Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Apokatastaza czyli ukarana pycha Szatana [1] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Motto:
"Ludzie nigdy nie popełniają zła tak bezgranicznie i ochoczo
jak wtedy, gdy
czynią je pod wpływem religijnych przekonań".
Blaise Pascal
„Do tego aby "dobrzy" ludzie zaczęli popełniać złe uczynki,
niezbędna jest religia".
James A.Haught „Największą sztuczką diabła jest robienie wrażenia, że go nigdy
nie było" — jak stwierdził kiedyś Baudegair.
Być może!
Ale
kiedy czyta się to tzw. „słowo boże" i widzi zawarty w nim ten ogrom
okrucieństwa, hipokryzji i nietolerancji, odnosi się wrażenie, iż — jeśli
Szatan istnieje naprawdę — to stać go było na o wiele lepszą sztuczkę i jest on niezupełnie tam gdzie Kościół wyznaczył mu miejsce; Jego perfidia
jest o wiele wyższej klasy. Można by oczywiście wyjaśnić to wszystko
prostym stwierdzeniem, iż te księgi tworzyli ludzie — tak jak i całą resztę
religii, aby w ten „oryginalny" sposób uzasadnić każdą podłość jaką
wyrządzali innym — ale nie będziemy przecież ułatwiać sobie sprawy tak
trywialnymi rozwiązaniami, bo stąd już tylko jeden krok do okropnej herezji,
iż samą ideę Boga też stworzył człowiek, jak to świetnie oddaje znane łacińskie
przysłowie: „Pierwszego w świecie Boga stworzył strach" /w domyśle -
strach człowieka/.
Nie! My w tym kierunku nie pójdziemy!
A
zatem trzymając się hipotezy Boga i Szatana, jako dwóch
podstawowych pierwiastków sprawczych tego świata: dobra i zła, oraz
przyjmując za
p
r a w d ę to co opisuje
biblia /szczególnie fragmenty zdradzające kto jest Panem tego świata/,
jednocześnie pamiętając o tym, iż teodycea nie udziela zadawalającej
odpowiedzi na pytanie dlaczego wszechmocny Bóg nie może poradzić sobie ze złem
istniejącym w jego dziele, pozwolę sobie przypuścić, iż wydarzenia dotyczące
początków ludzkości mogły mieć taki oto przebieg: /a nawet z dużą dozą
prawdopodobieństwa założyć można, iż nawet
m u s i a ł y mieć
taki przebieg/.
========= """" ==========
"Dobiegał właśnie szósty dzień stworzenia… Bóg dopiero co
stworzył pierwszych ludzi: mężczyznę i niewiastę. Potem pobłogosławił im
mówiąc:
-
Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją
sobie poddaną… — ziewnął w tym momencie i przeciągnął się. Zmęczenie
wyraźnie zaczynało dawać znać o sobie. Pomyślał, iż wypadałoby ich dokładnie
poinstruować na nową drogę życia, co powinni czynić a czego nie, ale skoro
dał im wolną wolę?
Dorzucił więc tylko garść szczegółów odnośnie pożywienia, a potem przytulił ich do swej szerokiej piersi i pożegnał słowami:
-
Idźcie!… ziemia już na was czeka -
Przeciągnął
się powtórnie i zatarł ręce z zadowolenia; Jeszcze raz obrzucił krytycznym
wzrokiem swoje dzieło, a widząc, że wszystko co dotąd uczynił było bardzo
dobre, odwrócił się i z lekkim sercem w pełni zadowolony z siebie począł iść,
aby odpocząć po całej swej pracy, którą wykonał stwarzając ten świat, a przy okazji niezliczoną ilość innych.
Przystąpił wtedy do niego archanioł Szatan, który przez cały czas
bacznie obserwował boże poczynania, nie roniąc z aktu stworzenia ani jednego
ważnego momentu. Bóg w swej dobroci i łaskawości pozwalał mu na to, gdyż
bawiła go ta zachłanna ciekawość jednego z jego aniołów. Wolał już to,
niż bałwochwalczy podziw jego dzieła, w czym zdawała się gustować reszta
braci anielskiej. Tak samo i teraz — wszyscy poszli już świętować nowe boże
dzieło, śpiewając po drodze „Alleluja" i „Hosannę", a on
odczekawszy, aż Stwórca będzie wolny, zapragnął spytać go zapewne o coś
istotnego.
-
No, o cóż tym razem ci chodzi? — zagadnął Bóg archanioła z pobłażliwym
uśmiechem, widząc jak ten niecierpliwie przestępuje z nogi na nogę i splata
nerwowo ręce. Szatan odchrząknął, jakby mu coś przeszkadzało w gardle i zrównawszy
swój krok z krokiem Boga, powiedział:
-
Aż przyjemnie było patrzeć Panie, jak stwarzałeś to wszystko… — zatoczył
szeroki łuk ręką wokół i dodał przymilnie:
-
Twoja maestria zawsze wprawia mnie w zachwyt! Jakże zazdroszczę ci tych
wspaniałych możliwości, Panie — westchnął głęboko.
Bóg
przyjrzał mu się uważnie i odparł wolno:
-
Nie ma czego,… nie ma czego, mój drogi! — a gdy Szatan uniósł zdziwione
spojrzenie, wyjaśnił z poważną miną:
-
Być Stwórcą, nie oznacza tylko czerpania przyjemności z aktu stwarzania,
Luciferusie, ale również — a może przede wszystkim — wielką
odpowiedzialność za stworzone dzieło! Odpowiedzialność, którą Stwórca
bierze na swe barki póki to wszystko co stworzył istnieje.
A jeśli na dodatek stworzył istoty rozumne… — mówiąc to, Bóg
poszukał wzrokiem ludzi, którzy oddalali się wolno, rozmawiając ze sobą i gestykulując. Z tej odległości słychać było jeszcze dźwięczny śmiech
kobiety i nieco niższy — mężczyzny. Bóg uśmiechnął się nieznacznie i dokończył:
-
Jeśli więc stworzył istoty rozumne, jego odpowiedzialność zwielokrotnia się
niepomiernie, gdyż to one odtąd zawsze będą go oceniać i osądzać, a także
krytykować jego dzieło i szukać dziury w całym. Będą najbardziej
bezlitosnymi sędziami dla swego Stwórcy, wierz mi! Ale cóż, takie są prawa
rozumu; poddawać wszystko w wątpliwość nim nabierze się pewności, po to,
by ta pewność nie okazała się fałszem i złudą! — Bóg zamyślił się
patrząc gdzieś w dal niewidzącym wzrokiem.
Szli wolno, jedynie piasek skrzypiał pod ich stopami. Chwilę trwała
cisza, a gdy zaczęła się zbytnio przedłużać, archanioł chrząknął znacząco i dodał :
-
Nie mniej jednak, jest to godne pozazdroszczenia — a jego mina mówiła wyraźnie: — Nie przekonałeś mnie Panie! Dużo bym dał abym mógł czynić to samo co
Ty. — Bóg położył mu rękę na ramieniu i patrząc z bliska w oczy, powtórzył z naciskiem:
-
To nie jest takie proste ani łatwe! Wierz mi Luciferusie — ten jednak nie dał
mu dokończyć;
-
Ale teraz, kiedy ludzie są już stworzeni, to chyba żadna trudność
poprowadzić dalej ich rozwój?! Jestem pewien, iż poradziłbym sobie z tym
doskonale! — wykrzyknął Szatan z niezachwianą pewnością w głosie. Bóg
przystanął i przyjrzał mu się z zagadkową miną, a pomiędzy jego
krzaczastymi brwiami, zaczęła z wolna tworzyć się groźna pionowa
zmarszczka. Więc aby złagodzić to obcesowe stwierdzenie, archanioł dodaje pośpiesznie:
-
Oczywiście, gdybyś mi Panie zezwolił na to, rzecz jasna -
Bóg
uśmiecha się ledwie dostrzegalnie pod wąsem i mówi:- Więc sądzisz, że
poradziłbyś sobie już dalej? — Jestem pewien Panie — odpowiada Szatan z entuzjazmem i błyszczącymi oczyma: — Przecież wszystko ludziom już dałeś;
mają swoją naturę, wykształtowane sumienie, wolną wolę! Teraz to już byle
głupiec mógłby ich poprowadzić przez życie! Jestem tego całkowicie pewien! — dodał z kategorycznym gestem ręki.
-
Chciałbyś więc spróbować? — pyta Bóg z drwiną w głosie, ale podniecony
archanioł nawet tego nie zauważa, z przejęciem kiwa głową. Na jego obliczu
pojawiły się niezdrowe rumieńce, a oczy błyszczą mu jak w gorączce.
— I jesteś pewien, iż beze mnie dasz sobie z ludźmi radę? — pyta Bóg przyglądając
mu się dziwnym wzrokiem. Gdyby Szatan nie był tak pochłonięty otwierającymi
się przed nim możliwościami, może zauważyłby to spojrzenie Boga o zaniepokoiłoby go ono, lecz teraz nic do niego nie docierało. Wykrzyknął
nieomal!: — A pewno! Co w tym trudnego?! -
Bóg
przymyka oczy i zastanawia się nad czymś przez chwilę, a potem mówi:
-
No dobrze! Umożliwię ci więc zweryfikowanie swych przekonań na ten temat i sprawdzenie swych zdolności wychowawczych; zatem pozwolę ci sprawować opiekę
nad człowiekiem. — :
-
Ależ to wspaniale! Dziękuję ci Panie z całego serca! Zobaczysz, iż nie
gorzej od Ciebie pokieruję ludźmi, możesz mi wierzyć! — i archanioł rzucił
się Bogu do stóp z podziękowaniami. Ten podniósł go mówiąc:
-
Podziwiam Twój niczym nieuzasadniony optymizm, Luciferusie! Zobaczymy na jak długo
ci go starczy — dodaje ciszej jakby do siebie, a potem zwracając się do
archanioła, mówi:
— A więc korzystając z Twojej pomocy, udam się wreszcie na zasłużony
wypoczynek. Bo przyznam ci się, że to ciągłe przebywanie w tych czterech
ciasnych wymiarach, trochę mnie męczy. — Szatan patrzył na Boga z uniesionymi brwiami, więc ten machnął tylko ręką i spytał upewniając się
jeszcze: — Mogę zatem spokojnie powierzyć ci ludzi i ten świat? — rozłożył
szeroko ręce. Archanioł przytaknął z rozmachem głową i odparł z przekonaniem — O tak, Panie! Będziesz ze mnie zadowolony gdy wrócisz! Jestem
tego pewien! — A jeśli nie?… co wtedy? — pyta Bóg.
-
Nie ma takiej możliwości! — śmieje się głośno Szatan;
-
Nie na próżno przecież Panie, obserwowałem cię nie raz przy pracy! Stąd
wiem, że to wcale nie jest takie trudne! -
-
Zawsze odnosi się takie wrażenie, kiedy obserwuje się przy pracy artystę i mistrza — myśli Bóg kiwając głową; Zobaczymy,...
zobaczymy — mruczy pod nosem z dziwnym błyskiem w oku.
— A więc do dzieła Luciferusie! Aby ci zwiększyć możliwości, obdarzę cię
trochę większą mocą sprawczą,… kto wie, może ci się przyda! — Bóg kładzie
mu dłoń na głowie i Szatan czuje jak jego ciało i umysł przenika jakaś
dziwna emanacja i tajemna siła. Przed oczami zaczynają latać mu kolorowe
plamy, chwieje się na nogach, po chwili jednak wszystko wraca do normy, tylko
pozostaje szum w uszach, niemiłe pulsowanie gdzieś pod czaszką i szaleńczy
łomot serca, ale niebawem i to znika. Teraz dopiero Szatan zdaje sobie sprawę,
że Bóg trzyma go mocno za ramię i wpatruje się weń uważnym i przenikliwym
spojrzeniem: — Tylko nie obróć tej siły na czynienie zła! Bo chociaż nie
dorównuje ona nawet w całości mojej mocy, to jednak jest na tyle duża, iż
można za jej pomocą wyrządzić niemałe szkody w świecie ludzi. Archanioł
próbuje wyczuć w sobie tę niewidzialną siłę, napina się, ale nic mu z tego nie wychodzi; nie czuje żadnej różnicy, więc zarzeka się z ręką na
sercu: — Zapewniam cię Panie, iż wszystko co będę czynił, będzie tak, jak
ty byś tego chciał! Możesz mi wierzyć. -
-
To dobrze mój drogi — mówi Bóg uspokojony zapewnieniami archanioła, a potem ostrzejszym i stanowczym głosem kończy:
-
Ale ostrzegam cię!, gdy wrócę rozliczę cię z tego wszystkiego co zrobiłeś z ludźmi! Pamiętaj o tym -
-
Zaraz! Chwileczkę! — wykrzykuje Szatan; — nie było mowy o żadnym
rozliczaniu,… a może jeszcze nie daj Boże o jakiejś karze!, poczekaj Panie! — aż krztusi się z wrażenia i rozgląda wokół, ale Boga już nie ma;
zniknął bez śladu.
-
No masz ci los! — mruczy do siebie: — W co ja się znów wdałem tym razem?! — zastanawia się, skonsternowany takim zaskakującym i nieoczekiwanym obrotem
sprawy; — Niedoczekanie! Zrobię wszystko aby mi się udało — mrucząc pod
nosem Szatan idzie przed siebie, zakasując po drodze rękawy swej długiej
szaty — Niedoczekanie! — powtarza w duchu, ale w tym momencie przychodzi mu
do głowy tak zuchwały pomysł, że aż przystaje z wrażenia.
— A gdyby tak spróbować? — pyta siebie w duchu, a oczy błyszczą mu
niezdrowym podnieceniem.
-
Nie! To obłędny pomysł! — kręci głową do swych myśli, ruszając
automatycznym krokiem dalej.
-
Ale mając tę dodatkową moc od Boga,… — myśli intensywnie, patrząc przed
siebie niewidzącym wzrokiem- Mógłbym
spróbować. Przecież jeśli się nie uda, Bóg o niczym się nie dowie -
zastanawia się rozglądając podejrzliwie wokół, ale po Bogu ani ślad nie
pozostał.
Więc Szatan decyduje się w jednej chwili:
-
Tak! Zrobię to! A niech mnie! Udowodnię Bogu, że mnie niedostatecznie dotąd
cenił! Pokażę mu na co mnie stać, nareszcie nam tę możliwość! Nareszcie
będę mógł spełnić swe głęboko skrywane marzenie!
W tym momencie gdzieś w górze rozlega się dziwny, szyderczy chichot,
ale archanioł Szatan zatopiony w myślach nie zwraca na to uwagi. Zaciera z zadowoleniem ręce i uśmiecha się do swych myśli. Przechodząc koło rozłożystego
figowca, postanawia usiąść na chwilę w jego cieniu i przygotować sobie cały
plan, obmyślić szczegóły, kolejność poczynań, ich konsekwencje itd.
Promienie
słońca przedzierają się przez gałęzie drzewa, więc Szatan mruży oczy,...
ciepłe powietrze i oszałamiający zapach kwiatów i ziół z pobliskiej łąki,
rozleniwiają i usypiają. Archanioł ostatkiem sił postanawia wziąć się w garść, potrząsa głową i rozgląda się wokoło sennym wzrokiem. A potem
idzie poszukać ludzi.
Tak więc Szatan przez jakiś czas obserwował zachowanie ludzi. Czasem z ukrycia, czasem rozmawiał z nimi otwarcie, wypytywał ich i zanudzał swoją
osobą. Widać było, że chce ich poznać bliżej i dokładniej; pomyśli ktoś,
iż te zabiegi były mu potrzebne po to, aby lepiej i sumienniej sprawować nad
nimi opiekę? Nic bardziej błędnego!
Miał on bowiem o wiele wyższe ambicje:
Zamierzał
stworzyć swoje własne istoty rozumne, własnych ludzi. Aczkolwiek na wzór i podobieństwo tych bożych. Być stwórcą istot rozumnych — to właśnie było
największym marzeniem Szatana, w jednocześnie prawdziwym wyzwaniem dla tej
dumnej istoty, którą był. Istoty nieomal doskonałej, skazanej jednak na
pozostawanie zawsze w cieniu Boga. Tej szansy nie mógł zaprzepaścić! Zbyt długo
na nią czekał.
— A więc do dzieła Luciferusie! Pokaż na co cię stać! — zakrzyknął w pustą
przestrzeń i zabrał się energicznie do roboty, podgwizdując pod nosem jakąś
wesołą melodię.
======= """"" =======
Od tego momentu na ziemi minęło parę tysięcy lat /dla Boga — jak
sugeruje Biblia w paru miejscach — zaledwie parę dni/, a ponieważ w niebie płynie
on inaczej niż na ziemi, przyjmijmy, iż upłynęło go tyle, że Stwórca zdążył
wypocząć nieskrępowany naszymi czterema wymiarami.
I
tak w istocie było; Bóg powrócił pełen energii i wigoru, jednak usłużni
aniołowie /a tacy znajdą się przy każdej władzy/, donieśli mu już o stosunkach panujących na ziemi.
To
co usłyszał od nich, było tak nieprawdopodobne i szokujące, iż musiał
osobiście przekonać się, ile w tym prawdy. Rzeczywistość, którą obejrzał
na ziemi, była jeszcze gorsza od tej, którą opisali aniołowie. Ciskał się
więc teraz i grzmiał po całym niebie, a przerażona brać anielska zaszywała
się w najdalsze zakamarki niebiańskie, byle nie narazić się na gniew Stwórcy.
Bóg
kazał przywołać archanioła Szatana, a gdy ten pojawił się przed nim, zawołał,
wymachując mu pod nosem jakąś księgą:
-
Miałeś opiekować się ludźmi, aby ich rozwój przebiegał prawidłowo, pamiętasz?
Sam mi to obiecywałeś; „Zapewniam cię Panie, iż wszystko co będę czynił,
będzie tak jak ty byś tego chciał" — zacytował Bóg z drwiną w głosie,
uśmiechając się szyderczo.
-
Pamiętasz? To twoje własne słowa! — Bóg przerwał, wpatrując się groźnie w archanioła, który skulił się wyraźnie na swym miejscu.
— A tymczasem co się dzieje na ziemi?! Możesz mi to wyjaśnić? Albo nie,...
zacznijmy od tego — podszedł bliżej, podsuwając pod sam nos,
przestraszonemu Szatanowi opasłą księgę.
-
Co to jest?! — spytał Bóg grobowym głosem archanioła.
Ten
spojrzał na okładkę,… i struchlał.
-
No, teraz wszystko się wyda — pomyślał ze strachem i spuścił głowę
wtulając ją jednocześnie w ramiona.
-
Co to jest takiego?! Możesz mnie oświecić? — nieco spokojniejszym tonem zwrócił
się do archanioła, choć widać było, iż ten spokój wiele go kosztuje.
-
Tooo? — spytał Szatan, aby zyskać na czasie.
-
Tak! to! Czyż nie wyrażam się dość jasno?! — Bóg aż kipiał wewnątrz,
jednak starał się panować nad sobą.
-
To, jest,… to jest,… słowo boże — odparł niewyraźnie archanioł, jakby
mu coś przeszkadzało w gardle.
-
Czy ja dobrze słyszę? Słowo boże?,… a więc moje, czy tak? -
Bóg
wpatrywał się groźnie w Szatana, który jeszcze niżej spuścił głowę.
Gdyby
mógł zapadłby się pod niebo.
-
Noo,… niezupełnie — wyjąkał z niejaką trudnością.
-
Niezupełnie?! Proszę, proszę! A więc mamy jeszcze jednego Boga? — zawołał z szyderstwem w głosie; — A któż to taki?
Możesz nas sobie przedstawić? — archanioł zebrał się na odwagę i odparł:
-
To nie to, Panie. To słowo spisywali sami ludzie,… pod natchnieniem — dodał
ciszej. Bóg jednak usłyszał i spytał drwiąco:
-
Pod natchnieniem? A czyimże to? — Szatan milczał przestępując z nogi na
nogę i wyłamując sobie palce, aż trzeszczały w stawach. Już chciał
powiedzieć: — moim — ale ugryzł się w język w ostatniej chwili, wolał na
razie nie przyznawać się do tego.
Bóg
przyglądał mu się dłuższą chwilę przeniknionym wzrokiem, a potem otwierając
księgę rzekł: — No dobrze,… to się wyjaśni później, zobaczymy teraz co
my tu mamy — i zaczął studiować ją uważnie.
Szatan
stał jak trusia, westchnąwszy tylko głęboko przymknął oczy, wyglądało
jakby się,.. modlił?
-
Nooo, tak,… początek trochę poprzeinaczany i pomieszany w czasie, ale z grubsza to by się zgadzało — mruczał Bóg do siebie pod wąsem.
-
Hmm,… to moje błogosławieństwo też przytoczone niezbyt dokładnie. Najważniejsze
opuszczono, akcent kładąc na sprawy mniej istotne, ale to nie jest takie ważne.
Dobrze! I widziałem, że wszystko co uczyniłem było bardzo dobre. Faktycznie,
tak było — mamrocze.
Archanioł aż wstrzymał oddech z wrażenia. Chwilę trwała napięta
cisza. — - Ale dalej już nie rozumiem; powtórnie stwarzam człowieka,… Nie!
nie stwarzam — ulepiam go z prochu ziemi? Dobre sobie! A cóż to, moje słowo
już nie wystarczy?! Od kiedy to stwarzanie wygląda w ten sposób?! Czy widziałeś
mnie kiedyś babrzącego się w glinie? A od czego jest u mnie
s ł o w o ?! — Każde pytanie Bóg zadaje o ton głośniej, patrząc
groźnym wzrokiem na Szatana, który zrobił w tym momencie głupią minę, mającą
oznaczać zapewne:
-
Nie mam pojęcia Panie, skąd to się wzięło! Naprawdę. -
-
Dobre sobie! — powtórzył Bóg ze złością: — To może w taki sam sposób
powinienem ulepić ziemię i gwiazdy, nie?! --spytał i nie czekając na
odpowiedź, powrócił do lektury pisma.
-
Sadzę ogród,… umieszczam w nim tego człowieka, aby go doglądał,… daję
mu rozkaz, aby nie spożywał owoców z drzewa poznania dobra i zła,… cóż
za głupoty tu powypisywano?! — rzuca Bóg pytanie w przestrzeń, nie podnosząc
oczu. Czyta dalej:
-
Mówię: nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam, pewno, że nie jest dobrze,
skoro był samcem to siłą rzeczy musiał mieć też i samicę! Potem znów
lepię zwierzęta z gliny,… co u diabła z tym ciągłym lepieniem!? No, nie!
Tu jeszcze lepsze: b u d u j
ę niewiastę z żebra mężczyzny,...
czy oni powariowali całkowicie?! — spogląda na archanioła, a jego
spojrzenie nie wróży nic dobrego.
Pyta: — Luciferusie, co to wszystko znaczy? Przecież byłeś przy tym, jak stwarzałem
świat i ludzi,… widziałeś jak to się odbywało, prawda? Wypowiadałem:
„Niech się stanie!" i stawało się! Wiesz przecież dobrze, że u mnie
wystarczy wypowiedzieć s ł o w o , aby stało się ono c i a ł e m , czyż nie? — Szatan nie śmiał spojrzeć Bogu w oczy, wymamrotał
tylko cicho:
-
No, niby tak, Panie,… byłem,… widziałem -
-
No właśnie! Widziałeś zatem, iż ludzi stworzyłem razem; podkreślam:
s
t w o r z y ł e m — a nie
ulepiłem z gliny, czy tam z żebra,… pobłogosławiłem im, aby poszli
zaludniać ziemię. Nie umieszczałem ich w żadnym ogrodzie, ani nie zabraniałem
spożywać im jakichś owoców! A nade wszystko nie stworzyłem wpierw mężczyzny — samca, by później skonstatować ze zdziwieniem, iż nie jest dobrze aby był
on sam, bez samicy. Dlatego musiałem mu ją dorobić później. Bo to byłby
szczyt głupoty z mojej strony, nie uważasz? Zatem wyjaśnij mi co to wszystko
ma znaczyć? Skąd się wzięły tutaj te bzdurne i niedorzeczne informacje? -
Archanioł stał z opuszczoną głową, drżąc ze strachu i czekał czy nie
padnie sakramentalne pytanie:
-
Czemu to ma służyć i kto za tym stoi? — ale nie padło.
Padło natomiast inne, bardziej bezpośrednie:
-
Czy to twoja robota, Luciferusie? — archanioł rozłożył ręce i już chciał
się przyznać do wszystkiego, ale ze ściśniętego gardła nie wydobył się
żaden dźwięk. Nie mógł po prostu wypowiedzieć ani jednego słowa. Stał i patrzył na Boga w milczeniu, jedynie jego wzrok wyrażał błaganie o litość i przebaczenie. Bóg popatrzył nań przez chwilę z uwagą i pokiwał głową; — Noo, Taak… -powiedział wolno i zabrał się do dalszego czytania księgi. Tym razem robił to cicho, tylko w pewnej chwili mruknął: — Na własne podobieństwo? No, nie brakuje im tupetu! — Lecz w miarę dalszego czytania jego oblicze robiło się czerwone, a na
skroniach nabrzmiały żyły, lewy policzek począł mu drgać nerwowym tikiem,
począł szarpać swój długi siwy wąs. — W końcu zatrzasnął księgę z takim impetem, że przestraszony Szatan odskoczył o krok do tyłu.
Bóg podszedł blisko do archanioła i unosząc rękę w górę, zawisnął
nad nim jak gradowa chmura, jego spojrzenie ciskało błyskawice. Szatan skulił
się w sobie jak tylko mógł.
Głosem gromkim jak grzmot, Bóg zawołał:
-
Jak śmiałeś uczynić to wszystko co opisuje ta księga?! -
Jak
śmiałeś uczynić to moim ludziom?! Kto cię do tego upoważnił? Czyż ci nie
mówiłem, abyś tę siłę, którą ci dałem, nie obrócił na czynienie zła?!
Miałeś ich tylko pilnować i doglądać, a nie karać wygnaniem z raju,
potopem, deszczem siarki czy innymi bezsensownymi karami! Czy ja ci pozwoliłem,
abyś w ten sposób traktował ludzi, których stworzyłem?! — Szatanowi było
już wszystko jedno, z determinacją w głosie odparł:
-
To nie byli ludzie, których ty Panie stworzyłeś,… to znaczy,… nie tylko
ci. -
Bóg, aż otworzył usta, a jego wzrok wyrażał niepomierne zdziwienie:
-
Co takiego!? Jak to nie byli?,… wolne żarty — wyjąkał
-
Przecież innych ludzi nie było na ziemi! -
-
Byli,… bo ja ich stworzyłem — rzekł cicho Szatan ze wzrokiem wbitym w ziemię. — To znaczy, zrobiłem,… zbudowałem,… właściwie nie wiem jak
to nazwać — zaczął plątać się, oczekując z pochyloną głową na wybuch
Boga.
Lecz nie następował on.
Zdziwiony,
podniósł więc wzrok w górę; Bóg wpatrywał się w niego zagadkowym
spojrzeniem. Kryło się w nim coś dziwnego i niepokojącego zarazem. Coś, od
czego archanioł poczuł mrowienie na plecach.
Ściągnięte
groźnie krzaczaste brwi, dodawały jeszcze wymowy temu spojrzeniu. Celując
wyciągniętym palcem w pierś Szatana, spytał wolno, z niedowierzaniem
-
Ty, s t w o r z y ł e ś
ludzi? Jakim cudem? Po co?!
-
Wykorzystałem tę moc, którą mi dałeś Panie — odparł cicho Szatan, nie
śmiąc spojrzeć na Boga.
-
Ale po co?! Przecież byli już ludzie stworzeni przeze mnie! Odparł Bóg patrząc
przenikliwie na archanioła.
Ten
zaczerwienił się i powiedział impulsywnie:
-
Ale to byli twoi ludzie Panie!, a ja chciałem mieć swoich! Chciałem choć raz
poczuć się tak jak ty; mieć władzę i panować nad istotami rozumnymi,
stworzonymi przez siebie! Od dawna o tym marzyłem! Śniłem o tym po nocach,..
zazdrościłem ci tego Panie najbardziej,.. i nie mogłem przepuścić tej
okazji! Nie mogłem — Jego oczy błyszczą, jakby trawione chorobliwą gorączką,
twarz pokrywa niezdrowy rumieniec, a na skroniach i czole lśnią grube krople
potu. — Nie mogłem — powtarza jeszcze raz szeptem, pochylając głowę.
Bóg przyglądał mu się w milczeniu, z nieodgadnioną miną, lecz jego
oczy przybrały dziwny wyraz. Unosi w górę ściągnięte dotąd brwi;
— I odważyłeś się to uczynić bez mojej zgody? — pyta tonem, który nie wróży
nic dobrego. -
-
Przecież nie zabraniałeś mi Panie tego — wymamrotał Szatan, nie podnosząc
głowy. Bóg udał, że nie słyszy tej impertynencji. Spytał już
spokojniejszym głosem: — Czy zdajesz sobie sprawę, jaką wziąłeś
odpowiedzialność na siebie? Przecież dla tych biednych istot jesteś Bogiem!
Czy jesteś przygotowany na to, aby wywiązać się z pokładanych w Tobie
nadziei?
Szatan
mnąc nerwowo w dłoniach skraj swej szaty i starając się nie patrzeć Bogu w oczy, odparł niepewnie:
-
Chyba tak. Wybrałem sobie naród, zawarłem z nim przymierze i otoczywszy go swą
opieką… -
-
Co takiego?! — wykrzyknął Bóg unosząc się ze swego miejsca.
-
Wybrałeś sobie naród?! — no proszę! A pozostali?! Nie czujesz się za nich
odpowiedzialny?! — każde pytanie wypowiedziane było wyższym tonem i po każdym
pytaniu Szatan wtulał mocniej głowę w ramiona. Już chciał Bogu odrzec, iż
to było dużo później, kiedy wyprowadził swój naród z czterechsetletniej
niewoli, ale ugryzł się w język; już wiedział o co Bóg spytałby go wtedy: — A gdzie byłeś kiedy oni cierpieli w tej niewoli? Tak właśnie przejawia się
Twoja opieka nad nimi? — milczał więc ze wzrokiem wbitym w ziemię. Bóg
tymczasem opadł ciężko na siedzisko.
-
Noo,… Taak… — Te dwa na pozór niewinne słowa wypowiedziane zostały
przez niego, tak złowieszczym tonem, że archanioł zadrżał i zamknął oczy;
-
No, teraz już po mnie — pomyślał i czekał na najgorsze.
Napięta cisza przedłużała się, a kiedy stała się już nie do
zniesienia, Bóg powiedział:
-
Zanim zdecyduję jak cię ukarać, musisz mi opowiedzieć szczerze i od początku,
wszystko tak jak było! Może zaistniałe okoliczności wytłumaczą cię w jakimś stopniu i módl się aby pobudki, którymi kierowałeś się, znalazły
uznanie w moich oczach! Słucham zatem uważnie — dodał po chwili, bo
archanioł siedział w milczeniu nie podnosząc głowy. Zaczął nawet
pochlipywać z cicha, jakby chciał wywrzeć litość na Bogu, ale ten nie dał
się nabrać na te sentymentalne odruchy.
-
Opowiadaj! — wszystko tak jak było — powtórzył Bóg oschłym tonem i usadowił się wygodnie, przygotowując do wysłuchania relacji Szatana.
Archanioł wytarł głośno nos i przełykając z trudnością ślinę,
zaczął opowiadać:
-
Kiedy wspaniałomyślnie użyczyłeś mi Panie swej mocy sprawczej, pomyślałem
sobie, że oto nadarza się wspaniała okazja zrealizowania mego najgłębszego
marzenia: stworzyć swoją własną istotę rozumną, która by mnie czciła,
adorowała, kochała i bała się mnie… -
-
Czy ja się nie przesłyszałem? — spytał Bóg przerywając Szatanowi w pół
zdania; — Chciałeś aby te istoty kochały cię i bały się ciebie jednocześnie?!
-
-
Noo,… Taak,… — odparł archanioł; — Chciałem aby się mnie bały, dla
lepszego posłuchu: nic tak nie pomaga panować nad człowiekiem jak strach! -
powiedział z przekonaniem Szatan a jego usta przez chwilę wykrzywił grymas złego,
okrutnego uśmiechu;
— A miłość ludzi, należy mi się chyba jako ich stwórcy, czyż nie? — spytał z miną która mówiła: — przecież to chyba oczywiste? -
Bóg pokiwał tylko głową z politowaniem, nie odezwawszy się jednak
ani słowem, lecz w jego spojrzeniu pojawiły się jakieś zimne, nieprzyjemne błyski.
-
Mów dalej! — polecił szorstko, czyniąc jednocześnie gest dłonią.
Archanioł
po krótkim namyśle podjął wątek:
-
No, więc wpierw postanowiłem przez jakiś czas poobserwować ludzi, których
stworzyłeś Panie, aby na ich wzór i podobieństwo stworzyć własnych.
Trwało
to jakiś czas, a kiedy już miałem pewność, że wiem o nich wszystko, to
znaczy tak mi się przynajmniej zdawało. — Szatan poprawił się szybko, widząc
na obliczu Boga, ni to drwiący uśmiech, ni to grymas pełen sceptycyzmu.
-
Postanowiłem przystąpić do aktu stwarzania, szybko jednak zorientowałem się,
iż ta moc, którą mi dałeś Panie, za mała jest abym mógł stwarzać s ł o w e m Bardzo mnie to rozczarowało, nawiasem mówiąc! Musiałem zatem uciec się
do prostszych metod, bardziej pracochłonnych niestety i nie tak efektownych,...
ale cóż, poradziłem sobie jakoś w końcu! — dodał z dumą w głosie, choć
starał się nią ukryć.
-
Nie święci garnki lepią, prawda? — Szatan roześmiał się, ale widząc
chmurną minę Boga, umilkł szybko, a potem aby zatrzeć niemiłe wrażenie
zaczął wyjaśniać skwapliwie:
-
To nie było wcale takie proste jak tu napisano — archanioł wskazał oczami
księgę; — że wziąłem i ulepiłem z prochu ziemi. Ty wiesz Panie, ile się
przy tym namęczyłem? Ile było nieudanych prób? Ile egzemplarzy na oko
udanych, a których za nic nie mogłem ożywić? Niszczyłem w dzikiej furii,
bliski załamania! Pamiętam, że gryzłem palce z wściekłości i upokorzenia!
Bo przecież miałem taką niezachwianą pewność, że to takie łatwe i proste!, że opiekowanie się ludźmi stworzonymi przez ciebie Panie, to zadanie
zbyt infantylne i trywialne dla mnie! Podczas tych jałowych prób, ponawianych z desperackim uporem, ulatniało się moje przekonanie, iż przynajmniej w tym
aspekcie jestem w stanie ci dorównać, Panie. Szatan zamilkł na chwilę,
obejmując dłońmi głowę, a jego nieprzytomne spojrzenie świadczyło, iż
jeszcze teraz przeżywa gorycz tego upokorzenia.
Bóg przyglądał mu się z dziwnym wyrazem twarzy, jakby chciał
powiedzieć: — przecież mówiłem ci, że to nie jest ani łatwe ani proste — a może tak się tylko wydawało? Nie odzywał się jednak ani słowem.
Po
chwili milczenia Szatan zaczął mówić dalej:
-
Tak więc, kiedy wreszcie udało mi się ożywić pierwszego człowieka po
wielu, wielu nieudanych próbach, kiedy już byłem u kresu wytrzymałości
psychicznej i miałem zamiar rzucić już to wszystko w diabły,… udało się!
Moja radość nie miała granic: stworzyłem własnego człowieka! Złapałem go
za ręce i odtańczyłem z nim jakiś dziki taniec! Pamiętam, że wpatrywał się
we mnie przerażonym wzrokiem i coś do mnie mówił, ale w podnieceniu i euforii nie zwróciłem na to uwagi. Rozpierała mnie duma i czułem się
prawdziwym Bogiem! Od razu zapomniałem o tych wszystkich niepowodzeniach i o
stresie z nimi związanym. Byłem bosko szczęśliwy! -
Bóg patrzył nań w milczeniu, nawijając swój długi, siwy wąs na
palec. Oczy archanioła błyszczały jak w gorączce, mocny rumieniec wypłynął
mu na twarz, w której można było czytać jak w otwartej księdze. Widać było,
iż to co mówił było prawdą.
-
Taak,… Przez krótki czas byłem tak szczęśliwy i dumny z siebie jak nikt — powtórzył w zamyśleniu; — Ani archanioł Gabriel, który mnie przestrzegał
przed popełnieniem tego bluźnierstwa — jak on to nazwał — ani Michał, który
próbował nieomalże siłą mnie powstrzymać, ani reszta braci anielskiej, która
odsunęła się ode mnie, przerażona tym co robię — nie miała ujemnego wpływu
na moje dobre samopoczucie. Nigdy chyba nie zapomnę tego stanu szczęścia, na
początku mego dzieła stwarzania — dodał Szatan ciszej, patrząc gdzieś w dal nieobecnym wzrokiem. — Co było dalej? — spytał po chwili Bóg.
Archanioł
westchnął głęboko, a jego mina stała się smutna.
-
No właśnie, dalej nie było już tak uroczo i ten stan mej szalonej uciechy był
przedwczesny niestety, choć robiłem co mogłem! — dodał rozkładając ręce w bezradnym geście.
-
Szybko zauważyłem, iż mężczyzna, którego stwo,… zrobiłem, nie był tak
doskonały jak istoty stworzone przez ciebie Panie; informacji nie przyswajał
tak szybko, musiałem mu wielokrotnie powtarzać nim ją zrozumiał i zapamiętał.
Ale wtedy byłem jeszcze dobrej myśli — bo jakby nie było — była to
istota rozumna. I tak łudząco podobna do człowieka. Jednym słowem, optymizm
mnie jeszcze wtedy nie opuszczał! Bóg patrząc gdzieś w dal, ponad głową
Szatana powiedział cicho, jakby do swych myśli:
-
Człowiek nieskończenie przerasta „człowieka" — i nie odpowiadając na
zdziwione spojrzenie archanioła, spytał zaglądając do księgi leżącej mu
na kolanach:- A co to za historia z tą jego partnerką? -
Szatan
speszył się wyraźnie, ale odpowiedział szczerze:
— W tej euforii jaka mnie ogarnęła po tym udanym akcie stworzenia człowieka, całkowicie
zapomniałem, iż skopiowałem przecież osobnika o samczych cechach, któremu
partnerka jest nieodzowna i którą prędzej czy później będę musiał mu
dorobić. Kiedy jednak przypomniałem sobie te wszystkie nieudane próby, ogarnął
mnie po prostu strach! Zwlekałem ile
się dało, ale kiedy natura mężczyzny wyraźnie zaczęła domagać się swych
praw, uległem i postanowiłem zabrać się do następnego aktu stworzenia.
Archanioł przełknął z trudem ślinę i mówił dalej: — Wpadł mi wtedy do głowy
szczęśliwy pomysł, aby przy tworzeniu partnerki mężczyźnie, wykorzystać
jakąś jego cząstkę. Sądziłem, iż wtedy pójdzie mi łatwiej. I tak w istocie było: uzbrojony w nabyte już doświadczenie i olbrzymią chęć
stworzenia jeszcze lepszego osobnika niż ten pierwszy, przystąpiłem do
zbudowania niewiasty mężczyźnie. Efekt przeszedł moje najśmielsze
oczekiwania; kobieta udała mi się nad podziw! Byłem z niej dumny jak nie wiem
co! Mężczyzna zresztą chyba też! Ogarnęła mnie nieopisana radość!
Powtórnie zacząłem wierzyć we własne siły, a ten świat nabrał dla
mnie nadzwyczajnego uroku — Szatan zamilkł uśmiechając się do swoich myśli, a potem patrząc na Boga rozpromienionym wzrokiem, rzekł:
— A kiedy — dużo później — widziałem jak synowie ludzi stworzonych przez
ciebie Panie, biorą sobie za żony, córki ludzi stworzonych przeze mnie -
ogarnęła mnie tak szalona radość, że aż nie potrafię jej wysłowić!
Wierz mi Panie — one były naprawdę piękne i to właśnie dla ich urody je
brali — zapewnił archanioł Boga z ręką na sercu i dumą w głosie.
Bóg skrzywił się nieznacznie i z cierpką miną odparł impulsywnie:
— I to cię tak ucieszyło głupcze?! A czy przypadkiem przez te krzyżówki, nie
spadła drastycznie u ludzi długość życia?! Nie spadł także wyraźnie wskaźnik
ich inteligencji?! — Szatan rozłożył bezradnie ręce, jakby chciał
powiedzieć:
-
No cóż, nie można wszystkiego mieć na raz — a na głos odparł
pojednawczo:
-
To prawda Panie! Ich długość życia spadała z pokolenia na pokolenie. Starałem
się zabezpieczyć przed tym, mówiąc im, iż mój duch nie może pozostać w ich ciele dłużej niż 120 lat, ale nawet i tego wieku nie udało się na dłużej
utrzymać, zmalał on jeszcze kilkakrotnie, niestety. A co do inteligencji
ludzi, to uważam, że jest w sam raz — a nawet jeszcze zbyt wysoka! Zawsze
najwięcej kłopotów przysparzali mi
ludzie o zbyt rozległych horyzontach myślowych; To oni właśnie zarażali
innych swymi szalonymi ideami, odkryciami na temat otaczającego świata, natury
człowieka i tego co go ogranicza. To oni prowokowali innych do myślenia, nie
godzili się zastaną rzeczywistością i ładem społecznym! Taak! Zawsze miałem
przez nich najwięcej kłopotu! — Archanioł powtórzył te słowa ze złością, a jego twarz spochmurniała.
Bóg przyglądał mu się z dziwną miną, nieznacznie poruszając głową
jakby nie mógł się nadziwić czemuś. A potem wyprostował się i powiedział:
-
No dobrze, wracajmy zatem do tematu! Co to za historia z tym drzewem poznania
dobra i zła, z którego nie wolno było jeść owoców mężczyźnie? Nawiasem
mówiąc, pierwszy raz słyszę o takim drzewie. To też twoja robota? -
Szatan opuścił nisko głowę i wymamrotał niewyraźnie:
-
Tak Panie, to mój pomysł -
-
No słucham, słucham! Widzę, że masz całkiem „ciekawe" pomysły! -
zachęcił Bóg archanioła, ironicznym głosem, widząc, że ten jakoś ociąga
się z dalszą odpowiedzią. Minęła dłuższa chwila nim Szatan zaczął mówić,
nie patrząc Bogu w oczy: — Zaprawdę,.. Wolałbym ci tego nie mówić, Panie — przerwał bo Bóg ściągnął groźnie brwi i chrząknął znacząco.
-
Ale skoro tak ci na tym zależy — dodał szybko z taką miną jakby chciał
rzec:
-
Przecież już mówię! Co, nie można się namyślić? -
— A więc w tej krótkiej opowieści w symboliczny sposób został przedstawiony u p a d e k pierwszych ludzi.
— A wygląda to na przedstawienie twojego upadku — wtrącił Bóg wpatrując się z uwagą w Szatana.
-
Słucham? — archanioł aż otworzył usta ze zdziwienia, a jego mina świadczyła o całkowitej konsternacji i niezrozumieniu sensu tej wypowiedzi. Lecz Bóg tylko machnął niecierpliwie ręką i rzekł krótko:
-
Mów dalej! Potem będziemy wyjaśniać szczegóły! Słucham cię! -
Szatan
jeszcze przez chwilę zastanawiał się o co też mogło Bogu chodzić, ale
szybko zrezygnował i zaczął opowiadać dalej:
-
Kiedy już męki stwarzania pierwszej pary ludzi miałem za sobą, umieściłem
ich w oddzielnym miejscu — ogrodzie, aby móc obserwować ich rozwój. Czas płynął
powoli, ludzie rozwijali się w takim samym tempie, a je snułem już plany na
przyszłość; Oczyma wyobraźni widziałem już mój przyszły lud, który czci
mnie i adoruje, stawiając mi ołtarze i składając na nich ofiary, zanosząc
do mnie modły i prośby. A ja — ich Bóg — obdarzam łaską kogo chcę i kiedy chcę. Moja wyobraźnia pomknęła w dalszą przyszłość;
Widziałem
już niezliczone świątynie mnie poświęcone, a w nich kapłanów, którzy mi
służą, modlą się do mnie i odprawiają rytualne ceremonie religijne. Ich
paradne liturgiczne stroje mienią się przepychem barw i ozdób. Naczynia lśnią
złotem i drogimi kamieniami a dym z kadzielnic łaskocze nozdrza swoją upajającą
wonią. Słychać muzykę i chóralne pienia. Ach! Jakże wspaniałe i ekscytujące
to były wizje! Dosłownie zapierające dech w piersiach! — Szatan przerwał i przełknął z trudem ślinę, a jego twarz zachmurzyła się;
-
Aż przyszedł ten feralny dzień, kiedy moje wspaniałe plany związane z ludźmi
szlag trafił! Moje marzenia runęły w jednej chwili! A stało się to za
przyczyną twoich ludzi Panie! — wypowiedział to ze złością w głosie,
oczy zalśniły mu złowrogim światłem, a usta wykrzywił grymas gniewu.
Bóg uniósł brwi ze zdziwienia i pokręcił w milczeniu głową, a archanioł mówił dalej:
-
Nie wiem jak dostali się oni do ogrodu, ale faktem jest, że weszli tam i rozmawiali z moimi ludźmi! -
— I co w tym widzisz złego? — spytał Bóg, a Szatan odparł impulsywnie, gwałtownie
gestykulując:
-
Co złego?! A to złego, że powiedzieli im prawdę o ich pochodzeniu! -
-
No i co z tego? — spytał Bóg tym samym tonem.
— A to, że nie ograniczyli się tylko do tego! O nie! — wykrzyknął Szatan nie
ukrywając wzburzenia.
-
Powiedzieli im też, iż ten kto ich stworzył wcale nie jest Bogiem, nie muszą
zatem mu służyć ani oddawać mu czci i hołdów! Za ich to sprawą otworzyły
się oczy ludziom naprawdę, której dotąd nie znali. Odwrócili się więc ode
mnie i przestali mnie słuchać i poważać. Próbowałem jeszcze siłą wymusić
posłuszeństwo sobie, ale odparli mi bezczelnie, iż dotąd sami będą
decydować co dla nich dobre a co złe; Ja nie mam nic do tego! Wyobrażasz
sobie Panie taką niewdzięczność?! Po tym co dla nich zrobiłem?
Wściekłem się wtedy strasznie! Nie panując już nad sobą przekląłem
ich i wygoniłem z ogrodu Eden, w którym dotąd przebywali. A potem — zły na
cały świat — poszedłem się upić ambrozją! Przez czterdzieści dni i nocy
piłem na umór. Gniew i rozpacz targały mną na przemian, nie wiedziałem co
ze sobą robić. Aniołowie schodzili mi z drogi już z daleka, a archaniołowie
udawali, że mnie nie znają. Zaszyłem się na dłuższy czas w jakiejś zapadłej
dziurze nieba, w nadziei, że czas ukoi moje rany — Szatan pochylił głowę,
aby skryć przed Bogiem łzy, które napływały mu do oczu. Udając, że
wyciera nos, otarł je szybko rękawem szaty i po chwili milczenia, którego Bóg
taktownie nie przerywał, zaczął mówić dalej:
-
Wtedy, w tym odosobnieniu pojąłem gorzką prawdę; Stwarzając człowieka
przeceniłem swe możliwości. Ta niewesoła konstatacja spowodowała, iż przez
czas jakiś zaniechałem jakichkolwiek kontaktów z nim. Ale po upływie dłuższego
czasu — na ziemi musiały minąć już wieki na pewno — nie wytrzymałem i udałem się znów na ziemię, pomiędzy ludzi. Wtedy właśnie zobaczyłem jak
synowie ludzi stworzonych przez ciebie Panie, biorą sobie za żony córki ludzi
stworzonych przeze mnie. I ponownie fala radości zalała me serce. Nowa
nadzieja wstąpiła we mnie, pomyślałem iż nie wszystko jeszcze stracone! Ale
moja radość nie trwała długo, bo gdy zacząłem znów domagać się od ludzi
posłuszeństwa i czci — wyśmiali mnie i obrzucili wyzwiskami! Ta ich
nieprawość i to nieposłuszeństwo względem mnie przelały czarę mej
goryczy. Widząc jak wielka jest niegodziwość ludzi, których — jakby nie było
stworzyłem przecież — postanowiłem zniszczyć ich! Widziałem, że
usposobienie ich jest wciąż złe, bo natura ich została skażona grzechem
zakazanej wiedzy! Dostali wszak ode mnie rozum i wolną wolę, ale przecież nie
po to, aby samostanowić o swym losie i samemu rozstrzygać co jest dla nich
dobre a co złe! — wykrzyknął nieomal Szatan, patrząc Bogu w oczy
takim wzrokiem, jakby tam szukał potwierdzenia dla swych słów.
Bóg uśmiechnął się ironicznie i mruknął pod wąsem:
-
Zaiste,… musiał to być szczególny rodzaj wolnej woli; bez możliwości
korzystania z niej! -
Szatan
albo nie dosłyszał tych słów, albo nie zwrócił na nie uwagi, bo mówił
dalej z emfazą:
-
To mnie powinni być posłuszni! Mnie powinni oddawać należną cześć i należne
hołdy! To mnie powinni błagać o łaskę! Bo to ja ich stworzyłem! I wielki
żal mnie wtedy ogarnął, że stworzyłem ludzi na ziemi. I zasmuciłem się,
bo widziałem jasno, iż wielkie nadzieje jakie wiązałem z człowiekiem — którego
stworzyłem z takim trudem — nie mają szans ziszczenia się! -
Archanioł
westchnął głęboko i żałośnie:
-
Moje marzenia rozsypały się w proch. Legły w gruzach. Więc ja również
postanowiłem wytracić rodzaj ludzki! — powiedział to z mściwością w głosie a w jego oczach zapaliły się złowrogie ogniki.
-
Pamiętam, że lało w tym dniu jak z cebra i chyba dlatego wpadłem na pomysł p o t o p u . -
— A propo's — wtrącił Bóg, zerkając jednocześnie do księgi;
-
Czy rzeczywiście był on ogólnoświatowy? -
— A skąd tam! Dla nich mogło to tak wyglądać, ale nie było takiej potrzeby,
gdyż ludzie żyli wtedy jeszcze na dość ograniczonym terenie — odparł
archanioł patrząc Bogu w oczy.
— A poza tym, wątpię czy na ogólnoświatowy potop, starczyłoby mi mocy -
dodał szczerze. Bóg pokiwał głową, jakby chciał powiedzieć:
-
Tak właśnie myślałem — a potem rzekł: — Mów dalej -
-
Jednak z uwagi na ludzi stworzonych przez ciebie Panie, nie mogłem wytracić
ich wszystkich, gdyż tego chyba nie wybaczyłbyś mi, prawda? Archanioł
spojrzał na Boga pytającym wzrokiem, lecz ten nie odezwał się jedynie jego
mina mówiła: — A jak myślisz? -
Szatan
pokiwał głową i westchnął z ulgą, że przynajmniej ten problem go nie
dotyczy, a jeśli nawet — to nie w całości.
— A więc wybrałem Noego — najbardziej sprawiedliwego i najszlachetniejszego człowieka z ówcześnie żyjących; Od razu widać było, iż to jest potomek twojej pary
ludzi. Jego głęboka mądrość i sposób życia mówiły same za siebie. -
-
Czy rzeczywiście wybrałeś go jedynie za te szlachetne cechy? — spytał Bóg,
wpadając archaniołowi w słowo i wpatrując się z uwagą w jego twarz.
Szatan zaczerwienił się i opuścił głowę.
-
No, nie tylko,… — wymamrotał niewyraźnie.
-
Jeśli już chcesz Panie wiedzieć, wybrałem jego i jego rodzinę, ponieważ
tylko oni zgodzili się być lojalni w stosunku do mnie, po potopie. Nikt więcej — dokończył ciszej z rezygnacją w głosie.
-
No proszę! To zmienia „nieco" postać rzeczy! Nieprawdaż?! — rzekł Bóg z przekąsem.
— I co dalej? — spytał, bo Szatan skonsternowany milczał.
-
Postanowiłem więc uratować z potopu Noego z jego najbliższą rodziną, aby
stali się protoplastami odrodzonej ludzkości. Reszta uległa zagładzie -
dokończył archanioł ciszej przełykając z trudnością ślinę, a jego
spojrzenie przygasło na wspomnienie tamtej odległej tragedii. Potrząsnął głową,
jakby chciał uwolnić się od przykrych wspomnień.
Bóg milczał, ale jego wzrok utkwiony w obliczu Szatana aż krzyczał:
-
Jak mogłeś to zrobić?! Jaki demon opętał cię wtedy, iż postąpiłeś tak
haniebnie w stosunku do swych tworów?! Czy zdajesz sobie sprawę, iż przez cały
ten okrutny i bezsensowny czyn, upadłeś po raz drugi w oczach tych istot?! Ty
nieszczęsny głupcze, jak mogłeś to uczynić?! — Szatan kulił się pod tym
spojrzeniem, które paliło go jak żywy ogień. Najchętniej zapadłby się pod
ziemię, czy raczej pod niebo. Wtulił głowę w ramiona, pochylając ją
jednocześnie nisko jak tylko mógł. Ta cisza pełna napięcia, była gorsza niż
gdyby Bóg czynił mu wyrzuty, gdyby krzyczał nań. Nie mógł wręcz jej znieść.
Po dłuższym milczeniu, Bóg spytał oschłym tonem: — Co dalej? -
Archanioł
pociągnął głośno nosem i podjął opowiadanie, chociaż wyraźnie było
widać, że dużo by dał, aby nie wspominać tego okresu dziejów.
-
Zaraz po potopie, naszła mnie refleksja,… przyznaję, że może zbyt późna! — dodał szybko, widząc, że Bóg wznosi oczy ku górze i zaciska zęby. Ten
niemy gest tylko jedno mógł oznaczać:
-
Trzymajcie mnie, bo nie zdzierżę! -
Szatan
odsunął się nieco, jakby w obawie o swą bezcenną osobę i trzęsącym się
głosem mówił dalej:
-
Pomyślałem wtedy tak: Co z tego, iż ocaliłem najszlachetniejszego człowieka i jego rodzinę, skoro nie mam gwarancji, że poprzez te mieszane małżeństwa — które kiedyś tak mnie radowały — nie przeszła na rodzinę Noego,
niedoskonała natura ludzi przeze mnie stworzonych? Czy nie zostali oni również
skażeni tym złem? Przez tyle pokoleń luźnych związków pomiędzy nimi, nie
można było tego wykluczyć. Więc jeśli usposobienie człowieka pozostanie złe
już od samego początku nowej ludzkości, to wszystko powtórzy się tak samo;
Znów zapanuje niesprawiedliwość, nie obyczajność i niegodziwość pośród
ludzi. Znów będą czynić występki przeciwko mnie i znów ziemia zostanie skażona
złem, w moich oczach!
I jak tu nad nimi zapanować?
I
wtedy jeszcze większy ogarną mnie żal, bo widziałem, że nawet i ten potop
niczego nie zmieni, że nic już nie mogę uczynić aby naprawić ten stan
rzeczy. Jedynie co mogłem jeszcze zrobić dla ludzi, to zawrzeć z nimi
przymierze i obiecać im, że nigdy więcej nie pokaram ich podobnym kataklizmem
oraz wymusić na nich dozgonne przyrzeczenie, iż nigdy nie przekażą swym
potomkom, żadnej wiedzy dotyczącej prawdziwego początku rodzaju ludzkiego jak i mojej roli w nim odegranej. Zgodzili się chętnie i bez oporów. Chociaż
moje nadzieje na ich poprawę i podporządkowanie sobie były płonne, obiecałem
otoczyć ich swą opieką i zawarłem z nimi to przymierze. A oni złożyli mi
przysięgę dozgonnej lojalności i wierności.
Przyznaję, że udobruchali mnie nawet tą całopalną ofiarą ze zwierząt, a jej miła woń sprawiła, iż przebaczyłem im te wszystkie niegodziwości i występki, które dotąd czynili przeciwko mnie.
Akurat słońce przebiło się poprzez skłębione, ciężkie chmury, które
przez ostatnie dni przykrywały szczelnym welonem ten rejon ziemi i wspaniała tęcza
spięła swym kolorowym łukiem odległy horyzont. Ludzie stali zachwyceni tym
urokliwym widokiem. Widząc jakie wrażenie wywarło na nich to zjawisko,
powiedziałem im, że to jest znak dany ode mnie, na pamiątkę zawartego przed
chwilą przymierza. Aby zawsze o nim pamiętali ilekroć pokaże się on na
niebie. Z wrażenia nie potrafili przemówić ani słowa, dostrzegłem jednak w ich oczach strach i chyba coś w rodzaju uznania dla mej potęgi. Wiedziałem już,
że odtąd zapanuje pomiędzy nami zgoda. Szatan zamilkł i zamyślił się.
-
Ale ta zgoda nie trwała chyba zbyt długo, co?! — spytał Bóg, nie kryjąc
ironii. Archanioł podniósł zdziwiony wzrok, więc wyjaśnił:
-
No, póki ludzie nie pobudowali tę wieżę, jak jej tam było? — spojrzał do
księgi: — Aha, Babel! Więc co to była za historia z tą wieżą?
Szatan
poczerwieniał ze wstydu, ale odparł szczerze:
-
Nie mogłem pozwolić Panie, aby ją ludzie skończyli! -
— A dlaczegóż to? — spytał Bóg dociekliwie; — Przelękła cię jedność i zgoda panująca pomiędzy ludźmi? Powinieneś się tylko z tego cieszyć, głupcze!
-
-
To nie o to chodziło,.. — westchnął głęboko Szatan.- A więc o co? Mówże
wreszcie! Czy mam cię przez cały czas zachęcać?! — zawołał Bóg
zirytowany z lekka. Archanioł opuścił głowę i cicho wymamrotał:
-
Bo to miał być pomnik,… poświęcony wszystkim tym, którzy zginęli podczas
potopu. Wyraz solidarności z tymi, którzy utonęli w tym strasznym kataklizmie — Bóg spojrzał na niego uważnie i ni to z podziwem, ni z ironią zawołał:
-
No! No! Cóż to za spóźniona solidarność! -
Szatan
gwałtownie uniósł głowę i gestykulując, rzekł impulsywnie:
-
Czy miałem pozwolić, aby ta wieża przypominała mi ciągle to, o czym chciałem
zapomnieć? Czy mogłem pozwolić, aby stał ten symbol wyrzutu, wołając ku
niebu o pomstę, za ten mój nieprzemyślany — przyznaję to dziś — czyn?!
Nie! Nie mogłem dać ludziom tej satysfakcji! Oni ją budowali przeciwko mnie.
Czułem to. Dlatego nie mogłem pozwolić na ukończenie tej budowy — dokończył
ciszej z chmurną miną, a w jego wzroku zapłonęły jakieś niepokojące zimne
ogniki. Archanioł wytarł rękawem szaty zroszone potem czoło.
Bóg
przyglądał mu się dziwnym wzrokiem, wolno w zamyśleniu kiwał głową, jakby
chciał tym gestem powiedzieć:
-
No tak! To nawet do ciebie podobne — Tymczasem Szatan mówił dalej:
-
Potem,… po jakimś czasie, kiedy ludzi znów namnożyło się bez liku, wybrałem
sobie naród oddzielając go od innych, zawarłem z nim przymierze, otoczyłem
swą opieką. I tak od przymierza do przymierza sprawowałem nad nim opiekę,...
jednocześnie czekając na twój powrót, Panie — Szatan rozłożył ręce z miną jakby chciał rzec: — Ot i cała historia! -
-
Chwileczkę! — Bóg uniósł dłoń w górę — Chcesz zbyć mnie tymi nic
nie mówiącymi ogólnikami? Przecież to „od przymiera do przymierza" -
zajęło ci — jak na warunki ziemskie — niezły kawał czasu, prawda? Czyżby
tam nic takiego nie działo się o czym warto by było wspomnieć? — patrzył
przy tym na archanioła podejrzliwym wzrokiem. Ten odwrócił głowę wzdychając
głęboko. Jego mina świadczyła, iż wolałby nie wracać już do tej części
historii swego ludu, ale cóż, siła wyższa...
Westchnął więc powtórnie i zaczął opowiadać starając się nie
patrząc Bogu w oczy:
============= """" ============
— A więc po potopie, nauczony gorzkim doświadczeniem zmieniłem swe postępowanie w stosunku do ludzi. Wolałem już nie pokazywać się im na oczy. Ba! Nawet
zagroziłem śmiercią każdemu, kto chciałby ujrzeć moje oblicze! Zawsze
objawiałem się im albo w obłoku, albo w krzaku gorejącym, albo osłonięty
dymem i ogniem dobywającym się ze szczytu niedostępnej góry. Nigdy już
bezpośrednio: twarzą w twarz! -
-
Po co to robiłeś? — spytał Bóg nie unosząc głowy znad księgi.
Szatan
uniósł w górę brwi, zdziwiony, wydawał się nie rozumieć pytania.
-
Jak to o co? — spytał z głupią miną.
Bóg
czyniąc gest zniecierpliwienia odparł:
-
Nie zdziwiło nigdy ludzi, że wszechmocny Bóg, — bo za takiego się im podawałeś
przecież — objawia im się osobiście by przekazać jakieś polecenia czy
rozkazy, podczas gdy mógłby przecież osiągnąć wszystko co tylko by
zamierzył, nawet bez ich wiedzy i woli? Nie wydawało im się to podejrzane?
Archanioł wzruszył ramionami:
-
Dlaczego miało to się im wydawać podejrzane? -
-
Bóg, który ma n i e s k o ń c z o n e możliwości,
nie musi wydawać ludziom w e r b a l n y c h
poleceń, aby go posłuchali. Nie musi także karać, skoro może każdemu
złu z a p o b i e c ,
nieskończenie wcześniej nim ono zaistnieje, rozumiesz ty niewydarzony
„demiurgu"? — spytał Bóg z ironią w głosie, ale widząc głupią minę
Szatana machnął tylko ręką z rezygnacją;
— A zresztą,… mów dalej -
-
Tak więc, nie czując się na siłach do panowania nad wszystkimi ludźmi
jednocześnie, których zresztą z każdym rokiem przybywało coraz więcej,
wybrałem sobie jeden naród i zawarłem z nim przymierze, obiecując swą opiekę — Ładna mi opieka, niema co,! — przerwał mu Bóg patrząc w księgę;
-
Jedno pasmo wojen, grabieży, okrutnych mordów i zbrodni, przelane morze krwi! I ty to nazywasz o p i e k ą
? Dobre sobie!
Szatan
opuścił głowę i wymamrotał niewyraźnie:
-
Obiecałem im przecież, iż jeśli będą mi wierni, doprowadzę ich naród do
potęgi. -
-
Mordując współbraci i zagrabiając ich ziemię?! A wszystko zgodnie z twoją — dziwnie pojmowaną — moralnością, co?! — spytał Bóg z groźną miną, a w jego spojrzeniu pojawiły się zimne błyski.
Archanioł milczał z pochyloną głową.
-
Komu innemu wpadłby do głowy tak obłąkańczy pomysł, aby obiecać swemu
narodowi, na własność ziemię, która jest zagospodarowana i zamieszkała
przez inny naród. No, komu pytam?! — zawołał Bóg potrząsając księgą
przed nosem przestraszonego Szatana.
-
Śmierć,.. okrutna śmierć tysięcy ofiar,.. bezustanne wojny i grabieże,
przelane morze krwi,… cierpienie i ból,.. nieszczęście wdów i sierot, ciągnie
się to przez wiele stron tej „świętej księgi" — powiedział Bóg,
jakby do siebie przerzucając wolno karty.
— A wszystko to działo się pod twoją „opieką" i za twoim przyzwoleniem.
Aby zaspokoić twą wielką pychę, potrzebę rządzenia i służenia ci. — W głosie Boga brzmiał wyraźny sarkazm;
-
Wcale się nie dziwię, iż chciałeś to przemilczeć: te wszystkie zbrodnie w równym stopniu obciążają ciebie jak i twych wyznawców! Nic was nie
usprawiedliwia! Nic! — Bóg zamilkł, choć dalej wertował księgę, jego
spojrzenie było nieobecne, czasem po jego obliczu przesunął się jakiś cień, a czasem wzrok nabrał złowrogiej twardości.
W tej ciszy pełnej napięcia, Szatan wiercił się i pocił ze strachu.
Dużo by dał, aby było już po wszystkim.
Ale
Bogu najwyraźniej nie spieszyło się wcale. Patrzył z góry na skulonego u stóp
Szatana, a potem jego spojrzenie przeniosło się gdzieś w nieokreśloną dal i cichym głosem przepełnionym smutkiem, rzekł ni to siebie, ni to do archanioła:
-
Coś ty narobił nieszczęsny głupcze. -
Szatan
słysząc te słowa skulił się jeszcze bardziej.
-
Czy chociaż zdajesz sobie sprawę ze zła, które wyrządziłeś ludziom? -
Archanioł
przestał oddychać, a Bóg
kontynuował:
-
Czy wiesz w jakim świetle m
n i e przedstawiłeś tym
istotom — bądź co bądź — rozumnym ? — Szatan drgnął i uniósł
zdziwione spojrzenie.
— A tak! mnie! — wykrzyknął Bóg zatrzaskując księgę i podsuwając ją pod
nos Szatanowi; — Przecież to jest ponoć
m o j e słowo! Ta księga
opisuje ponoć
m o j e d z i e ł o i m o j e c z y n y ! czyż nie?! A przecież nie masz wątpliwości
co do faktu, iż z nas dwóch to właśnie ja jestem Bogiem, prawda? -
To ostatnie pytanie wypowiedziane było takim tonem, że Szatan zadrżał a potem bez namysłu padł Bogu do stóp.
Ten przez chwilę przyglądał mu się z nieodgadnioną miną, a w jego
spojrzeniu — co dziwne — nie było złości, ni gniewu, ale coś innego,
nieuchwytnego i tajemniczego.
Potem
Bóg uniósł Szatana i sadzając go na wprost siebie, powiedział:
-
No, dobrze,.. Skoro to sobie wyjaśniliśmy, czas teraz abym powiedział ci, co
sądzę o tej twojej samowoli. O tych początkach twojej „Stwórczej" działalności.
Archanioł zamknął oczy, przestał oddychać i starał się być niewidoczny.
Bóg odchrząknął i patrząc przenikliwym spojrzeniem w oblicze
Szatana, zaczął mówić. Na jego ustach pojawił się ledwie dostrzegalny uśmiech;
— A więc próbowałeś dorównać mnie. Chciałeś być stwórcą istot
rozumnych! Cóż, mogę to zrozumieć, bo w istocie nie ma piękniejszej rzeczy
od stwarzania. Od wydobywania z niebytu zamysłu i przyoblekania go w materialne, widzialne kształty. Każdy, kto ma duszę artysty zrozumie to i doceni — przerwał na chwilę nie spuszczając wzroku z Szatana.
-
Ale to wcale nie usprawiedliwia głupoty, która cechowała twe działania od
samego początku! Wiem! Wiem! — Bóg uniósł w górę dłoń, przerywając
archaniołowi, który już otwierał usta na swą obronę.
-
Będziesz tłumaczył się zapewne, iż nie miałeś dostatecznej mocy sprawczej
aby dokonać wielkich rzeczy — Szatan zaczął kiwać głową z takim zaangażowaniem,
aż włosy opadły mu na oczy.
-
Wykażę ci, iż nie to było przyczyną zaistniałego stanu rzeczy; Bo skoro
miałeś wystarczająco dużo mocy na potop, na deszcz siarki, na zrzucanie głazów z nieba i zatrzymywanie słońca, na plagi egipskie na rozdzielenie wód morza i mnóstwo innych niepotrzebnych „cudów" — to znaczy, że była ona
wystarczająco duża, aby poradzić sobie z ludźmi, wykaże ci, iż twoja głupota
zawiniła najbardziej oraz twoja niezaspokojona pycha i żądza władzy — to główne
cechy twojej natury przewijają się przez całe twoje „dzieło" wyraźnie.
Aż
dziw bierze, że ludzie dali się na to nabrać! Ale po kolei...
1 2 3 4 Dalej..
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 22-11-2003 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3077 |