|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Etyka zawodowa i urzędnicza
Oblicza korupcji [1] Autor tekstu: Andrzej S. Przepieździecki
Oceny korupcji w Polsce na tle osiągnięć światowych na przestrzeni ostatnich stu lat.
Obecnie ciągle się mówi o ogromnej korupcji jaka podobno szerzy się w Polsce. W każdej bajce jest słowo prawdy, a w tej o korupcji w naszym kraju
jest nawet kilka słów niewątpliwej prawdy. Jednak cała, brutalna prawda,
jak zwykle, odbiega znacznie od dziennikarsko-telewizyjnego obrazu, który
niestety czy stety, kształtuje opinię większości społeczeństwa. Nie ulga wątpliwości,
że w Polsce jest wiele warunków
sprzyjających przestępczości.
Zacznijmy od przyczyn historycznych. Polska ze wszystkich demoludów posiadała
najbardziej niepokorne społeczeństwo. To właśnie w Polsce komuniści ponieśli
sromotną klęskę w dziedzinie kolektywizacji rolnictwa. To właśnie
upór polskiego społeczeństwa przeciwko wszystkiemu temu co narzucone,
spowodował tak silny wzrost potęgi Kościoła katolickiego. Naszym przeciwieństwem
była NRD. Tam, jak to zawsze było u Niemców, wystarczyło wydać zarządzenie, a następnie głośno wrzasnąć i wszyscy obywatele bezmyślnie, jedynie na zasadzie wrodzonej dyscypliny o typie
drylu wojskowego, natychmiast potulnie to wykonywali. Te cechy
charakterologiczne i historyczne a także wiele innych, między innymi to że u nas przejście od PRLu do tego co teraz,
odbyło się bez wieszania na latarniach, a więc bez likwidacji ludzi zdolnych,
zdolnych do tego i owego, no i jeszcze wiele innych przyczyn o których nie
powiem, aby nie przysparzać roboty prokuratorom, stworzyło cieplarnianą
atmosferę dla wielu prężnie
rozwijających się dziedzin działalności przestępczej. Historycznie chyba najważniejsze jest to, że przez dwieście lat z małymi
przerwami byliśmy pod okupacją, a w takiej sytuacji wszelkie działanie
przeciwko władzy jest czynem patriotycznym.
Obecnie Polska
znalazła się na granicy Europy zachodniej i państw byłego ZSRR. Ta pozycja
terenu tranzytowego to następna sytuacja powodująca krzyżowanie się u nas różnych,
często sprzecznych interesów. A interesy można ułatwiać na trzy sposoby:
drogą małej korupcji,
średniej korupcji i kontaktów prywatnych z tak wysokimi osobistościami, że
nazwanie tego korupcją byłoby obrazą najwyższych dostojników państwa, a więc
lepiej tego nie robić. To ostatnie nie dotyczy oczywiście załatwiania w ten
optymalny sposób interesów,
lecz gadania o tym, a szczególnie pisania. Tak! Szczególnie pisania, bo przysłowia
są mądrością narodu, a rosyjskie przysłowie mówi:
Tego co piórem napiszesz i toporem nie wyrąbiesz.
Mój stosunek do komuny jest zdecydowanie wrogi. Pochodzę ze Lwowa i już od
jesieni trzydziestego dziewiątego roku moja
rodzina cierpiała za ich przyczyną, a ja każdego wieczora modliłem się, żeby
nas nie wywieźli na białe niedźwiedzie. Następnie przez całe aktywne
zawodowo życie byłem obywatelem drugiej kategorii, bo bezpartyjny. Jednak nie
wiem czy ta olbrzymia korupcja o której obecnie się mówi, zrodziła się dopiero z chwilą przejęcia władzy
przez SLD. Różne wielkie afery, różne telegrafy, fozy, schnapsgaty,
art.-homo-bi, no i siedemnaście innych o których nie mamy zielonego pojęcia,
to wszystko na pewno zasługuje na miano
ogromnej korupcji, a miało miejsce dawno przed objęciem władzy przez obecną
ekipę. Pan prezydent Lech Wałęsa obiecywał puścić kanciarzy w samych
skarpetkach i na pewno miał takie zbożne chęci, ale masa pracy związana z organizowaniem personalnych rozróbek w kraju oraz niemało czasu poświęcanego kompromitowaniu Polski za granicą
uniemożliwiło mu wykonanie tego dzieła. Wróćmy jednak do problemu natury ilościowej. Niedawno byłem na imieninach koleżanki z pracy. Na tym przyjęciu gościli głównie
nauczyciele
szkół średnich, a więc ludzie inteligentni. Jedzenie było fantastyczne, zaś
głównym tematem rozmów — staczanie się Polski w przepaść tragedii
gospodarczej, która jak wszyscy zgodnie przewidywali musi się skończyć zupełnym
załamaniem finansowym naszego państwa.
Jeśli chodzi o ostateczny efekt tego załamania, to tutaj zdania były
podzielone. Optymiści mówili, że to jeszcze sporo czasu, więc może wcześniej
poumieramy. Pesymiści twierdzili, że czeka nas scenariusz Rosji Carskiej, zaś
ostatnia opcja, czyli skrajni
pesymiści twierdzili, że będziemy mieli powtórkę krachu argentyńskiego w najbliższej przyszłości. Jeśli zaś chodzi o główną przyczynę tej
tragedii, to ci, zdawałoby się rozsądni ludzie zgodnie twierdzili, że główną a nawet jedyną przyczyną jest największa
na świecie korupcja. Problem w tym co rozumiemy przez ogromną korupcję? Jak wiadomo na tym świecie
wszystko jest względne i zależy od definicji oraz porównania. Jeśli porównamy
to co się obecnie dzieje z korupcją za czasów komuny gierkowsko-jaruzelskej,
to obecnie mamy rzeczywiście ogromną korupcję. Jednak na tle światowych osiągnięć w tej dziedzinie, to raczej do księgi Guinessa nie trafimy. Oczywiście mówię o chwili obecnej, bo w miarę narastania niezadowolenia społecznego i rozpaczy
coraz szerszych mas
zdesperowanych nędzarzy, ludzie interesu, nawet bez konsultacji u profesorów
historii, wyłącznie przy pomocy własnego nosa wyczują zbliżającą się
szybkimi krokami rewolucję, a to na pewno przyśpieszy narastanie korupcji -
no i może jakiś rekord padnie. Wróćmy jednak do dnia wczorajszego, aby zrozumieć dzisiejszy: Ogromne osiągnięcia miała w tej dziedzinie Rosja Carska jeszcze przed 1914
rokiem, kiedy to już wyraźnie dawało się wyczuwać krążenie nad Europą tego
widma, o którym pisał pewien posiadacz trzech
fakultetów uniwersyteckich, nijaki Karol M. Te niewątpliwie wielkie osiągnięcia i rekord światowy w dziedzinie korupcji zbladły zupełnie w porównaniu ze
Stanami Zjednoczonymi w latach prohibicji. Po wycofaniu osiemnastej poprawki,
natychmiast korupcja w USA
zmalała ogromnie. Jednak jeszcze w trakcie trwania II Wojny Światowej, rząd
USA nie miał jakichkolwiek oporów w korzystaniu z pomocy zorganizowanej przestępczości w zaszczytnym dziele obrony ojczyzny i nikt o korupcji nie ględził. Aby ułatwić tego rodzaju
współdziałanie w jednej z prokuratur Nowego Jorku znajduje się gruba księga o tytule: Kto jest kim w świecie przestępczym. W czerwcu czterdziestego
drugiego roku dwaj agenci federalni dostali pozwolenie na zapoznanie się z treścią
tej księgi. Znaleźli w niej nazwisko „władcy frontu rybackiego", nijakiego Joego Lanzy. Od tego
dnia wszystkie wybrzeża rybackie były chronione przed lądowaniem i penetracją
agentów niemieckich. Ochronę zapewniali gangsterzy Lanzy. Co to ma wspólnego z korupcją? Ano nic, pod warunkiem,
że Lanza robił to wyłącznie dla pięknych oczu tych agentów, którzy go o to prosili. Jednak po pewnym czasie Lanza skarży się do swojego adwokata dr
Guerina, że ci agenci za to co od nich otrzymuje, a jest to bardzo mało bo
tylko zupełna bezkarność w terroryzowaniu rybaków od których Lanza ściąga haracze, żądają coraz więcej, a co gorsza żądają rzeczy niemożliwych, bo jemu podlegają tylko nabrzeża
rybackie ...a te barany z US Navy chcą żebym ja objął ochroną porty, a tam
może coś robić tylko Charlie
Lucky. On nigdy ze mną nie chciał rozmawiać, bo ja dla niego jestem za cienki
Bolek, a teraz to jest niemożliwe także dlatego, że on odsiaduje trzydzieści
lat w więzieniu Clinton w Dannemora. To co ja mam zrobić? Pan mecenas pogłaskał swojego klienta po główce i powiedział. — Nic się nie bój! Już ja ciebie wytłumaczę. Teraz sprawy ze szczebla stanowego przechodzą na teren bezpośrednio podległy
rządowi federalnemu. Tutaj także nikt nie ma jakichkolwiek oporów w kwestii
współpracy ze zorganizowaną przestępczością.
Komandor Haffenden, odpowiedzialny za kontrę w US Navy, deleguje dwóch ludzi, którzy
naprzód nawiązują kontakt z adwokatem Lucky Luciano. Tej klasy gangster w USA
ma nie byle jakiego adwokata. Jest nim były wiceprokurator Nowego Jorku o mile
dla nas brzmiącym
nazwisku Polakoff. Ten ex-vice-prokurator zupełnie przypadkowo zna
wielokrotnego mordercę zwanego „ministrem finansów świata przestępczego",
Meyera Lanskyego. Jest kwietniowy poranek 42 roku, wysocy funkcjonariusze państwowi jedzą śniadanko w towarzystwie
Lanskyego. W trakcie tego śniadania Lansky za pewne drobne uprzejmości (chodzi
wyłącznie o zamknięcie oczu przez prokuratora, bo Lansky jest oskarżony o następne morderstwo, w kolejności szesnaste, więc chodzi naprawdę tylko o to,
aby prokurator
nie zauważył, że mu zginęły akta zawierające dowody winy) zobowiązuje się
skontaktować z Lucky Luciano i namówić go do udziału w akcji która
otrzymuje kryptonim „Podziemny świat". Akcja zostaje zrealizowana, Lucky
dostaje to co mu obiecano i nikt słowa korupcja
nie wymienia. W parę miesięcy później ten sam komandor Haffenden w ramach akcji „Target
Section" kontaktuje się znowu z tym największym kryminalistą i szefem
najsilniejszej rodziny w Stanie Nowy Jork, tyle że tym razem stawka jest wyższa.
Za pomoc przy
inwazji Sycylii Lacky zamiast siedzieć jeszcze 25 lat w Sing Sing będzie
siedział w swojej willi we Włoszech. I znowu nikt nie ma żadnych oporów
moralnych. Wręcz przeciwnie — wysocy funkcjonariusze USA są dumni, że tak
małym kosztem ułatwią desant. Zapewne w języku Szekspira w ogóle słowa korupcja nie ma. Mijały lata, a władze amerykańskie skutecznie tępiły wszelkie przejawy
bezprawia a korupcję szczególnie. Spójrzmy na tą minimalną amerykańską
korupcję...
Jeszcze w czasach pierwszej wojny światowej drobny
spekulant, syn irlandzkiego właściciela szynku, Józef Kennedy, marzy o społecznym
awansie. Pierwszy krok ku karierze to zrobienie dziecka córce burmistrza i małżeństwo z tą panną o miłym imieniu Róża. Ponieważ nie wypada aby zięć burmistrza
stał za szynkwasem,
więc teść umożliwia mu wejście do show biznesu i zrobienie majątku. Ten
niewątpliwie zdolny człowiek wypłynął na szerokie wody dzięki prohibicji,
kiedy to handlował nielegalnym w USA alkoholem. Mimo, że w tej branży musiał
współpracować z mafią, nigdy
nie został aresztowany. W 1941 roku został ambasadorem USA w Anglii. Był tam
nielubiany za powstrzymywanie przystąpienia USA do wojny. Po utracie tej
funkcji wrócił do handlu alkoholem i już nie mógł kontynuować swej kariery
politycznej. Nie mógł osobiście,
ale miał synów. Nie mając już oporów wynikających z pełnienia funkcji
ambasadora, związał się z następcą Al Capone, nijakim Samem Giancaną, zwanym
Księżycowym. Ten ciekawy człowiek był sześćdziesiąt razy aresztowany i za
każdym razem wypuszczany z powodu braku
dowodów. W 1950 roku był on multimiliarderem i miał w ręku wszystkie cztery
najważniejsze chicagowskie związki zawodowe. Zimą 1959 roku doszło do
decydującej rozmowy między Księżycowym Samem a Józefem Kennedym — Daddy`m, w Chicago na piątym piętrze gmachu
sądu. Już niedługo odbędą się prawybory w Illinois. Obie gangsterskie
rodziny chcą władzy. Drogi do władzy w USA bywają bardzo różne, ale Józef
przekonuje Księżycowego, że ten ostatni nie ma szans, bo najlepszą drogą
jest założenie klanu czy dynastii, a do
tego potrzebni są synowie. Księżycowy ma takiego pecha, że co wlezie na swoją
ślubną małżonkę to robi córkę. Józef Kennedy wprost przeciwnie.
1 2 3 Dalej..
« Etyka zawodowa i urzędnicza (Publikacja: 09-10-2003 Ostatnia zmiana: 06-07-2004)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2785 |
|