|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
STOWARZYSZENIE » Biuletyny
Biuletyn Neutrum, Nr 4 (8), Grudzień 1993 [2]
TO JEST CZĘŚĆ NAUKI O CZŁOWIEKU...
Z prof. dr hab. Andrzejem Jaczewskim -
pedagogiem, pediatrą, specjalistą medycyny młodzieżowej, medycyny rozwoju i rozwoju seksualnego rozmawia Tomasz Maral z „Neutrum"
-
Panie profesorze, kiedy edukacja seksualna zaistniała w Polsce po raz pierwszy?
— W 1956 roku, kiedy pojawiły się różne inicjatywy społeczne, zaczęły się
też dyskusje na temat wychowania seksualnego. Wydano wówczas pierwsze książeczki
uświadamiające dla młodzieży. W latach sześćdziesiątych do programu
biologii w siódmej klasie, w ramach nauki o człowieku, wprowadzono treści
dotyczące rozwoju człowieka. One dawały już nauczycielowi pewną szansę. W tym samym czasie zaczęto produkować telewizyjne programy szkolne do nauki o człowieku;
trzy czy cztery były poświęcone szeroko pojętemu wychowaniu seksualnemu.
Osobiście prowadziłem te programy przez 27 lat. Były to pierwsze takie
programy telewizyjne na świecie. W innych krajach zaczęli to robić dobre 15
lat po nas. Potem pojawiły się kąciki informacji w czasopismach, które
zresztą dzięki nim znacznie zwiększały nakłady. I faktem jest, że wtedy
poziom wiedzy o seksie znacznie się podniósł. Ja w ogóle twierdzę, że
wychowanie seksualne było jednym z sukcesów czterdziestolecia. Na przykład
według badań Malewskiej w 1957 czy 1958 roku 40% kobiet żyjących w małżeństwie
nie znało w ogóle orgazmu, a 25 lat później ten procent wyniósł 2 z czymś.
To oznacza, że kobiety nauczyły się seksu, a zresztą także i mężczyźni.
Później zaczęły powstawać poradnie kościelne przy parafiach i diecezjach.
Uczono tam głównie naturalnych metod zapobiegania ciąży. Duże osiągnięcia
miało też Towarzystwo Świadomego Macierzyństwa, obecnie Towarzystwo Rozwoju
Rodziny. Pojawiało się też coraz więcej książek na temat seksu. W pewnym
okresie tytułów było bardzo dużo, ale nakłady były małe i trudno było te
książki dostać.
— A ten przedmiot licealny, to się nazywało PDŻ...
-
Przygotowanie do życia w rodzinie, tak. To była inicjatywa ministerstwa, które
opracowało rzeczywiście dobry program przedmiotu. Wprowadzono go pierwotnie
jako coś eksperymentalnego i planowano, że to będzie robione na początku w stu szkołach, ale już w pierwszym roku zrobiono to w ponad tysiącu szkół,
co oznaczało, że jest bardzo duże zapotrzebowanie. Część nauczycieli się
tym zainteresowała, zaczęły się szkolenia, a nawet specjalizacja
nauczycieli. Był to ważny przedmiot. W wielu szkołach go uczono, i to z dobrym chyba wynikiem.
-
Była afera z podręcznikiem PDŻ dla szkół...
-
Tak, to było już pod koniec Peerelu, chodziło o podręcznik Sokolska i Trawińskiej.
Ministerstwo Oświaty na skutek protestów w prasie powołało komisję do jego
oceny. Przypuszczam, że był też nacisk episkopatu. No i podręcznik został
wycofany, przy czym w dużym stopniu było to ustępstwo na rzecz dobrych
stosunków z Kościołem. Ja uważałem, że podręcznik jest po prostu źle
napisany i trudny. Były w nim też niezręczności, na przykład piękne
rysuneczki pozycji seksualnych, z sylwetkami właściwie dzieci, takich
dwunastolatków, kopulujących.
-
Jakie były zastrzeżenia Kościoła?
-
Kościół miał zastrzeżenia natury zasadniczej, że jak można w ogóle pisać o seksie młodzieży. Nie ma być seksu młodzieży, ma być przede wszystkim
rodzina, i ta rodzina ma funkcjonować, a tak gdzieś na marginesie tej rodziny
ma być seks, skoro już inaczej być nie może. To był ich główny zarzut.
-
Co nastąpiło po upadku PRL?
-
Cały ten pierwszy garnitur w nowym ministerstwie to byli ludzie zdecydowanie mądrzy,
bo śmiech ogarnia, jak się rozmawia z obecną, zetchaenowską ekipą… Wtedy
zapytałem ich o zamiary w sprawie tego przedmiotu, na co odrzekli, że jeżeli
szkoła chce, nie będą przeszkadzać, ale nakazywać też nie będą. A potem
to się zaczęło zmieniać, mianowicie ministerstwo wydało książkę: Materiały
pomocnicze do przygotowania do życia w rodzinie. Napisały ją trzy czy
cztery małżeństwa katolickie, wielodzietne: piszą o swoim szczęściu
rodzinnym i jak to wszystko powinno wyglądać. Mówił mi profesor Starowicz,
że złożył ministrowi protest przeciwko tej książce jako szkodliwej, kłamliwej i opartej na przesądach. Na to mu powiedzieli w ministerstwie, że tę książkę
konsultowali ze swoimi ekspertami katolickimi, bo takich ekspertów mają. No i pewnie mają, tylko co to są za eksperci.
-
Słyszałem, że kiedy do ministerstwa zgłosili się specjaliści od wychowania
seksualnego z propozycją napisania podręcznika, odpowiedziano im, że nie
potrzeba, bo ojcowie paulini napiszą. Czy to prawda?
-
Tak, powiedzieli im, że paulini uruchomią w Częstochowie studium i będą
pilotowali cała sprawę. Co się zaś tyczy paulinów, to kiedyś w telewizji
występował ich przeor, jakiś taki tęgi osobnik, i na pytanie, co sądzi o seksuologii, odpowiedział, że oczywiście, seksuologia jest nauką, którą
należy propagować, tylko trzeba ją przede wszystkim „ochrzcić", to
znaczy przejrzeć, i wszystkie treści, które są niezgodne z Ewangelią, usunąć. I taką seksuologię będzie się popierało. To był dla mnie szok — że coś
podobnego można mówić, i to publicznie. Że ograniczeniem rozwoju wiedzy będzie
zawartość Ewangelii. A jeśli coś jest niezgodne z Ewangelią, nawet jeśli
jest stwierdzone naukowo, to nie może istnieć.
-
Co pan sądzi o komiksie uświadamiającym wydanym przez Federację na rzecz
Kobiet i Planowania Rodziny?
-
Mnie osobiście nie bardzo się podobał, ale podobno dzieciom się podoba, a o
to przecież chodzi. Natomiast niedawno została wydana przez PWN taka książeczka o AIDS — ale to jest szerzej traktowane — której wydanie też było dosyć
kłopotliwe, były tam duże opory i walki. I to jest bardzo dobra książka.
-
Skoro mówimy o AIDS: jak pan ocenia obecny stan profilaktyki w tej sprawie?
-
To jest w ogóle osobny temat. Kiedyś, na samym wstępie, kiedy w Polsce nie było
jeszcze ani jednego chorego, opracowałem na podstawie źródeł zachodnich i moich obserwacji zagranicznych specjalny program: co powinno się w Polsce zrobić,
profilaktycznie. Ten program nie został nigdy zrealizowany. Mało tego, wtedy z ogromnym wysiłkiem, przy pomocy środowiska homoseksualistów, opracowałem
ulotki dla homoseksualistów i dla chłopaków, którzy się puszczają z homoseksualistami. To jest zupełnie inna motywacja. Ta ulotka musi trafić w motywy. Inne motywy ma dorosły homoseksualista, który płaci chłopakowi, a inne chłopak, który nie jest żadnym homoseksualistą, a pod hotel idzie
zarabiać. Co innego trzeba powiedzieć jednemu, co innego drugiemu. I nic z tego nie zostało zrobione! Jest to w ogóle skandaliczna historia, powinno się
tych ludzi do kryminału zamknąć za zaniedbania. Był wtedy taki niesławnej
pamięci minister zdrowia, Bończak, który właściwie blokował te działania.
Także wszystko, co się robi obecnie, to jest grubo za mało.
-
Ustawa antyaborcyjna nakłada na szkoły obowiązek prowadzenia zajęć z wychowania seksualnego. Jak to wygląda w praktyce?
-
Ministerstwo edukacji, chyba trochę blokuje całą sprawę. Próbują to opóźniać,
przejąć cała inicjatywę, podejmują różne działania w celu zniechęcenia
nauczycieli, którzy do tej pory to robili. Jak się pójdzie gdziekolwiek na
jakieś zebranie, to tak wygląda, jakby nigdy nic w tym kraju nie było
zrobione, jakby dopiero się wszystko raptem zaczęło. Przecież my mieliśmy
ogromne doświadczenie i ludzi z tym doświadczeniem są tysiące w Polsce.
Tylko na ogół nie są oni związani z Kościołem, a podejrzewam, że oni będą
próbowali to przejąć, powiązać z katechezą i upupić, bo będą mówili o moralności i etyce, a nie wspomną słowem o prezerwatywach. A jeżeli, to
wspomną w formie negatywnej.
"Komiks
„Infos sexo" znajdzie prawdopodobnie krajowe zaplecze popularyzatorskie
wśród członkiń: Polskiego Stowarzyszenia Feministycznego,
Demokratycznej Unii Kobiet, Ruchu na rzecz Ochrony Praw Kobiety, Ligi
Kobiet, „Neutrum", „Pro Femina" i „Amnesty International" [!]
"Deprawacja
seksualna jako wyzwanie dla duszpasterstwa"
Krajowy Ośrodek Duszpasterstwa Rodzin, Warszawa 1993
"Polacy
zajęli ostatnie miejsce w Europie pod względem częstotliwości
uprawiania seksu i zadowolenia seksualnego — głosi raport Towarzystwa
Empirycznych Badań Społecznych. Sondaż przeprowadzono w dziesięciu
krajach europejskich. Badaniami objęto 7 tys. osób".
„Życie
Warszawy", 5 X 1993
Karton
prezerwatyw znaleziony we wraku niemieckiej łodzi podwodnej wydobytym
latem na Bałtyku nie potwierdza teorii byłej posłanki Haliny
Nowiny-Konopczyny jakoby hitlerowcy do antykoncepcji namawiali tylko
podbite narody, aby je wygubić. Byłby to raczej dowód na potwierdzenie
konkurencyjnej teorii, że prawdziwą przyczyną ostatecznej klęski
hitlerowskiej armii było nieodpowiedzialne używanie prezerwatyw przez
niemieckich żołnierzy
„Życie
Warszawy", 26 V9III 1993
"...obrona
godności ludzkiej na odcinku życia płciowego jest mało zauważalna"
Kard.
Józef Glemp, „Niedziela" z 29 VIII 1993
|
-
Jak pan ocenia stanowisko Kościoła w tej sprawie?
-
Myślę, że nas nie powinna w ogóle interesować sprawa stanowiska Kościoła,
bo oni mają w tej chwili swoją trybunę, pełne dojście do młodzieży i mogą
tam swoje poglądy głosić. I dobrze by było, żeby je głosili, bo wiele tych
poglądów jest słusznych. Na przykład trwałość rodziny — no, mój Boże,
kto może mieć cokolwiek przeciwko trwałości rodziny? Wisłocka, kiedy napisała
swoją Sztukę kochania, powiedziała,
że napisała ją głównie dlatego, żeby wzmocnić funkcjonowanie rodziny. Żeby
zmniejszyć liczbę rozwodów i problemów w małżeństwie — bo ludzie, którzy
potrafią się kochać i umieją być dla siebie atrakcyjni przez długie lata,
nie będą się rozwodzili. Tylko że z jednej strony można żądać prawnego
zakazu rozwodów, a z drugiej można się zastanowić, jak uatrakcyjnić małżeństwo,
żeby dłużej funkcjonowało, i to właśnie my chcemy robić. Jeśli ktoś będzie
do tego dokładał, że to jest niemoralne, jeżeli się ludzie rozwodzą, to
proszę bardzo. Troszkę niedobrze, jeśli się to mówi dziecku rodziców
rozwiedzionych, prawda? I nie dość, że to dziecko nie ma pełnej rodziny, to
jeszcze się dowie, że jego rodzice są ludźmi niemoralnymi i prawie przestępcami.
To chyba nie do końca sprawiedliwe i słuszne. Ale niech sobie tam na tej
katechezie mówią, co chcą. Natomiast jest jedna rzecz: niech nie oszukują.
Na przykład niech nie mówią, że prezerwatywy są szkodliwe, bo nie są
szkodliwe. Mogą być komuś niemiłe, mogą być niemoralne, chociaż nie
rozumiem dlaczego, ale w końcu nie muszę tego rozumieć. Zawsze daję taki
przykład: jeżeli żywieniowiec mówi na temat mięsa, to nie mówi, że w Wielki Piątek jeść go nie wolno, prawda? Bo to jest sprawa katechety, religii i katolika, który chce akceptować te zasady. To samo jest z antykoncepcją. Ja
jestem od tego, żeby powiedzieć, które metody są skuteczne i jaka jest ich
ewentualna szkodliwość. To są dwie zupełnie różne płaszczyzny. Różnica
między nami a tymi oszołomami, bo to przecież nie wszyscy: współpracujemy z wieloma księżmi, możemy z nimi dyskutować i rozmawiać, ale jest trochę
takich fundamentalistów, jak chociażby ten paulin nieszczęsny, którzy by
chcieli narzucić swoje poglądy innym ludziom, i na to nie ma zgody. My na
przykład mówimy, że prezerwatywy nie szkodzą, ale przecież nikomu nie mówimy
„Załóż prezerwatywę i leć do prostytutki", broń Boże. Przeciwnie, mówimy
chłopakom, że do prostytutki lepiej nie chodzić. A oni chcieliby w ogóle
wszystkim prezerwatywy odebrać. I na tym polega ta szalona różnica, prawda?
Jakim prawem oni mogą narzucać swoje poglądy, które są przecież
dyskusyjne, bo nie są powszechnie przyjęte nawet w Kościele. Znam księży,
których stosunek do spraw seksu jest zupełnie inny.
-
Jaką pan ma wizję wychowania seksualnego w szkole?
-
Po pierwsze, powinno być w szkole podstawowej w ramach nauki o człowieku.
Bardzo ważne, żeby to było w ramach tego przedmiotu. Nie może to być jakaś
taka nadzwyczajna sytuacja, że nagle przychodzi obcy człowiek i zaczyna mówić o seksie. Seks jest jednym z elementów ludzkiego ciała, fizjologii, psychiki,
życia i tak powinien być usytuowany. W podręcznikach szkolnych nauki o człowieku
te działy były bardzo dobrze opracowane i nic więcej tu nie potrzeba. W szkołach
średnich zaś taki przedmiot powinien być moim zdaniem w dwóch cyklach,
dlatego że inna jest problematyka ucznia w pierwszej licealnej, a inna pod
koniec nauki. Na przykład mówienie o problemach rodziny uczniowi w pierwszej
licealnej nie ma sensu, bo to nie są jego problemy. On ma wtedy problemy dotyczące
dojrzewania, inicjacji, doświadczeń seksualnych, własnego popędu itd. Z kolei mówienie właśnie tego uczniowi przed maturą jest bezcelowe, bo ma on
już te problemy za sobą. Dlatego kiedyś proponowałem, żeby przygotować dwa
podręczniki: jeden to byłby Wchodzisz w świat dorosłych, jakoś tak, dla 15-16-latków, a drugi Ty i twoja przyszła rodzina, i tam powinny być sprawy prawne dotyczące
rodziny, ekonomiczne, psychologiczne, planowanie rodziny, demografia, płodność i niepłodność itd. Chcieliśmy te podręczniki zrobić, miałem współautorów,
którzy się tym żywo zainteresowali, tylko że w międzyczasie ministerstwo
wyraziło swoje desinteressement i cała sprawa upadła. Ale myślę, że do tego
można by wrócić.
-
Jest pan organizatorem i kierownikiem podyplomowego Studium Wychowania
Seksualnego przy Wydziale Pedagogiki UW. Kto może się zgłosić na takie
studia?
-
Każdy, kto ma dyplom ukończenia wyższej uczelni, obojętnie jakiej. Studium
jest dwuletnie. Zainteresowanie jest bardzo duże. Planowaliśmy wykształcić
czterdzieści osób, może jednak przyjmiemy ich więcej. Podobne studium
powstaje w Poznaniu, tylko że chyba półroczne.
-
Czy ludzie po studium nie będą specjalistami od nieistniejącego przedmiotu?
-
Mają swój zawód, więc będą go dalej wykonywać. W końcu te ministranckie
rządy w ministerstwie chyba nie będą wieczne, taką mam nadzieję, i myślę,
że przedmiot wróci do szkół — wtedy ci ludzie będą przygotowani. Sądzę,
że będą bardzo duże naciski społeczne samej młodzieży, i że nie da się
tego stłamsić i zachachmęcić.
Czerwiec 1993
"Nagrody Jasia Wędrowniczka za I kwartał 1993 roku w dziedzinie
medycyny:
-
Posłanka Bogumiła Boba — za ujawnienie, że jest lekarzem.
-
ZChN — za koncepcję likwidacji wirusa HIV, czyli pakowania pism
erotycznych w folię, dzięki czemu AIDS nie będzie się szerzył.
-
Łódzkie kuratorium — za konspekt „Rozwój psychospołeczny człowieka", w którym zachęca się kobiety do rezygnacji z zachowań kokieteryjnych,
gdyż w ten sposób nauczą mężczyzn zachowań pozagenitalnych".
„Życie
Warszawy", 3-4 IV 1993
|
1 2
« Biuletyny (Publikacja: 06-01-2004 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3165 |
|