hierarchię władzy, kryteria
wartości i wszelkie przywileje oraz korzyści jakie daje rządzenie człowieka
nad człowiekiem — a jednocześnie pozwoli wam wprowadzić nowy porządek?
Cóż, spróbujcie. Macie do tego prawo.
Co prawda już w ubiegłym wieku, jeden z waszych filozofów -
Ludwik Feuerbach, pisał:
„Ludzkość, jeśli ma wprowadzić nową epokę, musi bezwzględnie
zerwać z przeszłością. Musi założyć, że to co było dotychczas jest
niczym"
A wasz genialny fizyk Albert Einstein do tego dodał od siebie:
„Jeśli ludzkość ma przetrwać, niezbędny jest całkiem nowy
sposób myślenia" — ale wy — jako istoty wolne przecież — możecie próbować
wszystkiego;
Ja wskazałem wam tylko zagrożenie, którego zdawaliście się nie
dostrzegać. Ale powiadam wam: Cokolwiek uczynicie — lub nie uczynicie -
czas zweryfikuje wasze działania. Czas i prawa rządzące waszym światem będą
bezlitosnym i bezkompromisowym sędzią i jeśli popełnicie błąd — nie
pomogą wam ani zbiorowe modlitwy, ani pielgrzymki do waszych „najświętszych"
miejsc kultu, ani święcona woda, ani adoracja „cudownych" obrazów!
Ostrzegam was!: Jeśli zbagatelizujecie to przesłanie, wasz los będzie
przesądzony!
— Ale się rozgadał! — pomyślał mężczyzna na dzwonnicy, otulając
się szczelnie płaszczem, gdyż znów poczuł dokuczliwe zimno styczniowej
nocy.
-
Czy on ma zamiar do samego rana ciągnąć to przesłanie?! — zastanowił się w duchu.
— I tak nic nowego nie dowiem się, zapewne! Teraz już zaczął cytować naszych
myślicieli. Jakby to określić eufemistycznie? "Jestem mądry waszą mądrością? — no, właśnie! Skoro my sami do tego doszliśmy już dawno i nikt na to jakoś
nie zwrócił uwagi, a ludzkość nie zeszła ze swej dotychczasowej drogi
rozwoju — tak jakby ci filozofowie mówiący te mądrości nie istnieli wcale — to znaczy, że trzeba przedsięwziąć inne, bardziej skuteczne środki, niż
argumentacja słowna! Nawet jeśli będzie wypisana ona stukilometrowymi
literami na niebie.
A
wszystko na to wskazuje, iż wyłącznie na tym się skończy.
Czy
to przesłanie zmieni naturę człowieka? Nie! I jeszcze raz nie! A więc to
wszystko na nic! Tak samo jałowe działanie jak i te poprzednie próby jego
„naprawy" człowieka! Czy on nie zdaje sobie z tego sprawy, do diabła?!
Jednak
Kant miał rację mówiąc: „Z krzywego pnia człowieczeństwa, nic prostego
nie da się wyciosać" — na pewno nie takimi metodami. Być może to przesłanie
coś tam i zmieni w świecie ludzi, ale w jakim zakresie i na jak długo? Niee,..
spodziewałem się czegoś więcej po tym objawieniu, — pomyślał mężczyzna z rozgoryczeniem i dezaprobatą. A potem, już bez śladu niedawnego entuzjazmu i podniecenia — zabrał się do dalszego czytania świetlistego tekstu na
niebie.
Bolały go już oczy od tej jaskrawej czerwieni, przesuwających się wciąż
szeregów zdań przesłania. Nawet gdy przymknął powieki, aby móc się skupić i pomyśleć, widział te poruszające się ku górze litery, wyrazy i zdania.
Potrząsnął głową, aby oderwać się od natrętnych myśli i zaczął czytać:
Będę już pomału kończył to swoje przesłanie
do was. Być może zbytnio rozgadałem się, ale musicie mi to wybaczyć; Bardzo
rzadko zwracam się do istot rozumnych, staram się ograniczać swój wpływ na
nie, do niezbędnego minimum i objawiać tylko w wyjątkowych sytuacjach, a nawet ostatecznych.
Gdybym tego nie zrobił teraz — na przełomie następnego tysiąclecia,
nie miałbym już do kogo przemówić na ziemi. Wiem, że oczekiwaliście więcej
po tym moim objawieniu; Jedni chcieliby abym im zostawił coś w rodzaju nowego
dekalogu; Drudzy, abym wam zmienił i poprawił waszą naturę.
Powinienem powiedzieć, iż przykro mi, bo ani jednego, ani
drugiego nie mam zamiaru uczynić! Ale byłoby to nieprawdą; Bo nie jest mi
przykro z tego powodu, co nie zmienia faktu, że nie dam wam
nowego Dekalogu ani nie zmienię waszej
niedoskonałej natury, mimo, że to załatwiłoby sprawę definitywnie i raz na
zawsze. Chcecie wiedzieć dlaczego tego nie uczynię?
To proste; Nie zmienię waszej natury, bo wtedy przestalibyście
być ludźmi. Istota człowieczeństwa przecież zawiera się w tym
rozdarciu pomiędzy
nakazami cielesnej i zmysłowej natury człowieka, a jego abstrakcyjnym — dzięki
wyobraźni — umysłem, który bezustannie doświadcza złudzenia, iż może
istnieć samodzielnie wolny, niezależny i nie obciążony potrzebami i nakazami
ciała,… tegoż ciała, którego potrzeb tak wielu z was wstydzi — czy może
nawet brzydzi się — zaspokajać, uznając to w swej głupocie za grzech,
nieczystość albo nieprzyzwoitość. W tym przekonaniu zresztą, utwierdzają
was usilnie wasze religie i wasi „przewodnicy" duchowi.
Owo rozdarcie pomiędzy pierwiastkiem duchowym a materialnym waszej
natury, jest właśnie istotą człowieczeństwa, marzycielska świadomość ograniczona i zdominowana przez
samolubne ego — mało kto potrafi uwolnić się od jego przemożnego wpływu.
Wy sami — własnym rozumem — musicie przejść tę drogę
poznania siebie i świata, aby to rozdarcie połączyć w całość, w jednolitość. I dopiero wtedy gdy zrozumiecie, iż duch i materia to jedno, że wasza natura
wraz z jej potrzebami i wasz umysł — są także jednym, że miłość zmysłowa,
cielesna i miłość duchowa to również jedno, że grzech nie istnieje, a istota, która zachowuje się zgodnie z nakazami swej natury, która zaspokaja
jej potrzeby — nie może grzeszyć przecież, że to zło, które w was tkwi — ma swoje biologiczne uwarunkowania wynikłe z waszej zwierzęcej przeszłości,
że prawdziwa wielkość człowieka nie kryje się w jego przynależności do świata
boskiego — jak mniemał Pascal — wszak rodzi się on już grzeszny i upadły,
jak więc można mówić o jego wielkości w kontekście religijnym? — ale wręcz
odwrotnie; Korzenie jego człowieczeństwa tkwią tu na ziemi, w jej przeszłości, w świecie zwierząt i przyrody, która go otacza i której jest nieodrodną cząstką...
Gdy to wszystko pojmiecie i zaczniecie stosować w życiu -
potraficie zapanować nad swoją naturą, zneutralizować jej wady, a wyeksponować zalety — dopiero wtedy staniecie się
naprawdę
ludźmi i będziecie się szczycić tym, że mimo tego, iż pochodzicie
od zwierząt, mimo burzliwej i krwawej historii waszego gatunku — rodzaj
ludzki jednak wszedł na drogę rozumu!
Dopiero wtedy przestaniecie się oglądać na niebo, a spojrzycie w gwiazdy i sięgniecie do nich! Przestańcie żebrać o łaskawe wejrzenie w wasz los, jakiegoś lokalnego bóstwa, a zbawicie się sami, bo jeśli wasz
rozum was nie zbawi, to tym bardziej nie uczynią tego wasi fałszywi bogowie,
ani wasze rozliczne religie, które walczą z nim od tysiącleci; Przecież
grzech pierworodny to nic innego jak
zanegowanie możliwości
samostanowienia człowieka o swym losie, o decydowaniu za niego co jest dobre, a co złe dla niego, czyż nie jest tak?
Natomiast nowego Dekalogu nie zostawię wam, z bardzo prozaicznej
przyczyny; ten który już posiadacie, jest najlepszym dowodem na nieskuteczność
praw pisanych, jeśli nie są one zbieżne z waszymi aktualnymi interesami.
Nigdy ich nie przestrzegaliście, włącznie z kapłanami, którzy je głosili. A przykład II Przykazania — wyrzuconego przez Kościół kat. z tegoż
Dekalogu zaraz na początkach chrześcijaństwa, świadczy najdobitniej, że
wasza korzyść stoi nawet ponad „prawem boskim"!
Zresztą przyznajcie tak sami, czy potrafilibyście obejść się
bez namalowanego wizerunku jakiegoś waszego „Boga", do którego możecie
zanosić swe modły, obnosić go w procesjach, odsłaniać i adorować?
Albo bez gipsowej czy drewnianej figurki waszej bogini, którą możecie
przyozdabiać kwiatkami i wstążkami na wiosnę?
Nie! Wy nie możecie się nadal bez tego obejść! Musicie mieć
namacalny wizerunek lub figurkę bóstwa! Wasz Bóg musi być tak samo
prymitywny jak wasze wyobrażenie o nim, jak wasze wierzenia, a ten Bóg-Absolut,
którego wyznajecie jakoby już od piętnastu wieków, jest wam tak samo daleki i obcy jak ludziom za czasów faraona Echnatona wizja abstrakcyjnego Boga -
gorejącego słońca!
Dlatego właśnie nie dam wam żadnego nowego Dekalogu, choć
zaleciłbym wam jedno uniwersalne przykazanie:
„Nie wyrządzajcie sobie wzajemnie krzywdy, nie czyńcie sobie
nawzajem zła".. a jako uzupełnienie tego, dodam:
„Nie próbujcie również czynić dobra" — bo z racji waszej
ułomnej natury, ta wasza chęć do czynienia
dobra, więcej przyniosła zła waszemu rodzajowi, niż świadomie
wyrządzone zło. To co wy obłudnie nazywaliście dobrem, zazwyczaj złem było,
nie będę już tu wymieniał tych wszystkich podłości, które sobie czyniliście w imieniu dobra jakoby. Pamiętajcie o tym!
Pozwólcie, iż teraz przypomnę wam fragmenty wspaniałego
wiersza Woltera — tego samego Woltera, którego Kościół kat. tak zaciekle
zwalczał, a który uczynił więcej dla waszego wybawienia od przesądów i zabobonu, niż wszyscy papieże razem wzięci. Oto one:
"W dniach troski i w dniach nędzy, które śmierć wnet zaćmi'
Dzieci jednego Boga, bądźmyż sobie braćmi
Wspomagajmy się wzajem, wszak to samo brzemię
Kark nam każe pochylać i wzrok wbijać w ziemię /.../
Po cóż chwilom ostatnim wciąż przydawać goryczy
To tak, jakby więźniowie na śmiertelnej pryczy
Miast się wspomóc wzajemnie — z rozumu wyzuci -
Bili się kajdanami, którymi są skuci."
Zaprawdę powiadam wam:
Jeśli pozostaniecie nadal wyzuci z rozumu i miast pozrywać te
kajdany, które was skuwają — będziecie się nimi bić wzajemnie — to
przesłanie będzie zarazem pożegnaniem ode mnie...
Jeśli jednak wejdziecie na drogę rozumu, spotkamy się jeszcze w przyszłości, w innej rzeczywistości i na innych światach.
A więc żegnajcie ludzie… Albo do zobaczenia?
Wasz los w waszych rękach — pamiętajcie o tym przez cały
czas! Przyszły wiek, albo będzie przełomowym wiekiem rozumu, albo będzie
ostatnim wiekiem historii tego, co określacie mianem „cywilizacji" waszego
gatunku.
To swoje przesłanie do was, zakończę słowami Jana Wesleya, który
tak powiedział:
„Staraj się by twe poglądy były zgodne z prawdą i rozumem,
nie potępiaj jednak nikogo, kto nie podziela ich z tobą. Każdemu zostaw pod
tym względem pełnię wolności, bo każdy sam przed Bogiem musi zdać rachunek
ze swego życia".
Otóż to!… Każdemu zostaw pod tym względem
pełnię wolności tylko tyle… i aż tyle.
Nic więcej nie muszę dodawać.
Pod spodem pojawiły się dwukrotnie większe litery, tworzące napis:
K O N I E
C P R Z E S Ł A N I A
a
potem gdy już zniknęły i człowiek na dzwonnicy pomyślał, iż teraz
przyszedł czas na decydującą rozmowę z Bogiem w „cztery oczy" -
czarno-granatowe niebo znów zaczęło się rozjaśniać różową zorzą i z za
horyzontu powoli zaczął wypływać gigantyczny napis:
M A N E
Zajmował
on całą przestrzeń, którą dotychczas wypełniało przesłanie!
Krwawo
czerwony blask rozjaśniał ciemność nocy gorejącą poświatą, jakby całe
niebo stanęło w płomieniach.
Potem
ukazało się tej samej wielkości słowo:
THEKEL
Człowiek szybko obliczył w myślach: Jeśli litery przesłania miały
po 100 km wysokości, a wierszy było 24, plus przerwy między nimi, wypada
zatem, iż ten napis musi mieć przynajmniej 3,5 tys. km wysokości. Coś
niesamowitego!
Następnie
wolno i majestatycznie wypłynęło słowo:
F A R E S
I przesuwając się niespiesznie ku górze, przytłaczało
dosłownie obserwatora swoją niesłychaną wprost wielkością. Kiedy po jakimś
czasie i ono zniknęło, ciemność nocy wydała się jeszcze bardziej głębsza i nieprzenikniona.
1 2 3 Dalej..
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 02-09-2003 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2668 |
|