|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
O królu Stanisławie Auguście sine ira et studio Autor tekstu: Wojciech Rudny
To
jedno po mnie zostanie, żem saskie pijaństwo z Polski
wygnał. Potomność
wspomni, żem nieuctwo szkaradnie tępił.
Tego mi nie zaprzeczą, żem sarmackie
mózgi myślenia
przyuczał, że
przyozdobiłem Polskę jakem mógł.
Sądzę, że
nie zawiodę się na tym przeświadczeniu,
które mi powiedziało,
kiedy nie miałem jeszcze
20 lat, że zostałem
przeznaczony do
spełnienia wielkiego dobra mojej ojczyźnie.
Ale w czasie i
sposobie, że
ktoś inny zbierze żniwo z mego postępowania...
Z
pamiętników króla Stanisława Augusta Poniatowskiego 12 lutego 1998 r minęło 200 lat od śmierci ostatniego króla
Rzeczypospolitej, Stanisława Augusta Poniatowskiego. Król ten miał to nieszczęście,
że żył i działał w czasach schyłku i upadku państwa polskiego. Dlatego
też całe odium za rozbiory, za
poniżenie majestatu Rzeczypospolitej spadło na niego. Wymagano od tego
monarchy rzeczy niemożliwych do spełnienia, bynajmniej nie ułatwiając mu życia.
Stanisław Poniatowski był atakowany przez
polską magnaterię od samego początku jako ubogi, a więc niegodny tronu.
Godniejsi byli Sasi w opinii możnych i tępej, sarmackiej szlachty.
Król — intelektualista, choć „Piast" był zbyt obcy,
za mądry,
zbyt oczytany,
za mało
swojski — „francuzik"… Prawdą jest, że Poniatowski nie
darzył sympatią sarmatyzmu, który
kojarzył mu się z ciemnotą i pijaństwem. Od samego
początku — bardziej obcy tym,
którym panował (nie rządził!) niż „ importowani" królowie Sasi. Może i z
tego
powodu był zbyt „miękki". Za wszelką
cenę pragnął
akceptacji tych, nad którymi
zdecydowanie górował rozumem politycznym,
większość kierowała
się tylko
uczuciami; rozwagą,
większość była nieobliczalna (nie bez słuszności grabarz Polski, Fryderyk
II, mówił, że
naród polski zawsze był
lekkomyślny w swoim działaniu). W moim
przekonaniu Stanisław August był dojrzałym monarchą, ale, niestety, zwykle
zachowywał
się jak ojciec zbyt
łatwo ulegający kaprysom
swych rozpuszczonych bachorów. Jakże
często się
zdarza, że to właśnie dzieci za swe
błędy i porażki
obarczają winą
rodzica; gotowe
są nawet
go znienawidzić. W nienawiści jaką
obciążano pamięć ostatniego „Piasta" -
jak słusznie zauważył Adam
Skałkowski — odzywały się echa różnych walk stronniczych i tej
starej polskiej
tradycji, która
kazała czynić za wszystko
odpowiedzialnym monarchę, chociaż odarty
był z wszelkiej władzy.
Przejawiała się w takim
ujęciu
rzeczy
patriotyczna lub
prostoduszna chęć uwolnienia narodu od
straszliwych zarzutów prywaty, nierozumu i bezrządu, które pogrążyły Rzeczpospolitą w niemocy, wydając ją na łup
wrogom. Znalazłszy
kozła ofiarnego,
strząsnąwszy nań grzechy,
można było na tułactwie dojść do uwielbienia nieszczęść swoich jako powtórzenia
męki Pańskiej.
Rex Augustus był
szczególnie znienawidzony przez
rozumnych szałem: romantyków i epigonów
romantyzmu. Choć, trzeba przyznać,
nawet taki
racjonalista — pozytywista,
jak Aleksander
Świętochowski, w ocenie króla nie ustępował
tym, co widzą
to, co -
niewidzialne. Dlatego
może tak
łatwo przychodziło mu obrzucanie
króla niewybrednymi inwektywami. Zawsze
niechętny
Rosji — i tej białej, i tej czerwonej- Jerzy Łojek,
nie potrafił pisać inaczej o królu Poniatowskim, jak prezentystycznie wedle z góry obmyślanego planu, tak
dobrze wyrozumowanego i ścisłego,
niczym geometryczny
dowód. Na przykładzie tego
historyka widać, jak
można dowolnie manipulować
faktami, których
odpowiednia interpretacja służyć
ma określonemu celowi ideologiczno-politycznemu.
Natomiast
ciekawą ewolucję poglądów — o 180
stopni! — na temat króla
Stanisława Augusta przeszedł
Stanisław Cat Mackiewicz: przed wojną
włączył się do chóru antyrosyjskich i antykrólewskich,
romantycznych epigonów,
pisząc m.in.
przedmowę do
książki Karola
Zbyszewskiego pt."Niemcewicz od przodu i tyłu"; po wojnie
(być może już w czasie jej trwania)
zrewidował swoje poglądy,
których wyraz można
odnaleźć w jego książce pt. Stanisław August
(pierwsze wydanie w Londynie w1953 r.). Cat
Mackiewicz m.in. wysoko ocenił
propozycję ostatniego króla Rzeczypospolitej
dotyczącą zawarcia
przymierza polsko — rosyjskiego w 1787 roku.
Zdaniem Mackiewicza
król miał
następujący program: pozostać — dopóki trzeba — satelitą
rosyjskimi, w ten
sposób bronić
Polski przed dalszymi rozbiorami...
Pod osłoną
tego upokarzającego
uzależnienia… chciał
on odbudować
państwo polskie -
stworzyć w Polsce
,jakby
powiedział Piłsudski,
zmienić nasz
ustrój z anarchicznego i dostępnego
dla wszystkich
wpływów obcych na ustrój
umożliwiający rządzenie
państwem w sposób normalny i przez
władzę samodzielną,
niepodległą, państwowo-polską i wreszcie wyprowadzić
nas z bezsilności przez stworzenie jakiejś siły zbrojnej.
Najmądrzejszy i najinteligentniejszy z naszych monarchów — jak oceniają zgodnie Stanisława
Augusta Poniatowskiego zwolennicy i najzawziętsi wrogowie — nie
był zrozumiany
przez współczesnych — często uczynnych denuncjatorów
podkopujących jego pozycję w Petersburgu.
Nie zrozumieli
króla i potomni, a przede wszystkim
rządzący już niepodległą
Polską sanatorzy — obóz majowy — którzy w atmosferze
skandalu odmówili królowi
godnego monarchy pochówku w ziemi
ojczystej. W1938 roku bowiem, a więc 140 lat
po śmierci
króla -
więźnia (uwolnionego dopiero przez
cara Pawła I, syna Katarzyny
II) w Petersburgu, władze
sowieckie zamierzały zburzyć
kościół Św. Katarzyny, gdzie
znajdowała się trumna ze zwłokami
Stanisława Augusta. Rosyjscy komuniści
chcieli przebudować
miasto (dotąd
Petersburg ) w autentyczny Leningrad — bez
„zbędnych" pamiątek
przeszłości: cerkwi i kościołów — w duchu nowej
ideologii marksistowsko- leninowsko- stalinowskiej. Informujący o tym projekcie
raport konsulatu RP w Leningradzie,
przesłany z początkiem 1938 roku do warszawskiego MSZ, spowodował pierwsze i oficjalne
wystąpienie władz
polskich do
władz sowieckich o wydanie
królewskich szczątków.
Władze sowieckie
ustosunkowały się przychylnie do wniosku
rządu polskiego.
Sprawą, którą
musiała już
rozstrzygnąć strona polska, było miejsce pochowania króla.
„Minister Józef Beck nie czując
się władnym
podjąć taką
decyzję przedłożył
ją
do konsultacji najwyższego
gremium włodarzy państwa: prezydentowi
Ignacemu Mościckiemu, marszałkowi Edwardowi Rydzowi- Śmigłemu i premierowi
Felicjanowi Sławojowi-Składkowskiemu.
Ta czwórka
zdecydowała, że Stanisława Augusta
pochować można gdziekolwiek, byle nie w Krakowie i Warszawie. Na Wawelu niedawno pochowany Marszałek nie mógłby
sąsiadować z kochankiem carycy; Warszawa zaś to za duży honor dla
targowiczanina. W tej sytuacji prowadzący z ramienia MSZ tę sprawę
Stanisław Zabiełło
otrzymał wolną
rękę na jaj załatwienie. Zabiełło
wybrał Wołczyn" (Anna
Zgorzelska). Trumna z prochami ostatniego monarchy — „Piasta"
znaleźć się
miała w skromnym kościele św.
Trójcy w Wołczynie (miejscowość leżąca
ok. 20 km od
Brześcia Litewskiego). Wołczyn
był niegdyś własnością
Poniatowskich, a kościół wybudował
ojciec króla
Stanisława Augusta, wojewoda Stanisław Poniatowski. W tym też kościele miał miejsce chrzest przyszłego króla w r. 1732. Trumna z prochami Stanisława Augusta
została przewieziona do stacji granicznej
Stołpce. Znalazła się tu 11 VII 1938 r. w towarowym
wagonie z napisem „bagaż zwykły", stała na bocznicy przez
trzy dni. Trumnę otwarto i dokonano oględzin
jej wnętrza. W myśl instrukcji rządowych postanowiono, aby pogrzeb króla odbył się w
jak największej tajemnicy, bez
żadnych uroczystości.
(Andrzej Zahorski, Spór o Stanisława Augusta, Warszawa 1990, s.359 ). Zastanawiający jest ten brak
szacunku ówczesnych
władz polskich do postaci bądź co bądź
króla polskiego. Na coś
takiego mogli sobie jeszcze pozwolić
bolszewicy-carobójcy, ale nie rząd
niepodległej Polski! Piłsudski
mawiał: Jestem wyznawcą zasady, że
ten, kto nie szanuje i nie ceni
swej przeszłości, nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do
przyszłości. Nieuctwo,
byłych bojowców
PPS zajmujących najwyższe stanowiska w państwie, i ich brak
szacunku
nawet
dla zwłok
ostatniego króla — Polaka, zgorszyło
całe kulturalne
społeczeństwo polskie
międzywojnia. Oburza to i dziś po upływie
60lat.
Duchowi potomkowie półbarbarzyńców, których
kiedyś uczył
myśleć nasz
król Stanisław
August Poniatowski, dzierżyli
totalną władzę w państwie, nie szanując
ani przeszłości Polski (jedynie wybiórczo,
tę całkiem nową terrorystyczno-bratobójczą), ani nie
licząc się z opinią wybitnych ludzi polskiej nauki,
kultury i sztuki. Doprawdy
nie byli godni szacunku
współczesnych ani prawa do
przyszłości. Jeden z nich
przed II
wojną światową,
marszałek E.Rydz-Śmigły, kiedy
podczas pewnej dyskusji w jego obecności na temat
Stanisława Augusta pojawiły
się głosy w obronie monarchy, żachnął się i z prawdziwie
katońską surowością
począł gromić króla za jego postawę w czasie wojny z Rosją w 1792 roku.
Na pytanie
zainteresowanych: — Co
nieszczęsny król
więc miał
czynić w tej swojej beznadziejnej sytuacji? Marszałek Śmigły odpowiedził
bez wahania: Mógł
stanąć na czele wojska i zginąć! Ten sam
marszałek, jako
naczelny wódz
kampanii wrześniowej, pokazał w rok później, jak w czasie
działań wojennych staje
się na czele wojska i ...
opuszcza je, oraz kraj w potrzebie.
Po II wojnie
światowej władze sowieckie zamieniły
kościół w Wołczynie w magazyn zbożowy. Dopiero po latach,12 XII 1988 r., do Wołczyna
udała się specjalna Komisja, która miała zająć się sprowadzeniem szczątków
pośmiertnych królado Polski. Stwierdziła ona na miejscu
(przeprowadzono
ekspertyzę pod kierunkiem
prof. T.Dzierżykraja — Rogalskiego),
że szczątki
kostne w krypcie okazały
się pochodzenia...
zwierzęcego. Sprawę
tę skomentował historyk prof. Marian Marek
Drozdowski: Trzeba pamiętać,
że dewastacja
krypty królewskiej w Wołczynie, wielokrotne
penetrowanie przez chuliganów
białoruskich spowodowała, że
zostały jakieś
tylko fragmenty
płaszcza królewskiego, pozostały resztki prochu kostnego, elementy dawnej
trumny,
następnie pantofelek
królewski. Jakieś inne
symbole, które są potwierdzeniem obecności króla w Wołczynie.
Więc są to szczątki, jest to symbol, i ten symbol
się liczy. Nawet gdyby nic
nie było, a było tylko epitafium, i oznaczało
to pamięć,
też to
się liczy, tak jak
symboliczny grób się liczy na Powązkach prezydenta
Starzyńskiego. Takie
są nasze tragiczne
losy i musimy to przyjąć do wiadomości.
Wielkim
orędownikiem sprawy godnego pochówku ostatniego króla
Rzeczypospolitej w podziemiach warszawskiej Archikatedry Św. Jana był
Prymas Tysiąclecia kardynał Stefan Wyszyński, który zdecydowanie
przeciwstawił
się projektowi, niebędącemu jego zdaniem na
poziomie doniosłości sprawy, pochowania
króla w
Łazienkach. Stanowisko Prymasa
poparł również
m.in. autor głośnej
książki pt.
Spór o Stanisława Augusta,
historyk Andrzej
Zahorski: Uważam
bowiem — pisze on we wspomnianej
pracy — że dla dziejów Warszawy panowanie Stanisława
Augusta było przełomem, za
jego czasów i przy jego wydatnym udziale Warszawa
przestała być tylko miastem rezydencjonalnym królów polskich, a stała się nowożytną
stolicą Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Czarna legenda ostatniego naszego króla „Piasta"
nie wytrzymała konfrontacji z prawdą
historyczną. Zwłaszcza po odkryciu i odczytaniu pełnej dokumentacji panowania Stanisława
Augusta, tak skrupulatnie przez niego gromadzonej. Niezwykle cenne są jego pamiętniki. Jak zauważył Aleksander Bocheński, ostatni
król Rzeczypospolitej
doskonale orientował się w zamiarach Prus i Rosji, czego dowodem — właśnie
pamiętnik króla.
Pamiętnik został wydany - pisze A. Bocheński — w oryginalnym
francuskim
tekście przez uczonych radzieckich w Leningradzie w 1921 roku. Nikt go dotąd nie
przetłumaczył w całości i nie udostępnił polskim czytelnikom.
Na
początku piątej księgi daje Stanisław August rzut oka na stan Polski, na jej
położenie
zarówno międzynarodowe, jak i wewnętrzne (...). Za największego wroga Polski uważał
król zawsze i niezmiennie Prusy. W zapatrywaniu
tym nie ma ani śladu jakiejś predyspozycji, ani filozofii dziejowej, ani tym mniej — jak
go o to oskarżano w Berlinie -
osobistej
nienawiści do Fryderyka Wilhelma II. Nie pasowałoby
to do pozbawionego wszelkich
namiętności politycznych, zwłaszcza daru nienawiści — króla. Po prostu konstatował
stałą chęć osłabienia Polski (A.Bocheński,
Rozmyślania o polityce polskiej, Warszawa 1988, s.127 ).
Niestety tej przenikliwości króla
nie miało wielu jego współczesnych — król był właściwie sam.
To tłumaczy jego
późniejszą decyzję poparcia kierunku
całkiem przeciwnego (orientacja na Prusy właściwie w społeczeństwie polskim zwyciężyła).
Król nasz
bowiem hołdował
zupełnie nowoczesnej — demokratycznej zasadzie,
która głosi,
że należy
się liczyć z opinią
większości (nawet jeśli się jest monarchą). W historii naszej byli
oczywiście i tacy mężowie stanu, którzy postępowali przeciwnie,
wbrew ogółowi -
przypłacili to upadkiem i odrzuceniem, zarówno
przez współczesnych, jak i potomnych. Tego za
nic nie
chciał, niezwykle
dbający o popularność wśród
rodaków, król. (Nb.
czasami należałoby
może iść pod prąd opinii ogółu,
gdy się
jest przekonanym do swych
racji — raczej dać się złamać
niż ugiąć.
Postawa taka
jednak może i efektowna,
politycznie jest nieużyteczna: co z tego,
że mieliśmy
rację, kiedy
już większość, nie chcąc nas słuchać, w owczym pędzie
pospadała w przepaść?). Nawet do targowicy
Stanisław August przystąpił
po chłodnej kalkulacji — na skutek większości
Rady, podzielonej i w tej
sprawie. Obarczać więc
winą króla za upadek
państwa — to grube nieporozumienie. Można
też i całe odium za klęskę
zrzucić na niego, wbrew prawdzie historycznej, by
naród pozostał krystalicznie
czysty i bez winy. Czy jednak wyjdzie to nam na zdrowie, czy znowu nie
będziemy z tą samą
beztroską i lekkomyślnością
brnąć w te same
błędy? Nie! Dość już
kozłów ofiarnych
usprawiedliwiających naszą
własną nieudolność,
bierność, lenistwo myśli i brak woli.
Jeśli już szukamy sprawców
naszych nieszczęść,
to przynajmniej
nie szukajmy ich tam, gdzie na pewno ich
nie ma — wśród najlepszych synów naszego
narodu. Zwłaszcza -
królów, którym
nie było dane nami
rządzić, a pozostawało tylko niewdzięczne
nam panowanie.
« Historia (Publikacja: 27-06-2004 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3477 |
|