Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.010.686 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 14 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Nie wiedzieć, czy skutkiem ciepłych burz, ale u nas coraz więcej bałwanów."
 Filozofia » Historia filozofii » Filozofia współczesna » Nietzsche

Nietzsche: śmierć Boga [1]
Autor tekstu:

Tradycyjne tłumaczenie na język polski słynnego terminu Nietzschego „Gott ist tot" jako „Bóg umarł" zastąpimy w niniejszym artykule tłumaczeniem „Bóg jest martwy". Za interpretacją taką przemawiają już względy natury filologicznej: Nietzsche pisze „Gott ist tot", nie zaś „Gott starb" czy też „Gott ist gestorben". Ponadto stwierdzenie „Bóg umarł" nie wykracza poza kanony myśli chrześcijańskiej: oczywiście — odpowiedziałby każdy wyznawca tej religii — umarł na krzyżu dla naszego zbawienia. Najistotniejszym powodem, dla którego zrezygnujemy z dotychczasowego tłumaczenia, jest chęć zachowania owego „jest", odgrywającego w koncepcji Nietzscheańskiej niezwykle istotną rolę. Słowo „umarł" kojarzy się od razu z pewnym ciągiem przyczynowym: był, potem umarł — teraz go nie ma. Zdaniem zaś Nietzschego, Bóg wciąż „jest", choć jest martwy.

Po raz pierwszy o śmierci Boga pisze Nietzsche w 125 fragmencie „Wiedzy radosnej", zatytułowanym „Człowiek szalony". Przypomnijmy treść tego bardzo ważnego fragmentu w pełnym brzmieniu. "Człowiek szalony. - Czyż nie słyszeliście o tym człowieku szalonym, który w jasne przedpołudnie zapala latarnię, biegnie na rynek i nieustannie krzyczy: „Szukam Boga! Szukam Boga!" — Wielu spośród tam zgromadzonych nie wierzy w Boga, dlatego (krzyczący) wywołuje szalony śmiech. A więc on się zgubił? mówi jeden. Czy zabłąkał się jak dziecko? mówi inny. A może się schował? Boi się nas? Odpłynął okrętem? Wywędrował? - tak krzyczą i śmieją się wszyscy. Szalony człowiek skoczył między nich i wiercił ich swym wzrokiem. "Gdzie jest Bóg? wołał, chcę wam to powiedzieć! Uśmierciliśmy go — wy i ja! Wszyscy jesteśmy jego mordercami! Ale jak tego dokonaliśmy? Czyż mogliśmy wypić morze? Kto dał nam gąbkę, aby zetrzeć cały horyzont? Co zrobimy, skoro oderwiemy tę Ziemię z łańcucha jej słońca? Dokąd biegnie teraz? Dokąd biegniemy my? Precz od wszystkich słońc? Czy nie spadalibyśmy ciągle? I w tył, w bok, w przód, na wszystkie strony? Jest jeszcze jakaś góra i dół? Czy nie błądzimy jak przez jakąś nieskończoną nicość? Czy nie wionęłaby ku nam pusta przestrzeń? Nie stałoby się zimniej? Czy nie nadciągnęłaby noc, noc coraz mroczniejsza? Czy przed południem nie musiałyby zapłonąć latarnie? Nie słyszymy jeszcze lamentu grabarzy śmierci, którzy pogrzebali Boga? Czy nie czujemy jeszcze bożego rozkładu? — bogowie również gniją! Bóg jest martwy! Bóg pozostaje martwy! I my go uśmierciliśmy! Jak pocieszymy się, mordercy nad mordercami? To, co świat dotychczas posiadał jako najświętsze i wszechmocne, wykrwawiło się pod naszymi nożami — kto zmyje z nas tę krew? Jaką wodą możemy się oczyścić? Jakie święto pojednania, jaką świętą grę będziemy musieli wynaleźć? Czy wielkość tego czynu nie jest dla nas zbyt wielka? Czy nie musimy sami stać się bogami, by się go okazać godnymi? Nie było nigdy większego czynu — i kto tylko po wsze czasy po nas się narodzi, będzie dzięki niemu należeć do dziejów wyższych niż wszelkie dzieje, jakie były dotychczas!" — Tutaj umilkł człowiek szalony i spojrzał znów na swych słuchaczy: również i oni milczeli, i patrzyli zdziwieni na niego. W końcu rzucił swą latarnię na ziemię, aż się rozprysła i zgasła. „Przychodzę za wcześnie", powiedział wtedy, "jestem jeszcze nie na czasie. To niesamowite wydarzenie jest jeszcze w drodze i wędruje — nie dotarło jeszcze do uszu ludzkich. Błyskawice i pioruny niesie czas, niesie blask gwiazd, niesie czyny nawet wtedy, gdy są one czynione po to, by je widziano i słyszano. Czyn ten jest od nich wciąż jeszcze bardziej odległy, jak najdalsze gwiazdy — a jednak oni go dokonali!" — Mówią jeszcze, że szalony człowiek tego samego dnia wchodził do różnych kościołów i intonował w nich swe Requiem aeternam deo. Wyprowadzany i zmuszany do mówienia, odpowiadał zawsze tylko tyle: „Czym więc są jeszcze te kościoły, jeśli nie są one grobami i nagrobkami Boga?" [ 1 ].

Bóg zatem jest, skoro istnieją kościoły zwane domami bożymi, skoro wielu ludzi twierdzi, że słucha w nich Słowa Bożego. Jest, ale jaki? Co oznacza jego obecność, a co nieobecność? Z cytowanego fragmentu wynika, że ogłoszenie śmierci Boga nie oznacza po prostu postawy ateistycznej: „wielu spośród tam zgromadzonych nie wierzy w Boga", a mimo to nie rozumieją, o co chodzi szalonemu człowiekowi. Wydaje się, że stanowisko Nietzschego bardzo trafnie charakteryzuje David Laing, nota bene również rzecznik „ludzi szalonych". „W wierze w Boga — pisze on — nigdy nie chodziło o "wiarę" w jego istnienie, lecz o ufność w jego obecność, która była doświadczana i uznawana za fakt oczywisty. Natomiast wydaje się, że w naszych czasach o wiele więcej ludzi nie doświadcza ani obecności Boga, ani obecności jego braku, lecz jedynie brak jego obecności". [ 2 ]

Słowa Lainga można chyba interpretować w następujący sposób: w społeczeństwie, w którym powszechnie odczuwano obecność Boga, problem ateizmu nie istniał, i to nie dlatego, że niewiara karana była instytucjonalnie, lecz dlatego, że nieprzestrzeganie praw bożych było równoznaczne ze skazaniem się na zagładę w sposób naturalny. Analogicznie jak np. we współczesnym społeczeństwie industrialnym nieprzestrzeganie praw ekonomicznych. W porównaniu z mocą Boga odczuwaną w czasach przedchrześcijańskich, to, co dziś stanowi obiekt kultu religijnego, jest zaledwie godną politowania karykaturą. Tak w każdym razie należy rozumieć martwotę Boga w filozofii Nietzschego. " — Nie to nas oddziela, że nie odnajdujemy Boga ani w dziejach, ani w przyrodzie, ani poza przyrodą — pisze on — lecz że tego, co jako Bóg czczone było, nie odczuwamy jako „boskie", lecz jako politowania godne, jako niedorzeczne, jako szkodliwe, nie tylko jako błąd, lecz jako zbrodnię względem życia … Zaprzeczamy Boga jako Boga…". [ 3 ]

Obecność Boga w społecznościach przedchrześcijańskich nie da się oczywiście porównać z żadnym z porządków determinujących współczesnego człowieka. Każda z mocy obecnych we współczesnym świecie dotyczy tylko jakiejś części jednostkowej egzystencji ludzkiej, jej bytu społecznego, przynależności klasowej i narodowościowej. W społecznościach przedchrześcijańskich obecna była ponadto moc, dla współczesnego człowieka nieodczuwalna, Bóg. Dziś Bóg obecny jest tylko jako martwa idea. Kwestię jej realnego istnienia zepchnięto ze sfery empirycznych odczuć w sferę transcendencji. Pojawił się sofizmat wolnej woli, a priori przekreślającej możliwość empirycznej odczuwalności bożej mocy. Kościoły są miejscami, gdzie przechowuje się martwego Boga, fetysz pojęciowy, nie stanowiący żadnego odniesienia dla realnego życia. Człowiek współczesny żyje na ruinach minionych kultur, dla których Bóg żył.

Najtrudniejszym pytaniem przy rekonstrukcji nietzscheańskiej koncepcji śmierci Boga nie jest jednak pytanie o to, co Nietzsche miał na myśli mówiąc, że Bóg jest martwy, lecz o to, co miał na myśli twierdząc, że Bóg kiedykolwiek żył. W „Tako rzecze Zaratustra" informacje na temat żywego Boga sprowadzają się do kilku niejasnych wzmianek. Nieco obszerniejszą relację w tym względzie odnajdujemy w „Antychryście". Brzmi ona: "Lud, który jeszcze w siebie sam wierzy, ma też jeszcze swego własnego Boga. Czci w nim warunki, dzięki którym jest górą, swoje cnoty, - przerzuca swą radość z siebie, swe poczucie mocy w istotę, której dziękczynić za to można. Kto bogaty, chce oddawać; lud dumny potrzebuje Boga, by składać ofiary … Religia w obrębie takich założeń, jest formą wdzięczności. Jest się wdzięcznym za samego siebie: po to potrzebuje się Boga. Taki Bóg musi umieć pomagać i szkodzić, musi umieć być przyjacielem jak wrogiem, — podziwia się go w dobrym jak w złym. Przeciwnaturalna kastracja Boga na Boga dobra tylko leżałaby tu poza obrębem pożądalności. Potrzebuje się Boga złego tak, jak dobrego: zawdzięcza się przecież istnienie własne chyba nie tolerancji, nie życzliwości dla ludzi… Cóż by zależało na Bogu, który by nie znał gniewu, zemsty, zawiści, szyderstwa, chytrości, gwałtu? który by nie znał może nawet zachwycających ardeurs zwycięstwa i zniszczenia?". [ 4 ] Wielokrotnie powtarzające się w różnych pismach Nietzschego wzmianki o starym Bogu, który umarł — zachłysnąwszy się miłosierdziem, gdy wysłał swego syna na krzyż, każą się doszukiwać śladów zmarłego Boga ze „wschodnich krain" w dawnych wierzeniach żydowskich.

Jaki był ów przedchrześcijański Bóg? Przede wszystkim na pewno nie litościwy i miłosierny. Był to Bóg palący Sodomę i Gomorę, zsyłający potop, wybierający naród żydowski kosztem innych narodów, topiący nieprzyjaciół tego narodu w morzu, zsyłający mannę z nieba i zatrzymujący słońce, aby zwycięska armia żydowska mogła wymordować przed nastaniem nocy bezbronne już właściwie niedobitki wojsk nieprzyjacielskich. Akceptuje rzezie, rabunki i gwałty pod warunkiem, że będą się one odbywały zgodnie z ustalonymi przez niego prawami. Za najdrobniejsze objawy niesubordynacji zsyła okrutną karę, bez względu na to, jakie miejsce zajmował uprzednio winowajca w hierarchii społecznej ludu wybranego oraz jakimi łaskami był obdarowany: Mojżeszowi Bóg zapowiada śmierć za wykazanie małej wiary, kiedy to dwukrotnie i ze złością uderzył laską w skałę, żona Lota zamienia się w słup soli tylko dlatego, że wbrew przykazaniu odwróciła się, by spojrzeć na ginącą Sodomę. Boża „protekcja" daje się utrzymać jedynie za cenę bezwzględnego przestrzegania całego systemu rygorystycznych praw, dla człowieka nam współczesnego już chyba prawie całkiem niezrozumiałych. „Za młodu był ów Bóg ze wschodnich krain twardy, mściwy i piekło sobie zbudował ku rozkoszy swych ulubieńców" [ 5 ] — mówi Zaratustra. „Jednakże on — wszak wiesz o tym, stary kapłanie, coś z waszego, kapłańskiego zachowania było w nim - był wieloznaczny. Był też niewyraźny. Jakże gromił on nas za to gniewem pałający, żeśmy go źle pojmowali! Lecz czemuż nie przemawiał dobitniej?". [ 6 ]

Bóg okrutny, lecz zarazem życzliwy, mógł być obecny w ludzkim świecie właśnie dlatego, że nie sposób było pociągnąć go do odpowiedzialności za istniejące w świecie zło, gdyż nigdy nie deklarował się, że będzie miłosierny. Można było, co najwyżej, być mu wdzięcznym za życiowe powodzenie.

Oto jednak staje się „czas wielkości" w historii Izraela czasem upadku. „Wola boża" zostaje zastąpiona przez wolę kapłanów. Być w zgodzie z Bogiem znaczy odtąd po prostu przestrzegać porządku narzucanego przez religię. „Już Mojżeszowi objawiona była "wola boża" … Co się stało? Kapłan sformułował surowo, pedantycznie, aż do wielkich i małych podatków, które mu płacić się miało ( — nie zapominając o najsmaczniejszych kęsach mięsa: bo kapłan żre beefsteaki), sformułował raz na zawsze, co chce mieć, „co jest wolą bożą" … Odtąd wszystkie sprawy życia są tak urządzone, że kapłan jest wszędzie niezbędny; we wszystkich naturalnych zdarzeniach życiowych, przy urodzeniu, małżeństwie, chorobie, śmierci, nie mówiąc już o ofierze („wieczerzy"), zjawia się święty pasożyt, by je wynaturzyć: w jego języku "uświęcić"". [ 7 ]


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Fryderyk Nietzsche
Sięgnijmy do Nietzschego

 Zobacz komentarze (10)..   


 Przypisy:
[ 1 ] F. Nietzsche, Die frőhliche Wissenschaft. Werke. Herausgegeben von Karl Schlechta, Bd. II. Műnchen 1955, s. 126-128.
[ 2 ] D. Laing, Doświadczenie schizofreniczne, w: Literatura na Świecie 1976 nr 11, s. 263.
[ 3 ] F. Nietzsche, Antychryst. Warszawa 1907, s. 71.
[ 4 ] Ibidem, s. 20-21.
[ 5 ] Idem, Tako rzecze Zaratustra, Warszawa 1905, s. 364.
[ 6 ] Ibidem, s. 365.
[ 7 ] Idem, Antychryst, s. 37.

« Nietzsche   (Publikacja: 03-09-2003 Ostatnia zmiana: 19-07-2006)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Mirosław Żelazny
Profesor zwyczajny, kierownik Zakładu Estetyki w Instytucie Filozofii Wydziału Humanistycznego na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Autor czterech książek oraz licznych artykułów i recenzji poświęconych historii filozofii nowożytnej i współczesnej, przede wszystkim niemieckiej - także historii etyki i estetyki. Tłumacz pism Kanta.
 Strona www autora
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2678 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365