|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo
Dawno temu w Meksyku vs. Kill Bill (2) Autor tekstu: Jan P. Matuszyński
Kończy się październik. Wspomniana w pierwszym tekście dziwna rzecz jest
już za nami. „Dawno temu w Meksyku" (zob. str. 2781) i „Kill Bill" goszczą na naszych
ekranach. Karty zostały odkryte, kości rzucone. Choć nie do końca, ponieważ
film Quentina Tarantino to zaledwie połowa historii Panny Młodej. To
wystarczy, żeby spostrzec jak diametralnie inną od Rodrigueza drogę obrał
ten reżyser.
V. „Kill Bill"
Na ten obraz czekaliśmy 6 lat i naprawdę
warto było. Wzorowany na kinie kopanym, „Kill Bill" to cudowna rozrywka.
Dziwne, że Tarantino wybrał tak prostą historię. Główna bohaterka, Panna Młoda,
chce się zemścić na swoich dawnych kolegach z pracy, którzy próbowali ją
zabić. Cóż, nie udało im się, teraz Uma Thurman spuszcza im niezły łomot.
Z taką gracją jeszcze nikt tego nie robił.
Nawet baletowo skręcone strzelaniny w „Desperado" nie są w stanie równać
się z tym stylem bijatyk. Nie ulega wątpliwości, że w tym filmie głównie
się biją. Nie ma żadnej wybitnej ideologii czy niedopowiedzeń. Czysta akcja
ze znośną ilością oryginalnych dodatków.
Takich jest wcale dużo. Przede wszystkim
jak zwykle u tego reżysera, fabuła nie jest opowiedziana chronologicznie. Główna
akcja wymieszana jest z retrospekcjami, druga scena w filmie według historii
jest ostatnią, same retrospekcje są czasem złożone z kolejnych. Dla
Tarantino to normalka. Nie napisał jeszcze scenariusza opowiedzianego w standardowej kolejności. To ewidentnie jego zaleta. Następnym zboczeniem jest
wstawiona w środku filmu kilkuminutowa sekwencja animowana. To jeden ze sposobów, w jaki reżyser opóźnia
akcję i urozmaica swoje dzieło.
„Kill Bill" to przede wszystkim Uma
Thurman. To przez nią powstał ten film, to dla niej specjalnie i z jej pomocą
QT napisał tę rolę. Wcale mu się nie dziwie. Uma jest piękną kobietą, a w
filmie sprawdza się rewelacyjnie. Potrafi być i zabawna, i poważna, a ponad
wszystko potrafi z gracją siać bardzo ładne spustoszenie, gdzie tylko się
pojawi. Ponadto wiele odgrzewanych person przewija się w filmie. Wystarczy
wspomnieć Davida Carradine’a, znanego z „Legend Kung Fu", który jest
celem naszej bohaterki. Oprócz nich w filmie pojawiają się Lucy Liu, Michael
Madsen i Daryl Hannah, tylko po to, żeby postawić się blondynie z mieczem.
Ten film to rozrywka dla każdego
inteligentnego widza, który zna nieco smak kina. Moją uwagę zwróciło szczególnie
jedno z ujęć w restauracji (którą Uma po chwili zrówna z ziemią). Kamera przez kilka minut wykonuje bardzo ciekawą jazdę. Niemal
latając oprowadza nas po całym pomieszczeniu. Ostatnio widziałem coś takiego w „Graczu" Roberta Altmana. Dużo niekoniecznie zauważanej pracy. Widać,
że QT zna się na kinie.
Każda walka w „Kill Bill" z założenia
reżysera ma być nakręcona w inny sposób. I w rzeczy samej tak jest.
Tarantino stosuje różnorodność większą niż reklamy na jedynce przed
„Klanem" i każdy sposób u niego jest dobry. Walka z Lucy Liu to dyskretna
parodia między innymi „Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka", Uma Thurman
tnąca niezliczone ilości skośnookich bodyguardów yakuzy we wspomnianej
restauracji to ewentualnie delikatny komentarz do niedawnego dzieła pewnego
rodzeństwa.
Reaktywacja
Quentina Tarantino to bezspornie
pozycja obowiązkowa. Film dla każdego, kto kocha kino i nie jest
usatysfakcjonowany płytkimi, multipleksowymi komerchami. Fakt, Antonioni to nie
jest i trudno stwierdzić czy to bardziej artystyczny czy komercyjny film. Ten
problem pozostał jeszcze z czasów „Pulp Fiction", które jako naprawdę
jeden z nielicznych filmów zdobył wielkie uznanie równocześnie krytyków i widzów. Tym niemniej, „Kill Bill" to zabawa w kino, filmy w filmie, a przede wszystkim ubaw po pachy (w rozsypanym na sobie ze śmiechu popcornie).
Najlepsze jest to, że „Kill Bill" powstał tylko i wyłącznie po to, żeby
Tarantino mógł się zabawić. Jak każdy poprzedni, ten jego film Tarantino zrobił
dla siebie i wcale się z tym nie kryje. Ma do tego pełne prawo, ponieważ
potrafi patrzyć na kino oczami widza. To obecnie rzadka cecha, o której marzy każdy
twórca.
VI.
Druga refleksja
Drogi panów RR i QT całkowicie się
rozeszły. Rodriguez jedzie na starych pomysłach, pachnących próżną
spalenizną. Tarantino dalej śmieje się nam prosto w twarz. Nie wymyślił
niczego oryginalnego, robi kalki i zrzyna z przeogromnej ilości cudzych filmów.
Paradoksalnie, to wcale nie znaczy, że jego filmy są jedynie kolejnymi
hollywoodzkimi bibelotami. Owszem, „Kill Bill" czerpie garściami z klasyki
kung fu i spaghetti westernów.
Taki był zamiar, więc wszystko jest tip
top, tym bardziej, że przy okazji daje kopa w tyłek obecnym produkcjom. A Roberto Rodriguez to już nie więcej jak zwykły rzemieślnik.
« Filmy i filmoznawstwo (Publikacja: 26-10-2003 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2842 |
|