|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Społeczeństwo informacyjne
Internet w służbie oświecenia Autor tekstu: Irridius
Lobotomia wirtualna i demencja
indoktrynacyjna, indukowane są w nas od pierwszych dni życia przez własnych
rodziców z wielkim zaangażowaniem w wyniku ich serwilizmu wobec czarnych i szarych eminencji, który to serwilizm tradycją przez tysiąclecia jest uświęcony.
Aż do jego zupełnej mimowolności, aż do poziomu odruchów Pawłowa, aż do
poziomu jakiegoś mimetyzmu społecznego, byle od hordy nie odstawać, bo stado
odmieńca odrzuci i dumne ze swej spolegliwości przed ołtarzem zadepcze,
orgiastycznie i orgastycznie uszczęśliwione dobrze spełnionym obowiązkiem...
Jakimże obowiązkiem — chciałoby
się wrzasnąć — do jasnej cholery? Obudź się, człecze! — ale jak tu
wrzeszczeć do noworodka, który w sali porodowej — zanim w oczy matce spojrzy — najpierw krzyż ze skazańcem na ścianie widzi… albo pingwina… Pokażcie
pisklęciu, borykającemu się z resztkami skorupki cień sylwetki jastrzębia
zamiast kwoki i trwajcie w tym „słusznym" dziele przez pierwszą dobę. Ogłupione
ptaszę, skutkiem habituacji właśnie, rodzicielkę potem ledwie tolerować będzie,
zaś ufnością obdarzać — jastrzębia cień. I już jest zgubione,
aczkolwiek jest może zbawiona dusza jego...
Wiem, wiem, że pisklę ludzkie
czymś więcej jest — nie bijcie od razu! No to i zabiegi wokół małego człowieczka
czyni się nie przez dobę, a przez cały okres kształtowania umysłu — dom
rodziców i dziadków, przedszkole, szkoła, harcerstwo, wojsko, urząd, praca
itd., itd., aby z rytmu nie wypadł — wszędzie krzyż, czarna sukienka i pokropek. A potem też nie ustaje się poprzez zabiegi duszpasterskie, żeby
skutecznie zaopatrzył w nawyki swoje z kolei dziecię i… kółko się zamyka. A jego samego, dzięki temu lub dzięki Bogu, doi się z mamony ad mortem
defecatam, a i post mortem tudzież, do czwartego pokolenia (sic!).
Przecież „nauka" i „katechizacja" kosztowała — ktoś za nią zapłacić
musi. Jedynie po to, by złoty strumień nie wysechł raptownie, zygocie uświęconej
prawem kanonicznym nakazuje się pod rygorem kary piekielnej rozwinąć się i urodzić. Cóż — każdy ma swego jastrzębia-stróża...
Jak więc krzyknąć do niemowlęcia
lub niedorostka: Człecze, oprzytomniej zanim amputują Ci resztki instynktu
samozachowawczego!? Kiedy niemal z pępowiną amputacja ta się dokonuje… I jako pamiątka po rozumku, na długie lata, zostaje Ci tylko ta blizna po
matce w centrum brzuszka. Rozumek idzie spać każdego dzionka po grzecznie
zmówionej zdrowaśce na dobranoc, za co mamusia pochwali i razem jeszcze
„amen" dopowie, zamiast ostrzec kochaną dziecinkę, co wówczas się
budzi...
Rozleniwia się rozumek pod
codzienną presją, aż wreszcie usypia na stałe — autoamputacja lub
przynajmniej atrofia. Lobotomia dokonała się. Teraz już tylko potrzebne
podtrzymanie tego dementywnego stanu w szkole na kato-schizie, albo w oazie
tekstów jedynie słusznych, albo poprzez pieszą wycieczkę na jakąś górę.
Może być np. jasną, bo pod latarnią najciemniej, a lepiej się śpi, gdy
ciemno. Ciemność, ciemność — nie jasnota… lulajże moja perełko, lulajże
me pieścidełko. I tak sobie rozkwita umiłowany obskurantyzm religijny i ten
serwilizm, co wiarę prawdziwą zastępuje. Wypróbowane przez wieki.
Ale jest szansa, ludzie!
Dobry Bóg nie do końca bowiem
najpierw pojął, po co go kler i Święty Ojciec na obraz swój i podobieństwo
swoje stworzyli. I jeszcze mu kobitkę gwałtem wyswatali, a do tego synka
sklonowali — tak po prostu, bez przyjemności żadnej. A kiedy mu się potem
nad tym dzieckiem znęcali, to go akurat chyba w domu nie było i zamieszanie się
zrobiło. Ani się obejrzał, a już za niego dwa testamenty napisali i zatwierdzili, a potem jeszcze pozmieniali, jak było wygodniej. Normalnie,
formalne i totalne, wszechobecne ubezwłasnowolnienie. Dobry chłop, a w jaką
kabałę popadł? W żydowską chyba!
Nie zrozumiał w tej swojej
nieograniczonej dobroci, a więc takiejże naiwności (bo jak mawiają wschodni
mędrcy — добрых
всегда ебут...) i przez wieki wieków nie dostrzegał, że agencja watykańska, dzięki której
istnieje, ujeżdża jego samego i jego rodzinę jak starą kobyłę na zaściankowym
derby koło Wąchocka. Mówią, że nierychliwy… Pewnie teraz też nadal nie
pojmuje w tej swojej wszech-prostoduszności, że ciężko zgrzeszył swoją
niesubordynacją przeciwko swojemu Ojcu Stworzycielowi, zesławszy na Ziemię
Billa Gates'a i Internet powszechny, widoczny przez byle Okno™. No, ale
chyba się w końcu wkurzył i zaszalał nieopatrznie, gdy opatrzność się
zdrzemnęła. Toż to jednak grzech śmiertelny i byle czym Bóg się za odpust w Rzymie nie wykpi...
A za ten żart niewczesny, że
tego handlarza dostępem do rozumu multimiliarderem uczynił i tymi miliardami
poniekąd niezależnym od agencji zrobił, i jeszcze — co gorsza -
nazwiskiem jak Wrota kazał mu się na czekach podpisywać… to niechybnie do
Piekieł karnie zstąpić będzie musiał. I dobrze. Przynajmniej na jakiś czas
schronienie będzie miał, a może i rady jakiejś zasięgnie. A może już
emerytura mu się marzy? No, bo dokąd-to te Wrota? — pytam -
Do szczęśliwości może? To trzeba było tak od razu: Lucky Gates… i po kłopocie, każdy by zrozumiał — nawet Alzheimer z chorobą Parkinsona lub
na odwrót. A jeśli strach było wprost powiedzieć, że to Wrota aż do samego
Rozumu, to chociaż niechby był Brian — ludzie ludziom pomogliby jakoś to
zrozumieć… ale — Boże, na Boga — nie: Bill, jak jakiś tam prezydent,
nie przymierzając. Ja przepraszam, ale to znowu są półśrodki. Tak samo,
zamiast na „pentagramium", to tylko na „pentium" odwagi wystarczyło,
aby się komu nie skojarzyło. Eeeh, szkoda gadać.
No, dobrze chociaż, że się „intel" gdzieś w nazwie pęta; może
jakoś to z inteligencją tym śpiącym rycerzom się skojarzy.
Próbował, biedny, najpierw być w zgodzie z doktryną, ale chyba się w końcu zorientował, że Wozniak to za
mało, bo z katolandii się wywodzi, a i oklepany numer z jabłuszkiem nie jest
marketingowo dobry. Co kiedyś było dobre, to nie teraz, bo ludzie wystraszeni
są już tą rajską historią i wcale rozumku używać nie chcą, a jabłka
wiedzy i poznania już raczej na pewno i na wszelki wypadek nie tkną. Może więc
słusznie się obawiał i trochę konspiracji wprowadził. No, bo ile w efekcie
tych Apple'ów i McIntosh'ów — 10% rynku zaledwie i do tego drogie.
Dobre, ale drogie, a tu trzeba dostępu dla mas — Okna™ w każdym domu!
Jak mówił Lenin — ilość
przejdzie w jakość… więc trzeba iść na całość, a nie — jak jeleń — czekać i czekać aż diabli wezmą mamonę, co ją ludzie na nowe Okno™
mają w skarpecie schowaną przed urzędnikiem fiskusa lub Janusa [ 1 ], lub
jeszcze jakimś innym spod znaku Romusa [ 2 ]. Póki się da, niech się ludzie
zaopatrują w te inteligentne pentagramotne pentiumy z Oknem™ na cały świat,
to jakoś sprawę się popchnie.
A co to jest Okno™, moi mili? To
jest takie coś, przez co na ukochany świat można powyglądać i zobaczyć
kwiatuszki i łączkę w słonecznym świetle. A co to jest światło,
dzieciaczki? To jest takie coś, co tak prędko się trzęsie i drga, że aż
wokół panuje jasność, dzięki czemu się widzi… i diabła można zobaczyć.
No to niech stanie się JASNOŚĆ,
do równie JASNEJ cholery, tak jak już wcześniej zaprogramowano. Powtarzam:
jak wcześniej zaprogramowano w antyentropicznych trendach ewolucji! Niech będzie
jasno — ale nie od bomby wodorowej, tylko od nieograniczonej mądrości niczym
nie ograniczanego rozumu! Niech będzie tak JASNO, żeby w najciemniejszym mysim
kątku rozumek nie mógł przysypiać. Niech do każdego dociera Słowo. Słowo
przytomne, Słowo racjonalne, przywracające zdolność myślenia własnymi myślami.
Niech wszystko stanie się JASNE i zrozumiałe! A każdemu wtedy: według
potrzeb, możliwości, zasług i powinszowań — jego własny bóg, wewnętrzny i pojmowalny, albo brak boga… Ale też własny — też nie narzucony. Bóg
intymny, bóg przyjaciel. Bez urzędników w koloratkach. Bez urzędników państwowych,
wojskowych, administracyjnych, partyjnych i jakich tam jeszcze by nie wymyślono.
Bez zebrań obowiązkowych z przymusowym aerobikiem… w domach kultury… albo
domach bożych… Na miłość boską, oops… myślenie NIE BOLI i tylko niektórych
trochę męczy.
STOP, STOP! Na chwilę, też ku
jasności… żeby ktoś sobie nie pomyślał, że burzyć chcę jakieś
budynki, a klęcznikami w piecu palić. Jeśli ktoś samodzielnie myśleć nie
zdoła lub nie zechce, albo pasują mu cudze przekonania z dowolnego powodu, to — jego bogowie z nim, półksiężyc lub babka drożdżowa na drogę, Quetzalcoatl akbar
[ 3 ]… czy jak tam i już; in saecula saeculorum, enter. Chcesz klękać, kucać, walić skłony
wg kompasu — OK, potrzebne Ci do tego towarzystwo, zespół gimnastyki
synchronicznej i kapitan drużyny — OK, potrzebny Ci zbór, parafia, kahał,
obóz, stowarzyszenie czy sekta — Twój wybór i też OK. Ale nie narzucaj
tego innym, daj im szansę wyboru świadomego; we własnym interesie zechciej żyć w państwie niewyznaniowym, niefundamentalistycznym, nieuczepionym jednej
jedynie słusznej religii lub idei polityczno-społecznej. Zacznij bronić się
póki czas, bo pewnego dnia zobaczysz, jak w szkołach, hufcach, garnizonach,
czy urzędach ustawiane są np. telebimy-pręgierze. Bo zobaczysz na nich czarną
listę dłużników, którzy nie uiścili zarządzonej składki wg
kurii-ozalnego przykazania nr 5. Bo prędzej, czy później obróci to się
przeciwko Tobie, choćbyś najwierniejszy jak pies był. Bo właśnie już tylko
psem na smyczy będziesz...
Wróćmy jednak do meritum. Załóżmy,
że już Okno™ kto chciał, to ma i od strony tzw. sprzętowej sprawa wygląda
na załatwioną przynajmniej częściowo. Bo tu nie da się — tak jak wcześniej — żeby kolejne, nie wiem ile nakładów książek o kimkolwiek lub o czymkolwiek wykupić i zlikwidować, zanim dotrą do czytelników. To jest dostęp
do informacji dla wszystkich, no prawie wszystkich, z wyjątkiem paru miliardów
ludzi. Ale to się da nadrobić. W każdym razie jest ten dostęp również dla
wielu milionów już zapewniony. Stan równowagi z wyraźną tendencją wzrostową. I ani Manitu [ 4 ], ani Dżipitu nic na to już nie poradzi.
Ale uwaga! To nie wszystko,
niestety. Dobry Bóg zrobił, co mógł, a teraz pora na człowieka.
Można sobie żarty stroić, można
śmiać się dla zdrowia, ale złotą, może najważniejszą zasadą
strategiczno-taktyczną jest zasada dwóch NIE: nie wolno nie doceniać
przeciwnika. Wśród tych milionów dostępów do zasobów Internetu (a więc i tworzenia tych zasobów) potencjalnie tylko jednakowy jest dostęp dla
wszystkich; niezależnie czy są cywilami, czy noszą jakieś uniformy, a może
koloratki, bo nie oznacza on dostępu ani sprawiedliwego, ani równego. Ten dostęp
nie może być i nie jest ani trochę równy — to kwestia pieniędzy, których
klerowi w walce o rząd dusz raczej nie zabraknie. I w ten sposób wracamy do
punktu wyjścia. Przeciwwagą dla zdolności finansowych może być tylko jakość
serwisu, jakość tekstu, jakość argumentów — muszą być prawdziwe,
zrozumiałe, dowodliwe i nie tylko kpiarsko-ośmieszające. Bo po obydwu
stronach linii demarkacyjnej, przebiegającej pomiędzy racjonalizmem a religijnym mistycyzmem, tak samo są ludzie różni: wykształceni i prości, mądrzy i głupi, przebiegli i naiwni, subtelni i prymitywni, oraz szczerze oddani swoim
poglądom albo merkantylnie do nich nastawieni. Są też oczywiście i demagodzy, i wytrawni erystycy.
Odbiorca jest także znakomicie zróżnicowany i z reguły skrajnie wymagający. Oczekiwania tego, który tkwi w kawiarence
internetowej są wręcz bardziej wysublimowane niż tego, którego stać na łącze
permanentne. Tak właśnie jest, bo swoje wysupłane finanse na ograniczoną w czasie sesję MUSI móc wykorzystać nadzwyczaj efektywnie. Inaczej stać by go
było na łącze w domu i w nosie miałby kawiarenkę. Podobnie ten, który krótką
przerwę w pracy poświęca na szybki surf, korzystając półlegalnie z firmowej dostępności Internetu. W końcu też ten, który ma czasu i Internetu
pod dostatkiem, powinien zostać czymś zmotywowany, by nie powiedzieć -
przykuty do witryny, by za chwilę nie zniesmaczony i nie zawiedziony, nie
pozostawił jej odłogiem na korzyść Kazaa lub kolejnej Dominy w seks-domenie.
A to oznacza, że akcja ratunkowa
dla rozumu człowieka musi mieć wyłącznie cechy perfekcji i profesjonalizmu;
musi być tak zróżnicowana, aby każdy mógł znaleźć coś dla siebie -
zarówno ten o umysłowości (nie: poglądach!) Einsteina, czy Schoppenhauera,
ale też może przede wszystkim — ten, co lokuje się bliżej Dyla Sowizdrzała,
Pippi Pończoszanki lub Jasia Marii Kowalskiego. Każde z nich z osobna musi móc
WIEDZIEĆ, że tekst został napisany właśnie specjalnie dla niego i czuć
przemożną, szczerą chęć powracania do tego urokliwego miejsca w sieci,
azylu dla jego myśli, niszy dla jego osobowości.
Dlatego jest dobrze, jeśli ktoś
trafi tu i odczuje to wszystko, poczuwszy się jak w domu. Jest dobrze...
Przypisy: [ 1 ] Janus -
staroitalski,
starorzymski bóg wszelkiego początku i wszelkiego końca. [ 2 ] Romus — i jego brat Romulus;
legendarni założyciele Rzymu. [ 3 ] Quetzalcoatl — Pierzasty Wąż, najważniejsze z panteonu bóstw
tolteckich. [ 4 ] Manitu — mistyczna, magiczna siła w religiach Indian północnoamerykańskich,
niepersonifikowana jako bóstwo. « Społeczeństwo informacyjne (Publikacja: 08-12-2003 Ostatnia zmiana: 07-03-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3130 |
|