|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Społeczeństwo informacyjne
Tajemnice Internetu [1] Autor tekstu: Andrzej S. Przepieździecki
Celem
usprawiedliwienia: Publicystyka rządzi się własnymi regułami. Artykuł
powinien omawiać jeden konkretny temat, czyli
być przeciwieństwem encyklopedii. Żeglując po bezkresach przestrzeni
wirtualnej natrafiłem na cały szereg
zagadnień ciekawych, ale tak różnych tematycznie jak na przykład
moralność i polityka. Jednak wiele tych różnych zagadnień jest bardzo ściśle
powiązana ze sobą w sensie przyczynowo skutkowym jak na przykład polityka i przestępczość. Proszę więc Czytelnika o wybaczenie.
Internet — ten cud techniki informatycznej
posiada miliony twarzy. Jedną z nich jest możliwość dyskretnego
porozumiewania się w sposób równoczesny z dużą ilością respondentów. Ta
ciekawa właściwość była początkowo wykorzystywana przez wywiad
gospodarczy a obecnie coraz częściej jest użytkowana przez organizacje przestępcze w tym przez terrorystów. Aby taka komunikacja była możliwa i dyskretna
wykorzystano sposoby najprostsze, a równocześnie odporne na destrukcję. Nie będąc programistą ani w ogóle
informatykiem nie usiłuję rozwiązać istoty tego trudnego problemu, zresztą
nawet w najprostszych sprawach dotyczących komputera, muszę wzywać fachowca w wieku lat szesnastu aby mi zrobił to co obecnie
umieją w komputerze zrobić wszyscy absolwenci szkoły podstawowej, zaś
dla ludzi siedemdziesięcioletnich jest to bardzo trudne. Ja natrafiłem na tą
tajną sieć internetową zupełnie przypadkowo. Dopiero od moich nauczycieli
internetowych dowiedziałem się wielu szczegółów, którymi chcę się
podzielić z czytelnikami.
Otóż
jak zwykle zaczęło się od draństwa. Jak wiadomo nawet mnie, aby wejść do własnej
skrzynki pocztowej należy wpisać
swój login a następnie swoje hasło. Z chwilą
opracowania łatwego sposobu
łamania takiego
hasła zaistniała potrzeba wynalezienia innych sposobów zabezpieczenia
dyskrecji własnej poczty przed osobami
postronnymi.
A może
kogoś interesuje jak się łamie hasło?
Jeśli tak, to służę instrukcją otrzymaną za parę lizaków od moich
internetowych panów nauczycieli.
Pan
hacker bierze „przedprogram", chowa go do worka i idzie z konwencjonalnym
włamywaczem pod wskazany adres. Tutaj wynajęty włamywacz otwiera
drzwi, inkasuje zapłatę za swoją usługę i odpływa w siną dal. Pan hacker
wchodzi do mieszkania, wyjmuje z worka przedprogram i nakłada go na monitor klienta a następnie chowa się pod
łóżkiem i czeka. Kiedy klient wróci
do domu zechce przejrzeć swoją
pocztę. W tym celu uruchamia komputer i widzi na monitorze obrazek łudząco podobny do jego programu pocztowego, więc
wpisuje login i hasło a przedprogram mu mówi:
-
Pomyliłeś się baranie jeden! Spróbuj jeszcze raz!
Facet
leci do łazienki napić się zimnej wody lub wsadzić łeb pod prysznic, a hacker szybko wyłazi z pod łóżka, zdejmuje z monitora przedprogram, który
jest tak wytresowany, że zapamiętał hasło, i leci do zleceniodawcy po ciężko
zapracowany grosz. (Leci hacker a nie sam program). Jak widać sprawa jest
prosta, łatwa i przyjemna. Przepraszam! Ach ta moja skleroza! Sprawa była
taką do czasu opracowania nowych typów wirusów. Oprócz wirusów
destrukcyjnych niszczących zasoby HDD i reklamowych — wskakiwanie reklam poza
programem pocztowym (spam), ostatnio
wyprodukowano wirusy kopiujące klawiaturę na ekranie monitora inwigilowanego
delikwenta. Tego typu wirusy są obecnie obiektem zainteresowania Kongregacji
Sakramentów Świętych i Przemian Postępowych, bo to może podważyć użyteczność
spowiedzi.
Aby takim przykrościom zapobiec opracowano tajny system
korespondencji. Na czym to polega dowiedziałem się
od następnego mojego pana nauczyciela w zamian za mało używaną gumę
do żucia:
Komputery
są różne: jeden jest szary,
drugi zielony a mój jest fioletowy, ale do każdego z nich wchodzi się przez
taką samą dziurę, która fachowo nazywa się GDdWiW czyli główne drzwi do
wchodzenia i wychodzenia, zaś w języku bardzo podobnym do gulgotania indyka to
się nazywa BIOS. Dziura ta nie jest strzeżona, ale skutecznie dostępna tylko
dla zespołu informacji. Komputer to równocześnie i geniusz i debil. Z nim jak z dzieckiem. Na to żeby małe dziewczynki z przedszkola załatwiły skutecznie
sprawę i nie pogubiły się w elementach jej załatwiania pani przedszkolanka
wybiera kilka podopiecznych i mówi jednej gdzie ma iść, drugiej co ma tam
powiedzieć, trzeciej, że ma zapamiętać odpowiedź i wysyła całą tę grupę
dzieci. Dzieciaki wszystko to załatwiają a następnie, czyli po wykonaniu
zadania, grają sobie na podwórzu w klasy, zaś pani przedszkolanka
czeka i czeka w przedszkolu ad mortem defecatum jak mawiali niektórzy,
to jest ordynarni Rzymianie. Do
komputera nie wpuszcza się małych dziewczynek, lecz zespół informacji.
Teoretycznie musi być ich co najmniej cztery. Jeśli
wśród nich zabraknie na koniuszku takiej, która
po wykonaniu roboty przez
swoje poprzedniczki nie pogłaska ich
po główkach a pecetowi nie powie
żeby się przygotował na odwiedziny następnej wycieczki, to komputer głupieje.
Przy
okazji afery pani Jaku, yyyyyyyyyyy, przepraszam,
oczywiście pana Rywina dowiedzieliśmy się, że można odzyskać wiadomości z dysku w którym te wiadomości skasowano. Moi nauczyciele wiedzy komputerowej mówią,
że to jest prawda trzeciego rodzaju według systematyki księdza profesora
Tischnera czyli gówno prawda, bo jeśli wiadomości zostaną skasowane, to już
ich odzyskać nie można. Co innego z dyskiem sformatowanym, czyli przygotowanym
do powtórnego zapisu. Nowy obrazek przedstawiający kota można ułożyć zarówno z klocków rozrzuconych po całej podłodze jak i z klocków tworzących obrazek
psa. Moi nauczyciele mają dopiero po czternaście-
siedemnaście lat, więc firmy komputerowej nie posiadają, jednak oferują
odczytanie co najmniej siedemdziesięciu procent
informacji ze sformatowanego dysku pani, ......…… no mniejsza o to, w zamian
za rower górski, ostatecznie może być używany.
Nie
bez powodu podkreślam młody wiek moich internetowo-komputerowych nauczycieli.
Robię to aby zwrócić uwagę na powszechne zjawisko, które w przyszłości może
nabrać ogromnego znaczenia. Znaczenia zarówno poczciwego jak i tragicznego.
Niedawno byłem uczestnikiem sympozjum biologicznego. Tematyka była dość
szeroka, bo dotyczyła fizjologii prawidłowej zwierząt. Uczestnikami tego
sympozjum byli naukowcy z tytułami co najmniej doktorskimi. Ja byłem na tym
sympozjum z Tadkiem, moim znajomym. Tadek z wielką uwagą wysłuchiwał wygłaszanych
referatów i co chwila coś sobie notował. Także z zainteresowaniem przysłuchiwał
się dyskusji i nagle poprosił o głos. Mnie skóra ścierpła a włosy stanęły
dęba, ponieważ Tadka znam od wielu lat i doskonale wiem, że nie tylko nie
jest żadnym naukowcem, lecz wręcz przeciwnie. Mój kolega ukończył zaledwie
zawodową szkołę średnią o kierunku mechanicznym i pracuje jako ceniony
rzemieślnik w samochodowym warsztacie naprawczym. Nasza znajomość bierze się
stąd, że obaj lubimy zwierzęta i hodujemy je w domowych terrariach. Kiedy memu koledze udzielono głosu, wygramolił się
ze swego miejsca, polazł na mównicę i zaczął bardzo nieśmiałym głosem:
— Proszę
państwa, ja tego, ja bardzo przepraszam, że tu coś chcę powiedzieć, bo ja
nie jestem biologiem i tu słuchałem mnóstwo ciekawych rzeczy z takich, że ja w ogóle nie wiedziałem, że one istnieją — no nie jest tak źle pomyślałem
naiwnie. Pewnie Tadzio czegoś nie zrozumiał i chce się zapytać. Tadzio zaś
kontynuował: — Więc ja mogę tylko parę rzeczy, no co do zwierząt
zmiennocieplnych — no nie jest tak źle po raz drugi pomyślałem, zna nawet
fachowe terminy, bo Tadzio hoduje gady. W tym momencie mój kolega odsapnął i zaczął wyliczać tym różnym doktorom, docentom i profesorom błędy jakie w swoich referatach popełnili. Było tego kilkanaście! Kiedy skończył i wrócił
na swoje miejsce zapanowała konsternacja a następnie ci zaatakowani naukowcy
albo przyznawali rację memu koledze albo bronili swoich tez, jednak w sposób
świadczący o tym że, bardzo poważnie traktują zastrzeżenia wysokiej klasy
fachowca od ustawiania gaźników w samochodach. Tadzio liczy sobie trzydzieści
cztery lata, a więc małolatem nie jest, jednak przytoczyłem to zdarzenie
ponieważ Tadzio jest typowym hobbystą. Na ogół każdy wie co to słowo
oznacza, ale pozwolę sobie przypomnieć, że hobbysta to jest człowiek, który
interesuje się jakąś dziedziną tylko i wyłącznie dla tego, że go to właśnie interesuje.
Jest to wiec przeciwieństwem zainteresowań
profesjonalnych, których podłożem jest zawsze aspekt praktyczny, czyli mówiąc
konkretnie — mamona. Dla większości ludzi tego pokroju ich zainteresowania stają
się z latami nieomalże obsesją. Obsesją na ogół pozytywną, bo oni czują
niezwykłą rozkosz w zajmowaniu się swoim hobby. To w wielu wypadkach prowadzi
do tak głębokiej wiedzy, że mechanik samochodowy potrafi zaginać w dziedzinie fizjologii zwierząt profesorów wyższych uczelni. Ten mój
specjalista od gadów nie jest już najmłodszy, a według moich obserwacji
najwięcej twórczej ekspresji posiadają chłopcy między szesnastym a dwudziestym rokiem życia.
W
dawnych czasach, które znam jedynie z opowiadań moich rodziców, popularnym wśród
chłopców konikiem było wycinanie ze sklejki piłeczką włośnicową różnych
cacuszek. Sklejka nazywała się wtedy dyktą a piłka włośnicowa to była laubzega. Ja widziałem w swojej młodości
wytwory tych ówczesnych hobbystów. U naszej sąsiadki na ścianie wisiała
kapliczka wykonana ze sklejki. Było to coś naprawdę cudownego. Ta konstrukcja
była tak ażurowa, że więcej tam było filigranowych otworów niż drewna.
Tego rodzaju hobby było w pełni i bez żadnych zastrzeżeń pozytywne. Gdy
zaczęło się rozpowszechniać radio powstało nowe hobby. Oficjalnie taki hobbysta nosił dumne miano radioamatora a mniej
oficjalnie radioidioty. Tutaj już nie było tak cudownie jak z wycinaniem
kapliczek ze sklejki. Nie wszyscy radioidioci byli czyści jak łza dziewicy.
Niektórzy konstruowali nadajniki i dla kawału zagłuszali falą przyziemną
odbiór radiowy swoim bliższym i dalszym sąsiadom. Patrząc na te
„wczorajsze" niecne uczynki hobbystów można pomyśleć całkiem słusznie,
że to małoważne złośliwości. O dzisiejszych i jutrzejszych powiem w dalszym toku tej pisaniny.
Wracając
do tematu i mówiąc nie za dużo: jeśli informacja jest nietypowa, to i komputer zareaguje nietypowo a typowe postępowanie nie jest w stanie odtworzyć
zaszłości nietypowej.
Dzięki memu naprawdę przypadkowemu wejściu w „nietypowe"
regiony Internetu uzyskałem dostęp do wielu ciekawych informacji.
Jedyny kłopot, że te informacje, mimo, że często nie zaszyfrowane, są
pisane w języku, którego nie używałem
od ćwierci wieku. Jeszcze gorzej gdy jest to tekst napisany po arabsku.
Jednak te pięć procent zrozumiałych dla mnie informacji świadczy
wymownie, że wiele spraw, szczególnie w polityce, wyglądających na zupełnie
głupie wcale takimi nie są. Tak, tak to nie są sprawy głupie tylko
zbrodnicze. W dalszym tekście być
może zdecyduję się opisać niektóre z tych zagadnień. Niektóre, to znaczy
te które uznam za najmniej niebezpieczne dla mnie.
1 2 3 4 Dalej..
« Społeczeństwo informacyjne (Publikacja: 08-12-2003 Ostatnia zmiana: 07-03-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3131 |
|