|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Etyka zawodowa i urzędnicza
System prawa czy prawo Systemu? [2] Autor tekstu: Witold Filipowicz
Tymczasem Szef Służby Cywilnej — jak wynika z przeglądu stron
internetowych Urzędu — zajmuje się głównie prowadzeniem statystyk,
opracowań, sprawozdań. Na podstawie materiałów udostępnianych przez
jednostki organizacyjne. Czy kompletne, tego nie wie nikt.
W tej sytuacji nietrudno sobie wyobrazić scenariusze, w których dyrektor
generalny obsadza na stanowisku dyrektora departamentu (również zastępcy)
kogokolwiek, kto mu będzie przydatny, a przede wszystkim dyspozycyjny — w znaczeniu pejoratywnym — z kolei tacy „p.o. urzędnicy" zatrudniać będą
innych urzędników, niższych szczebli, też według swojego uznania i potrzeb.
Nie zawracając sobie głowy frazesami artykułów 1 i 5 ustawy, a także
poziomem kwalifikacji kandydata. Jedynymi kwalifikacjami, zarówno koniecznymi,
jak i pożądanymi, jest pełna dyspozycyjność, związki koleżeńskie, a najlepiej rodzinne. Bywają też bardziej oryginalne pomysły, mianowicie
najlepszymi kwalifikacjami jest brak kwalifikacji podstawowych, decydujących w głównej mierze o obsadzeniu konkretnego stanowiska. Nie jest to chory wymysł.
To rzeczywistość, z którą osobiście miałem okazję się zetknąć. A chodziło o prostą sprawę, sparaliżowania pracy komórki organizacyjnej, by
uzyskać pretekst usunięcia jej szefa pod pozorem nie radzenia sobie z wykonywaniem obowiązków. Naciski dyrekcji, tak generalnego, jak i departamentu
(vide: dyspozycyjność), mogły okazać się zupełnie wystarczające, nawet
mimo sprzeciwu przedstawiciela kadr. Gdyby osoba w ten sposób forsowana sama
nie zrezygnowała — niezupełnie dobrowolnie, zresztą — to parodia konkursu
zakończyłaby się zgodnie z osobistymi zamierzeniami tzw. profesjonalnych i bezstronnych urzędników. Czy tak prowadzone są i inne konkursy?
Niewykluczone, że tak. Ważnym jest tu ewidentny brak w przepisach ustawy
regulacji dotyczącej kontrolowania przeprowadzanych konkursów. Efektem tego
braku jest w praktyce całkowita dowolność doboru kadr, urągająca już nie
tylko samej idei jawności, bezstronności i profesjonalizmu, czyli całemu
systemowi służby cywilnej, ale też często i zdrowemu rozsądkowi. Czy wspomniane wyżej pojawiające się opinie o tworzeniu się struktur
państwa o charakterze mafijnym, w świetle tak stosowanych przepisów ustawy o służbie cywilnej i sposobów konstruowania aparatu administracyjnego państwa
nadal wydaje się być opinią ze świata fantazji i chorej wyobraźni? Nawet jeżeli
roztaczane wizje mafijnych powiązań są jeszcze przejaskrawione, to takie działanie, a raczej bezczynność i to bezczynność, mająca wszelkie cechy bezczynności
świadomej, nieuchronnie zdaje się prowadzić do uczynienia tych wizji jak
najbardziej realnymi.
Czy ktoś zechce wyjaśnić, dlaczego dotąd nikt nie wystąpił z wnioskiem, aby w odniesieniu do konkursowego naboru na wolne stanowiska pracy w służbie cywilnej znowelizować przepisy, dodając regulacje o mechanizmach
kontrolnych. Nie zlikwidowałoby to ewentualnych patologii, ale znacznie utrudniło
dowolność zachowań. Co stoi na przeszkodzie, aby stosować takie rozwiązania,
które urzeczywistniać będą funkcjonowanie zasad jawności i przejrzystości w życiu publicznym? Jeżeli istnieje nakaz umieszczania w miejscu publicznym, a także w Biuletynie Służby Cywilnej ogłoszenia o wolnych stanowiskach, to
dlaczego pominięto nakaz identycznego obwieszczania dotyczącego rozstrzygnięć
konkursów? Dlaczego nie ma określonych procedur odwoławczych, przysługujących
uczestnikom postępowania kwalifikacyjnego, gdy podany do powszechnej wiadomości wynik rozstrzygnięcia
budzi wątpliwości, co do zasadności dokonanego wyboru? Dlaczego nie ma nakazu
szczegółowego uzasadniania dokonanego wyboru określonego kandydata, którego
formalne kwalifikacje są niższe, niż kwalifikacje kontrkandydatów? Dowolność w tym zakresie daje możliwość stosowania niejawnych metod dyskryminujących,
np. z uwagi na wiek czy płeć. Dlaczego nie wprowadzono nakazu przechowywania
ofert przez jakiś określony czas, np. lat trzech, by tym samym dać możliwość
kontroli prawidłowości postępowania rekrutacyjnego, a przede wszystkim
dlaczego brak jakiegokolwiek zapisu o jakiejkolwiek możliwości kontroli?
Argumentacja o trudnościach lokalowych czy personalnych byłaby co
najmniej niepoważna. Przykładem może być ustawa o zamówieniach publicznych,
która, choć też obarczona ułomnościami, reguluje jednak sprawy systemu
kontroli, co precyzowane jest, m.in. w art. 26 i 26a uzp. wprost nakazując
przechowywanie ofert przez okres trzech lat, w sposób gwarantujący ich
nienaruszalność. Obydwie ustawy powstawały na wspólnym gruncie gwarancji
jawności i przejrzystości życia publicznego, nie ma więc chyba żadnych
powodów, by generalne zasady, mające tę jawność i przejrzystość
gwarantować, umieszczać w jednym akcie prawnym, a pomijać w drugim. Żaden
argument spośród wielu się przewijających nie uzasadnia takiego rozróżnienia w traktowaniu tego samego obszaru regulacji. Brak miejsca na przechowywanie?
Dokumentacja dotycząca zamówień publicznych jest dziesiątki razy
obszerniejsza od rekrutacyjnej. Jeden przetarg potrafi osiągnąć rozmiary
setek stron, podczas gdy dokumenty rekrutacyjne liczą sobie na ogół tych
stron dziesięć. A że ustawa o zamówieniach publicznych reguluje obszar
materii bardzo wrażliwej, bo sposobów wydatkowania publicznych pieniędzy, więc
musi być bardziej rygorystyczna? Tak się składa, że te pieniądze wydaje właśnie
urzędnik, m.in. z naboru konkursowego. Czy zatem jest mniej ważne kto te pieniądze
wydaje?
Finanse publiczne zresztą, to tylko jeden aspekt, bo całe życie
publiczne opiera się na działaniu urzędnika administracji publicznej — rządowej i samorządowej. Łącznie z szeroko rozumianym systemem gospodarczym kraju.
Nikogo nie trzeba chyba przekonywać, że cała gospodarka, bez względu na jej
status — państwowa czy prywatna — nieustannie się styka z machiną
administracyjną i urzędnik pośrednio, ale i często bezpośrednio wpływa na
funkcjonowanie przedsiębiorstw. W jakim stopniu, to już zależy od stanowiska i funkcji. Im wyższe stanowisko, tym większe wpływy, a w tle przewijają się
osoby na niższych szczeblach, które przecież wykonują całą gamę czynności
tzw. wspomagających, na rzecz i polecenie urzędników wyższego szczebla. O ile łatwiej i wygodniej podejmować decyzje ze świadomością, ze podległy
pracownik nawet jeśli zauważy jakieś niezrozumiałe posunięcia, to i tak nie
będzie zadawał pytań, a wiedzę zachowa dla siebie.
Czy powyższe wizje i rysowane scenariusze nadal są tak bardzo odległe
od struktur nazywanych przez niektórych mafijnymi? A przecież to nie koniec wątpliwości,
pozostaje jeszcze cała sfera osobistych, prywatnych celów, choćby instynkt
samozachowawczy. Nietrudno sobie wyobrazić reakcję szefa jakiegoś wydziału,
gdy biorąc udział w komisji ogląda świadectwa ewentualnych podwładnych, a tam czarno na białym widnieją takie umiejętności i doświadczenie, które z miejsca dyskredytowałyby obecnego przełożonego. Wystarczy więc taką ofertę
po prostu usunąć i po kłopocie. I tak nikt tego nie sprawdzi. Przechodzi zaś
kandydat „bezpieczny", czyli taki, który ma niższe kwalifikacje od oceniającego.
Psychologicznie taka postawa jest zrozumiała, prakseologicznie nie do przyjęcia. A jednak efekty widzimy wokół, w codziennym życiu.
Każdego dnia ze wszystkich stron jawią nam się czołowe postacie życia
publicznego i przekonują o dalszej demokratyzacji, jawności, przejrzystości,
profesjonalizmie, czystości intencji, projektowaniu coraz lepszych rozwiązań
prawnych. Jednocześnie zaś to, co stanowić powinno fundament państwa, urzędnik,
żyje sobie spokojnie w cieniu wielkiej polityki i funkcjonuje na takiej
zasadzie, na jakiej został zatrudniony. Po uważaniu. I w tym kontekście
problemem najbardziej istotnym jest nie rozmiar aparatu administracyjnego, ale
jego jakość. Ta jakość wpływa też i na rozmiar, bo personel nie jest umiejętnie
dobierany do konkretnych zadań, w jednym obszarze za szczupły, w innym ponad
wszelkie potrzeby. A jeśli się chce zatrudnić zięcia, a przy tym nie pozbywać
specjalisty w jakiejś dziedzinie, bo zięć gapa i sam by sobie nie poradził,
więc tworzy się dodatkowe stanowisko. Tym sposobem na jednym stołeczku tworzy
się dwa etaty, choć nadal pracuje faktycznie tylko jedna osoba. Proszę zgadnąć,
która.
Oto jedno ze źródeł tworzących obraz otaczającej nas rzeczywistości.
Te same czołowe postacie przekonują nas teraz o potrzebie integracji
europejskiej. Dla wspólnego dobra, dla wspólnych świetlanych celów. Wspólnych
komu? Jeżeli teraz, we własnym kraju nie potrafią zrobić rzeczywistego porządku,
jeżeli teraz, we własnym kraju zachowują się tak, że dają wszelkie
podstawy do myślenia, iż ten wszechogarniający bałagan jest albo celowym
działaniem, albo objawem totalnej nieudolności, to jak sobie szanowne postacie
wyobrażają być wiarygodnymi? Tam, za miedzą taryfy ulgowej nie będzie, więc
pod takim przewodnictwem gdziekolwiek się wybierać jest dość ryzykowne. Zwłaszcza,
że obserwacje poczynań na arenie krajowej przywodzą na myśl smutną
konstatację, iż u władzy od dekady trwają ci, dla których dobro kraju jest
wyłącznie szyldem, transparentem. Za dużo tych „dlaczego" już się namnożyło,
by teraz móc zaufać, że bieg do Unii jest w interesie kraju, a nie wyprawą
po kolejne apanaże dla wąskiej grupy wybrańców. Ale droga wolna, biegnijcie
panie i panowie. Sami, bo ja i mnie podobni swojego interesu w tym nie widzimy.
Warszawa, 14 marca 2003 r.
1 2
« Etyka zawodowa i urzędnicza (Publikacja: 18-07-2004 )
Witold FilipowiczAbsolwent Uniwersytetu Warszawskiego, magister administracji, studium podyplomowe integracji europejskiej. Wieloletni pracownik administracji rządowej szczebla centralnego, w tym na stanowiskach kierowniczych, specjalista z zakresu zamówień publicznych i funkcjonowania administracji. Autor szeregu publikacji, m.in. w "Dziś", Komentarze", "Forum Akademickie", "Obywatel" oraz na wielu serwisach internetowych publicystyki niezależnej, autor raportu "Służba cywilna III RP: zapomniany obszar", prezentowanego i opublikowanego na stronach Fundacji Batorego w Programie Przeciw Korupcji. Liczba tekstów na portalu: 21 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Przekrzywiona opaska Temidy | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3531 |
|