|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Biblia » O Biblii ogólnie » Antychrystianizm
Nie będziesz miał bogów innych przede mną... [1] Autor tekstu: Leon Bod Bielski
Prawda, że dziwnie
to brzmi w ustach prawdziwego Boga wszechmocnego,
bowiem samo w sobie już zawiera sugestywną alternatywę, wyraźnie deprecjonującą
monoteistyczną zasadę istnienia Boga Jedynego? Czyżby bał się realnie
istniejącej konkurencji równolegle z nim bytujących, równych mu Bogów,
niczym chmara pretendentów rozmywających mu ostry, wyrazisty zrąb Absolutu Władzy,
Majestatu oraz pretensji do wszechświatowego jedynowładztwa, jedynochwalstwa,
jedyno...itd., etc? Skoro wysuwa tak samolubne, zaborcze warunki — przyznaje
tym samym, że łokciami nakazów walczy w grupie sobie równych o prymat!
Przyznaje, że nie jest jedynym Bogiem, zasługującym na bezkonkurencyjne
rozparcie się na niebieskim tronie, że już o „wszech" atrybutach nie
wspomnę. Czyż jedyny, osamotniony w swojej wszechmocy Bóg, a więc
monoteistyczny ideał — krynica logiki i poprawności werbalno- biurokratycznej
pragmatyki — gdyby był Bogiem jedynym — skonstruowałby przykazanie, z którego wszystkich
końców domyślnie wystaje całe mnóstwo konkurentów do odbierania tylko Jemu
przynależnych prerogatyw?! Że też w swojej wszechmocy nie poradził sobie z tak mierną, drewniano- gliniano- papierową konkurencją różnorakich fałszywek,
oczyścić przedpole, by na rojnym rynku „bogów" pozostać solistą bez
jakiejkolwiek alternatywy!? Tymczasem ze snobizmu przykazania wyziera bogata
alternatywa „boskich bytów", rysująca przed ewentualnymi czcicielami wolny
wybór Bogów innych, niż przykazano im mieć...
Czy — zakładając „prawdziwość" tylko jego Osoby — uprawniona
jest myśl o zaniedbaniu przez niego „obowiązków służbowych", „przestępstwo
poprzez zaniechanie" polegające na tym, że — zanim dał on dopiero Mojżeszowi (!) dekalog — stworzona przez Niego i po omacku
błądząca przez tysiąclecia ludzkość, tuż pod bokiem i na oczach swojego
Boga Jedynego zdążyła stworzyć ponad potrzebę niezliczone panteony
"nieprawdziwych boskich bytów ", a przez to,
ewidentnie z Jego winy, tak późno poznała prawdziwego Ojca — sprawcę
egzystencjalnej, „świetlanej szczęśliwości" ludzkiej populacji?
Brzydko mi to pachnie ojcem, który wybudował dom, zasadził drzewo a nawet cały „ogród", założył rodzinę, narobił dzieci — i na pokolenia
zostawił ich samopas a powróciwszy w przypływie kaprysu w domowe pielesze,
poprzez danie im — niczym musztardy — spóźnionych „przykazań", dochodzi w rodzinie swoich ojcowskich praw, gdy dawno jest już „po obiedzie" a wkoło
roi się od ojczymów, rozgrabiających mu „ojcowiznę"! Czyni to w sytuacji, gdy rodzina w czasie jego absencji załatwiła sobie dla ciągle rosnącej
populacji kuratelę mnogich substytutów — „panów", „ojców",
„kochanków", słowem — „opiekunów zastępczych"! Skąd
tak brzemienne w skutkach (nieustające konflikty o podłożu światopoglądowym,
waśnie i do dziś trwająca nienawiść religijna) opóźnienie
„zapłonu" u naszego Prawdziwego Boga Jedynego, by skołowanej, bałwochwalczo
upadłej Ludzkości dać się wreszcie poznać z, załóżmy, prawdziwej
strony? Zaspał, a może „ruszył w miasto" i nieco zabarłożył pośród
kuszącego piękna „gwiazd" towarzyskiego „układu lokalnego", by
poniewczasie wrócić i uprzytomnić opuszczonym dzieciom, kto tu „pan i władca",
któremu winne są bezwzględne posłuszeństwo?? W swojej bezgranicznej
cierpliwości (wszystko, co posiada, jest bezgraniczne) czekał, aż potomkowie
wygnańców z Raju „grzesznym żywotem" zasłużą na potop, Lot na Żonę, w „Gomorii nastąpi Sodomia", urodzi się Abram i dojdzie do wszystkich doli i niedoli „ludu wybranego"?
Los innych ludzi, też
przecież jego dzieci, przez epoki nie obchodził Go zupełnie — On czekał,
by wreszcie, na pustyni, w warunkach skrajnie niesprzyjających i urągających
Jego ojcowskiej trosce nareszcie "dać się poznać " zapyziałym, brudnym,
okazjonalnie (brak wody) mytym pasterzom od biu-ro-kra-ty-cznej strony swego
boskiego bytu! Czy można się dziwić i gniewać, że Izraelici, lud wybrany, w czasie, gdy Mojżesz peregrynował po kamienne tablice — podobnie jak nie znające
Go przez tysiąclecia trwania gatunku inne plemiona — ulali sobie świętego, złotego
cielca i zaczęli bić mu pokłony tylko dlatego, że — pomimo tylu rzekomych
oznak Jego opieki, cudów, plag, wyprowadzenia z Egiptu — od nieznanego Boga Ojca
bliższy im był złoty bałwan?
A co mieli robić, skoro swego wyrodnego Taty ani
od strony jego zaborczego „nie będziesz miał bogów innych…" ani z całości dekalogu w ogóle nie
znali? Co innego robili do tej pory wszyscy inni im podobni ludzie od czasu, gdy
Bóg Ojciec stworzył im za tatusia Adama, mamusię Ewę, wygonił ich z rajskiego „laboratorium charakterów" na pastwę pustyni, by tam grzesznie
(pomimo braku przykazań, więc skąd grzech?!) parzyli się z Aniołami,
nie chcieli popływać z Noem, uprawiali „Sodomię i Gomorię", — a sam
poszedł precz, siedział cicho i przez dziurkę w niebieskich wrotach mściwie
patrzył, jak osierocone, pozbawione dekalogu dzieci pogrążają się w rui,
poróbstwie i mrokach barbarzyńskiego multibałwochwalstwa?? Dlaczego za jedyną,
owocowo- jabłeczną przewinę Adama Apfelbauma i jego żony, Ewy Apfelbaum
ukarał ich wielokrotnie, skoro według ułomnych, ludzkich kodeksów nie godzi
się karać za to samo nawet dwa razy? Na dobry początek ich rajskiej
egzystencji 1) nie dał — co im się należało, jak uwiązanemu do nogi Pana psu
micha — dziesięciorga praw, by mieli szersze rozeznanie dobra od zła, 2) wygonił
ich z beztroskiego Raju z bezterminowym nakazem katorżniczej pracy, 3) pozbawił
ich całej swojej dotychczasowej ojcowskiej opieki, 4) skazał na poniewierkę,
5) utratę „doskonałości", 6) a tym samym na choroby i pewną śmierć.
Tego nie robią nawet najbardziej zdeprawowane Domy Dziecka, które przed wysłaniem
wychowanków w nieznane pozwalają dzieciom osiągnąć pełnoletność, dają
wyprawkę i gotówkę do kieszeni… Co z nich miało w tej sytuacji wyrosnąć
ponad to, co wyrosło — stado rozprzęgniętych troglodytów, idących szeroką
ławą przez świat i do dziś wydzierających sobie ziemię i dobra materialne,
żyjących według swojego widzimisię, niewinnych
zbrodni przekroczenia prawa, którego nie
o-trzy-ma-li— a mimo to z całą surowością wytopił ich w potopie wraz z zapełniającymi ziemię, niczego niewinnymi zwierzętami!!
Żadna to wymówka, że
oto musiał, bo mu się aniołowie z ziemiankami złajdaczyli — skoro już, to
powinien sobie znanymi, precyzyjnymi metodami zlikwidować łajdaków — wszak
na nieposłusznych celnie umiał zsyłać wrzody, trąd, świerzbiączkę,
wszelakie niemoce i — choćby w Egipcie — wszelką inną zarazę, ze śmiercią sobie
tylko znanych pierworodnych włącznie! Posyłając „anioła śmierci"
potrafił bezbłędnie zabić jednej nocy 185 tysięcy Asyryjczyków — a z
precyzją snajpera nie potrafił wybić do nogi anielsko- ludzkich mutantów?!
Nie wysadza się domu, w którym zalęgły się szczury, zaś praktyka ludzkiej
historii pokazuje, jak trudno wprowadzić
rządy prawa (przykazania) tam, gdzie
do tej pory jedynym uznanym precedensem było wielowiekowe bezprawie! Tak
trudno jak — abstrahując od tematu — wprowadzić demokrację w Iraku, kraju, w którym
ta „roślina" nigdy nie rosła, bo z przyczyn klimatyczno- ideologiczno-
religijnych nie miała prawa się tam zakorzenić, gdyż i tak zagłuszyłyby ją
na śmierć rośliny od pradziejów rosnące tam według innych „praw"! Dziś
sadzonkę amerykańskiej wersji „demo" trzeba podlewać krwią tysięcy
ofiar a i tak nie ma gwarancji, że od jej wilgoci choć zakiełkuje, a nawet jeśli
-
czy już jutro nie zadepczą jej buciory żołdaków kolejnej satrapii...
Dlaczego — niczym po
powrocie z długotrwałej balangi — Bóg Ojciec objawił się tak późno, tak małej
grupce tak specyficznego plemienia nomadów, gdy wokoło, w całkowitej nieświadomości
swego bezbożnego bytowania i stanu niełaski, relatywnie dostatnio żyły ludy i narody od prawieków zorganizowane w silne twory państwowe, budujące warowne
miasta i potężne, do dziś istniejące twory ich inżynieryjnego kunsztu? Notabene,
też dzieci tego samego Jedynego Boga wszechmogącego! Narody stojące na
relatywnie wysokim poziomie naukowo- technicznego rozwoju, których dystans
cywilizacyjny od poziomu pasterskich Izraelitów śmiało można porównać do różnic
między zapóźnieniem żyjących w epoce kamienia łupanego Papuasów a dokonaniami współczesnej cywilizacji naukowo- technicznej. Tymczasem
„wybrani" umieli tylko łupić, „od dziecka do starca" mordować w „imię Pana", „palić i walić", vide Jerycho i pozostałe miasta-
ofiary ich pustoszącego pochodu… Robili
to wszystko, pomimo, że Jahwe Prawodawca dał im swoje uniwersalne przykazania! Sprytni kapłani
(czytaj: Bóg) rozgrzeszali
największe zbrodnie swego ludu (było już Prawo, więc można rzeczy
nazwać po imieniu), więc szli i pustoszyli na swej drodze wszystkie ziemie, które
Bóg (kapłani) upatrzył sobie na siedzibę swego narodu wybranego (a co innego
jak nie uspokojenie sumienia miały na celu „Ustawy Norymberskie" czy słynny
dekret Hitlera uwalniający żołnierzy Wehrmachtu od"winy i kary" za
wszelkie przyszłe (!) zbrodnie rozpoczętej właśnie wojny)? Jak widać
Dekalog nie zapobiegł wiekom Holokaustów, wręcz przeciwnie, jak nic na świecie
zrelatywizował ludzką moralność uzależniając ją od interpretacyjnego
widzimisię jego ludzkich autorów a później całej zgrai ich polityczno-
sutannowych spadkobierców...
Do czasów
opisanych w II Mojżeszowej, rozdział XX, upłynął potężny kawał historii
człowieka z zagładą Sodomy i Gomory i tzw. „potopem" włącznie, choć,
jak już wspominałem, na dobrą sprawę nie wiadomo, za co Bóg wygubił tych
ludzi, skoro wcześniej nie dał im swoich praw do podeptania a uczynił to
znacznie później, już po wyprzedzającym „ukaraniu" ich potopem, uzyskując
zresztą skutek jeszcze gorszy niż przed potopem? Wszak nie można karać, gdy nie ma winnych, a nie ma winnych, gdy nie
ma obowiązującego PRAWA...
Egipt (oraz inne
nacje) zdążył urosnąć w potęgę i wybudować piramidy, o których
"natchnione przez Boga pismo, dane nam KU
NAUCE" (sic!) słowem nie wspomina! Rzecz niesłychana — przecież ci ludzie
żyli tysiące lat bez „jedynie słusznego" prawa moralnego, bez moralnego
drogowskazu a mimo tego stworzyli polityczno- gospodarcze potęgi — i wszystko to
bez dyscyplinujących przykazań, ukazujących im zamiary, wolę i drobiazgowo
rozpisany „kurs", wyznaczony ludziom przez Boga- Ojca! Czy w ogóle jest to
możliwe w sytuacji, gdy cały czas nad światem „unosił się duch" całkowicie
im nieznanego (bo milczącego w sprawach „jedynie słusznego kultu Absolutnej
Jednostki") ale za to wszechmocnego Boga a jego gniewne, tak czułe na
nieprawość synów ludzkich, wszechwidzące oczy „obiegały okrąg Ziemi" — i nic gały nie widziały? Czyżby z powodu awarii technicznej utknął na
orbicie okołoziemskiej w kapsule lądownika — i tylko zdalnie, poprzez
zrobotyzowane androidy (zwane aniołami) obserwował stamtąd ziemian, zżymał się i w boskiej złości miotał
na „synów człowieczych" swoje przekleństwa, by następnie po usunięciu
awarii nadajnika zdalnie zacząć zadawać się z Abramem a potem, poprzez urządzenie
zwane „Arka Przymierza" z wywiedzionym z jego „lędźwi" "narodem
wybranym"? Zdalnie wyprowadzić go z niewoli a po naprawie lądownika „na słupach
ognia, wśród wichrów i piorunów" wylądować na pustyni, wywołać pożar
roślinności, „zapalić krzak" przed Mojżeszem, by wreszcie pokazać, kto
tu rządzi i czego — poprzez Semitów, cały w pretensjach i zazdrosny — chce dziś
od całej Ludzkości?
1 2 Dalej..
« Antychrystianizm (Publikacja: 27-04-2004 Ostatnia zmiana: 08-08-2006)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3386 |
|