|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Etyka świecka
Słowność Autor tekstu: Maria Szyszkowska
Podanie ręki, wyraz oczu, timbre głosu, gesty — mówią często więcej niż zapewnienia. W słowach niepodobna wyrazić gamy odczuć i odcieni naszych nastrojów. Złożone stany sympatii, lęku, cierpienia, miłości są niewyrażalne w pełni w języku pojęciowym. Westchnienia, jęki, okrzyki stanowią często ich dopełnienie. A więc, mimo że używamy słów — pozostaje jakaś „reszta", którą powinno się umieć odczytywać intuicyjnie w drugim człowieku. Potrzeba komunikowania się z innymi występuje również w świecie zwierząt, a według najnowszych badań komunikują się ze sobą również rośliny.
Trudno jest stwierdzić, jak dalece słowa odpowiadają myślom i odczuciom osoby, która je wypowiada. Jest może tak dlatego, że kunszt słowa zamiera. Słowa są często szare, byle jakie. Upraszczamy język, określając rozmaite odcienie nastroju terminem „fajny". Zagubiliśmy, na przykład, czas zaprzeszły. Miejsce słowa „powiedział" zajęło „wyartykułował". Obecnie
ulegamy amerykanizacji. Nawet sklepy nazywamy shopami. Sprymitywizowany język pozbawiony finezji w wyrażaniu naszego wewnętrznego świata — prowadzi do zubożenia naszego
„ja".
Bywa często, że słowa przeczą myślom, a czyny pozostają w bardzo luźnym związku ze
słownymi zapewnieniami. Wtedy nie tylko wytwarza się nieszczerość i obłuda, ale wręcz brak trwałego oparcia w stosunkach międzyludzkich. Jeśli nie można bezwzględnie zawierzyć komuś, to wszystko staje się zarazem możliwe i niemożliwe. Wieje chłodem, pustką i przypadkowością.
Z pomocą słów musimy utrwalać całokształt spraw wiążących nas z innymi. Ostatecznie zdani jesteśmy na siebie, ale bez drugiego człowieka nikt z nas nie byłby w stanie istnieć, wyłączając rzadkie, skrajne wypadki. Już Arystoteles pisał, że jedynie Bóg i zwierzę może pozostawać poza życiem wspólnym, ale nie człowiek.
W postawie naszych przodków, w ich słowności, mieści się szacunek dla samego siebie i dla drugiego człowieka. Nie idealizuję prapradziadów, ale mieli oni poczucie wartości słowa. Po to, by dopełnić słowne zobowiązanie ponoszono niejednokrotnie ofiary. Niejeden pojedynek miał
źródło w użyciu słów, które drugiego doprowadziły do gniewu i obrazy.
Słowo, to sygnał, oznajmienie, jak również forma zobowiązania. Zapomina się często o zawartej w rozmowach obietnicy, o zapewnieniach, czy słownych umowach. Pomijam tu kłamstwo. Idzie o sytuację, w której szczerze wyrażamy jakąś gotowość czy stan uczuciowy — ale nasze czyny nie podążają za słowami. Beztrosko coś wypowiadając nie czujemy się, niestety, zniewoleni tym, co zapowiadaliśmy. Naruszamy wtedy zaufanie drugiego człowieka. Nawet jeśli w sprawie błahej nie dotrzymujemy słowa, przestajemy być kimś na kim można polegać.
Myślę, że sprawa słowności urasta do większego problemu w świecie kobiecym, bo to naszą płeć znamionuje skłonność do nadmiernej czczej paplaniny. Kobiety często mówią wiele o sprawach błahych i używają znacznie większej ilości słów niż jest niezbędna dla opisu zdarzeń, uczuć czy nastrojów. Ale jednocześnie nastawione w swoim życiu na sprawy miłości, poważnie traktują wyznania mężczyzn. A ci na ogół bardziej odpowiedzialni za słowa i oszczędni w ich wyrażaniu — przeżywając namiętność mówią więcej niż mają zamiar spełnić.
Jesteśmy często niesłowni, chociaż każdy pragnie być otoczony ludźmi niezawodnymi. Wyznam, że zrywam bliższe więzi z tym, kto nie dotrzymuje słowa. Przyjaźń z takim człowiekiem nie byłaby możliwa. Warto zwrócić uwagę i na to, że sprawy drobne, zwykłe, z pozoru bez znaczenia, wymagają takiej samej troski o dotrzymywanie słów, co sprawy wielkie. Zresztą nasza codzienność składa się głównie ze zdarzeń błahych, które wszakże są dla nas ważne. Bezowocne oczekiwanie na zaproszonych gości, nieziszczone oczekiwanie na pójście do kina czy do kawiarni, też może wzbudzić uzasadnioną gorycz i rozczarowanie.
Nie naszą sprawą jest ocena, czy powinniśmy być słowni w sprawie mało lub całkiem nieważnej. W postawie rozmijania się myśli, słów i czynów rysuje się niepoważny stosunek do drugiej osoby. Jest to przejaw braku szacunku czy też, używając określenia Kanta, wyraz traktowania kogoś jako środka zamiast celu samego w sobie.
Dlaczego jesteśmy leniwi na tyle, że dla wyrażenia złożonych przemyśleń czy nastrojów używamy często słów byle jakich? Ta niedbałość o precyzyjne wyrażenie tego, co się myśli i brak staranności w nazywaniu tego, co się czuje, prowadzi do powierzchownego traktowania procesów naszego świata wewnętrznego.
Upraszcza nasze doznania i zubaża nastroje. Bywa jeszcze gorzej. Bywa, że słowa znaczą coś odmiennego niż czyny, a czyny i słowa pozostają w luźnym związku z myślami. Wtedy nie ma się na czym oprzeć w relacjach międzyludzkich. Wieje chłodem i pustką.
Dziwne, że dawne poczucie honoru i powaga wobec wypowiadanego, a zwłaszcza danego słowa godziły się harmonijnie z salonową paplaniną, z piękną w swych formach admiracją pań, a więc z sytuacjami, w których używano słów dla słów, nie przywiązując do nich wagi. Dziś pań się nie adoruje, sztuka rozmów o niczym całkiem upadła. Nasze towarzyskie spotkania przemieniają się często w pańszczyźniany trud, bo ludzie wyrwani z kręgu swych kontaktów zawodowych, z kłopotów rodzinnych i od telewizorów — przy których rozmowa sprowadzana jest do schematów słownych — nie wiedzą, co począć. Czują się nieswojo. Rozmowy, które D. Morris w książce traktującej o człowieku jako o nagiej małpie nazywa „iskającymi", wyczerpują się rychło i zdarza się, że poza politykowaniem zebrani nie mają sobie nic do powiedzenia. No cóż — pozostają jeszcze do omówienia piosenkarze i aktorzy telewizyjni. Dziwne jest nie tyle to, że dawniej godzono tę podwójną rolę słowa, ile, że dziś, skoro się ono zdewaluowało — nie potrafimy posługiwać się nim jak pięknym ornamentem. Słowo nie tylko niewiele znaczy, ale nawet nie zdobi myśli. Zrobiło się szare, brzydkie.
Do korozji słowa, jak to nazywa Aleksander Rogalski, prowadzi człowieka oportunizm. Brak wewnętrznej prawdy, zaprzedanie siebie ze względu na spodziewane korzyści w życiu, wymiana własnego poglądu na świat na inny, ten bardziej opłacalny — sprawia, że słowa stają się sposobem przystosowania do sytuacji ocenianej jako „życiowo korzystna". Zachodzi niedobra mimikra słowna.
*
[Fragment pochodzi z książki: M. Szyszkowska, Spotkania w salonie,
Wydanie III, Warszawa 2002. Publikacja w Racjonaliście za zgodą Autorki.]
« Etyka świecka (Publikacja: 05-01-2004 Ostatnia zmiana: 28-06-2006)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3163 |
|