Społeczeństwo » Służba Zdrowia
Reforma służby zdrowia według Solidarności Autor tekstu: Wiesław Jaszczyński
Motto:
Szalonemu miecz w rękę mniej nieszczęść
przysparza
niż gdy głupi dostanie patent na lekarza.
Wiktor Gomulicki
Czy można sobie wyobrazić dopuszczenie lekarza-ginekologa do operacji mózgu?
Każdy zdrowo myślący człowiek posądziłby tak pytającego o problemy z jego
głową. Akceptujemy natomiast wiwisekcję na organizacji służby zdrowia w 38-milionowym państwie przeprowadzaną przez ludzi przypadkowych, całkowitych
amatorów. Wyniki mamy widoczne i takie same jak przy pierwszym pytaniu.
Jadąc na początku stycznia 1999 r.. pociągiem z Warszawy do Szczecina spotkałem w przedziale dwóch ludzi w wieku około połowy trzydziestki. Byli pełni
optymizmu o właśnie wprowadzonych w życie reformach i z ich wypowiedzi
wywnioskowałem, że reprezentują jedynie słuszną opcję. Ponieważ ich
rozmowa zeszła na reformę służby zdrowia, zapytałem tylko skromnie:
— Czy panowie uważają, że to jest normalne jeżeli na stanowisko
szefa wojewódzkiej kasy chorych mianuje się ichtiologa czy oceanografa?
Odpowiedź
była następująca:
— Proszę pana przecież na takim stanowisku musi być
nasz człowiek. Sami lekarze reformy nie zrobią, bo im tak właśnie jest
wygodnie.
— A czy panowie nie sądzą, że do przeprowadzania takiej reformy powinni być
zatrudnieni lekarze-administratorzy zajmujący się zdrowiem publicznym, którzy
rozumieją oba zagadnienia zarówno od strony medycznej jak i administracyjnej w sensie pozytywnym dla społeczeństwa?
— Nie proszę pana. Lekarzy trzeba wziąć za mordę (cytat dosłowny) i zmusić do reformy prawami ekonomicznymi i na tych stanowiskach muszą być
zatrudnieni właśnie nielekarze.
Ponieważ uprawiałem jeszcze w życiu profesjonalnie zawód pilota
samolotowego, nie zostałem rozpoznany jako lekarz (noszę w klapie lotniczą „gapę") i panowie wypowiadali się swobodnie. Z lotniczych doświadczeń wiem co to znaczy
fachowość i profesjonalizm. Lotnictwo jest bezwzględne w selekcji. Każda
amatorszczyzna i niedouctwo kończą się jednoznacznie śmiercią, rzadziej ciężkim
kalectwem. W wypadku jednak amatorszczyzny i niedouctwa na stanowiskach
administracyjnych w państwie, ryzyko ponosi całe społeczeństwo. I to
jest właśnie to samo co ginekolog przy operacji mózgu.
Lekceważenie lekarzy przez aktualnie wiodącą siłę w naszym kraju
datuje się od bardzo dawna. Już w latach 1991-1993 zaczęło się rugowanie
lekarzy ze stanowisk państwowych inspektorów sanitarnych (zwolniono wtedy 114
lekarzy) i obsadzanie działaczami NSZZ „Solidarność" o kuriozalnym
wykształceniu na to stanowisko jak: inżynierowie różnych specjalności
(chemicy, rolnicy, melioranci), zootechnicy, lekarze weterynarii, magistrowie:
pedagogiki specjalnej, farmacji,
mleczarstwa, biologii, prawa, administracji itd. W 1994 r. na stanowiskach tylko państwowych wojewódzkich inspektorów
sanitarnych pracowało 12 osób o takim wykształceniu a na stanowiskach państwowych
terenowych inspektorów sanitarnych około 130 osób. Należy podkreślić, że
nasza Państwowa Inspekcja Sanitarna odpowiada zachodniej służbie zdrowia
publicznego i wielu zagranicznych specjalistów w tej dziedzinie bardzo wysoko
oceniało naszą organizację i strukturę.
W 1990 r. wizytując Centers for Diseases Control w Atlancie (USA) usłyszałem
od Dyrektora tej placówki: — Jeżeli chcesz robić jakąkolwiek reformę w swojej służbie to pamiętaj, że najpierw musisz mieć dobrze przygotowaną i umotywowaną
do tych zmian kadrę. Jeżeli nie masz takiej kadry to nie ruszaj struktury bo
ci się to wszystko rozleci! Reformę zatem służby zdrowia publicznego
rozpocząłem od obsadzania tych stanowisk lekarzami szczególnie epidemiologami
przygotowanymi do tych zadań, prowadzeniem odpowiednich szkoleń i określaniu
celów i problemów przyszłościowych.
Kryzys kadrowy w naszej Państwowej Inspekcji Sanitarnej (czyli służbie
zdrowia publicznego) zaczął się już właściwie w połowie lat 60-tych. Po
zwalczeniu głównych chorób zakaźnych wydawało się, że specjalizacje z chorób zakaźnych, epidemiologii i higieny będą coraz mniej potrzebne i można z nich będzie rezygnować. Tak postąpiono również w wielu krajach Zachodniej
Europy i w samej Światowej Organizacji Zdrowia. Otrzeźwienie nastąpiło
dopiero w 1994 r. Najpierw w sierpniu tego roku pojawiły się w Europie i Ameryce Płd. ogniska cholery, następnie zagrożenie epidemią dżumy z Indii,
potem wirusem Ebola z Afryki oraz chorobą Creutzfelda-Jacoba z Anglii, która
spowodowała ogromne straty materialne. Wzrosło również zagrożenie gruźlicą,
błonicą, malarią, AIDS i wieloma innymi infekcjami. Nic więc dziwnego, że
przebieg Zgromadzenia Ogólnego WHO w 1995 r. był bardzo burzliwy. Dyrektorowi
Generalnemu WHO zarzucono odmedycznienie tej placówki i zmniejszenie
finansowania odpowiednich programów a przeznaczenie pieniędzy na rozrost
administracji centralnej w Genewie. Dlatego 1997 r. został ogłoszony rokiem
zwalczania chorób zakaźnych a Dyrektor Generalny wydał dramatyczne orędzie w tej sprawie apelując o "odbudowę systemu nadzoru epidemicznego"
(pisałem o tym w Gazecie Lekarskiej nr 7-8/1997 str. 51). Słuchając wystąpień
na owym Zgromadzeniu ogólnym i po naszych doświadczeniach w tym względzie
napisałem wówczas artykuł "Jaki kształt Państwowej Inspekcji
Sanitarnej w najbliższej przyszłości?" (Gazeta Lekarska nr 7-8/1996
str. 12).
W tej sytuacji głównym celem mojego działania było obsadzenie
stanowisk inspektorów sanitarnych przez możliwie najlepiej przygotowanych do
tej funkcji lekarzy i zachęcenie ich do pogłębiania wiedzy w tych
dziedzinach. Dodatkowym bodźcem do mojego działania było zapytanie z sądu: -
"Czy to jest prawidłowe, że decyzja o uznaniu choroby zawodowej jest
podpisana przez inspektora sanitarnego — inżyniera zootechniki?" -.
Trudno również uznać za normę podpisywanie zarządzeń o szczepieniach
dzieci przez lekarza weterynarii czy inżyniera zootechniki lub rolnictwa. W tym
miejscu chciałbym podkreślić, że Naczelna Rada Lekarska dwukrotnie swoimi
uchwałami poparła moje wysiłki umedycznienia Państwowej Inspekcji
Sanitarnej.
W piśmie NSZZ „Solidarność" do mnie z września 1990 r. napisano: — „Krajowa Sekcja Sanitarno-Epidemiologiczna uważa, że
konieczne jest przeprowadzenie — w skali całego kraju — akcji ponownego
obsadzenia stanowisk dyrektorów, kierowników działów i oddziałów Stacji.
Obsadzenie tych stanowisk musi być poprzedzone ogłoszeniem i przeprowadzeniem
konkursów.
W tym celu konieczne jest odwołanie przez organ do tego upoważniony wszystkich
Państwowych Wojewódzkich Inspektorów Sanitarnych, Państwowych Terenowych
Inspektorów Sanitarnych i Państwowych Portowych Inspektorów Sanitarnych oraz
wypowiedzenie umów o pracę kierownikom działów i oddziałów. Uważamy, że w celu niezakłócenia pracy wszystkich zakładów, konieczne jest powierzenie
tym osobom pełnienia dotychczasowych obowiązków do czasu zakończenia postępowania
konkursowego."
Pomijając
kuriozalny fakt powierzania zwolnionej osobie pełnienia dotychczasowych obowiązków,
takie działanie spowodowałoby całkowite unieczynnienie służby PIS
niezmiernie niebezpieczne dla funkcjonowania państwa i społeczeństwa oraz
doszłyby do tego monstrualne koszty takiej operacji. Ówczesny solidarnościowy
Minister Zdrowia Władysław Sidorowicz zaczął przeprowadzać taką czystkę
polityczną w MZiOS, zwalniając pracowników merytorycznych (opisałem to
szczegółowo w artykule „Krótka pamięć Pani Senator", Medyk
nr 8/1992). Ja, mimo, że w rządzie Mazowieckiego znalazłem się z powodu mego
rodowodu solidarnościowego, nie godziłem się z takimi metodami. Złożyłem
wtedy rezygnację na ręce Premiera Bieleckiego w którym zawarłem takie
stwierdzenie:
— Zgadzając
się z zasadniczymi kierunkami prowadzonej polityki nie mogę zaakceptować
stosowanych obecnie metod działania Ministra Władysława Sidorowicza oraz
sposobów zwalniania merytorycznych pracowników administracyjnych Ministerstwa
Zdrowia i Opieki Społecznej kiedy związki zawodowe ustawiają personel
administracji państwowej nie wg kryteriów fachowych a swoich własnych. W mojej opinii doprowadzi to do kompletnego chaosu i niemożliwości prawidłowego
wykonywania funkcji nie tylko Ministerstwa ale także służby san-epid w całym
kraju. Utrzymanie prawidłowego funkcjonowania tej służby w obecnej chwili
przy niskich wynagrodzeniach i tak wielu nowych zagrożeniach jest szczególnie
ważne. W tej sytuacji nie mogę wziąć na siebie współodpowiedzialności za
funkcjonowanie służby san-epid w najbliższej przyszłości.
Po otrzymaniu dymisji zrezygnowałem z przynależności do NSZZ
„S" a obserwując sposoby zwalniania ze stanowisk w Szczecinie dr
Tadeusza Wargo i dr Ireny Gonerko (obecnie dotyczy to również dr Antoniego
Korniaka) napisałem wówczas artykuł pt.: "Co to jest bolszewizm?" (Medyk — kwiecień 1992 r.).
Nigdy nie przypuszczałem, że życie tak wyraziście potwierdzi moje
przewidywania.
Wracając do dzisiejszej sytuacji w służbie
zdrowia, nie wyobrażam sobie reform czy jakichś zmian bez uzgodnień i akceptacji środowisk medycznych. Zmiany wprowadzane bez uprzedniej szerokiej
dyskusji społecznej były charakterystyczne dla poprzedniej formacji
politycznej. Obecnie jest również charakterystyczne traktowanie ludzi jak
przedmiotów — wyrzucanie z pracy bez konieczności żadnych wyjaśnień i z
zaskoczenia. Zjawisko to obserwujemy dzisiaj chyba jeszcze bardziej dobitnie niż
kiedyś (vide: prof. Kułakowski czy dr Korniak). (Zob.
więcej...)
Nie
wróżę nic dobrego takiej reformie przeprowadzanej przez zaślepionych
dyletantów, nie mających pojęcia o podstawach i zasadach zarządzania zespołami
ludzkimi w dodatku bez porozumienia się ze środowiskami służby zdrowia.
Dlatego dochodzi do buntów i strajków. A przecież były Pan Minister Wojciech
Maksymowicz mówił i żądał co innego prowadzając demonstracje pracowników
służby zdrowia pod Urząd Rady Ministrów i Ministerstwo Zdrowia i Op. Społ.
Okazuje się, że miał pamięć bardzo krótką.
A reforma została tak przygotowana, jakby ktoś chciał napisać pracę
naukową nie nauczywszy się przedtem alfabetu.
Nie można przeprowadzać reform w jakiejś dziedzinie lekceważąc całkowicie
środowisko ludzkie pracujące w tej branży. I tutaj widzę ogromną rolę izb
lekarskich, które powinny bronić cały świat medyczny pracujący w służbie
zdrowia tj. lekarzy, pielęgniarki i personel średni.
« Służba Zdrowia (Publikacja: 08-12-2003 Ostatnia zmiana: 09-01-2004)
Wiesław JaszczyńskiDoktor medycyny. Emerytowany lekarz (specjalista medycyny morskiej i tropikalnej), i pilot (latał m.in. w Afryce), były wiceminister zdrowia i opieki społecznej, oraz Główny Inspektor Sanitarny Kraju w latach 1994-1998. Przez dwa lata jako lekarz naczelny Międzynarodowego Portu Lotniczego w Trypolisie zabezpieczał medycznie muzułmańskie pielgrzymki do Mekki. Laureat Złotej Honorowej Odznaki Fundacji Promocji Zdrowia (2000), odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2001), jako pierwszy Polak otrzymał godność honorowego patrona Międzynarodowej Federacji Lotniczej FAI (2002). Mieszka w Szczecinie. Więcej informacji o autorze Liczba tekstów na portalu: 36 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Ostatni lot | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3129 |