Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Apokatastaza czyli ukarana pycha Szatana [2] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Bóg
popatrzył w księgę i pokręcił głową jakby z niedowierzaniem, a potem rzekł:
— A więc z tego co tu napisane — bo tego ludzkiego punktu widzenia, będziemy
się trzymać — wynika, iż ludzie uważają, że to ja stworzyłem tę
pierwszą parę, a potem ulepiłem mężczyznę z gliny i dopiero gdy naszła
mnie konstatacja, iż nie jest dobrze aby był on sam, uśpiłem go i z jego żebra
dorobiłem mu partnerkę? -
-
Niee,… Ludzie są przekonani, iż to jest
p o d w ó j n y opis
stworzenia jednej i tej samej pary ludzi, z tym, że pierwszy ogólny a drugi
szczegółowy — wyjaśnił Szatan nie podnosząc wzroku.
-
Oo! Jeszcze lepiej! — wykrzyknął Bóg. I nie zdziwiły ich wyraźne różnice w tych opisach?! -
Archanioł
wzruszył ramionami z taką miną, jakby chciał powiedzieć:
— A co miały dziwić? Ich w ogóle mało co dziwi.
Bóg
tymczasem pytał dalej:
— I nie zdziwiło ich, że Bóg, który stwarza
s ł o w e m cały
otaczający ich świat, cały wszechświat, któremu wystarczy powiedzieć:
„Niech się stanie"! — Aby stało się według jego woli — tu nagle
przechodzi do ręcznego lepienia z gliny? Czy to nie wydawało im się
podejrzane? -
Szatan
milczał z pochyloną głową, z uwagą przyglądając się swym wypielęgnowanym
dłoniom.
Bóg
machnął ręką;
-
No dobrze, zostawmy to na razie. -
Chwilę
wpatruje się w księgę, a potem mówi:
— A więc od strony ludzi wygląda to tak — popraw mnie jeśli się pomylę:
W
szóstym dniu Bóg stwarza ludzi — oboje jednocześnie, błogosławi im, każąc
im zaludniać ziemię i czynić ją sobie poddaną. Widzi, że wszystko co dotąd
uczynił jest b a r d z o d o b r e . Udaje się więc na zasłużony odpoczynek. A potem okazuje
się, iż tenże Bóg powtórnie u l e p i a mężczyznę z prochu ziemi, sadzi ogród Eden i umieszcza go tam, aby doglądał go i uprawiał. Daje mu ów słynny zakaz spożywania owoców z drzewa poznania dobra i zła. Następnie Bóg widzi, że nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam i dorabia mu — posługując się jego żebrem — niewiastę. Jak dotąd zgadza
się? — pyta Bóg archanioła, przyglądając mu się z uwagą. Ten nie śmie
przerywać Bogu i prostować jego wywodu, choć zdaje sobie sprawę, iż boża
interpretacja świętej księgi jest niewłaściwa i niezgodna z dogmatami kościelnymi.
Kiwa jednak głową w milczeniu, a Bóg mówi dalej:
— A więc ludzie — skuszeni przez węża — czyli ich wina jest tylko
p o ł o w i c z n a -
nie wiem, czy zwróciłeś na to uwagę? Zjadają owoc zakazany. Ich natura
ulega skażeniu grzechem, przez co nabierają skłonności do czynienia zła i nieprawości, występków i podłości. W ogóle, wszelkie zło jakie ma w sobie
człowiek bierze się z tamtego czynu: — grzechu pierworodnego! I właśnie w takim stanie, wygania Bóg ludzi na ziemię aby tam rozmnażali się i zaludniali ją. — Bóg uniósł w górę wskazujący palec, chcąc zapewne zwrócić
uwagę archanioła i rzekł:
— I tu nieodparcie, każdemu logicznie myślącemu człowiekowi, nasunie się
pytanie: — Dlaczego ten Bóg nie stworzył drugiej pary ludzi, tylko kazał tym
biedakom rozmnażać się, pomimo tego, iż ich natura została skażona
grzechem, zdegenerowała się? -
Bóg
patrzy przenikliwym wzrokiem na Szatana, spod nastroszonych brwi, a ten nie
zastanawiając się długo, odpowiada:
-
Nie stworzył, bo miał koncepcję wyprowadzenia rodzaju ludzkiego z jednej pary
-
-
Ale ta para — z powodu tego grzechu — przestała nadawać się do
reprodukcji! Stała się w a d l i w y m w z o r c e m,
czyż nie? — pyta Bóg nie kryjąc ironii.
-
Widocznie go tak obrazili tym czynem, iż chciał ich ukarać aby popamiętali,
że Boga należy słuchać i wypełniać jego wolę! -odparowywuje zarzut
archanioł.
-
Taki obraźliwy ten Bóg?! No popatrz, kto by się po nim tego spodziewał;
Stworzenie jest w stanie obrazić swego Stwórcę? No, no! To nie jest on nieskończenie dobry i miłosierny? — Bóg kręci głową udając niepomierne zdziwienie, a jego usta wykrzywia
drwiący uśmieszek. Szatan zaciska zęby w bezsilnej złości i upokorzeniu.
Bóg przygląda mu się przez chwilę takim wzrokiem, jakby chciał
powiedzieć:
-
Już chyba większej głupoty nie mogłeś wymyślić, co?! -
A
potem mówi wolno, rozdzielając wyrazy:
-
Widocznie od tej „obrazy" musiał stracić ten „bóg" całkowicie rozsądek;
Nakazać rozmnażać się ludziom ze skażoną grzechem naturą, skłonną do
czynienia zła i nieprawości — to świadczy albo o jego
b e z g r a n i c z n e j m
ś c i w o ś c i , która przesłoniła wszystkie inne odczucia, włącznie ze
zdrowym rozsądkiem, albo o bezgranicznej
g ł u p o c i e , bo wszelkie zło jakie doświadcza rodzaj ludzki od
tamtego czasu po dzień dzisiejszy, są
s
k u t k i e m tamtej
idiotycznej i tak tragicznej w skutkach decyzji. Czy ty tego nie rozumiesz,
Luciferusie? -
Archanioł zrobił nieokreślony ruch ręką, bo przez ściśnięte gardło,
nie mógł wydobyć chwilowo żadnego słowa. Jednak optymizmem napawał go
fakt, iż Bóg zwrócił się do niego imieniem, którego nigdy nie używał gdy
był nań naprawdę zły.
-
To dobry znak — pomyślał sobie — Może jeszcze nie wszystko stracone! -
-
Jest tu jeszcze jedna sprzeczność — rozważał tymczasem Bóg na głos:
-
Bóg stwarza człowieka d o s
k o n a ł e g o , ale ten przeciwstawia mu się i popełnia grzech. Jak to się
mogło stać, iż doskonały człowiek, nie posłuchał swego stwórcy? -
-
Noo,.. Wąż go skusił, — zaczął Szatan wyjaśniać niepewnie, ale Bóg
przerwał mu obcesowo:
-
To wiem! Mam przecież przed sobą tę księgę! Chciałbym natomiast abyś
odpowiedział mi na następujące pytanie:
-
Skoro człowiek był d o s k o n a ł y , nie mógł w żadnym wypadku sprzeciwić się Bogu, bo doskonałość
zakłada również doskonałe p o s ł u s z e ń s t w o względem
stwórcy, prawda?
Doskonałe, a więc b e z g r a n i c z n
e posłuszeństwo, rozumiesz?
Powiedz mi więc, jak człowiek obdarzony takimi cechami, może nie posłuchać
swego Boga, nie mówiąc już o przeciwstawianiu mu się? No, wytłumacz mi to,
słucham cię z uwagą — Bóg pochylił się ku Szatanowi i dodał:
-
Aby ci nie komplikować sprawy, pominąłem tu całkowicie jeden aspekt tego
zagadnienia:
-
Aby ci nie komplikować sprawy, pominąłem tu całkowicie jeden aspekt z góry,
iż nikt nie może zrobić niczego, co nie byłoby zgodne z jego wolą. Ale mówię
ci to tylko tak, na marginesie tego problemu. Słucham zatem odpowiedzi na tamto
pytanie. -
Bóg
przygląda się archaniołowi z ironicznym uśmiechem, a jego spojrzenie mówi: — No proszę! Wyjaśnij to mnie, skoro tak dobrze udało ci się przekonać
ludzi i zwieść ich tymi bzdurnymi argumentami! -
Tymczasem
Szatan wiercił się, co rusz ocierając czoło perlące się grubymi kroplami
potu, mimo czynionych wysiłków nie umiał znaleźć sensownej odpowiedzi, na
tak postawione pytanie.
Więc Bóg widząc, że nie otrzyma jej od archanioła, sam w końcu
odpowiedział sobie:
-
Gdyby człowiek był naprawdę doskonały — jak chcesz to wmówi ludziom -
nie mógłby zgrzeszyć, gdyż nie pozwoliłaby mu na to, owa d o s k o n a ł o ś ć !
A
jeśli zgrzeszył — znaczy to, iż nie był wcale doskonały; Jego natura
wcale nie musiała zostać skażona grzechem, aby nabrać skłonności do
czynienia zła — bo miała je od samego początku. A śmiertelny był i przedtem, bo śmierć jest wpisana w prawa natury rządzące tym światem, a nie
jest zemstą bogów za jakieś mityczne przewinienia. I tak to, twój mit o grzechu pierworodnym, który wymyśliłeś po to, aby zrzucić winę za swe
nieudane dzieło na samo stworzenie, legł w gruzach, bo to oznacza na powrót,
że wina za marność człowieka jest jednak po stronie jego stwórcy. Jakżeby
zresztą mogło być inaczej; zastanów się tylko! Wmawiasz ludziom, iż mają
do czynienia z Bogiem w s z e c h m o c n y m i w s z e c h w i e d z ą c y m , nie raz na kartach twego „słowa" przechwalasz się, iż żaden
człowiek nie może zmienić tego co ty zamierzysz, ani tego co ty uczynisz. I tenże ich „bóg" — o n i e s k o ń c z o n y c h
możliwościach, winą za swe nieudane dzieło, obarcza swoje stworzenie, i jeszcze — jak na ironię — każe błagać im o przebaczenie i zabiegać im o swą łaskę, adorować się i oddawać sobie hołdy! To mogło wylęgnąć się
tylko w jakieś chorej głowie, nie sądzisz? I aż dziw mnie bierze, że ludzie w to wierzą, tolerują i akceptują ten stan rzeczy przez tak długi czas!
Przecież to urąga wszelkim zasadom logicznego myślenia! Czy oni są naprawdę
tak ograniczeni umysłowo? Coś ty za
e p i g o n ó w stworzył,
Luciferusie? — spytał Bóg z takim wyrzutem w głosie, aż archanioł objął
głowę rękoma jakby chciał zasłonić się, przed gorzkimi słowami prawdy.
-
Czy nie lepiej było od razu powiedzieć ludziom prawdę, niż brnąć w coraz
większą głupotę i fałsz? — na te słowa Szatan aż cofnął się do tyłu.
-
Prawdę?! Wtedy już w ogóle by mnie nie słuchali! — odparł ze złością,
iż Bóg nie rozumie takiej prostej rzeczy. Jest wzburzony, że prawie nie słyszy
cichego pytania: — A tak,.. słuchali cię? -
I
kiedy dociera do niego właściwy sens tych słów, robi mu się głupio.
Odwraca
głowę aby skryć silny rumieniec wstydu i mówi pod nosem:
-
Też mnie nie słuchali. -
-
No widzisz! Efekt ten sam, a byłoby uczciwiej i przyzwoiciej! Miast skupić się
na p o p r a w i e i n a d o s k o n a l e n i u swego dzieła — a jestem pewien, iż dużo mogłeś zrobić na tym polu — ty swą energię i czas trwoniłeś na
f a ł s z o w a n i u i g m a t w a n i u prawdziwych
przyczyn tego niedoskonałego stanu rzeczy! Na próbach zrzucenia ze swych barków
odpowiedzialności za swe dzieło, na samo stworzenie! Nie dość, że stworzyłeś
miernoty — to jeszcze obciążyłeś je winą za swą nieudolność i ograniczenie! Nie, dość że zachowałeś się w stosunku do nich tak podle i niegodnie, to jeszcze wszystko to czyniłeś w moim imieniu! Nie dość, że
wyrządziłeś tym biednym istotom tyle zła swym nieodpowiedzialnym i nieprzemyślanym
zachowaniem, to jeszcze chciałeś aby uwierzyli oni, że to wszystko co ich
spotkało zawdzięczają
m
n i e ! Zaprawdę, twoja nieodpowiedzialność i głupota są porażające i wręcz
niewybaczalne!
Bóg mówiąc to, przewiercał Szatana takim wzrokiem, iż ten skręcał
się na swym miejscu, jakby siedział na rozpalonych węglach. A już zaczął
mieć nadzieję, iż skończy się to wszystko słowną reprymendą, wytknięciem
błędów i przestrogą na przyszłość.
Szatan
zwiesił głowę i westchnął przejmująco. Bóg przez chwilę milczał, jakby
Zastanawiając
się nad czymś z chmurną miną i ściągniętymi brwiami, a potem zajrzawszy
do księgi rzekł:
-
No dobrze! Jedźmy dalej! Bo to jeszcze nie koniec twej radosnej twórczości, o nie! — dodał gdy archanioł wydał z siebie głośny jęk i twarz schował w dłoniach.
-
Tak! tak! Dalej popełniasz równie dużo głupot jak i na początku! A może i więcej nawet? Otóż posłuchaj mnie uważnie: Po tym „upadku" ludzi -
choć według mnie, jeśli to co tu napisano, odzwierciedlałoby prawdziwe
wydarzenia, to byłby bez wątpienia twój upadek, a nie tych biednych istot.
Ale to tylko taka dygresja. Otóż, po tym incydencie wyganiasz ich z raju,
nakazując im rozmnażać się ze skażoną grzechem naturą, skłonną do
czynienia zła i nieprawości. Odtąd, z każdym pokoleniem przybywać będzie zła, a niegodziwość, podłość i niesprawiedliwość rozleje się po całej ziemi, wraz z zasiedlającymi ją ludźmi.
I teraz zaczyna się „najzabawniejsza" historia pomiędzy człowiekiem a jego „bogiem". Ten ostatni wyraz Bóg zaakcentował ironicznym tonem i uniósł w górę dłoń z wyciągniętym palcem, jakby tym gestem chciał powiedzieć:
-
Teraz wytęż uwagę, bo to co usłyszysz jest tego warte! -
Następnie wpatrując się przenikliwym wzrokiem w Szatana, rzekł:
— A więc — po tym co zaszło — wydawałoby się, iż obrażony na ludzi Bóg,
nie będzie chciał sobie zawracać więcej nimi głowy, że jego stanowisko można
by określić mniej więcej tak:
-
Nie posłuchaliście mnie, chcieliście sami decydować co dla was dobre, a co złe,
odrzuciliście moją pomocną dłoń — więc teraz radźcie sobie sami, mnie
nic do tego! Wszystko by na to wskazywało, iż ten „bóg" zachowa się właśnie w taki sposób! A jednak nie! Ten Bóg ludzi, robi coś wręcz przeciwnego i niewiarygodnego: różnymi, mało skutecznymi i dość „oryginalnymi"
metodami próbuje n a p r a w i ć swój twór-człowieka!
Wiedząc zapewne jednocześnie, iż to wszystko na nic się nie zda, gdyż
jedyne co mogłoby go naprawdę poprawić — to zmiana jego skażonej grzechem
natury. Ale tego właśnie ten „bóg" nie robi!
Za to robi mnóstwo niepotrzebnych rzeczy, które można było się
spodziewać, niczego nie zmieniają na lepsze, jeśli chodzi o zachowanie ludzi. I gdy tak czyta się tę księgę… — Bóg położył dłoń na stronach
otwartej księgi, leżącej mu na kolanach jednocześnie starając się zajrzeć
archaniołowi w oczy; — w której opisane są te jałowe działania tego
„wszechmocnego boga". Te jego groźby i przekleństwa kierowane pod adresem
nieposłusznych mu, to bezustanne straszenie wyszukanymi karami tych biednych
istot, ta chorobliwa podejrzliwość przejawiająca się w częstych „próbach"
lojalności i posłuszeństwa sobie i ten najbardziej ulubiony przez niego sposób
panowania nad swym ludem wybranym — -poprzez strach, groźbę i przekleństwo.
Kiedy się to wszystko czyta, nieodparcie nasuwa się oczywiste pytanie:
-
Dlaczego ten Bóg, który robi tak wiele szumu i zamieszania wokół
p o p r a w y człowieka, który stara się zmusić go do tego
poprzez karę i groźbę — nie zrobił tego co miałoby jedyny, gwarantowany
skutek: Nie zmienił na lepsze, skażonej grzechem natury człowieka? Dlaczego
tego nie uczynił? — Bóg zawiesił głos i czekał na odpowiedź Szatana,
przyglądając mu się uważnym, przenikliwym wzrokiem. Lecz ten siedzi przed
nim ze spuszczoną głową i milczy. Tylko jego
ręce jakby nie mogły znaleźć sobie miejsca, szarpią nerwowo skraj
szaty, więc Bóg pyta dalej:
-
Dlaczego tenże „bóg", chcąc „naprawić" ludzkość posuwa się aż do
takich niegodziwości względem niej jak
p o t o p , który i tak niczego
nie zmienił, bo istnieje coś takiego w tym świecie, co zwie się d z i e d z i c z n o ś c i ą , a więc odrodzona
ludzkość po potopie będzie taka sama jak i przed nim; z taką samą skażoną
grzechem naturą. — A nie zrobił tego co powinien zrobić — jeśli chciał
naprawdę człowiekowi pomóc — zmienić mu jego naturę, aby stała się ona
taka sama jak przed jego upadkiem: d o s k o n a ł a . Dlaczego tego nie zrobił? Możesz mi to wytłumaczyć
Luciferusie?
Szatanowi pot zalewał oczy, wiercił się i kręcił, marzył aby to się
już skończyło. Jego boleściwa mina mówiła:
-
Panie, miej litość nade mną -
Bóg
przyglądał mu się dziwnym, zagadkowym uśmiechem, bębniąc palcami w okładkę
księgi. A kiedy odpowiedź nie nadchodziła, sam jej udzielił:
-
Powiem ci zatem, dlaczego ten „bóg" — pomimo tego, iż bardzo starał się
naprawić człowieka — nie zmienił mu natury. Ponieważ nie leżało to w zasięgu jego możliwości! Proste, prawda! Oboje o tym wiemy, iż po to właśnie
wymyśliłeś ten grzech pierworodny człowieka, aby zrzucić z siebie o d p o w i e d z i a l n o ś ć
za jego mierna, niedoskonałą naturę i winą za ten stan rzeczy obarczyć
samo stworzenie! To był pomysł genialnie perfidny i zaiste — godny ciebie! — Szatan uniósł głowę zdziwiony, bo przez chwilę wydawało mu się, iż Bóg
go chwali, ale gdy zobaczył jego wzrok wpatrzony w siebie, zdał sobie sprawę
jak bardzo się pomylił. Rozłożył tylko ręce w niemym geście, jakby chciał
rzec: — A co innego mogłem zrobić? -
Bóg
nie patrzył już na niego, jego zamyślone spojrzenie błądziło gdzieś po
odległym horyzoncie.
Po
dłuższej chwili odezwał się cicho, jakby do siebie:
-
Jakby na ironię losu, rzeczywiście doszło do skażenia natury ludzi złem.
Tym razem chodzi mi o ludzi, których ja stworzyłem. Bo ich natura, poprzez związki z ludźmi stworzonymi przez ciebie — co tak bardzo cię cieszyło w swoim
czasie — została skażona skłonnościami do czynienia zła i nieprawości.
Taak, ten grzech naprawdę legł cieniem na przyszły rozwój rodzaju ludzkiego,
lecz jego geneza i wymiar są całkiem odmienne od tego w co ty każesz wierzyć
człowiekowi — Bóg zamilkł na chwilę, a potem rzekł impulsywnie, uderzając z rozmachem w kolano otwartą dłonią,
tak że Szatan aż podskoczył wystraszony:
— A przecież pamiętam jak mnie zapewniałeś: Będziesz Panie zadowolony ze
mnie! Wszystko co uczynię będzie zgodne z twoją wolą, z twoim zamysłem! -
Bóg roześmiał się nieprzyjemnie aż Szatanowi ciarki przeszły po plecach.
-
Czy ty chociaż znasz mój zamysł? Czy zastanawiałeś się kiedy, po co
stworzyłem ludzi i jakie miałem plany w stosunku do nich? -
Bóg
pochylił się nad archaniołem i z uwagą wpatrywał się w jego twarz.
Szatan splatając nerwowo dłonie, odparł niepewnie:
-
Noo, chyba po to aby ci służyli Panie? -
-
Aby mi służyli powiadasz?! No, coś podobnego!- zawołał Bóg głosem pełnym
dezaprobaty i ze zdegustowaną miną.
-
Jest to chyba największa głupota w jaką kazałeś wierzyć ludziom:
Wszechmocny
Bóg stwarza istoty rozumne po to, by mu służyły i oddawały cześć! Aby świadczyły o jego wielkości i przydawały mu chluby i chwały! To jest tak niedorzeczne,
że aż nie mieści się w pojęciach logicznego rozumowania! Jakże nisko musiałem
upaść, aby dopuścić do takiej — pożałowania godnej — sytuacji!
Absurdalność tego pomysłu przechodzi wszelkie pojęcie przyzwoitości i poraża
wręcz swym idiotyzmem! Jak coś takiego mogło w ogóle przyjść ci do głowy?!
Spojrzenie, które towarzyszyło tym słowom, przyprawiało Szatana o dreszcze.
Marzył aby to już się skończyło, obojętnie jak.
Tymczasem Bóg mówił dalej, jak gdyby nie dostrzegając marnej kondycji
archanioła.
-
Zdaję sobie sprawę w jaki sposób doszło do tego obłędnego pomysłu; To
tobie potrzebne były hołdy i adoracje ze strony ludzi! To twoja niezaspokojona
pycha domagała się służenia ci i oddawania ci czci! To twoja potrzeba rządzenia
uzewnętrzniała się poprzez tę religię, którą stworzyłeś w tym celu! To
ty stwarzając ludzi próbowałeś zaspokoić swoje własne potrzeby! Zresztą
sam przyznałeś się do tego. Więc na zasadzie analogii, czy może empatii -
uznałeś, że ja również mam podobne upodobania i że w tym samym celu
stworzyłem ludzi. Dlatego najbardziej będę w nich cenił służalczość,
bogobojność i pokorę. Nic bardziej błędnego, głupcze! — Bóg przerwał
swój wywód i zamyślił się a jego surowe dotąd spojrzenie, poszybowało
gdzieś w dal, stało się nieobecne.
Dalej począł mówić już innym tonem, bardziej jakby do siebie niż do
archanioła:
-
Stworzyłem ludzi aby cieszyli się wolnością. Dałem im wolną wolę, aby
sami stanowili o swym losie, a także rozum o dużych
możliwościach rozwoju aby poznawali nim świat, kierowali się nim w życiu.
Dałem im prawo do popełniania błędów, jak i do uczenia się na nich. Dałem
im możliwość wyboru własnej drogi, choćby nie była ona i najlepsza. — Bóg
spojrzał uważnie na Szatana. — I wierz mi, nie miałem zamiaru wtrącać się
do ich życia tak jak ty to zrobiłeś — objawiając się im i włażąc w ich
życie z buciorami! Nie zamierzałem im pomagać ani przeszkadzać, ani żądać
od nich czegokolwiek, ani pragnąć,
ani oczekiwać wdzięczności czy też innych
uczuć, niczego od nich nie chciałem. A wiesz dlaczego?
Ponieważ
ten kto może w s z y s
t k o , nie musi niczego d o m a g a ć s i ę !
Wystarczy, iż wypowie s ł o w o , a każda jego wola s p
e ł n i a s i ę
natychmiast! I staje się c i a ł e m , rzeczywistością, rozumiesz?
Na tym, między innymi polega w s z e c h m o c . Więc tylko w taki sposób mógł się ziścić dar
wolności, który dałem ludziom; Przez wolność od swego Stwórcy. Czy ty to
potrafisz zrozumieć Luciferusie? — Szatan milczał z pochyloną głową. Bał
się spojrzeć Bogu w oczy ze strachu, iż ten wyczyta w nich
całkowite niezrozumienie dla takiego podejścia do tych spraw. Jego poglądy
dotyczące relacji stworzenia do swego Stwórcy, były diametralnie różne.
Wolał więc siedzieć w milczeniu z pochyloną głową. Przy dobrych chęciach
mogło wyglądać to na pokorę. Bóg pochylił się na d nim, próbując zajrzeć
mu w twarz, a potem wyprostował się i z głębokim westchnieniem dokończył:
-
Taki był mój zamysł dotyczący człowieka! Ale ty, poprzez swoją ingerencję w moje dzieło, wszystko uczyniłeś akurat na odwrót! Skaziłeś je swoją
naturą; Stworzyłeś istoty tak mierne, tak ograniczone umysłowo, że wręcz
niezdolne do samostanowienia. Więc w miejsce w o l n e j w o l i ,
dałeś im mnóstwo zakazów i nakazów, szczegółowych instrukcji co dobre a co złe, co powinni robić a czego się wystrzegać; gotowy przepis na życie w ramach przez ciebie zakreślonych!...
Jednym słowem, dałeś im p
r a w om o r a l n e ,
które miało zastępować ich braki umysłowe, zewnętrzny przymus — prawa
pisanego — w miejsce wewnętrznego z r o z u m i e n i a relacji
jednostki do świata i społeczności. Przykazania na piśmie w miejsce wewnętrznego i m p e r a t
y w u , który ja dałem swoim ludziom. W ten sposób — niechcący, a może
celowo — pomogłeś stworzyć im r
e l i g i ę — W głosie Boga pojawiło się teraz jakieś twarde,
nieprzyjemne brzmienie, a oczy nabrały zimnego, niepokojącego blasku; -
Dlatego podstawowe jej prawa zabezpieczają twój interes, dbają o twoją wyłączność
na urabianie ludzkich sumień i światopoglądów. Wymuszają oddawanie ci czci
orz hołdów! A wszystko to obłożone groźbą najsurowszych kar jakie mają
dotknąć nieposłusznych ci lub wątpiących w twoją boskość! I z czasem staje się tak, iż wszystko to co ja dałem ludziom — ty im
odbierasz: wolność jednostki i jej samostanowienie zostaje
zamienione na ciągłe panowanie tych, którzy ją zniewalają „wiedząc
lepiej" co jest dla niej dobre, a co złe. Wolność myślenia ograniczana
jest d o g m a t e m , krępowaną
d o k t r y n ą , przez tych, którzy uważają, iż posiedli prawdę.
Wolność sumienia uwięziona do jednego „jedynie słusznego" światopoglądu,
jedynie słusznej „prawdy". Odebrałeś również ludziom prawo do popełniania
błędów, gdyż ichżycie -
nawet to najbardziej intymne — próbowałeś regulować drobiazgowymi
przepisami oraz rytuałem. A wszystko to również obłożone groźbą surowych
kar dla nieposłusznych!
W s z y s t k o , ale to dosłownie wszystko robiłeś akurat o d w r o t n i e niż ja
bym sobie tego życzył! I zastanawiam się, czy robiłeś to
ś w i a d o m i e z przewrotności i przekory, czy n i e ś w i a d o m i e- po prostu z g ł u p o t y — Bóg wpatrywał się w Szatana takim wzrokiem, jakby
chciał dotrzeć do każdego zakamarka jego duszy. A ten, wyłamując palce, aż
mu trzeszczały w stawach i pocąc się obficie, zastanawiał się usilnie do
czego będzie korzystniej się przyznać. Nie był jednak pewien, co w oczach
Boga będzie mniejszym złem, więc milczał i wiercił się niespokojnie.
Tymczasem Bóg pochylając się ku niemu, rzekł:
-
Musisz przyznać, iż w koncepcji stworzonej przez siebie istoty różnimy się
krańcowo odmiennie; i nie wynika to z różnicy możliwości jakie posiadamy — co byłoby całkiem oczywiste — ile z odmienności pojmowania
r e l a c j i jaka winna zachodzić pomiędzy Stwórcą a jego
stworzeniem! Właśnie w tym zawarte jest prawie całe zło, jakie dotknęło
rodzaj ludzki. Ale do tego jeszcze wrócimy — Bóg przerwał swój monolog
zawieszając niepokojąco głos i zaczął w milczeniu wertować księgę, zaś
Szatan powtarzał w myślach:
-
Lepiej już do tego nie wracajmy Panie. Lepiej już do tego nie wracajmy! -
kiwał się przy tym bezwiednie i na zewnątrz wyglądało to tak, jakby się
modlił, z rękoma ściśniętymi pomiędzy kolanami i nisko pochyloną głową.
-
Jedno jest mi tylko trudno zrozumieć… — rzekł Bóg cicho, z namysłem, nie
odrywając wzroku od księgi leżącej mu na kolanach:
-
Dlaczego pozwoliłeś zamieścić w niej te wszystkie twoje niegodziwości,
czynione przez twych wyznawców, bez cienia wstydu i sprzeciwu? Przecież to co
tu jest opisane najbardziej cię oskarża i obciąża! Czyżbyś się tego nie
wstydził? Czyżby twój lud wybrany również nie wstydził się tego ogromu zła
jakie wyrządził współbraciom, słuchając i wykonując twoje polecenia?
Czyżby
oni się tym s z c z y c i l
i ? ! -
Szatan gorzko roześmiał się w duszy do siebie;
-
Jakbyś zgadł, Panie! — pomyślał — Oni kierowali się prostą zasadą:
„To zło, które my czynimy innym — nazywa się
d o b r e m , i tego
oczekuje od nas nasz Bóg! Lecz jeśli inni odpłacają nam tym samym — jest
to ewidentne zło — zasługujące na karę od niego! Więc my tylko wypełniamy
jego wolę". Prostota tej zasady do każdego przemawiała i każdy ją chętnie
stosował. Obce plemiona mające swoich
bogów, również ją stosowały! — Lecz archanioł nie odważył się tego
powiedzieć Bogu na głos; nie znalazłoby to chyba uznania w jego oczach.
Westchnął więc tylko głęboko i żałośnie.
-
Bóg tymczasem, nie doczekawszy się odpowiedzi, próbował indagować go dalej: — Przecież wszędzie tam gdzie każesz z a b i j a ć człowiekowi
drugiego człowieka, zostawiasz swą wizytówkę z napisem:
-
To ja wam każę czynić — wasz fałszywy Bóg!
Pozostawiłeś
ich po sobie całe mnóstwo. Tam, gdzie kazałeś rozmnażać się ludziom ze
skażoną grzechem naturą, tam gdzie postanowiłeś ich potopić prawie
wszystkich, tam gdzie przestraszyła cię ich jedność i zgoda, tam, gdzie
poddawałeś ich okrutnym próbom lojalności sobie. Tam, gdzie utwardzałeś
faraonowi serce, po to, aby z całą premedytacją karać go plagami!
Tam
gdzie w wyrafinowany sposób pomogłeś izraelitom złupić Egipcjan.
Tam,
gdzie nakazywałeś wymordować wszystkich mieszkańców zdobytych miast, nie
oszczędzając nikogo, ani kobiet, ani dzieci! Tam, gdzie dałeś człowiekowi
prawo moralne: „nie pozwolisz żyć czarownicy" oraz tam, gdzie udzielałeś
swego błogosławieństwa gdy brat zabijał brata, ojciec syna, przyjaciel
przyjaciela, a tylko dlatego, iż mordowali w obronie twojej czci i twych
chorobliwych ambicji. Tam, gdzie na odstępców rzucasz wyrafinowane
przekleństwa, np. jak te zawarte w księdze kapłańskiej… — Bóg znalazł
szybko właściwą stronę i zaczął czytać:
„Jeżeli zaś nie będziecie mnie słuchać i nie będziecie wykonywać
tych wszystkich nakazów /.../ ześlę na was przerażenie, wycieńczenie i gorączkę,
które prowadzą do ślepoty i rujnują zdrowie /.../ Jeżeli i wtedy nie będziecie
mnie słuchać, będę w dalszym ciągu karał was siedem razy więcej za wasze
grzechy /.../ Jeżeli nadal będziecie postępować mnie na przekór i nie
zechcecie mnie słuchać, ześlę na was siedmiokrotne kary za wasze grzechy: ześlę
na was dzikie zwierzęta, które pożrą wasze dzieci, zniszczą bydło itd.
/../ Jeżeli i wtedy nie poprawicie się i będziecie postępować mnie na przekór,
to i ja postąpię wam na przekór i będę was karał siedmiokrotnie za wasze
grzechy /../ Jeżeli i wtedy nie będziecie mi posłuszni i będziecie mi postępować
na przekór /.../ będziecie jedli ciało synów i córek waszych /../ rzucę
wasze trupy na trupy waszych bożków, będę się brzydzić wami!". Potem
przez dłuższą chwilę kręcił z niedowierzaniem głową, nim zaczął mówić
dalej:
-
Wszędzie tam, gdzie nikczemność środków ma tłumaczyć i uświęcać wzniosły,
enigmatyczny cel. A także wszędzie tam gdzie uzurpowanie władzy człowieka
nad człowiekiem, tłumaczone jest boskim przywilejem, boskim nadaniem! Również i tam, gdzie panuje obskurantyzm, nietolerancja, hipokryzja i głupota! To
wszystko świadczy o twojej tam obecności, to twoja zasługa Szatanie w tym
n a s z y m wspólnym dziele! — zakończył Bóg z gorzką ironią w głosie, a jego ciężkie spojrzenie spoczęło na głowie archanioła, który
siedział skulony u jego stóp, prawie nie oddychając i nie śmiąc poruszyć
się nawet.
Pot zalewał mu oczy i spływał zimnymi strużkami po plecach, ale teraz
nie było to najważniejsze. Od jakiegoś czasu archanioł zadawał sobie jedno
pytanie:- Jaka będzie kara? — i niepewność w tym aspekcie powodowała, iż
jeszcze bardziej pocił się ze strachu.
Bóg po chwili zadumy mówił dalej:
-
Mógłbym tu jeszcze długo wyliczać przejawy twojej głupoty i błędy popełniane
podczas mojej nieobecności, kiedy to czułeś się Bogiem ludzi i kiedy cieszyłeś
się absolutną władzą nad nimi; władzą, która upajała cię do tego
stopnia, iż zapomniałeś chyba, że któregoś dnia zmuszony będziesz
rozliczać się przede mną z tego wszystkiego coś uczynił człowiekowi — i to na dodatek w moim imieniu! Lista twoich grzechów byłaby chyba grubsza niż
ta księga, nie sądzisz? — Bóg ujął w obie ręce księgę, leżącą dotąd
na jego kolanach i zważył ją w dłoniach. Spojrzał ponad
nią na pochyloną głowę archanioła i cicho rzekł:
-
Ale przeczytanie tego wszystkiego, chyba i tak nie ma sensu -
Z
piersi Szatana dobyło się głębokie westchnienie ulgi.
-
Lecz chciałbym jeszcze abyś mi udzielił pewnych wyjaśnień — zawiesił głos
wertując księgę.
Szatan uniósł ostrożnie głowę i serce podeszło mu do gardła, gdyż
zobaczył, że teraz dla odmiany zainteresowały Boga ostatnie rozdziały tej
księgi Domyślał się już o co zostanie zapytany. Zacisnął dłonie z całej
siły wbijając sobie paznokcie w skórę, zamknął oczy i czekał. Przestał
nieomal oddychać
Bóg tymczasem czytał, szybko przerzucając kartki, czasem kręcąc głową
jakby z niedowierzaniem, a czasem mrucząc coś do siebie pod wąsem i zerkając
od czasu do czasu dziwnym wzrokiem na Szatana. W końcu położył dłoń na
otwartych stronicach i spytał:
-
Noo, Taak! Powiedz no mi, co to była za historia z tym synem człowieczym, czy
też bożym? Bo to wymaga chyba wyjaśnienia, nie uważasz? Domyślam się, iż
maczałeś w tym swe brudne paluchy, ale ciekaw jestem w jakim zakresie? Czy
twoja rola ograniczyła się tylko do kuszenia na pustyni, jak tu napisano — i to kuszenia nie udanego? Aż nie
chce mi się wierzyć, abyś na tym poprzestał! To do ciebie nie podobne!
Najlepiej opowiedz mi o tym sam, słucham cię z uwagą — Bóg splótł dłonie
przed sobą i oparł na nich brodę i wpatrywał się w oblicze Szatana spod
nastroszonych ściągniętych brwi.
Księga cały czas leżała otwarta na jego kolanach, akurat na wysokości
głowy archanioła. Nie mogąc oderwać od niej wzroku — jakby go hipnotyzowała
wręcz — zaczął Szatan opowiadać przerywanym ze zdenerwowania głosem:
========== """"" ==========
— Od tamtych wydarzeń minęło już sporo czasu, nikt już na ziemi nie
kwestionował prawdziwości tego co zebrano później w tę księgę. Osobiście
zadbałem, aby nie znalazł się w niej żaden szczegół mogący naprowadzić
na mój ślad. Byłem całkowicie przekonany, iż wystarczająco dokładnie
zatarłem za sobą wszelkie ślady, aby ktokolwiek mógł doszukać się prawdy.
Grono moich wyznawców nie było nigdy tak duże, jakbym sobie tego życzył...
-
-
Bo tak naprawdę nigdy nie zrezygnowałeś z chorobliwych rojeń o panowaniu nad
światem, co? — wtrącił Bóg uszczypliwie, ale archanioł wolał nie
podejmować drażliwego tematu i mówił dalej:
— I chociaż okres rozkwitu i potęgi mojej religii miałem już za sobą, byłem
dobrej myśli; Wierzyłem, że można będzie wrócić jeszcze do dawnej świetności.
Obiecałem to przecież swym wyznawcom, czekałem
tylko sposobnej okazji -
-
Więc znów chciałeś poprowadzić swój lud do następnej bratobójczej wojny?
Nie do wiary! Czy mało było ci jeszcze ofiar zamordowanych w twoim imieniu?!
Czy mało ci było jeszcze zła, które dotąd wyrządziłeś rodzajowi
ludzkiemu?! — wybuchnął bóg pochylając się nad archaniołem, a ten
popatrzył nań dziwnie jakby chciał powiedzieć:
— A znasz Panie inny sposób, aby zapewnić sobie potęgę i świetność? Aby
inni „bogowie" zechcieli dla ciebie zrezygnować ze swych wyznawców? Bo ja — nie! — wpatrywali się chwilę w siebie, a potem Szatan wolno opuścił głowę.
Bóg
widząc, że nie otrzyma odpowiedzi pokiwał jedynie głową z taką miną, która
mogła oznaczać:
-
Taak,… Póki ty masz władzę nad człowiekiem to się nigdy nie skończy. Po
chwili spytał z rezygnacją: — Co było dalej? — Szatan przełknął głośno
ślinę i podjął opowieść:
-
Wtedy, nie wiadomo skąd, pojawił się ten człowiek.
Bóg
spojrzał do księgi i przeniósł zdziwiony wzrok na archanioła.
-
Nie wiadomo skąd? Przy tylu cudach towarzyszących jego narodzeniu? — spytał.
Szatan machnął lekceważąco ręką:
-
To wszystko zostało przypisane mu dużo później, kiedy tworzono już lego
legendę! Początek jednak był taki jak mówię: Nie wiadomo skąd pojawia się
wędrowny kaznodzieja, który zaczyna głosić tak niewiarygodne rzeczy, iż z miejsca jednych do siebie zraża, czyniąc z nich swych najbardziej zaciekłych wrogów. Natomiast inni stają
się jego najbardziej zagorzałymi zwolennikami i uczniami, chodzącymi za nim
krok w krok, słuchając jego nauk i kazań. Podczas gdy ci pierwsi uważają go
za bluźniercę i uwodziciela ludu, którego należy ukamienować czym prędzej,
aby gniew Boga nie obrócił się przeciwko całemu narodowi. Ci drudzy uważają
go za proroka i mesjasza, który z powrotem przywróci potęgę narodowi
wybranemu — Bóg poruszył się niecierpliwie i spytał — Więc co takiego
on głosił, iż to tak radykalnie podzieliło ludzi? I zaniepokoiło ciebie,
nie mylę się — prawda? — uważnie przyjrzał się Szatanowi. Ten skinął
głową i odparł:
-
Tak Panie! Nie mylisz się! Prawdę mówiąc byłem na tyle zaniepokojony co
przerażony tym co mówił ten kaznodzieja! Bo otóż okazało się, iż jakimś
cudem dowiedział się on, albo domyślił, iż tym bogiem, którego czcili jego
ziomkowie byłem właśnie j
a ! -
Archanioł przymknął oczy, widać było, iż jest teraz myślami daleko
stąd. Po chwili zaczął mówić: -
-
Miał on przedziwną właściwość doprowadzania ludzi do wściekłości, mówił
im takie rzeczy do których sami przed sobą nie chcieli się przyznać. Wytykał
im fałszywą religijność i bogobojność, a także obłudę, zakłamanie i pychę, którą starali się skrywać pod maską fałszywej pokory. Szydził z ich bezmyślnych rytuałów, których stali się niewolnikami. Drwił z uczonych w piśmie, nadętych chorobliwą manią swej wielkości, których prawo pisane
przesłoniło samego Boga, zastąpiło go całkowicie. Przepisy stały się dla
nich ważniejsze niż sam człowiek! Każda ludzka władza była dla niego tylko
uzurpacją, a zabieganie o bogactwa i przywileje — niepotrzebną stratą
czasu! Tak, to był naprawdę nieprzeciętny człowiek. -
Archanioł
przerwał i spojrzał na Boga takim wzrokiem jakby dopiero teraz dotarło do
niego, iż mówi chaotycznie i nie po kolei. Przeprosił pełnym skruchy
spojrzeniem i zaczął opowiadać od nowa, z przejęcia pomagając sobie czasem
gestami: — Nie mam pojęcia skąd on się dowiedział o mojej roli w dziele
stworzenia człowieka — zaczął, ale Bóg mu przerwał: — Może z tej księgi
-
-
Słucham?! — Szatan wytrzeszczył nań oczy w najwyższym zdumieniu.
-
Jak to z tej księgi? — spytał z niemałą trudnością.
Bóg roześmiał się i z drwiną w głosie odparł:
-
Przecież mówiłem ci, iż kogoś kto używa swego rozumu zgodnie z przeznaczeniem muszą zdziwić i zaniepokoić te wszystkie niekonsekwencje i nielogiczności, a także sprzeczności zawarte w tym twoim „słowie". Tylko
ktoś naprawdę ograniczony uwierzy, iż na tych kartach zostały opisane
d z i a ł a n i a b o ż e ! Jest tam za dużo
zła, obłudy, fałszu i zakłamania! A także zbyt wiele okrucieństwa, bólu i cierpienia! Zbyt wiele przelanej krwi, niegodziwości i podłości! Zbyt wiele
niesprawiedliwości i nietolerancji dla odmiennie myślących i wierzących!
Zbyt wiele tego wszystkiego, aby przyjąć, iż ma się tam do czynienia z bogiem miłosiernym i miłującym swe stworzenie! A te wszystkie „cuda", które — w założeniu — miały demonstrować moc tego „boga" budzą śmiech
tylko pusty! Tak Luciferusie! Może właśnie ta księga otworzyła oczy naprawdę
temu wędrownemu kaznodziei? Może to właśnie z niej dowiedział się prawdy o człowieku i o jego „bogu"? — Nie sądzisz? — Szatan patrzył na Stwórcę z tak głupią miną, a jego spojrzenie mówiło:
-
Eee. To chyba niemożliwe! — iż Boga widocznie zirytowało to, bo machnął
tylko ręką i zniecierpliwionym tonem rzekł- Nie ważne zresztą! Mów dalej!
-
Archanioł usilnie przez chwilę nad czymś myślał, a potem powrócił
do przerwanego wątku:
-
Miał on na imię Joszua. Gdziekolwiek pojawił się, otaczały go zaraz tłumy, a trzeba przyznać, iż był urodzonym mówcą. Mówił ludziom aby nie szukali
boga w świątyniach ani rytuale, lecz we własnych sercach. Aby sami próbowali
doskonalić się wewnętrznie, a nie czekali na zbawienie. Aby nie słuchali kapłanów,
którzy czczą fałszywego boga i podstępnie zwodzą ich, aby nie mogli znaleźć
drogi do prawdziwego Ojca, który jest w niebie. Aby nie ufali tym, którzy
zaprzedali się złemu duchowi w zamian za bogactwa tego świata, przywileje i władzę
nad ludźmi, którzy nie wiedzą co czynią i nie mają pojęcia o p r a w d z i e . Czasem w przypływie złości nazywał tych uczonych w piśmie, plenieniem jaszczurczym i żmijowym, które nie ujdzie przed
sprawiedliwą karą. Wołał, iż czas fałszywego boga dopełnia się i że już
niedługo zostanie on pokonany i strącony do otchłani, wraz ze swymi
wyznawcami. A na ziemi zapanuje królestwo jego ojca, bez zła i strachu, bez
cierpienia, bez chorób i trosk. Będzie wieczne szczęście, miłość i dobroć. — Archanioł przełknął z trudnością ślinę.
Bóg przyglądał mu się z zagadkową miną, nawijając sobie na palec
swój długi, siwy wąs. Po chwili Szatan zaczął mówić dalej:
-
Pamiętam, że z coraz większym niepokojem słuchałem tego co głosił on
ludziom. Jedynie co mnie pocieszało to fakt, iż rzesze jego przeciwników rosły z każdym dniem o wiele szybciej niż zwolenników. Po jakimś czasie miał
przeciwko sobie prawie wszystkich: najwyższe władze duchowe i polityczne,
uczonych w piśmie, a także prosty lud, który nie mógł znieść jego bluźnierstw
przeciwko ogólnie uznanym świętościom. Rosło coraz większe wzburzenie i nienawiść do jego osoby, a on jakby nie zauważał grożącego mu niebezpieczeństwa i z coraz większym zapałem przemawiał do tłumów. -
Archanioł przerwał na chwilę, zamyślił się i zmarszczył w skupieniu czoło. Jego nieobecne spojrzenie błądziło gdzieś w odległej
dali. Widać było, iż myślami jest teraz w odległym punkcie przestrzeni i czasu.
Bóg cierpliwie czekał gładząc wolno palcami swą długą, jedwabistą
brodę, wpatrując się zagadkowym wzrokiem w Szatana. Na jego ustach błąkał
się ledwie dostrzegalny uśmieszek. Po jakimś czasie archanioł ponownie zaczął
mówić: — Pamiętam takie jedno kazanie na wzgórzu w ogrodach oliwkowych. Byłem
tam w postaci jednego z jego najbliższych uczniów.
Przyszło wtedy wielu ludzi, jakby spodziewali się usłyszeć coś wyjątkowego.
Wszyscy siedzieli wokół gdzie kto mógł — tylko on jeden stał w cieniu
drzewa oliwkowego i przemawiał. Długie kasztanowe włosy przeczesywał mu
lekki wiaterek, który niósł ze sobą intensywną woń ogrodów. Słońce
przedostając się przez rzadkie ascety, tak, że musiał mrużyć oczy od czasu
do czasu, ale mimo to jego wnikliwe spojrzenie docierało do każdego z osobna
spośród zgromadzonych. I nie wiem co robiło na ludziach większe wrażenie,
czy jego słowa, które ich obrażały i poruszały do żywego, czy te jego
oczy, których spojrzenie przenikało do najgłębszych zakamarków duszy człowieka,
wywlekało całe jego plugastwo, odkrywało fałsz i zakłamanie, oskarżało wręcz!
Nie wiem sam, doprawdy! — Archanioł potrząsnął głową jakby chciał się
wyzwolić od tej niemiłej wizji i starł dłonią krople potu z czoła. Tym
samym cichym głosem, jakby pod wpływem jakiegoś wewnętrznego impulsu, mówił
dalej:
-
Tak więc siedziałem pośród innych i słuchałem jego słów. A on tymczasem
mówił: — Nie sądźcie, iż przyszedłem znieść wasze prawo! Nie! Przyszedłem
wypełnić je nową treścią! Przyszedłem otworzyć wam oczy na sprawy, które
uważacie za normalne, za tak oczywiste, iż wpisaliście je do porządku
waszego świata. Zaprawdę powiadam wam! — uniósł wyciągniętą dłoń ku górze, a jego głos nabrał mocy:
-
Przyczyny zła, które nęka rodzaj ludzki, mają inną genezę niż ta, którą
uznajecie za prawdziwą. To nie pierwsi ludzie zawinili, iż zło zapanowało
nad całą ludzkością i grzech wszedł do naszego świata, wierzcie mi! -
Spośród tłumu podniosły się szydercze okrzyki i pomruki niezadowolenia.
On tymczasem wyciągnąwszy przed siebie ręce w uspokajającym geście,
mówił dalej:
-Wyznajecie
przecież, iż bóg jest miłosierny, kochający, dobry. Czy nie zdziwiło was
zatem, iż tenże nieskończenie dobry Bóg skazuje człowieka na tak okrutną
karę — całkiem niewspółmierną do winy — przechodzącą z pokolenia na
pokolenie? Przecież te następne pokolenia nie zawiniły Bogu w niczym,
dlaczego miałby cierpieć za winę przodków, z którą nie miały nic, ale to
nic wspólnego?! Powiedzcie mi, dlaczego? Czy naprawdę wierzycie, iż to właśnie
Bóg postąpił tak bezgranicznie mściwie i okrutnie z człowiekiem?!
Szum i hałas wzmógł się, z różnych stron poczęły dolatywać okrzyki pełne
wrogości. Nie robiło to na nim jednak większego wrażenia. Kiedy uciszyło się
nieco, mówił dalej tym samym tonem:
-
Czy nie zastanowił o was, iż tenże kochający jakoby swoje dzieci Bóg -
ż a ł u j e , iż stworzył ludzi i postanawia
p o t o p i ć je
wszystkie łącznie ze zwierzętami? I to za co? Za nieprawości czynione przez
nich, które przecież były s
k u t k i e m jego wcześniejszej
decyzji, aby człowiek rozmnażał się ze skażoną grzechem naturą, skłonną
do czynienia zła! Czy to nie dziwne postępowanie jak na Boga?!
Przez
chwilę panowała cisza, a potem z tyłu rozległ się ochrypły okrzyk:
— A kimże ty jesteś, aby osądzać Boga?! — zawtórowały mu wrogie pomruki, a on patrząc na ludzi swym jasnym, otwartym spojrzeniem, zawołał:
-
Czy naprawdę uważacie, iż to Bóg dopuścił się tych haniebnych czynów w stosunku do człowieka?! Czy wierzycie, iż to właśnie Bogu sprawiała
przyjemność woń dymu spalanej dla niego ofiary zwierzęcej? Czy nie widzicie
nic dziwnego w tym, iż daje on człowiekowi przykazanie „Nie zabijaj", ale
dalej mówi: — Ale jeśli chodzi o obronę moich interesów, możesz to robić i masz na to moje błogosławieństwo! Najlepiej rób to przez kamienowanie!.
Czy wierzycie, iż to sam Bóg ukarał lud Izraela za to, że uczynił
sobie złotego cielca, a użyczył swego błogosławieństwa tym, którzy
mordowali swych braci, synów i przyjaciół, a jego imieniu? Wierzycie w to?
Czy zaprawdę nie dziwi was, że wszechmocny, kochający i miłosierny Bóg
grozi, iż tych którzy nie posłuchają go, dotknie zarazą, trądem, wycieńczeniem,
febrą, wrzodem egipskim, hemoroidami, świerzbem, parchami, obłędem, ślepotą i niepokojem serca, a także złośliwymi wrzodami na kolanach i nogach! I nie
ograniczy się on tylko do jednego pokolenia, ale będzie nękał nadzwyczajnymi
plagami również jego potomstwo; „Zawsze będziesz gnębiony i uciskany,
dostaniesz obłędu na widok jaki się przedstawi twoim oczom" — to jego „święte
słowa".
A jeśli go jeszcze nie posłuchacie to ukarze was
po siedmiokroć więcej, a jeśli nadal będziecie się opierać to
jeszcze po siedmiokroć więcej was ukarzę i dotąd będzie karał, aż
przestaniecie mu się sprzeciwiać! Zaprawdę powiadam wam; Czyż nie dziwi was
wcale, że takie postępowanie nie jest godne stwórcy nieskończenie dobrego miłosiernego
przecież? Czyż nie rozumiecie, iż ten, który ma możność z a p o b i e c każdemu
złu — nie musi karać? A przecież ten wasz „Bóg" wręcz lubuje się w karaniu!
Nie dziwi to was wcale?!
Czy
przykład plag egipskich, podczas których u t w a r d z a on
serce faraona, aby nie wypuścił zbyt wcześnie izraelitów z Egiptu, nim nie
ukarze on jego lud wszystkimi plagami — nic wam nie daje do myślenia? Nie
niepokoi? — Patrzył na ludzi takim wzrokiem, iż ci co siedzieli najbliżej
pospuszczali głowy, jedynie w dalszych szeregach słychać było szydercze
okrzyki dezaprobaty dla jego słów.
Poczekał spokojnie chwilę, aż gwar trochę uspokoi się i wyciągając
przed siebie ręce, jakby chciał tym gestem rzec:
-
To do was kieruję swe słowa — powiedział wyraźnym, czystym głosem:
-
Zaprawdę, aż nie mogę uwierzyć, że dopuszczacie w swych sercach myśl, iż
to wszystko jest dziełem i przejawem woli bożej! Jakże nisko musiałby upaść
wszechmocny Bóg, aby to wszystko uczynić człowiekowi! Jakże nisko upadliście
wy, którzy uwierzyliście w to wszystko! W te kłamstwa i bzdury! Jakże trzeba
nienawidzić tego Boga i bać się go, aby uwierzyć iż to On, który jest
waszym Ojcem i który wpisał wam miłość rodzicielską do swych dzieci tak głęboko w wasze serca, iż tkwi ona tam do końca waszych dni. I on miałby to robić?!
Zastanówcie się!
A
wiecie co jest w tym wszystkim najbardziej obłędne? Wasza niezachwiana wiara w to, że Bóg — Ojciec wszystkich ludzi na świecie — wybrał sobie spośród
nich jeden naród i osobiście prowadził go od wojny do wojny, nakazując
mordować i przelewać krew współbraci, jak również kobiet i dzieci. To
wasze zaślepienie jest przerażające! Czy naprawdę jesteście tak ślepi, głupi i zakłamani, iż nie dostrzegacie, że waszym ojcem nie jest Bóg, lecz duch zła i ciemności, który się jedynie podaje za Boga -
S z a t a n ?! Czyż nie widzicie, że to właśnie jego czcicie i służycie
mu, a wasze nędzne żywoty pełne występków i zbrodni czynionych w jego
imieniu i z jego podszeptu, potwierdzają to aż nadto widocznie?!
Zaprawdę powiadam wam; Opamiętajcie się i przejrzyjcie na oczy, póki
nie jest za późno! — zawołał w stronę siedzących, unosząc wysoko ręce w dramatycznym geście oskarżenia. Jego oczy płonęły niesamowitą siłą, a wysokie czoło i wychudłe policzki pokrywały krople potu. Ludzie siedzieli
jeszcze przez chwilę w ciszy, jakby skamienieli, jakby słowa, które usłyszeli
zamieniły ich w posągi, lub jakby nie wierzyli własnym uszom. A potem podniósł
się harmider i wrzawa nie do opisania.
On zaś przyglądał się temu tumultowi dziwnym wzrokiem, a na jego
ustach błąkał się ni to uśmiech, ni to grymas pełen smutku i goryczy. Widząc,
że niektórzy spośród tłumu schylają się po kamienie z wiadomym
przeznaczeniem, wyciągnął ponad głowę rękę i powiedział głośno:
-
Ten z was, który jest bez grzechu niechaj pierwszy rzuci we mnie kamień! -
Na chwilę przycichło, jedni na drugich patrzyli niezdecydowanie, lecz wnet
pierwszy kamień zatoczywszy stromy łuk poleciał w stronę proroka. A za nim
następne. Spojrzałem w tej chwili na niego i śmiech mnie chwycił pusty, gdyż
jego mina świadczyła o niepomiernym zdziwieniu. Uchylając się przed
kamieniami, odezwał się do nas z sarkazmem w głosie:
-
O! Nie przypuszczałem, iż będzie tu dzisiaj tak doborowe towarzystwo! Tylu
ludzi bez grzechu — to miłe! — Odwrócony w stronę tłumu przyglądał się
temu zamieszaniu jakby nie zdając sobie sprawy z zagrożenia. Powstali
więc uczniowie z miejsc i zasłonili go własnymi ciałami, a ja stałem
bez ruchu i patrzyłem na niego z przerażeniem, bo ja jeden spośród obecnych
zdawałem sobie sprawę, jak groźne konsekwencje mogą mieć jego słowa, gdyby
ludzie tylko mu uwierzyli.
Pochwycił mój wzrok i spytał cicho:
-
Ciebie jednego to nie obraża. Lecz w twych oczach widzę strach, dlaczego,
Judaszu? — Przyglądał mi się uważnie i miałem wrażenie, iż jego jasne i otwarte spojrzenie przenika mnie na wylot, a on wie dobrze kim jestem i co tu
robię. Opuściłem głowę, a pozostali uczniowie nawet nie zauważyli tego
incydentu.
Tymczasem któż obok darł się na cały głos:-
-
Jest opętany przez złego ducha! Zły duch go opętał! -
Na
co on odpowiedział na tyle głośno, iż wszyscy wokół go słyszeli:
-
To wy, macie diabła za ojca i spełniacie jego żądania, nawet nie wiedząc o tym! Od początku był on duchem zła, zabójcą i przyczyną wszelkie
niegodziwości na ziemi! Taka jest prawda, ale wy wolicie okłamywać się niż
dopuścić tę prawdę do siebie! -
Po chwilowym wybuchu niezadowolenia i złości, ludzie jakby opamiętali
się; Może dlatego, iż z ust do ust powtarzano sobie słowa:
-
To fałszywy prorok! Posłuchajmy co takiego ma nam dopowiedzenia, a potem ukamienujemy go! — Inni mówili:
-
Opętany przez złego ducha! Nie ma sensu go słuchać! -
Jednak
posiadali z powrotem, odrzucając kamienie i odkładając na bok kije.
Jego
uczniowie jeszcze stali chwilę niezdecydowani, a potem i oni usiedli otaczając
kręgiem swego mistrza i nauczyciela.
On, tymczasem wszedł na pokaźnych rozmiarów kamień, których w tej
okolicy leżało niemało, tak, iż był teraz dokładnie widziany przez
wszystkich. Wyciągając przed siebie otwarte dłonie i patrząc im śmiało w twarze, powiedział:- Zaprawdę!
Szybko mnie osądziliście, ale wasz sąd opiera się na mylnych przesłankach:
To nie ja jestem opętany przez złego ducha — ale wy! To nie ja jestem
nienormalny, ale wy tacy jesteście! Powiadam wam: — „Nie sadźcie abyście
nie byli sądzeni" — bo wasze sądy wydajecie według zasad tylko ludzkich. I nie potępiajcie, aby i was nie potępiano! Ja nie sądzę nikogo, ani nie potępiam!
Przyszedłem tu po to, aby otworzyć wam oczy naprawdę. Prawdę, która was
wyzwoli i zbawi. -
— A cóż to znów za nowa prawda?! — krzyknął ktoś z tyłu.
-
Czy my nie mamy swojej prawdy?! — Lecz on nie zwracając na to uwagi, mówił
dalej:
-
Ale widzę, iż wy prędzej już usiłowalibyście mnie zabić niż dopuścić ją
do siebie! Wolicie zabić człowieka, który chce wam wyjawić prawdę o waszym
fałszywym Bogu, niż dopuścić myśl, iż przez tyle lat byliście zwodzeni służąc
Szatanowi! Głupcy! — Zakrzyknął wznosząc ręce w górę w oskarżycielskim
geście, a wzrok mu płonął jakimś niesamowitym blaskiem.
Na jego rozwianych włosach, słońce kładło złote refleksy, układające
się wokół jego głowy w świetlisty krąg. A on wołał dalej, niepomny na
konsekwencje swoich słów:
-
Głupcy! Jak długo jeszcze zamierzacie służyć fałszywym bogom?! Ilu z was
jeszcze musi oddać życie w bratobójczych wojnach, abyście zrozumieli
wreszcie, iż to nie Bóg podżega was przeciwko sobie! Iż to nie Bóg żąda
od was krwawej daniny z waszego życia, ani nie Bóg każe wam napadać na słabszych
od siebie, mordować ich, grabić ich mienie i zajmować ich tereny! To zły
duch, który opętał was wszystkich i zaślepił do tego stopnia, że służycie
mu czcząc go jako waszego prawdziwego Boga!. Jesteście dziećmi grzechu, a uważacie
się za chlubę Pana i koronę stworzenia! Żyjecie w ciemności ducha a jesteście
święcie przekonani, iż kroczycie drogą światłości!
Zaprawdę! Zaprawdę powiadam wam! Jeśli mnie posłuchacie otworzę wam
oczy naprawdę i dopiero wtedy pojmiecie jak dalece zło zawładnęło waszymi
duszami! Jakie spustoszenie wyrządziło w waszych umysłach, jak spętało
wasze sumienia! Zaprawdę! Wy nie wiecie jakiemu duchowi służycie, ale ja
wiem: To Szatan! Diabeł wcielony! — Jego podniesiony głos utonął w nieopisanym zgiełku i wrogich okrzykach. Uczniowie ściągnęli go nieomal siłą z kamienia i otoczywszy ciasnym kołem, odprowadzili szybko, gdyż kamienie
zaczynały już latać w powietrzu. Jeszcze chwila, a rozwścieczony tłum
rozszarpał by go własnymi rękoma.
Przyglądałem się temu wszystkiemu z mieszanymi uczuciami; Z jednej
strony świadom byłem niebezpieczeństwa jakie mogły wywołać jego słowa.
Tak. On miał rację — dostrzegał to, czego inni nie widzieli; moje zbytnie
rozmiłowanie w karaniu. Należało to zmienić. A z drugiej strony, widząc ten
rozwścieczony tłum, domagający się ukamienowania go, — byłem całkowicie
spokojny o siebie i o swoje plany; Nie na próżno wpoiłem swoim wyznawcom
nienawiść do fałszywych proroków! A dla nich każdy był fałszywy! -
Szatan zamilkł, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek zadowolenia z siebie. Jego nieobecne spojrzenie mówiło, iż myślami jest jeszcze tak — w ogrodach oliwkowych.
Bóg chrząknął i poruszył się niecierpliwie. Spytał jak gdyby od
niechcenia:- Czy to już wtedy postanowiłeś go zlikwidować? — Archanioł
drgnął i spojrzał na Boga takim wzrokiem, jakby chciał rzec:
-
Ja? Jak możesz mnie o to posądzać Panie? — A na głos odparł przybierając
najbardziej niewinną minę:
-
Nigdy nie nosiłem się z takim zamiarem Panie! I to z oczywistego powodu: -
dodał. — Taak? — Bóg wyglądał na zainteresowanego.
-
Po prostu, nigdy nie miałem całkowitej pewności, czy on rzeczywiście nie
został wysłany przez Ciebie Panie, by otworzyć ludziom oczy naprawdę -
wyjaśnił Szatan nie bez kozery.
-
Ha! Ha! Ha! A to dobre! — roześmiał się Bóg na całe gardło.
-
Sądzisz, iż ja musiałbym sięgać do takich dziwnych środków, jeżeli coś
chciałbym przekazać ludziom? Uważasz, iż nie stać byłoby mnie na to, aby
wszyscy ludzie na świecie, w jednej chwili poznali prawdę, którą ja miałbym
im do zakomunikowania?! Spytał z drwiną w głosie i z rozbawioną miną.
Archanioł zrobił zbolałą minę.
-
Noo,… Nie. Tak nie myślałem,… Też wydawało mi się to zbyt prymitywne
jak na Twoje możliwości Panie. Ale nigdy nic nie wiadomo — chciał dodać:
Strzeżonego Pan Bóg strzeże — ale ugryzł się w język, zamiast tego
powiedział:
-
Przecież on mówił o sobie takie dziwne rzeczy. Na przykład to, że został
posłany przez swego ojca na ziemię, aby przygotować mu drogę, albo jak kiedyś
zwrócił się do uczniów: — Tam gdzie ja idę, wy pójść nie możecie -
Czy też: — Wy jesteście z niskości, ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata,
ja nie jestem z tego świata. Albo: — Wszystko przekazał mi ojciec mój, który
jest w niebie, a jego nikt z was nie zna prócz mnie i aniołów. I wiele
podobnych zwrotów. Więc sam Panie widzisz, iż mając podobne wątpliwości
nie mogłem uczynić mu nic złego w obawie, iż narażę się na Twój gniew! — zakończył archanioł skromnie spuszczając oczy.
— A więc jak go załatwiłeś? — spytał Bóg obcesowo, patrząc z uwagą na
Szatana. Ten skrzywił się z niesmakiem jakby chciał powiedzieć: — Zaraz załatwiłeś, — To nie jest odpowiednie słowo Panie; A na głos rzekł:
-
No więc, postanowiłem go przekupić… — Bóg uniósł swe krzaczaste brwi,
zdziwiony.- O! To ciekawe! I co
gorsze, iż do Ciebie całkiem podobne! No, No! Mów dalej! — Poprawił się
na swym siedzisku, nie spuszczając przenikliwego spojrzenia z oblicza Szatana.
A ten przez dłuższą chwilę wpatrywał się z namysłem w swe złożone
ręce na kolanach, a potem podniósł głowę, wziął głęboki oddech i zaczął
opowiadać:
-
Jak każdy asceta miał on zwyczaj odbywania co jakiś czas wycieńczającego
postu w samotności. Odwiedziłem go więc gdy przebywał na pustyni, osłabionego
od słońca, głodu i pragnienia. Gdy pojawiłem się przed nim w swej normalnej
postaci spojrzał na mnie przymglonym wzrokiem i cichym głosem rzekł: -
Spodziewałem się ciebie. Wiedziałem, ze prędzej czy później spotkamy się.
Czego chcesz ode mnie, sługo ciemności? — Przyglądał mi się spod półprzymkniętych,
opuchniętych powiek, bez cienia strachu.
Patrzyłem na niego z góry przez dłuższą chwilę, a potem odparłem:
-
Jeśli jesteś tym za kogo się podajesz, powinieneś wiedzieć czego chcę od
Ciebie -
-
Chcesz, abym przestał głosić ludziom prawdę? — domyślił się od razu i roześmiał się z trudnością, spękanymi od słońca wargami.
— A jeśli nie — to co? Każesz mnie zgładzić? — spytał przyglądając mi się natarczywie.
Nie spiesząc się, usiadłem obok niego na nagrzanym od słońca
kamieniu i patrząc z bliska w jego oczy, które teraz trawiła gorączka,
powiedziałem:
-
Nie! Nie mam takiego zamiaru. Ale mam dla Ciebie lepszą propozycję; Jeśli
przestaniesz mówić ludziom te rzeczy o mnie — czego oni zresztą wręcz nie
znoszą — to wszystko będzie należało do Ciebie! Patrz! — I pokazałem mu
wizję takich bogactw, takich skarbów niezmierzonych, że każdy inny człowiek
na jego miejscu dostałby obłędu chyba! Ale nie on, niestety! Patrzył bez
cienia zainteresowania na tę stertę złota, srebra i klejnotów leżącą
przed nim na piasku pustyni, skrzącą się i migocącą w promieniach słońca, a z jego ust dobywał się cichy szept:
-
Marność nad marnościami to jedynie… — Wziąłem do ręki sznur wspaniałych
pereł i podsunąłem mu pod nos, potem drogocenny złoty kielich, wysadzany
szmaragdami, rubinami i diamentami… Odsunął moją dłoń wolno, ale
zdecydowanie, a potem spojrzał na mnie z wyrzutem nieomal i powiedział słabym
głosem:
-
Tymi świecidełkami chcesz mnie skusić zły duchu? Nie uda ci się. Nawet na
to nie licz — Uczyniłem ruch dłonią i wszystko zniknęło w oka mgnieniu.
— A więc bogactwa tego świata nie robią na tobie wrażenia — pomyślałem
sobie — No dobrze. Zobaczymy, czy tej pokusie potrafisz się oprzeć -
Jeden
mój nieznaczny ruch i przed nami pojawiła się kobieta tak piękna i powabna,
że jej widok zapierał dech w piersiach i powodował przyśpieszone bicie
serca. Jej bajecznie zgrabne ciało poruszało się z wdziękiem w zmysłowym tańcu, a spojrzenia jej błyszczących oczu były tak pociągające i tak wymowne, że
chyba tylko kamień mógłby się im oprzeć.
Joszua wpatrywał się w nią przez chwilę z otwartymi ustami. Widziałem
jak z wrażenia przełyka głośno ślinę, a na jego zapadłe policzki wypłynął
ciemny rumieniec.
Jednak po chwili, kiedy kobieta zbliżyła się doń prowokująco kręcąc
zgrabnymi biodrami i wyciągając do niego swą wysmukłą dłoń, uśmiechając
się przy tym czarująco, Joszua odchylił się do tyłu, zamknął oczy i zacisnął mocno powieki. Jednocześnie jego ręka wykonała szybki, zdecydowany
ruch, oznaczający: — Idź precz ode mnie! -
Zacisnąłem
zęby w bezsilnej złości, a na mój gest kobieta znikła nagle, jak zdmuchnięty
płomień świecy.
-
Czekaj ty! — pomyślałem sobie — Kobiece wdzięki również nie wywierają
na tobie wrażenia?! Zobaczymy zatem, czy oprzesz się pokusie władzy?!
Jeden mój ruch… I staliśmy na szczycie góry, a ponad nami widoczne
jak na dłoni królestwa tego świata, ze swym przepychem i bogactwem. To też
była wizja, ale efektowna, iż zauważyłem, że zakręciło mu się w głowie.
Przytrzymałem go za łokieć i powiedziałem mu do ucha:
-
Spójrz! Dam ci do wszystko jeśli zaczniesz mi służyć! Czy zbyt wiele od
ciebie żądam w zamian za władzę nad całym światem? — Strącił moją rękę
ze złością i odparł:
-
Idź precz Szatanie! Władza nad światem należy do Boga i nie ty będziesz nią
dysponował, ani nie ty będziesz ją rozdzielał! -
Znów byliśmy na pustyni...
Jego
niezrozumiały opór zaczynał już mnie trochę irytować.
Myślałem
intensywnie:
-
Bogactwo nie robi na nim wrażenia, kobiece wdzięki go nie nęcą i nie
podniecają, władza nad światem też go nie pociąga. Co zatem pozostało? Sława?
Ale jaki rodzaj sławy mógłby go skusić? — zastanawiałem się, patrząc
jednocześnie na tego człowieka siedzącego u mych stóp, na jego umęczone ciało,
zapadłe policzki i czoło pokryte kroplami potu.
I wtedy to, wpadł mi do głowy genialny pomysł!
1 2 3 4 Dalej..
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 22-11-2003 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3078 |