|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Bronię Wielopolskiego [2] Autor tekstu: Wojciech Rudny
Drugie nasze
powstanie — styczniowe też nie musiało
wybuchnąć, gdyby
ówczesne społeczeństwo polskie poparło
margrabiego Aleksandra Wielopolskiego, a nie rzucało mu kłód pod nogi.
Wielopolski stopniowo przywracał
Królestwu polski charakter w szkolnictwie i urzędach.
Znów jednak szalę
przeciążyła sofistyka (piękne mowy) rewolucyjnych
kauzyperdów sprawy polskiej.
Społeczeństwo polskie odrzuciło
całkiem realną drogę
pokojową wybierając całkowicie
nierealne, bo z góry skazane na klęskę powstanie. Sprawa
zachowania narodowej tożsamości dzięki powstaniom też wymagałaby omówienia.
Naturalną reakcją władz rosyjskich na nasze powstania był ucisk narodowy:
zakazano nam mówić, a nawet myśleć po polsku. Jeśli wzrost
analfabetyzmu, brak polskich szkół, polskich urzędów, prześladowania Kościoła — jeżeli
to wszystko
miałoby służyć zachowaniu naszej
narodowej tożsamości, jak twierdzą nasi apologeci powstań — m.in.
prof. Bender, to
ja się z tym zupełnie nie zgadzam.
Uważam to stanowisko za
zupełnie nieuzasadnione, a wręcz fałszywe! Wspomniany
już Aleksander
Bocheńskiw
swoich Dziejach
głupoty w Polsce (s.39),
pisze: Narodowi, który znajduje się w trudnym położeniu geopolitycznym,
prawda może tylko pomóc, a nic w dziejopisarstwie prócz fałszu nie może
zaszkodzić. Biorąc pod uwagę tę
myśl, sądzę, że
gloryfikatorzy naszych nieudanych zrywów
niepodległościowych, jak
np.profesor Ryszard Bender,
więcej robią
szkody aniżeli pożytku. Choć oni sami
są święcie przekonani, że
ich fantazjowanie dla narodu jest zbawienne.
*
Staje przed nami
kolejne zagadnienie: czy
rzeczywiście nasze zrywy powstańcze
zbliżały nas do niepodległości,
czy wręcz przeciwnie od
niepodległości nas
oddalały? Mówimy tutaj o powstaniach
nieudanych: źle przygotowanych, bez kalkulacji sił własnych i wroga,
wywołanych w nieodpowiednim momencie, nienależycie prowadzonych.
Według niepoprawnych
romantyków prostą
konsekwencją (nieudanych) powstań
było odzyskanie
niepodległości przez
Polskę (sic!). To
tak jakby
ktoś powiedział, że oblane
egzaminy w czasie studiów
doprowadziły w rezultacie do ich
ukończenia i do obrony
pracy magisterskiej.
Wiadomo, że
oblane egzaminy nie tylko opóźniają
magisterium, ale w wielu wypadkach mogą
nas nawet
zdyskwalifikować jako studentów. Tej
pewności już nie ma, kiedy zaczynamy
mówić o naszych przegranych powstaniach.
Jak się
okazuje, sofistyka
może wiele
zdziałać na
tym wdzięcznym
polu. Są tacy jeszcze (i wcale niemało!), którzy wierzą w magiczną moc
naszych
klęsk i ofiar. Zgadzamy
się, że
powstania były
widocznym dowodem
patriotyzmu, tego
nikt nie neguje.
Każdy naród, który
chce żyć i rozwijać
się, musi
być zdolny
do ofiar i poświęceń. Trzeba jednak zawsze mieć przed
oczyma trzy
kardynalne czynniki,
które muszą
być brane pod uwagę i oszacowywane: siły
własne i siły
wroga-
dołączając siły naszych
ewentualnych sojuszników. Jeśli
rachunek strat przewyższa rachunek zysków
to szkoda naszej krwi i dobrobytu (choćby nie był najwyższej miary). Nieudane powstania zawsze
przynosiły ogromne straty w stanie posiadania naszego
narodu, tego
faktu nie
zmieni żadna
sofistyka. Czy straty w tej materii
mogą być
zrekompensowane w imponderabiliach? Czy
wreszcie imponderabilia
zastąpią bogactwo materialne niezbędne do utrzymania
niepodległości kraju?
Książę Drucki-Lubecki mawiał
słusznie, że
Polsce potrzeba bogactwa dla
utrzymania niepodległości. Naród,
który chce naprawdę
być narodem
wolnym i niepodległym, nie
może sobie lekceważyć
zagadnień materialnych, swego dobrobytu; by nie ziściły
się słowa poety (S.Pigoń), że na
jedzenie nas, jak wróble, wyłapie postronny nieprzyjaciel.
Z drugiej strony -
nie powinien
zaniedbywać spraw
ducha. Nasze przegrane wojny
powstańcze, niestety,
nie robiły z nas bogaczy, wręcz przeciwnie. Czy
wzbogaciły naszego
ducha? Niewątpliwie dowiodły o gotowości do
ofiar — to
dużo, ale za mało, by zrekompensować straty,
jakie spowodowały (również te w dziedzinie ducha): po ostatnim nieudanym
powstaniu zapanowała
wśród Polaków niewiara we własne
siły — "choroba niemożności". Udało
się nam
ostatecznie
uleczyć z tej
choroby, gdy
Wielkopolska dowiodła,
że można
wygrać dla Polski powstanie,
trzeba jednak
wiedzieć (poza wymienionymi już
wcześniej czynnikami):
kiedy.
W powszechnej opinii jednak pokutuje
dotąd przekonanie, że
„niepodległa Polska powstała jako
skutek tego niepoczytalnego romantyzmu,
który prowadzi od Racławic i rzezi
Pragi, poprzez oba powstania, do szubienic Murawiewa i katorgi sybirskiej"
wbrew "rozumowanej polityce ugody"
(Gawroński). Przekonanie
takie żywi wielu Polaków;
źle widziane są poglądy przeciwstawiające
się temu "ustalonemu obrazowi
przeszłości" (J.Łojek). To tak
samo, jakby w Japonii
dominował pogląd, który reprezentowaliby zwolennicy samobójczych
ataków kamikaze — aż do samego końca. Gdyby Japonia poszła ich drogą,
czyli „niepoczytalnej walki o honor i niepodległość narodu", a nie
drogą „rozumowanej ugody", nie byłoby dziś mowy o sukcesach
ekonomicznych i, co za tym idzie, politycznych tego państwa.
Nie byłoby też potęgi Prus, gdyby to państwo
początkowo, tj. w okresie przewagi
Rzeczypospolitej, nie prowadziło polityki nie tylko ugodowej, ale wręcz
hołdowniczej w stosunku do królów Polski. Prusy powoli, acz
konsekwentnie z wasala Rzeczypospolitej stały się jej głównym rozbiorcą i zaborcą.
Jak widzimy polityką"
ugody" można
wiele zdziałać, lecz my wolimy
być "mistrzami w efektownym umieraniu," jak ów
Spartanin, kiedy dostał się w niewolę, wybrał śmierć,
i… z rozbiegu
roztrzaskał sobie
głowę.
Polscy zwolennicy „niepoczytalnego romantyzmu" w polityce
zwracają zbyt małą uwagę na
cały
kontekst międzynarodowy, w jakim
znalazł się
naród polski w latach poprzedzających
odzyskanie niepodległości. Momentem o kapitalnym znaczeniu
był rozpad sojuszu trzech
zaborców, petryfikowany dotąd przez
nasze nieprzemyślane zrywy powstańcze. Odpowiedź na pytanie:
czy do takiej koniunktury międzynarodowej
zbliżała nas polityka "niepoczytalnego romantyzmu," czy nas od niej oddalała? Narzuca
się nam
sama.
U
nas polityka "ugody" nie cieszyła się, i nie
cieszy, dobrą
sławą, nie ma dla niej
zrozumienia. Wolimy
politykierów prowadzących
naród do zbiorowych samobójstw,
niż polityków, którzy chcą nas przed tym uchronić.
Trudno się
dziwić, że
na Zachodzie i Wschodzie zyskaliśmy sobie
opinię ludzi
niepoczytalnych; bezmózgowej
hołoty, którą
łatwo można
wykorzystać, zwłaszcza przeciwko
Rosji jeśli wymaga tego
interes jakiegoś
wrogiego jej
mocarstwa.
1 2
« Historia (Publikacja: 27-06-2004 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3465 |
|