|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Prawo » Prawo wyznaniowe » Polskie konkordaty » Konkordat z 1993 » Prace nad konkordatem » Analizy i oceny prawne
Konkordat z roku 1993 a Konstytucja RP Autor tekstu: Remigiusz Sobański
Ekspertyza z 4 lutego 1995 r.
1. Konkordat — podobnie jak każdy inny akt normatywny — cieszy się domniemaniem zgodności z konstytucją. W odniesieniu do konkordatu
domniemanie to zostaje wzmocnione stwierdzeniem zawartym w preambule, że
„Rzeczpospolita Polska uwzględniła swe zasady konstytucyjne i ustawy".
Kto przeto podnosi zarzut niezgodności, winien ją wskazać, a kto wysuwa
wątpliwości, winien je wyartykułować. Stąd zdanie „trzeba zbadać zgodność
konkordatu z konstytucją" uważam za wyraz politycznego oporu przeciw ratyfikacji
konkordatu, jeśli nie zostanie ono poparte wskazaniem odnośnych dyspozycji
konkordatu i konstytucji. Pragnę podkreślić, że opór taki jest niekwestionowanym
prawem każdego obywatela, trudno mi natomiast odnieść się ze zrozumieniem
do kamuflowania stanowiska politycznego mglistymi zdaniami o sprzecznościach
prawnych. 2. W publikacjach i ekspertyzach kwestionujących zgodność
konkordatu z obowiązującą konstytucją spotkałem dotychczas jedynie wskazanie
na nadal obowiązujący art. 82 ust. 2 konstytucji. Brzmi on: „Kościół jest
oddzielony od państwa. Zasady stosunku państwa do kościoła oraz sytuację
prawną i majątkową związków wyznaniowych określają ustawy". Do wyjaśnienia
pozostają dwie kwestie.
a) Pierwsza to pytanie, czy podpisanie i ratyfikacja konkordatu nie
narusza dyspozycji o ustawowym określeniu „zasad stosunku państwa do kościoła",
czyli czy dyspozycja ta zakazuje regulację stosunku drogą umowy.
Otóż stwierdzenie w ustawie konstytucyjnej, iż jakąś
materię regulują ustawy, oznacza najpierw, iż materii tej nie reguluje
konstytucja. Żadną zaś miarą nie mieści się w takim normatywnym stwierdzeniu
zakaz objęcia odnośnej materii umowami międzynarodowymi. Jeśli w zakresie, w którym konstytucja postuluje regulację ustawową, zawarto umowę międzynarodową,
to zwrot „regulują ustawy" oznacza, że jej ustalenia nie mają bezpośredniej
skuteczności w stosunkach wewnętrznych, a ich wprowadzenie w życie wymaga
odpowiednich ustaw. Ratyfikacja konkordatu nie kłóci się przeto z art.
82 ust. 2 (zdanie 2) konstytucji, lecz zobowiązuje prawodawcę państwowego
do uchwalenia odpowiednich ustaw (tak też A. Mączyński, Znaczenie konkordatu
dla polskiego systemu prawnego, 80). Dodać należy, że konkordat nie
zawiera dyspozycji znoszącej moc prawną aktów normatywnych z nim sprzecznych, a ze sformułowania artykułów konkordatu wynika, iż nie są to postanowienia
samowykonalne (nawet art. 15 ust. 3 o finansowaniu KUL i PAT mogą być wykonane
jedynie drogą ustawową). W jednym przypadku (art. 10) zapowiedź wprowadzenia
zmian ustawowych jest przedmiotem umowy (i będą to praktycznie jedyne zmiany w prawie polskim będące bezpośrednią, prawnie konieczną konsekwencją konkordatu,
co nie wyklucza zasadności — z innych racji — wprowadzenia zmian w ustawie o gwarancjach wolności sumienia).
b) Druga kwestia wynika z zestawienia zwrotów (Kościół) „jest oddzielony
od państwa" (art. 82 ust. 2 zdanie 1) oraz „Rzeczpospolita Polska i Stolica
Apostolska potwierdzają, że Państwo i Kościół katolicki są — każde w swej
dziedzinie — niezależne i autonomiczne" (art. 1 konkordatu). Kwestię tę
wyjaśniano już wielokrotnie, zarówno w ekspertyzach (por. moje uwagi z 14.9.1994) i publikowanych opiniach (np. art. M. Pietrzaka w „Państwie i Prawie" 1994, z. 1, s. 20: „art. 1 potwierdza zasadę rozdziału państwa i Kościoła katolickiego"). A więc krótko: Art. 82 ust. 2 konstytucji używa
formy biernej, statycznej: „jest oddzielony". Nie może — rzecz jasna -
chodzić o rozdzielenie geograficzne, terytorialne: Kościół działa na terytorium
Rzeczypospolitej. Chodzi przeto o oddzielenie instytucjonalne: Kościół
nie jest instytucją Rzeczypospolitej. Co więcej, nie jest nią nie dlatego,
że został od niej oddzielony, lecz dlatego, że żadną miarą nie jest emanacją
Rzeczypospolitej — nie został przez nią utworzony, nie wywodzi się genetycznie z nadania państwa, a jego egzystencja nie zależy od państwa. Jest — właśnie — niezależny jako byt i w swoim bytowaniu. Gdyby nie był oddzielony, musiałaby
istnieć zależność — albo Kościoła od Państwa albo Państwa od Kościoła.
Stąd „niezależność" i „oddzielenie" warunkują się wzajemnie. Ponieważ nie
da się terytorialnie oddzielić Kościoła i Państwa, owa niezależność wymaga
doprecyzowania. Dokonuje się tego przez przymiotnik „autonomiczny". Nie
chodzi w nim o autonomię ontologiczną (gdyż ta mieści się w przymiotniku
„niezależny"), lecz o autonomię prawną (autos nomos) czyli o to,
że Kościół i Państwo same stanowią dla siebie prawo i rządzą się własnym
prawem. Art. 1 konkordatu wyraźnie stwierdza: „każde w swojej dziedzinie".
Znaczy to, że żaden z tych dwóch bytów nie ingeruje swoim prawem w sferę
drugiego i — co też wyraźnie powiedziano w art. 1 — że każdy z nich szanuje
porządek prawny drugiego. W praktyce znaczy to, że Państwo zobowiązuje
się do niewchodzenia swoim prawem w sferę objętą prawem kościelnym, a Kościół — działający wszak na terenie Państwa — zobowiązuje się do przestrzegania
prawa obowiązującego w Rzeczypospolitej. Nie widzę przeto sprzeczności
między art. 1 konkordatu i art. 82 ust. 2 konstytucji.
3. Ponieważ Kościół działa na terenie Rzeczypospolitej,
nie da się uniknąć styku dwóch (autonomicznych i niezależnych) systemów
prawnych, czy to na płaszczyźnie instytucjonalnej (np. budowa obiektu sakralnego)
czy to w sferze zachowań obywateli (np. zawarcie małżeństwa czy praktyki
religijne żołnierzy). Tu właśnie spoczywa pierwsza (acz nie jedyna) racja
konkordatu. Przy czym trzeba zauważyć, że ze względu na swoją neutralność
światopoglądową to nie państwo zostaje konfrontowane w sferze prawnej z kościołami (taka konfrontacja jest możliwa tylko w przypadku państwa „ideologicznego"),
lecz kościoły z państwem. Stąd właśnie „asymetria" konkordatu. Państwo
światopoglądowo neutralne powstrzymuje się bowiem od regulacji prawnych
sięgających w sferę religijną i w sprawy kościelne. Nie może ono jednak
ignorować faktu religijności ani istnienia kościołów. Nie chcąc wchodzić
na te obszary własną regulacją (co oznaczałoby utratę neutralności światopoglądowej),
reguluje te sprawy drogą umowy.
Nie jest winą ani państwa ani Kościoła katolickiego,
że inne wyznania nie zawierają umów zabezpieczonych instrumentarium prawa
międzynarodowego. Wynika to z założeń eklezjalnych tych wyznań. Bałamutny
jest natomiast zarzut, że umowa taka faworyzuje katolików. O oderwaniu
takiego zarzutu od realiów świadczy chociażby przykład naszych sąsiadów
zza Odry, gdzie przecież ponad połowa ludności niekatolickiej nie czuje
się dyskryminowaną, mimo istnienia konkordatu zawartego przez państwo i poszczególne kraje związkowe. Jest rzeczą państw znaleźć rozwiązania gwarantujące
równość wobec prawa i wolność religijną wszystkich obywateli, natomiast
nie słyszałem, by dominowała opinia, że rozwiązania bazujące np. na Koordinationsrechtsordungstheorie
czy w postaci tzw. leggi rinforzate były „kiepskim ekwiwalentem funkcjonalnym
konkordatu" (tak R.M. Małajny w Uwagach z 14.12.1994). Taki zarzut miałby
sens tylko przy założeniu, że państwo respektuje i chroni wolność religijną
niejako pod naciskiem konkordatu, którym zobowiązuje się — w zakresie nim
objętym — przestrzegać podstawowych praw i wolności gwarantowanych aktami i konwencjami międzynarodowymi. Rzecz ma się odwrotnie: państwo podpisuje
konkordat, bo przestrzega i chroni prawa i wolności człowieka (w przypadku
Polski patrz m.in. Dz. U. 1977 nr 38, poz. 117 oraz 1993 nr 61, poz. 284),
równie dla wszystkich, a w odniesieniu do wolności religijnej konkretyzowane
ustawowo w porozumieniu z odnośnymi wspólnotami religijnymi (właśnie ze
względu — jak wspomniano wyżej — na jego neutralność światopoglądową).
Prawa te wyprzedzają jakiekolwiek ustawodawstwo państwowe,
są wręcz podwaliną demokratycznego państwa, którego sens sprowadza się
do ich ochrony i protekcji. To obywatele, korzystając z podstawowych, związanych z osobą ludzką praw i wolności (niezależnie od tego, jak się te prawa uzasadnia)
rozwijają działalność kulturową, gospodarczą, społeczną, polityczną, religijną, a państwo nie jest narzędziem reglamentacji tej działalności, lecz jej
ochrony i protekcji tak, by nie naruszano równości. Państwo demokratyczne
nie „dopuszcza" tej działalności, lecz buduje na niej i we własnym (co
znaczy: wszystkich) interesie ją proteguje, w tym także tworząc normy dla
sytuacji konfliktogennych. Dlatego jako obywatel pragnący żyć w państwie
demokratycznym czytam z bolesnym zdumieniem zdanie, że „państwo powinno
tę naukę (religii — p.m.) co najwyżej dopuszczać, umożliwiać lub tolerować"
(prof. dr hab. Ryszard M. Małajny, Uwagi… z 16.12.1994, s. 5).
Instytucje publiczne demokratycznego państwa mają służyć obywatelom, właśnie
rozwijaniu ich działalności. Szkoły publiczne służą realizacji równych
szans edukacyjnych. Jeśli wśród obywateli są tacy, którzy widzą nauczanie
religii wśród procesów edukacyjnych, jest zadaniem instytucji edukacyjnych
podjąć się tego zadania tak samo jak wychowania artystycznego, fizycznego
itd. Szkoły muszą uwzględnić stanowisko zarówno tych, którzy w edukacji
nie widzą miejsca dla religii, jak też tych, którzy jej miejsce doceniają.
Ani jedni ani drudzy nie są wobec państwa petentami łaskawie dopuszczanymi
czy zaledwie tolerowanymi, lecz obywatelami o równych prawach urzeczywistniania
swoich programów życiowych w porządku prawnym państwa. Ani religia wśród
fakultatywnych, w miarę „zapotrzebowania", przedmiotów szkolnych ani np.
teologia wśród wydziałów uniwersyteckich nie wiąże państwa z Kościołem,
nie zaciera specyfiki tych instytucji, lecz jest wyrazem oczywistego w demokratycznym państwie respektowania woli obywateli. Zadaniem państwa
nie jest tolerancja (religia — „zło konieczne"?), lecz kształtowanie struktur
wolności — takich, w których obywatel, jeśli jest religijny, ma prawo nim
być, gdziekolwiek się znajduje, także w sferze publicznej. Właśnie respekt
dla faktu, że sfera ta pozostaje — faktycznie lub przynajmniej potencjalnie — objęta porządkiem prawnym państwa, a zarazem respekt i protekcja wolności
obywatelskich, skłania do zawarcia umów ułatwiających zachowanie granic
kompetencyjnych obydwu instytucji.
*
Tekst publikowany w: „Wiadomości Archidiecezjalne" Organ urzędowy Kurii
Metropolitalnej w Katowicach, tom 63/1995, s. 43-46; „Konkordat Polski
1993. Wybór materiałów źródłowych z lat 1993-1996". Wybór tekstów: Czesław
Janik, Uniwersytet Warszawski, Instytut Nauk Politycznych, Warszawa 1997,
przygotowany na zlecenie Komisji Nadzwyczajnej do rozpatrzenia projektu
Ustawy o ratyfikacji Konkordatu między Stolicą Apostolską a Rzeczpospolitą
Polską.
« Analizy i oceny prawne (Publikacja: 16-11-2003 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2947 |
|