Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Dwie koncepcje zbawienia ludzi [1] Autor tekstu: Lucjan Ferus
— Tak dalej być nie może! — woła Bóg i grzmoci pięścią w kolano,
aż rozlega się po całym niebie. Aniołowie w takich chwilach chowają się
gdzie popadnie, lepiej wtedy nie pokazywać się na oczy Stwórcy. Jedynie
archanioł Szatan jak zwykle nic sobie nie robi z gniewu bożego. Nie chowa się
po kątach, a wprost przeciwnie; idzie zobaczyć na co też tak Bóg się wkurzył.
A Stwórca miota się po niebie zły jak wszyscy diabli naraz. Kiedy
dostrzega Szatana, każe mu natychmiast poszukać swego syna. Gdy obaj ponownie
pojawiają się przed Bogiem, ten znów wykrzykuje:
— Tak dalej być nie może!
Syn boży siada i zwracając ku niemu niewinne
spojrzenie swych niebieskich oczu, pyta spokojnie: — O co, co ojcze chodzi?
Bóg wybucha ponownie:
-
Mam już dość tego zachowania ludzi! Złości mnie obłuda, fałsz i zakłamanie
ich kapłanów! Dość mam tej ich bezgranicznej pychy, pazerności i przemożnej
potrzeby władzy! Mierzi mnie ich dewocja i fałszywa religijność! Wkurza mnie ich obskurantyzm i arogancja, a także
brak tolerancji i zaślepienie własną nieomylnością! Bezmyślne stosowanie
się do bzdurnych praw i tradycji! Ich głupota maskowana nadętą pychą
wychodzi mi czubkiem nosa! Mam tego — o, potąd! — wskazuje dłonią w okolicach czubka głowy.
Siada i już trochę spokojniej mówi:
— U ludzi zaś wkurza mnie ich hipokryzja i zakłamanie,
objawiające się w podwójnej moralności! Złości mnie ich fałszywa
bogobojność i pokora, a także obłuda w życiu codziennym! Ale najbardziej
denerwuje mnie ich bezdenna głupota i niechęć do myślenia! Bezmyślne
powtarzanie przykazań i wersetów z Pisma, bez próby zrozumienia ich sensu!
Nie! Tak dalej być nie może!, z tym trzeba skończyć jak najszybciej! -
skanduje stanowczym tonem, podkreślając to energicznym ruchem ręki.
Archanioł Szatan stoi w pobliżu, nie śmiąc wtrącić się ani słowem i udaje, że go nie ma. Syn boży, natomiast siedzi spokojnie, palcami
przeczesując miękkie kędziory swojej brody.
Kiedy Bóg skończył, spytał cicho, a jego głos
zabrzmiał dziwnie nieśmiało na tle dopiero co wypowiedzianej tyrady, gromkim
głosem Stwórcy.
— Co masz zamiar ojcze, zrobić w tej sprawie? -
spytał takim tonem, jakby pytał: — Jaką dziś mamy pogodę w niebie?
Bóg wstał i kładąc mu dłonie na ramionach,
powiedział:
— Synu mój! Postanowiłem wysłać kogoś na ziemię,
aby ludzi przestrzec, iż moja cierpliwość już się kończy! Wpierw miałem
zamiar zrobić to przez jakiegoś anioła. — Jego spojrzenie zatrzymało się
mimowolnie na Szatanie, który skurczył się nieco pod jego wpływem, a Bóg mówił
dalej:
— Ale doszedłem do wniosku, iż w taki sposób
komunikowałem ludziom już nie raz swoją wolę i na dłuższą metę nie
przynosiło to pożądanych skutków! — spojrzał na syna, który siedział
obejmując swe nogi, z pytającym wzrokiem utkwionym w obliczu ojca.
Stwórca usiadł na wprost niego i mając teraz jego twarz na wprost
swojej, patrząc mu w oczy, powiedział poważnym tonem:
— Tym razem chcę zrobić inaczej!… Aby ludzie
wiedzieli, iż żarty się skończyły — wraz z moją cierpliwością — z tym posłaniem do nich wyślę ciebie, mój synu.
Syn boży zaskoczony, przyłożył dłoń do swej piersi.
— Mnie? — spytał z niedowierzaniem. Bóg
potwierdził skinieniem głowy.
— Ciebie, mój synu! Taką mam koncepcję! — dodał,
jakby to coś wyjaśniało.
— No dobrze. — Syn boży zgodził się, choć bez
wyraźnego entuzjazmu. — Ale co mam im powiedzieć?
Bóg wstał i unosząc rękę w oratorskim geście, rzekł:
— Powiesz im tak:
„Ludzie!, przysyła mnie do was mój ojciec, który
jest w niebie. Żąda on, abyście przestali grzeszyć i poprawili się od
zaraz! Jeżeli zaś nie będziecie go słuchać i wykonywać jego nakazów; Jeżeli
będziecie się brzydzić jego wyrokami, jeżeli złamiecie jego przymierze -
to i on obejdzie się z wami odpowiednio:
Ześle na was przerażenie, wycieńczenie i gorączkę, które prowadzą
do ślepoty i rujnują zdrowie! Mój ojciec zwróci oblicze przeciwko wam; Będziecie
pobici przez nieprzyjaciół, ci którzy was nienawidzą będą rządzili wami, a wy będziecie uciekać nawet wtedy, kiedy nikt was nie będzie ścigał. Jeżeli i wtedy nie będziecie go słuchać, będzie on w dalszym ciągu
karał was siedem razy więcej za wasze grzechy!
Rozbije on waszą dumną potęgę, sprawi, że niebo będzie dla was jak z żelaza, a ziemia jak z brązu!"
— Ależ ojcze, jak możesz takie rzeczy. — Syn boży
próbował przerwać ten monolog, ale Bóg uczynił gest mający znaczyć, iż
to jeszcze nie koniec (popularnie rozumiany jako „zamknij się") i kontynuował przemowę z rękoma groźnie uniesionymi do góry, z rozwianym
siwym włosem i wzrokiem przepojonym uczuciem adekwatnym do wypowiadanych słów.
— Jeżeli nadal będziecie postępować jemu na przekór i nie zechcecie go słuchać, ześlę na was — prócz siedmiokrotnych kar za
wasze grzechy — dzikie zwierzęta, które pożrą wasze dzieci, zniszczą bydło,
zmniejszą zaludnienie tak, że wasze drogi opustoszeją!
Jeżeli i wtedy nie poprawicie się i będziecie postępować mu na przekór i to on postąpi wam na przekór! — Będziecie jedli ciało synów i córek waszych!,
zniszczy on wasze wyżyny słoneczne, rozbije wasze stele, rzuci wasze trupy na
trupy waszych bożków i będzie się brzydził wami! Zamieni w ruiny wasze
miasta, spustoszy wasze miejsca święte, nie będzie wchłaniał przyjemnej
woni waszych ofiar, a was samych rozproszy pomiędzy narodami!
— Ojcze, opamiętaj się! — Syn boży złożył ręce w błagalnym geście.
Ale Bóg nie zwrócił na to uwagi i w uniesieniu kontynuował dalej:
— Co się zaś tyczy tych co pozostaną, ześle on do
ich serc lękliwość, będzie ich ścigać szmer unoszonego wiatrem liścia, będą
uciekać jak od miecza, będą padać chociaż nikt ich nie będzie ścigał!
Nie będziecie mogli ostać się przed nieprzyjaciółmi; Zginiecie między
narodami, pochłonie was ziemia nieprzyjacielska! A ci, którzy pozostaną zgniją z powodu swego przestępstwa!
— To wszystko powiesz ludziom w moim imieniu, synu mój! Zrobisz to dla
mnie, prawda? — Bóg zajrzał synowi w oczy, jakby szukając w nich aprobaty
dla swych poczynań.
Gdy Stwórca mówił te słowa, jego syn słuchał milcząc, jedynie
spojrzenie miał jakieś takie dziwne, a przez twarz przelatywały mu ledwie
dostrzegalne drgania. Ale gdy Bóg skończył mówić, on wstał z kolei i gestem dłoni poprosił ojca, aby usiadł. Stanął przed nim i patrząc nań z góry powiedział spokojnie, choć w jego głosie brzmiała niepokojąca nuta:
— Ojcze! To
wszystko już było!
Bóg uniósł zdziwione spojrzenie, a on roześmiał
się.
— Tak! Nie przesłyszałeś się! Powtarzasz się
ojcze! Czyżbyś nie pamiętał, iż tych samych słów użyłeś — dając
Izraelitom szereg przepisów dotyczących kultu — jako upomnienia końcowe?
Bóg pokiwał głową, z taką miną jakby mówił:
— Tak, przypominam sobie, no i sam widzisz, że nie
poskutkowało!
Archanioł Szatan przycupnął nieco z boku i z ciekawością przysłuchiwał
się temu dialogowi syna z ojcem.
A syn boży chodził w milczeniu wokół ojca, jakby
przygotowując się do tego, co miał powiedzieć. Wreszcie stanął, odchrząknął,
nabrał głęboko powietrza i rzekł: — Ojcze! Ja mam inną koncepcję
poprawiania człowieka. Jeśli ja osobiście mam się tego podjąć, chciałbym
to zrobić w ten sposób:
Nie będę ludziom groził ani straszył ich
wyszukanymi karami… uważam, iż
to jest niegodne Boga, — przerwał i spojrzał kątem oka na ojca. Bóg siedział z otwartymi ustami jak oniemiały. Syn uśmiechnął się tylko i mówił dalej:
— Kiedy przybędę do ludzi, powiem im, iż mój
ojciec ich kocha i bardzo martwi się ich postępowaniem, ich skłonnością do
popełnienia grzechów, że zadręcza się widząc jak ludzie swymi niecnymi
uczynkami zamykają sobie drogę do zbawienia. Powiem im również co mają
zrobić, aby stali się godni miłości mego ojca… Powiem, aby dobroci szukali w swych sercach, a nie w kamiennych świątyniach,… aby życzliwość i miłość
bliźniego brała górę nad ślepym posłuszeństwem suchym przepisom prawa i tradycji… Aby stawali się lepsi od wewnątrz, a nie udawali, że są lepsi,
poprzez stosowanie się do bezmyślnego rytuału.
— Ależ synu, co ty wygadujesz?! — Bóg przerwał
mu w pół zdania, lecz ten nie zwrócił na to uwagi i mówił dalej z oczami
wzniesionymi ku górze, z rozłożonymi rękoma:
— Powiem im też, że mój kochający ojciec cieszy
się z każdego nawróconego grzesznika, a każdy kto czyni zło rani boleśnie
jego serce! Powiem im, że najbardziej dla niego liczy się miłość bliźniego i że to z niej właśnie będą ludzie sądzeni, a nie z przestrzegania rytuału i odprawiania obrzędów! Tak, tak im powiem ojcze! — zakończył z mocą.
— A będę mówił przypowieściami, aby ich sens głęboko
zapadł w dusze ludzi. — W jego płonącym wzroku tkwiła jakaś tajemna siła.
Wyglądał na nawiedzonego w tym momencie.
Lecz ten podniosły nastrój został przerwany głośnym śmiechem Boga,
który podchodzi na syna, bierze go za ramiona i mocno potrząsa:
— Synu, czy ty się dobrze czujesz?! — pyta z troską w głosie.
— Chodzi mi o twoje zdrowie psychiczne! — dodaje
wyjaśniająco przyglądając mu się z uwagą.
— Czy ty nie znasz ludzi? Prędzej mi kaktus wyrośnie
na dłoni, niż ty ludzi zmienisz takim gadaniem! — łapie się za głowę. — Ty naprawdę nie masz rozeznania w sytuacji! Bujasz w obłokach mój synu! Luciferusie, przemów mu do rozsądku. Ty doskonale znasz
ludzi, powiedz, czy ma on szansę uzyskać posłuch na tyle, aby przestali
grzeszyć, przez gadanie takich dyrdymałów?! — zwraca się do Szatana.
Ten wpierw patrzy raz na Boga, raz na jego syna i myśli:
— Oboje żarty sobie robią, czy co?! Naprawiać człowieka
słowem — obojętnie czy groźbą czy prośbą — to tyle samo da co nic!
Jeśli są tacy troskliwi na punkcie zbawienia ludzi, dlaczego nie zmienią
im ich grzesznej natury, skażonej skłonnościami do czynienia zła i nieprawości?!
Przecież to ona jest przyczyną tego wszelkiego zła jakie ludzie sobie wyrządzają
od tysiącleci! Czy oni o tym nie wiedzą do diabła?! Muszą wiedzieć! Więc
po co ten cały cyrk z tą fałszywą troską o swe stworzenie — człowieka?!
Nie mogę im jednak tego powiedzieć, bo zaraz ja byłbym tym najgorszym, który
szuka dziury w całym. W tej grze pozorów muszę zachowywać te pozory, aby się
nie narazić sile wyższej. Niestety taka jest ta „doskonała" sprawiedliwość:
„Kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie". Anioł zacytował sobie w myślach
słowa Syna Bożego, westchnął głęboko a potem wstał i podchodząc wolno do
niego, rzekł wolno i z namysłem:
1 2 3 4 Dalej..
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 09-10-2003 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2782 |