Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.446.477 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) - Nowy Renesans

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
(..) dlaczego ktokolwiek miałby ufać Bogu albo też w ogóle uznawać jego istnienie? Jeżeli "dlaczego" znaczy "na jakich podstawach, podobnych tym, do których odwołujemy się, przyjmując hipotezy naukowe" - odpowiedzi nie ma, jako że nie ma takich podstaw.
 Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.

Dwie koncepcje zbawienia ludzi [3]
Autor tekstu:

Archanioł przełyka więc głośno ślinę i kończy:

— I ci, którzy uwierzą w tę ofiarę jak i w to, że była ona złożona przez syna bożego, który w ten oryginalny sposób chciał odkupić ich grzechy — mają w nagrodę dostąpić życia wiecznego!

Na dźwięk tych słów Stwórca unosi głowę i mówi dobitnie:

— I tego im właśnie było potrzeba, rozumiesz teraz?! — wpatruje się z napięciem w twarz syna. A ten zastanawia się przez chwilę ze skupioną miną, a potem mówi:

— Ale czy rzeczywiście przez tę moją „ofiarę" — jak oni to nazwali — człowiek stał by się lepszy? Czy ludzie zaprzestaliby wojen pomiędzy sobą? Czy zaniechaliby zabijania się wzajemnie? Zaprzestaliby dążenia do władzy nad innymi? Czy staliby się mniej pazerni i chciwi na dobra materialne? Czy zaprzestaliby bezsensownego bogacenia się i to często kosztem innych? Czy przestaliby się okłamywać i oszukiwać bezustannie? Czy zaczęliby się wzajem miłować miast się nienawidzić? Jednym słowem — czy staliby się lepsi? — powiódł pytającym spojrzeniem po obecnych.

— Bo jeśli tak, to może warto było ponieść ten krzyż i przejść przez te cierpienia? Bóg przerwał mu gwałtownym ruchem ręki.

— Synu, jak ty wciąż nic nie rozumiesz! Ty wciąż swoje o tej poprawie człowieka! Czy naprawdę łudzisz się, iż ludzie staliby się lepsi od samej wiary w to, że ty zginąłeś na krzyżu po to, aby ułatwić im dostęp do nieba? Czy to, co ci ludzie uczynili, nic nie dało ci do myślenia? — kręci głową z dezaprobatą i sam sobie odpowiada:

— O nie! Wiem z doświadczenia jacy są ludzie! Mogą oni bardzo mocno wierzyć w jakąś ideę, która ma w założeniu uczynić człowieka lepszym, a jednocześnie mogą — w imię tejże idei — uczynić innym ludziom zło! Bo taki zakłamany i obłudny jest człowiek!

Bóg kończy z goryczą w głosie.

— Nie rozumiem wobec tego, po co im była potrzebna ta moja „ofiara"? — Syn boży zwraca się do Boga, ale ten rozkłada ręce z miną mówiącą:

— No, masz ci los!

Szatan podchodzi do Syna bożego i siadając obok mówi:

— To proste! Ludzie ubzdurali sobie, że śmierć jest karą. Swą śmiertelność, a także swą skłonność do grzeszenia - uznali za karę od Boga za jakiś dawny grzech. A człowiek jest na tyle pyszny, iż nie pogodził się na stałe z wygnaniem z raju. Uważa, że jego właściwe miejsce jest tam!… więc obmyślił sposób w jaki Bóg miałby mu darować grzechy i przywrócić nieśmiertelność...

— I co, czy ci co wierzą we mnie rzeczywiście stają się nieśmiertelni? — pyta Syn boży z ciekawością w głosie. Szatan przecząco kręci głową.

— Nie! Choć oni wierzą na przekór faktom, iż po śmierci czeka ich wieczność. - Syn boży jakby z niedowierzaniem, mówi cicho:

— A więc odrzucili moją pomoc w możliwość uzyskania swej poprawy, w swoim ziemskim świecie — w imię wiary w nieśmiertelność, w jakimś bliżej nieokreślonym świecie nadprzyrodzonym? Czy to możliwe? Odrzucili moją pomoc w możliwości stworzenia sobie raju na ziemi, bo woleli wierzyć, że wrócą do raju wymyślonego przez siebie? To mi się nie mieści w głowie...

— Ani mnie! — dodaje archanioł.

— Może im z tym łatwiej żyć? — pyta cicho Syn boży jakby sam do siebie.

— Może… — odpowiada równie cicho Szatan.

Syn boży z błyskiem w oku i z nagłym postanowieniem zwraca się do Boga:

— Posłuchaj ojcze!… a nie mógłbyś naprawdę dać nieśmiertelność tym, którzy w życiu stosowali się do mych nauk?… którzy żyli zgodnie z moimi zaleceniami? — Bóg patrzy na niego jakby nie rozumiał pytania lub pobudek pytającego.

— Mam ich nagrodzić na to co ci uczynili? A w życiu… — przerywa, bo syn boży kładzie mu dłoń na ramieniu.

— Ojcze, daj spokój — mówi z wyrzutem, patrząc w jego oczy.

Bóg unika tego otwartego spojrzenia i tłumaczy jak dziecku:

— Pokaż mi choć stu… tylko bez targowania się! — dodaje szybko widząc, że syn chce się wtrącić.

— A więc jak mówię, pokaż mi choć stu, którzy przeżyli życie stosując się do twych nauk, a zastanowię się nad tym problemem… obiecuję ci to! Może o tym nie wiesz, ale kiedyś zostaną wypowiedziane znamienne słowa: „Był tylko jeden chrześcijanin, ale on zginął na krzyżu". I wiesz co ci powiem? … chociaż ten człowiek, który to powiedział uważał się będzie za twego wroga — w tym stwierdzeniu zawarł gorzką, ale głęboką prawdę! Iluż to ludzi będzie powoływało się na wartości chrześcijańskie, jednocześnie pałając nienawiścią do bliźnich. Iluż to w imię miłości bliźniego będzie mu czynić zło,… a iluż pod pozorem przestrzegania twych nauk, będzie ograniczać wolność drugiemu człowiekowi?

Bóg potrząsnął głową, jakby odganiał złe myśli i natrętne wizje. Uśmiechnął się z przymusem.

— Ale nie odbiegajmy od tematu, ludzie pragną wieczności, oni którzy marnują większość czasu danego im do przeżycia, tracąc go w głupi i bezmyślny sposób — chcieliby istnieć wiecznie! Czy oni zastanowili się kiedyś czym jest wieczność? Co oni by z sobą zrobili przez ten nieograniczony czas? Jestem pewien, że nie minąłby nawet pierwszy milion lat — a ludzie prosiliby mnie abym przywrócił im śmierć. To co ma swój początek musi mieć i swój koniec. Tylko to co nie ma początku, może nie mieć i końca — dokończył sentencjonalnie.

— Takie są prawa, a ja nie mam zamiaru ich zmieniać dla ludzkiego widzimisię! — po czym ujął za rękę syna i patrząc mu głęboko w oczy, rzekł:

— A więc pozostaje nam teraz postanowić o karze, jaka ma ludzi dosięgnąć.

Syn boży ściskając dłoń ojca mówi:

— Karze? O jakiej karze mówisz ojcze? — Bóg marszczy brwi:

— Jak to o jakiej?! Czy za to co ci ludzie uczynili nie należy im się kara? Czy fakt, że zniweczyli twoją misję i przeinaczyli ją po swojemu — nadając jej całkowicie inny sens — nie zasługuje na karę? Czy to, że wykorzystano ją do zbudowania nowego systemu władzy człowieka nad człowiekiem i to jeszcze na dodatek w moim i twoim imieniu — nie domaga się kary z mojej strony? Czy to wreszcie, że ludzie przez cały czas próbują mi dyktować jak mam nimi rządzić — mam to zostawić bez należytej kary? Czy ta bezgraniczna pycha ludzi, która nakazuje mi, Bogu, składać im ofiarę z własnego syna — ma pozostać nie ukarana?! — Każde pytanie Bóg wypowiadał o ton wyżej, ciskając z oczu błyskawicami.

Szatan zaszył się gdzieś w kącie, przestraszony gniewem Boga. Lecz Syn boży odważnie patrzył w oczy ojcu, jakimś takim smutnym, proszącym wzrokiem, a gdy ten wykrzyknął prawie ostatnie pytanie, spokojnie rzekł:- Nie ojcze, nie możesz ich karać… -

Bóg znieruchomiał z otwartymi ustami, wlepiwszy w niego zdziwione spojrzenie spod nastroszonych, uniesionych zdumieniem brwi.

— Co takiego? — wyjąkał skonsternowany.

Syn boży potwierdził skinieniem głowy:

— Tak ojcze!… Dobrze słyszałeś; Nie możesz ich karać!... Zapomniałeś o swoim przyrzeczeniu danym im tuż po potopie? — Swoje rozbrajające spojrzenie skierował ku ojcu. Bóg, który stał groźnie pochylając się nad nim, usiadł teraz, a cała groza i złość jakby nagle go opuściły. Wymamrotał cicho: — Przyrzekałem im tylko, że nie ukarzę ich drugim potopem… tylko tyle… Syn boży położył mu dłoń na ramieniu i rzekł:

— Tak, lecz jest jeszcze dużo ważniejszy powód ojcze dla którego nie możesz ich karać… Czyżbyś zapomniał, że to dzięki tobie człowiek ma tę naturę tak skłonną do grzechu? — Przecież to ty obraziłeś się na ludzi w ogrodzie Eden tak bardzo, iż nakazałeś im rozmnażać się z naturą skażoną skłonnościami do czynienia zła i nieprawości,... Czyżbyś zapomniał o tym, ojcze? — Jego pytanie zawisło w ciszy.

Bóg zgarbił się jeszcze bardziej i siedział tak w milczeniu ze wzrokiem utkwionym gdzieś w dali. A potem bez słowa wstał i wyszedł. Jednak przechodząc obok syna, zatrzymał się na chwilę i kładąc mu dłoń na głowie, spojrzał nań takim wzrokiem, jakby chciał powiedzieć: "I ty synu przeciwko mnie?". Ale może ten gest i to spojrzenie miało oznaczać co innego, może miało mówić: "Niestety masz rację mój synu. Całkowitą rację. Chociaż nie powinieneś mi tego przypominać,.. Właśnie mnie!"

Kiedy zostali już sami, archanioł Szatan podszedł do Syna bożego i powiedział:

— No, no! Zaimponowałeś mi Panie odwagą! Każdemu innemu odradzałbym takie zagrywki ze starym… pardon! Z Bogiem — poprawił się szybko.

Syn boży roześmiał się swobodnie. Był teraz wyraźnie odprężony.

— Jeśli ktoś może to robić — to tylko ja jeden! Chociaż to co ty powiedziałeś było nie mniej odważne. I miałeś dużo szczęścia, że ojciec był zamyślony! — pogroził mu palcem, a po chwili namysłu dodał: - Wiesz, trochę obawiałem się tej rozmowy z ojcem! I dobrze, że mam ją już za sobą. Odetchnę teraz pełną piersią! — wyprostował się i przeciągnął z głębokim westchnieniem, a potem pochylając się ku Szatanowi, dodał konfidencjonalnym tonem:

— Muszę ci się przyznać Luciferusie — ale nich to pozostanie pomiędzy nami — że z tym zbawieniem ludzi według mojej koncepcji, to był naprawdę głupi pomysł. I aż dziwne, że ojciec nie chciał mnie ukarać?

— A jak myślisz? Dlaczego więc tak bardzo chciał ukarać ludzi? — Szatan spytał Syna bożego, który ze zdziwieniem uniósł brwi do góry, a w jego oczach pojawił się wyraz zrozumienia.

— Myślisz, że to dlatego? — spytał cicho.

— Jestem pewien! Nie mogąc, czy nie chcąc ukarać ciebie — chciał ukarać ludzi! A chciał tym mocniej, iż musiał odreagować na nich strach o ciebie! — wyjaśnił Szatan fachowo.

— A ja mu popsułem wszystko… — powiedział Syn boży cicho, jakby do siebie. — I z tym jego pomysłem i z zakończeniem tej całej sprawy, — dodał z niewesołą miną.

— Na to wygląda! — skwitował krótko archanioł. — Ale nie martw się! — dodał, klepiąc go w plecy. — O ile znam twego ojca — na pewno będziesz miał okazję zrehabilitować się!.. Zobaczysz — odczeka, odczeka i znów będzie próbował wysłać cię na ziemię z nowym pomysłem zbawienia ludzi.

To, że teraz mu nie wyszło wcale go nie zniechęci, wspomnisz moje słowa Panie — a w myślach dodał- To już chyba stało się jego obsesją, czy co?


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Ewangelia według Judasza
Ewangelia według Pradziadka Świętego


« Powiastki fantastyczno-teolog.   (Publikacja: 09-10-2003 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Liczba tekstów na portalu: 130  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2782 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365